środa, 31 marca 2021

wosk / świeca Goose Creek Christmas Wreath

Ciężki wianek do wąchania

Gwiazdkowe zapachy i ich etykietki rzadko kiedy zwracają moją uwagę, bo nawiązują do chrześcijańskiego świętowania, a więc zupełnie nie mojego. Zimą raczej trochę celebruję Yule (związane z czarostwem), acz trochę daję się ponieść ogólnemu, pozytywnie kiczowatemu popkulturowemu kiczowi. Świąteczny wieniec... wygląda jak wygląda, w Polsce chyba się ich raczej nie robi, ale w obchodzenie Przesilenia Zimowego się wpisuje. A do tego jak on może pachnieć! Wyobrażam sobie, że pięknie. I właśnie dlatego wosk ten musiał do mnie trafić, a bo i możliwość kupienia kostki z etykietką była. Mniejsza o to, że udało mi się go zdobyć po okazyjnej cenie, dłuuugo po okresie świątecznym.

Goose Creek Christmas Wreath to zapach wieńca świątecznego, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Bezdyskusyjnie pyszne! Rozpłyń się w tej świątecznej, szlachetnej mieszance. To rumowe, świąteczne ciastowe niebo!
Nuty górne: przymrożone / lukrowane ("frosted" - ?) cytrusy, ostrokrzew, jabłko
Nuty bazowe: szyszki sosny, świeżo ścięta sosna, balsamiczna jodła
Nuty dolne: igły jodły kanadyjskiej, drewno cedrowe, cynamon


Recenzja

Zapach już na sucho przejawiał świeżość podrasowaną kwaskiem drzew iglastych i cytrusów. Dosłownie czułam kłujące, zielone igiełki, ale i drzewne ciepło. Pomyślałam o dość ciężkich, słodkich suszonych liściach tabaki, wanilii i cynamonie z ciężką goryczką. I to nie tylko cynamonu, a ogółem przypraw korzennych? Wydała mi się nieco duszna, ale... mieszająca się z ciężko-słodkimi, suszonymi albo kompotowymi jabłkami. Było w tym coś lekko kręcącego w nosie... perfumeryjnie-winnego? 

Po rozgrzaniu wosk roztoczył słodycz jabłek z charakterem podkreślonym żurawiną oraz wanilii. Ostatnią wsparła tabaka, właśnie suszonymi, szeleszczącymi liśćmi otwierając drogę drzewom. Czułam drzewa i drewno z kominka. Roztaczało mnóstwo ciepła, podkreślonego cynamonem.

Zaraz umocniła się także soczystość i drobny kwasek. Najpierw wydały się pochodzić głównie od drzew iglastych, gałązek i zielonych igiełek. Oczami wyobraźni widziałam świąteczne drzewko, w którego ozdobach odbijały się tańczące płomienie z kominka. Zdawało się trochę nim rozgrzane, ale wonne i żywe. Niczym kolorowe łańcuchy oplotła je soczystość słodko-kwaskawa, bardziej owocowa. Kompozycję przecięły cytrusy; bardziej zwróciłam uwagę na słodko-kwaskawą żurawinę, a następnie na jabłka. Słodkie, soczyste... trochę kwaskawo szarlotkowe? Ciepłych? W owocach zaplątał się ciężkawy, pudrowo-słodki element. Owoce doprawiono też... cynamonem? 

Cynamon właśnie także wpisywał się w słodycz, rozgrzewał i... dodawał goryczki. Z czasem znów zwrócił uwagę na orientalne przyprawy i wonne drzewo. Czułam słodycz wanilii i korzenną, ale wyszły aż ciężko i poważnie. Wyłapałam chyba także kardamon, może pieprz kręcący w nosie. Były trochę jak ciężkawe perfumy albo grzaniec. Słodkie, rozgrzewające, a jednak ciężkie i dosadne, zmieszane z nutką czerwonych owoców oraz żywą wonią drzew wiecznie zielonych. Pomyślałam też o beczkach, w których leżakuje wino i... drewnie wiśniowym (na którym wiele rzeczy się wędzi). Drewno z wykwintną i poważną soczystością - to jest to.

Zapach był bardzo intensywny już na sucho, ale to w paleniu pokazał pełnię mocy. Wyrazisty i dosadny, rozchodzi się szybko, z czasem stając się pozytywnie ciężkawym.

Całość była wprawdzie ciężka, ale na szczęście nie tylko przez słodycz. Ciężkość drzew i drewna nasączonych owocami i przyprawami, a także jednak z pewną zimową  rześkością stworzyło cudowny, siekierowo-mocarny splot. Wosk ten na pewno nie jest ciężkim orzechem do zgryzienia, nie sprawia kłopotów. Nie jest też leciutkim wianuszkiem. To mocny, wonny wieniec, jak nic. Rzeczywiście taki gałązkowy... mniej więcej jakoś tak sobie wyobrażałam.

9/10

sobota, 27 marca 2021

wosk Yankee Candle Warm Cashmere

 Sweter-niespodzianka

Zbyt jasne, potencjalnie pudrowe, kobiece, delikatne zapachy nigdy nie leżały w kręgach moich zainteresowań. To, co wiele kobiet nazywa "cudownie otulającym", ja odbieram jak cienkie i gryzące, niewygodne golfy, które zupełnie nie są funkcjonalne. Krótko mówiąc - coś zawsze mi w nich nie pasuje. Męczy mnie, że zazwyczaj same jakby się męczyły chcąc pachnieć, a nie pachnąc. Taak, bez dwóch zdań wolę zdecydowane siekiery. Skąd więc ten zapach u mnie? Wpadł jako gratis. I tu przyznam, że lubię, jak takie niespodzianki nie moje wpadają, bo zawsze to okazja, by poznać coś, na co bym nigdy nie zwróciła uwagi. Tak bez zobowiązań, nic nie tracąc to sobie próbować różności mogę. A może akurat? Aż się ciepło na sercu robi, gdy taki bonus wpada.

Yankee Candle Warm Cashmere to zapach ciepłego kaszmiru; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Zawiń się w luksusie z wystawnymi nutami kojącego drzewa sandałowego i egzotycznej paczuli. 
Nuty górne: pomarańcze w słońcu
Nuty środkowe: drewno kaszmirowe, złoty bursztyn, kardamon
Nuty dolne: kremowe drewno sandałowe, zamsz, piżmo, biała paczula, francuska wanilia

Recenzja

Na sucho poczułam raczej delikatny, ciepły zapach czystego swetra, materiałów i delikatnych, ciepło-słodkich przypraw. Jakby tak czysty, wyprany sweterek już lekko zdążył przesiąknąć korzenną słodyczą i perfumami. Chyba doszukałam się też wanilii.

Po rozgrzaniu nie było już miejsca na żadne "chyba". Z kominka rozszedł się ciepły, sweterkowo-tkaninowy, otulający zapach perfum i wanilii właśnie. Pomyślałam o suszonych laskach wanilii i jej czarnych kropeczkach... Kropeczkach rozsypanych na jakimś jasnym drewnie i jasnych, mięciutkich swetrach.

Ciepłe, delikatne drewniane nuty wniosły orientalne ciepło. Trochę korzenności splotło się... z odległymi promieniami słońca. Zupełnie jak promienie słońca nagrzewające jakieś... zwiewne firanki, puchate dywany, koce... leżące w jasnym pomieszczeniu z drewnianymi meblami. Takim, gdzie leży też sporo miękkich tkanin i swetrów gotowych, by się w nie wtulić. Czułam, jakie to przytulne! Słodycz zaś była... jakby nieco przykryta firankami. Wszystko miało jasny wydźwięk, ulotny. Czyżbym poczułam zwietrzały, słodziuteńki cynamon cejloński? Zbyt delikatny, a potencjalnie uroczy.

Drewno wydało mi się przejawiać lekką soczystość. Ono też, jak i świeżo wyprane, czyste ubrania (jednak lekko już nasiąkające korzennością), było dość... czyste, jak wypucowane sprayem do drewna. W tle pojawiła się soczysta pomarańcza czy mandarynka... odrobinka jednak. Tonęła w tym otulającym, drewnianym i słodko korzennym... poranku? Tak, wosk miał jego wydźwięk. Słonecznego, ale zimowego poranka w cieplutkim mieszkaniu.

Moc zapachu niestety w moim odczuciu wyszła za słabo. Delikatny wydźwięk w połączeniu z delikatną mocą-natężeniem nie dała mi możliwości, bym się mogła w pełni nasycić wszystkimi nutami. Sporo było tu kwestii zbyt ulotnych. Dość intensywny na sucho zapach rozchodził się powoli, nieźle się wyeksponował, ale zaraz znikał.

Całość była ładna, taka ciepło-tuląca, ale jedynie jako "coś tam do pachnięcia w tle". Nic porywającego, odkrywczego... Z potencjałem, ale bez polotu, a szkoda. To pachniało tak leciutko, że aż żal.

6/10

czwartek, 25 marca 2021

wosk / świeca Goose Creek Falling Leaves

Nieopadające uwielbienie

Uwielbiam zapach liści i deszczu niezależnie od pory roku. Oczywiście jesienią mają najzacniejszy klimat, ale kiedy to w lutym nadarzyła się okazja kupienia tego wosku, nie zastanawiałam się ani przez chwilę.

Goose Creek Falling Leaves to zapach spadających liści, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Popołudniowy spacer po parku. Słońce świeci, a liście spadają.
Nuty górne: dojrzałe jabłko, nektar ze śliwek
Nuty bazowe: spadające liście, dziki mech
Nuty dolne: klony, dęby


Recenzja

Po otwarciu poczułam słodycz egzotycznych owoców: mango, ananasa i brzoskwini  z odrobinką zaznaczonego kwasku, podkreślonego soczystym jabłkiem. Z tła z czasem napłynęło sporo słodko-gorzkawych nut liści i drzew. Pomyślałam o liściach suchych i szeleszczących, rozgrzewanych słońcem złotego, jesiennego dnia, ale leżących na ciemnej, zimnej już glebie. Drzewa korzystały w najlepsze z tych ostatnich promieni, a jednocześnie ich korzenie na pewno odczuły już pierwsze sugestie chłodu.

Po rozgrzaniu wosk roztoczył woń słodkich jabłek, mango, ananasa i śliwek... Może kompotów? Słodycz kumulowała się. Pomyślałam o miodzie, ale słodycz wydawała się głównie owocowa, rześka. Głębi nadały jej drzewa i szeleszczące liście.

Wirowały w ciepłych promieniach słońca wczesnojesiennego dnia i opadały na zieloną, chłodnawą trawę. Wydała mi się... pokryta rosą i wilgotna właśnie. Wysoka, niemal muląca słodycz chwilami pozwalała sobie na żywsze, soczystsze zagrania. Skojarzyła mi się z brzoskwiniami... widziałam dosłownie lejący się z nich sok, ale też jabłka... Jabłka skórką przypominające o charakterku, może nieco... duszone? Jako kompot? Dosłownie uziemiały owocowość.

Bo leciutko ziemisty, drzewny charakter był nie do przeoczenia. Jakby liście opadały i leżały na zimnej trawie i ziemi, od których wilgoć dosłownie zaciągały. W wyobraźni miałam obraz czarnej gleby, pomyślałam o... jakimś opuszczonym miejscu, mchu... Tajemniczo pobrzmiewającym za liśćmi, po dłuuższym czasie wyraźniej.

Moc zapachu popisała się już na sucho, w paleniu również satysfakcjonująca. Wyrazista, szybko rozchodząca się woń cieszyła siłą, nie przytłaczając.

Całość bardzo mi się podobała. Z jednej strony to słodka, owocowo-liściasta i słoneczna jesień, ale z drugiej... ziemistość i trawy sygnalizujące mroczniejszą stronę tej pory roku. Te nuty wydawały się lekko zawoalowane, tajemnicze i bardzo, bardzo kuszące. Jakby bawiły się w chowanego w otoczeniu słodkich, słonecznych owoców.
Zapach wydał mi się podobny do GC Autumn, ale jednocześnie lżejszy (delikatniejszy?), choć z mroczniejszym akcentem. Złożony i niejednoznaczny, jednak wolałabym, by jednak proporcje były odwrotne - by był mocniejszy, poważniejszy, nie taki... zwiewny?

8/10

wtorek, 23 marca 2021

świeczka / wosk Yankee Candle Paradise Spice

Banan w Gangsta's Paradise

Bardzo lubię banany, przez co swego czasu ciągnęło mnie do np. czekolad o ich smaku i różnych zapachów. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że niestety - banany prawie nigdy nie wychodzą w czymś tak prawdziwie i zachwycająco, jak bym sobie tego życzyła. Z korzennym bananem jednak postanowiłam zaryzykować - za bardzo to nietypowe zestawienie, bym miała je przegapić. Potencjalnie, rzeczywiście mogło być iście rajskie!

Yankee Candle Paradise Spice to świeczka o zapachu bananów z przyprawami korzennymi, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Skarb egzotycznej wyspy... Doskonale dojrzałe banany i kremowa wanilia niecodziennie doprawione szlachetnym cynamonem i goździkami.
Nuty zapachowe: banany, wanilia, cynamon, goździki

Recenzja

Na sucho wosk pachniał delikatnie i słodko, powiedziałabym, że wanilią i kokosem, osadzonymi w mlecznej tonacji... może mleczka kokosowego? Z lekko słodko-soczystą nutą banana lub puddingu / koktajlu mleczno-bananowego? Wszystko to miało lekko... kąpielowo-balsamowo-kremowy ("łazienkowy") wydźwięk. Soczystość zaś wydała mi się kryć jeszcze jakieś inne owoce.

Po ogrzaniu banan wciąż był bardzo łagodny: zmiksowany z mlekiem albo jako suszony... niemal wyprany ze swej bananowości. Puścił przodem wysoce słodką wanilię. Pomyślałam też o kokosie - i to również na słodko... w wydaniu kosmetycznym? Soczystość... jakaś się plątała, aczkolwiek nie była tylko bananowa... resztę jednak trudno nazwać. Z czasem w dodatku wydało mi się to wyraźniej budyniowe i jak krem / balsam; kąpielowo-kosmetyczne. 
W tle pojawiła się słodko-cieplejsza nuta. Przypraw korzennych? Tak daleko, w tle... Czegoś słodko-ciepło rześkiego? Może to nie soczystość, a np. zwietrzały anyż? Coś się w tej kwestii zruszyło i zdecydowało na ocieplenie (jednak). Pomyślałam o pieczonym bananie, ale znów... jakby wypieczonym z bananowości.

Po dłuższym czasie wrócił shake na bazie mleka z bananem, tym razem ze szczyptą cynamonu. Niby z podkreśloną soczystością, namiastką charakteru, ale... bardzo skrytymi od początku do końca.

Moc zapachu uważam za zbyt niską. Jakby chciał, a nie mógł. Autentyczność też wątpliwa.

Całość może i miała potencjał, ale go nie wykorzystała. Przyjemne nuty jakby nie mogły się rozkręcić. Za delikatny banan, za delikatny kokos i tylko odrobinka przypraw wydawały się onieśmielone kosmetyczno-budyniowym klimatem, który... no, tu akurat na szczęście, też siekierą nie był. A i tak dał radę trochę pomęczyć - gangster jeden! Zdecydowanie poniżej średniej, ale smrodem nazwać go nie mogę.

4/10

niedziela, 21 marca 2021

wosk / świeca Goose Creek Candle My First Autumn

Zapach pamiętny jak pierwszy raz?

Mimo że nuty nie wydały mi się zbytnio w moim guście, woskowi postanowiłam dać szansę, bo pojawiła się możliwość kupienia kostki (w dodatku udało mi się wyprosić etykietkę). Zakochałam się w etykietce i po prostu cierpiałam: chciałam ją mieć, ale bałam się, że zapach mi się nie spodoba. Zawsze myślałam, że zbyt owocowe, jabłkowo-cytrusowe to akurat te jesienne kompozycje, które zostają u mnie daleko w tyle (bo wolę liście, deszcze, drewno itp.), ale... - co prawda niejesienny - Woodbridge Night Before Christmas udowodnił mi, że jabłka / soczystość mogą mi się bardzo podobać. Kompozycji zrobiłam się więc po prostu ciekawa, nie nastawiałam się ani bardzo pozytywnie, ani negatywnie.

Goose Creek My First Autumn to zapach wilgotnego powietrza, oddający wczesną, pierwszą jesień dla kociaka, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Rześkie, wilgotne poranne powietrze. To pierwsza jesień tego słodkiego kotka!
Nuty górne: soczysty cytrus, brzoskwinia, jesienne jagody
Nuty bazowe: skórki jabłek odmiany Rome (czerwone do gotowania), złote liście
Nuty dolne: drewno sandałowe, ziarna wanilii, drewno cedrowe


Recenzja

Na sucho wosk w pierwszej chwili uraczył mnie słodyczą i kwaskiem malin i jabłek... jabłuszek. Wyszły lekko pudrowo, podrasowane wanilią. W tle doszukałam się cytrusów. Pomyślałam o gotowanych musach z owoców. Za nimi snuły się liściasto-drewniane, charakterniejsze nuty.

Po rozgrzaniu wosk roztoczył słodką rześkość i soczystość owoców, ale też... wilgotnych liści i drzew. Czułam głównie słodziutkie, miękkie, aż przejrzałe maliny i słodkie, czerwone jabłka. Było więc soczyście, ale nie tak lekko. Słodycz wydała mi się aż gęsta.. Po chwili odnotowałam egzotyczne mango i brzoskwinie. Pojawiła się odrobinka cytrusów, mieszająca jabłka i maliny z egzotyką... Czy raczej jabłuszka i malinki, słodziutkie i urocze (tak by być precyzyjniejszą). Cały czas kręcił się w nich aż słodko-pudrowy motyw.

Te z czasem wydały mi się bardziej dżemowe, jak dżemy i konfitury nieco posłodzone wanilią, a jednak też z paloną nutą. Ją umocniły drzewa. Pomyślałam o musach z wymienionych owoców. Wyobraziłam je sobie ponakładane do drewnianych miseczek... Drewno było jasne, wonne. Niosło ciepło.

Jakby tak... siedzieć przy misce słodkich smakowitości wczesną jesienią, kiedy wspomnienia lata są jeszcze żywe, acz ciepłe słońce pada już na pierwsze złote liście. Taak, właśnie liście i jasne drewno się w tym mieszały. Chwilami sugerowały wonne, suszone bukiety... słodkie, szeleszczące i nieco kręcące w nosie.

Zapach był bardzo mocny, aczkolwiek po tym, jak zaprezentował się na sucho, spodziewałam się konkretniejszej i soczystszej siekiery w paleniu. A tak poszedł w słodkim, choć nie dusząco-przesłodzonym kierunku. Moc dobra.

Odebrałam My First Autumn jako lżejszą, bardziej słodziutką i egzotyczną, jesienną wersję Woodbridge Night Before Christmas z domieszką GC Autumn. Chociaż... nie wiem, czy jabłka, maliny, mango oraz drzewa i liście dobrze oddają wczesną jesień. Na pewno jednak są połączeniem ślicznym. Może nieco zbyt słodziaśnym dla mnie, ale... obstawiałam, że to może tak wyjść. Dla urozmaicenia jednak... dlaczego nie?

8/10

piątek, 19 marca 2021

kadzidło Prema Oryginalne Kadzidło Greckie Tuberoza

 Tuber-turbo-rosa

Lubię kadzidła naturalne, palenie ich na węgielku ma swój klimat, ale na kadzidła greckie zerkałam trochę niepewnie. Chciałam je wypróbować, ale jakoś... bałam się, że palenie ich nie będzie łatwe? Sama nie wiem. Gdy jednak dostrzegłam miętowe kosteczki (jeden z moich ulubionych kolorów) o zapachu... najpierw błędnie pomyślałam, że róży (kocham jej zapach i smak), wiedziałam, że to muszę mieć. Nawet gdy zorientowałam się, że chodzi o tuberozę... to nawet zainteresowałam się jeszcze bardziej. Chciałam dowiedzieć się, jak ten kwiat pachnie.

Prema Oryginalne Kadzidło Greckie seria Ateny Tuberoza to zapach tuberozy w formie greckiego żywicznego kadzidła z dodatkiem olejków; importera Prema.

Opis producenta:
Kadzidło wysokojakościowe o słodkim, egzotycznym, łagodnym aromacie. 


Recenzja

Na sucho kadzidełka pachniały bukietem żywych, jasnych kwiatów i pudrem. Przewodziły róże i konwalie... powiedziałabym, że te pierwsze różowe, białe, ale też jakieś fiołki i może jaśmin? Łączyły ciężkawość, głębię i lekkość białych kwiatów. Wydawały się delikatne, ale pewne siebie. Podszyła je słodka pudrowość... pudru dla dzieci i cukierków pudrowych?

Palone kadzidło uderzyło kwiatami jasnymi, lekkimi, zwiewnymi, a więc fiołkami i konwaliami, dzwonkami, na które nałożyły się dość ciężkie płatki. Pomyślałam o różowych i białych różach, jednak... Po chwili nasunęły się na to nieco pudrowe perfumy. Pomyślałam o zwiewnych, acz ciężkich tkaninach... sukniach? Prosto z szafy starszej pani albo jakiejś ciotuni, której ubrania już się nawet nie wypierają z kwiatowych perfum. Była to osoba... prawdopodobnie co jakiś czas bywająca w kościele. 

W kadzidle bowiem z czasem doszukałam się też nieco kościelnej nutki. Pomyślałam o... zakrystii i sutannach przesiąkniętych dymem i... kwiatami, którymi udekorowano świątynię? Albo... raczej z wyczuwalnymi płatkami przygotowanymi na jakąś procesję. Wszystko bowiem mimo różnych wybiegów obracało się wokół kwiatów i ich delikatnych płatków: białych, różowych, fioletowych, lilac...
Kwiatów niewątpliwie świeżych.

Kadzidło od początku pachnie wyraźnie, upuszcza sporo dymu, ale nie jest on ciężki. Wznosi się i zaraz znika, co nie przeszkadza zapachowi w świetnym rozchodzeniu się i długim trwaniu. Kadzidło dość wydajne, ale nie wyjątkowo.

Całość wydała mi się i ładna, i interesująca i... niecodzienna. Zarówno w wydźwięku, jak i formie. Forma czysta, wygodna i bardzo przyjemna. Z całości jestem bardzo zadowolona. Choć nie rozkochała mnie w sobie wiem, że warto kiedyś jeszcze poeksperymentować z innymi zapachami - ten zaś z ochotą wywącham do końca (i pewnie kupię kolejną porcję).

9/10

środa, 17 marca 2021

kadzidełka Nemesis Now Empowerment (Patchouli) by Lisa Parker paczula

Nie takie mocne wzmocnienie

To, że paczula to jedna z moich ulubionych nut odkryłam stosunkowo niedawno. To znaczy... niedawno odkryłam, jak nazywa się to, co czuję a to w perfumach, które kupuję, a to w poszczególnych kompozycjach zapachowych. Paczula, czyli roślina, której zapach wielu osobom kojarzy się z ziemią, podbiła moje mroczne serce, które takie dziwne nuty ciągną. W sumie nie zdziwiło mnie, że to właśnie jakaś "ziemista roślina" tak mi się podoba, skoro nawet w czekoladach ziemiste nuty są moimi ulubionymi. Te kadzidełka, jako że i z przydatną intencją oraz kotem na opakowaniu, po prostu musiałam więc zakupić.

Nemesis Now Empowerment (Patchouli) by Lisa Parker to zapach paczuli z zaklęciem na wzmocnienie, sygnowany nazwiskiem Lisy Parker (angielskiej rysowniczki fantasy); u mnie w formie czarnych kadzidełek patyczkowych, wykonanych w Indiach z materiałów perfumeryjnych, których w opakowaniu jest 20.


Recenzja

Na sucho kadzidełka pachniały słodko-ostrymi ziołami, m.in. chłodzącym anyżem oraz nieco zapleśniałą ziemią. Już czułam goryczkę dymu i naturalną, starą aptekę-zielarnię, w której suszą się zioła porozwieszane wszędzie. W głowie powstał mi obraz ziołowych tabletek i goryczkowatych leków. Apteczny klimat zawarł chłód i duuużo ziół.

Po rozpaleniu dym rozniósł jeszcze więcej ziół i suszonych kwiatów. Były słodkie, a zaraz coraz suchsze i ostrzejsze. Dym i jego goryczka przywiodły na myśl ostro-gryzący, chłodzący anyż, ale także zioła bardziej lekowe. Poczułam ziemię, chłód i pikanterię... niemal pleśniową. Pomyślałam o gorzkawych lekach, co przesądziło o klimacie apteki. Apteczne nuty, słodko-goryczkowate syropy, ziołowe tabletki i naturalna mieszanka ziół zahaczyła o męski ton, a także słodki chłód anyżu, mięty i eukaliptusa. Wciąż w aptece. Może nawet z odrobinką kwasku ziemi i cytrusów? Dym zmienił się w węgiel... może węgiel roślinny? Jakby nieco rozmokły. Też rodem z apteki.

Mimo poważnego charakteru i mocy, jaką nuty mogłyby zaserwować, kadzidełko uwalniało sporo dymu, ale nie aż tyle zapachu, ile można by oczekiwać. Moc uważam więc za średnią i jest to jedyna, acz w moim odczuciu dość poważna, wada.

Całość bardzo mi się podobała, jednak na sucho kadzidełka obiecały wiele, a potem sprostały tylko częściowo. Wyrazista ziołowa apteczność to rewelacyjna kompozycja, ale marzyłaby mi się taka prawdziwie siekierowa siekiera. Tak to... kadzidełko na wzmocnienie samo w sobie wyszło nie tak mocno. Cóż, bywa.

9/10

poniedziałek, 15 marca 2021

wosk / świeca Goose Creek Mahogany Driftwood

Wyrzucone... na pewno nie pieniądze w błoto

Zawsze zakładałam, że skoro obecnie nie lubię morza, plażowania wręcz nie cierpię, związane z tym zapachy nie są dla mnie. Wszystko zmieniło się po YC Driftwood. Dotarło do mnie, że zapachy plaży mogą być również charakterne, poważne i męskie. Co z plażami dzikimi, nieodkrytymi? A no właśnie. Stąd i postanowienie spróbowania takiej kompozycji mojej ulubionej marki wosków.

Goose Creek Mahogany Driftwood to zapach mahoniu wyrzuconego na brzeg, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Zachwycający, męski zapach unoszący się w powietrzu podczas spaceru wzdłuż wybrzeża.
Nuty górne: cytryna, pomarańcza, kardamon
Nuty bazowe: jaśmin, rozmaryn
Nuty dolne: mahoń, drewno tekowe, drewno wyrzucone na brzeg morza


Recenzja

Na sucho wosk zapachniał mi męskimi perfumami na świeżym, rześkim powietrzu. Zupełnie jakby przywiewał je chłodny wiatr od morza, podkreślony kwaskiem cytryn. Perfumy, ale też cytrusy były goryczkowate, poważne i mieszające się z ciemnawym, masywnym drewnem. W tle coś lekko zakręciło w nosie, co odebrałam jako słodkawo-słonawą sugestię.

Po rozgrzaniu wosk przywitał się goryczką drewna i przypraw. Było w tym coś suchego, ciepło-rozgrzewającego. Ciężkawy kardamon od razu przełożył się na myśl o ciężkim, bo zawilgoconym drewnie tylko co wyrzuconym na piaszczysty, dziki brzeg.

Pojawiła się obok tego słonawa rześkość, soczystość... nawet cytrusowość, wciąż jednak nie odcinająca się od goryczki. Skórki cytrusów miały drzewne podszycie. Drewna, drzew cały czas przybywało coraz więcej i więcej. W głowie miałam obraz drewna raczej jasnego... takiego... zszarzałego? Powykręcanych konarów, wyglądających na nieprzystępne, surowe... Leżące na tle dzikich, niebezpiecznie wyglądających fal zmierzających bez kompromisu ku wybrzeżu.

Pewna suchość i przyprawy z czasem dopowiedziały odrobinę ziół... czy ziołowo-kwiatowych motywów. Wniosły słodycz, jednak nie jakąś wysoką. Zakręciła lekko w nosie niczym... kwitnący jaśmin? Ostrawa słodycz osadziła się w charakternych, ale rześkich męskich perfumach. Wyłapałam słodko-pikantny rozmaryn (mieszający się z solą?) i znów o nadrzędnym drewnie, wspartego odrobiną kwiatów.

Zapach to siekiera już na sucho. Rozchodzi się szybko, trwa długo. Bardzo pewny siebie, aż imperialny.

Całość wyszła genialne. Oddaje etykietkę doskonale. Męski zapach przywodzący na myśl dziką plażę, słonawe drewno... które wydają się niedostępne, a jednak są pożądane, jak mało co innego.

10/10

sobota, 13 marca 2021

wosk Yankee Candle Enchanted Moon

Nieczarujący księżyc

Kocham motyw księżyca, a czas, kiedy jest w pełni uważam za niezwykły. Także ta etykietka, tytuł... ogół! wydały mi się zachwycające. Może świeca prezentowała się lepiej, ale że ostatnio zapachy YC mnie nie oczarowują, zdecydowałam się na wosk. Nuty wypisane przez producenta również brzmiało mocno i uwodzicielsko, magicznie, więc... bałam się, że to wszystko zapowiada się aż za pięknie.

Yankee Candle Enchanted Moon to zapach oddający spokojną noc oświetloną magicznym blaskiem księżyca; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Spokojna, czysta, księżycowa noc otulona magiczną mieszanką jałowca, piwonii i drzewa tekowego.
Nuty górne: peonia / piwonia, czerwone owoce, lychee
Nuty środkowe: piwonia magenta, pączki goździków
Nuty dolne: jałowiec, drewno tekowe, gałka muszkatołowa, drewno

Recenzja

Na sucho wosk pachniał perfumami i świeżymi, żywymi kwiatami (głównie różami) oraz przyprawami i drzewami - jakby wątki te łączyły się w pary. Zawarł w sobie element męski i kobiecy (chyba lekko dominujący?). Mimo dosadności ostro-goryczkowatych przypraw, drewna, czułam też wodnistą rześkość cierpkich owoców. Dało to efekt... nieco cierpki, wręcz metaliczny (taki, który mógł albo zaniknąć, albo pójść w nieprzyjemnym kierunku).

Ogrzany uwolnił chłodną pikanterię goryczkowatych przypraw, w tym jałowca i gałki muszkatołowej. Mignęła tu wspomniana metaliczność, ale na szczęście utonęła w otoczeniu. Pomyślałam o rześkiej nocy, ale czy takiej z księżycem w pełni? Nie powiedziałabym. To raczej tajemniczy nów, a więc tarcza częściowo ukryta i blask... nieoświetlający wszystkiego-wszystkiego. W dodatku taki oglądany zza drzew, częściowo drzewami przysłonięty. Gdzieś w tym wszystkich rozchodził się nieco gryzący aromat przypraw, stykający się z kobieco-różanym motywem.

Z czasem kwiatowość nasiliła się, poczułam dzikie róże i ich zwiewne kwiaty, a także kwiaty jakieś jaskrawe - peonie? Nie pchały się jednak na przód. Wydały mi się wilgotne, trochę... wodniście owocowe, soczyste. Kwitły na krzewach o ostrych kolcach...? Znów wyłapałam pewną cierpkość i owoce. Odnotowała czerwoną drobnicę... może owoce dzikiej róży i czerwone winogrona? Czaiła się w nich cierpkość, domniemanie kwasku. Niezbyt jednoznaczne, kryły się wśród... drzew? Ich dosadność podkreśliły słodko-ostre przyprawy (goździk?) i męskie perfumy. Mimo rześkości, nie brakowało też cieplejszej, goryczkowato-ostrych nut. Z czasem drewno podkreśliła jeszcze bardziej niż na początku zdecydowana gałka muszkatołowa, nieźle rozgrzewając.

Zapach był średnio intensywny. Niby wyraźny, ale chwilami lekki i jakby stroniący od rozbrzmienia pełną mocą, jaką mogłyby popisać się jego nuty.

Całość podobała mi się, ale... tylko tyle. Od takich nut jak kwiaty, drzewa i odrobinka przypraw splecionych perfumami spodziewałabym się cięższej siekierowości. Zaczarowany Księżyk nie oczarował mnie głównie przez to, że brakowało mu siły, która by zachwycała i porywała. Pobrzmiewał sobie subtelnie w tle, acz mocniejszy przy wchodzeniu i wychodzeniu z pomieszczenia nie popisał się niczym szczególnym.

7/10

czwartek, 11 marca 2021

wosk (Yankee Candle) WoodWick Dark Poppy

WoodWick, ale cisza jak makiem zasiał 

Bardzo lubię mak, ale akurat jego zapach sam w sobie nie wydaje mi się specjalnie charakterystyczny. Nie wpadłabym na to, by zrobić wosk w tym wariancie. Zapach maku w kompozycjach, prosto z mas makowych to co innego, a sam mak? Już prędzej przychodzą mi do głowy kwiaty i łąki, ale tytuł ewidentnie należał do ciemnego maku. Pomyślałam, że może poszedłby w kierunku goryczkowatym, drzewnym, orzechowym? A może makowcowym? To mogło się udać. W dodatku kusił piękny kolor i... to, że WoodWick jeszcze żadnego wosku nie miałam. Nie ukrywam jednak, że mak jako kuleczki, o wiele bardziej pasowałby mi do "strzelających" świeczek.

Yankee Candle WoodWick Dark Poppy Wax Melt to zapach niebieskiego maku polnego, u mnie jako wosk 22,7 g.

Opis producenta
Mocna mieszanka maku i drzewa tekowego połączona z nutami cytrusów, mieszanki przypraw, bursztynu i drewna.
Nuty górne: goździk, mandarynka, pomarańcza, eukaliptus
Nuty środkowe: epifilum ostropłatkowe (nazywana królową nocy), zielone liście bananowca, czarny mak, plumeria, bursztyn
Nuty dolne: paczula, cyprys, drzewo cedrowe, olejek balsamiczny Gurjun, żywica labdanum


Recenzja

Wosk na sucho pachniał zaskakująco słodko mieszaniną kwiatowej, naturalnej wanilii i maku. Maku sennego, czarnego... przygotowywanego na słodką masę makową? Mieszającego się z aromatycznym, orientalnym motywem złotych, chrupkich liści i drzewa rozgrzanego słońcem. Od tego wręcz biła ciepła, słodka korzenność.

Po rozgrzaniu wosk konsekwentnie uderzył w słodkie nuty. Oto słodziutka wanilia, jej laski i ciężkie kwiaty zaczęły mieszać się ze słodkimi, aromatycznymi drzewami i liśćmi. Pomyślałam o takich rozgrzanych słońcem, rozgrzewających wręcz od samego myślenia o nich. To ciepło niemal korzenne, orientalne.

Liście suszone, odrobina kwiatów skojarzyła mi się z Country Candle Golden Tobacco. Czyżbym więc czuła słodka tabakę? Podrasowaną charakterem drewna i skóry. Skórzastych, niemal zamszowych w dotyku liści? Z czasem pojawiła się leciutka goryczka, odlegle może rzeczywiście kojarząca się z makiem i ciepłym makowcem o wysokiej słodyczy i odrobince soczystej goryczki cytrusów.
Wszystko to domknęły ciężkie, trochę przytłaczające, ale raczej żywe kwiaty. Myślałam o jakiś jasnych, o grubych płatkach.

Zapach był mocny i na sucho, i w paleniu. W zasadzie w obu przypadkach wyszedł bardzo podobnie, był namieszany-namotany, ale jakiś mało dynamiczny. Tylko... miałam dziwne wrażenie, jakby dosłownie wgryzał się w pomieszczenie i we wszystko, co w nim. Trzymał się poszczególnych rzeczy (nawet np. chusteczek) bardzo długo, co w końcu zaczęło irytować.

Słodki, ciężki całkiem niezły, ale jednocześnie podobny do innych tej marki i nieoddający tytułu. Spore rozczarowanie, bo mak uwielbiam i to na niego liczyłam, a nie na "jakiś tam fajny słodki zapaszek".

6/10

wtorek, 9 marca 2021

wosk Kringle Candle Anise

Gwiazda wśród przypraw

Uwielbiam anyż, jednak nie używam go w kuchni... prawie wcale. A wśród produktów, które jadam też często nie występuje. Zawsze jednak cieszą mnie jego nuty w czekoladach, stąd i woskiem się zainteresowałam. Może specjalnie go bym nie kupiła, bo takie pojedyncze zapachy, nie zaś całe kompozycje mnie nudzą, ale był w zestawie z Cocoa. I, żeby było śmiesznie, po kakaowym zaczęłam się go bardzo bać - wszak z tej samej linii.

Kringle Candle Anise Wax Melt to wosk o zapachu anyżu od Kringle Candle Company; u mnie jako wosk (35 g).


Recenzja

Wosk na sucho bardzo dobrze odzwierciedla anyż. Odznacza się naturalnością i nie jest napastliwy. Pachnie wyraźnie słodko-ostrym, chłodzącym anyżem.
Po rozgrzaniu wosk prędko uwolnił słodką i chłodzącą pikanterię. Zaprezentowała się jako ziołowo-korzenna, nieco kręcąca w nosie. W pewnej chwili normalnie poczułam się, jakbym miała zaraz poczuć anyżowe odrętwienie. Zupełnie, jakbym wąchała gwiazdki anyżu lub rozgryzała ziarenka! Chłodna i rześka ostrość zdawała się aż przenikliwa. Jej słodycz kryła w sobie nutę zielono-eukaliptusową, która dodała całości głębi i świeżej wilgoci (?).

Mocny, wyrazisty zapach anyżu ani trochę nie męczył. Był zacną, realistyczną siekierą, wraz z efektami, jakie wywołuje sam anyż.

Bardzo dobry wosk. Intensywny, rozchodzi się szybko i trwa długo, a także w pełni oddaje tytuł. Może nie dołączył do ulubionych zapachów z 10tkami, ale to tylko dlatego, że wolę złożone kompozycje. A to piękno zamknięte w prostocie. Anyż przez duże "A".

9/10

niedziela, 7 marca 2021

wosk / świeca Goose Creek Let's Stay Home

Spokojnie, spokojnie...

"Spokojnie" powinnam sobie sto razy powtarzać przy zakupach! Mało brakowało, a zamiast tego wosku i cudnej etykiety z kotem przybyłby do mnie zapach Calm & Cozy. Dlaczego? Otóż przez podobne etykietki i w sumie kompozycje zapachów zamówiłam tamten, zamiast dzisiaj opisywany. Wcale nie byłam spokojna wydzwaniając, by jak najszybciej naprawić swój błąd. Na szczęście nie było problemu, a upragniona etykietka (i zapach, którego nuty też prezentowały się zacnie) przybył do mojego domu. 

Goose Creek Let's Stay Home to zapach ciepło-słodko-rumiankowy, oddający spędzanie czasu w domu pod kocem, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Chwyć koc! Pozostanie w domu i oglądanie ulubionego programu nigdy nie było tak milutkie.
Nuty górne: chrupiące jabłko, kojący rumianek
Nuty bazowe: kremowy orzech laskowy, delikatna nuta latte
Nuty dolne: kremowo-białe drzewa, wanilia, bursztyn


Recenzja

Na sucho wosk zapachniał intensywnie drobnymi i delikatnymi białymi kwiatami, na które nasunęły się ciężkawe, kobiece perfumy i wanilia, błyskawicznie przecinane soczystymi szpileczkami. Cytrusy wydawały się nieco aż buzować i mieszać z kwaskawym jabłkiem. Pomyślałam o nasiąkniętym perfumami delikatnym szalu oraz cieple... sweterkowym, podszytym lekko drewniano-orzechową, poważniejszą nutką. 

Po rozgrzaniu wosk uderzył słodyczą i soczystością splotu wanilii i jabłek. Wyłapałam też soczyste brzoskwinie / nektarynki. Zawirowały słodko-soczyste, chrupiące świeże surowe jabłka w ciasnym splocie ze sproszkowaną laską wanilii, która to przeszła w słodycz kwiatową.

Były to kwiaty wyraziste, ale lekkie, drobne. Rumianek? Tak! I to rzeczywiście bardzo kojący, którego płatki przyjemnie muskały skórę. Leciutko ziołowy motyw zasugerował kobiece, wysokojakościowe perfumy, którymi przesiąkły jakieś miękkie tkaniny, koce, szale. Nasiąkły one też... nutką kawy? Taką podaną do ciepłego, nieprzesłodzonego ciasta... szarlotki z kwaskawych jabłek (podkreślonych cytrusami?) z orzechami? Orzechową kruszonką? Orzechowo-czekoladowa nutka zaopiekowała się wanilią, soczystość zaś miała się bardzo dobrze.
Szarlotka piekła się, a z piekarnika płynął jej głęboki aromat wraz z ciepłem. Miało to pieczony charakterek, leciutką goryczkę. Orzechy zaprosiły drzewa / drewno, które to drewno splotło się z kwiatami w jasnych barwach.

Zapach był intensywny, ciepły, słodki, a jednocześnie soczysty i z lekkim, kwiatowym polotem. Charakter i perfumy nadały mu wykwintnej szlachetności. Uderzał i trwał długo utulając. Po tym jednak, co zaserwował na sucho spodziewałam się mocniejszej siekiery.

Całość wydała mi się piękna, bardzo spójna. Skojarzyła mi się z bardziej owocową, lżejszą wersją GC Warm & Welcome. Żeby od razu nie rzucić się na kupno na zapas (bo ten kupiłam na próbę jako kostkę) istotnie musiałam sobie powiedzieć "spokojnie!". Co prawda wolałabym, by był także w paleniu dosadniejszy, ale i tak wciąga.

8/10

piątek, 5 marca 2021

kadzidło Prema Three Kings Qumran

Z Qumran nie tylko zwoje

Jestem ateistką, co wolę zaznaczyć na wstępie, żeby potem nie było. Nazwa "Qumran" jednak coś mi mówiła, coś z religią świtało. Że chodziło o jakieś zwoje... to dowiedziałam się dopiero googlując. Tu jednak jak widać, nie zwoje, a kadzidło. No chyba że zwojami i papierem miało pachnieć. W sumie... nie miałabym nic przeciwko takiej kościelnej wersji YC Brown Paper Packages. Jednak na to nie liczyłam. Gdy przeczytałam o lawendowym akcencie, pomyślałam, że z chęcią wypróbuję. Uwielbiam lawendę, a jeszcze z gotową mieszanką kościelną z nią do czynienia nie miałam. Nie wiem, lawenda jakoś z kościołem mi się nie kojarzyła... bardziej z kompozycjami męsko-perfumowymi.

Prema Three Kings Qumran to gorzko-drzewna mieszanka żywiczna z dodatkiem kwiatu lawendy na bazie olibanum; producenta Three Kings.

Opis producenta:
Szlachetne, o mocno kwiatowym, intensywnym zapachu.

Recenzja

Już na sucho kadzidło okazało się bardzo intensywne i dosłownie świdrujące wonią kościelnego dymu i drewna, ścigającego się ze słodko-kwiatową lawendą. Splótł je delikatny kwasek z tła. Pomyślałam o górskim lesie iglastym... stromych zboczach porośniętych roślinnością przyzwyczajoną do surowych warunków.

Palone roztacza przede wszystkim drewno. Drzewa tworzą porządną, odważną bazę, w której niczym w rycinie pojawiają się zawiłe "zapachowe wzory". Lawenda w wydaniu charakternym, trochę perfumowo-męskim, przeplata się z coraz większą ilością kwiatów.

Lawenda mimo nadrzędnej roli, dopuściła do siebie ciężki aromat wiązanek (pogrzebowych?), kwiatów jakby zawilgoconych, stojących w wazonach w jakimś chłodnym (kościelnym?) wnętrzu. Wyobraziłam sobie kamienne posadzki, na których stały rzędy drewnianych, jasnych ławek, otaczanych przez gorzki dym.

Drzewa, drewno przejawiało cały czas pewną soczystość (odlegle grejpfrutową?), życie... czuć żywicę regenerującego się, zranionego drzewa. Czuć jego siłę, moc, dosadność. Goryczka drzew splotła się z ciężkością lawendy. Ta graniczyła między kwiatami, a ziołami. Znów pomyślałam o skalistych, górskich zboczach porastanych przez iglaste, mocarne drzewa i ostro-goryczkowate zioła, grające pod dyktando lawendy. Tej zdarzało się podejść pod lawendowe, męskie perfumy.

Kadzidło jest niezwykle wydajne: malutka ilość wystarczy na bardzo długo. Zapach wyrazisty, a wcale tak mocno nie dymi. Utrzymuje się dość długo, ale nie wgryza się irytująco w otoczenie.

Zakochałam się w tym kadzidle. Tak drzewne, głębokie akordy przeplecione z lawendą i goryczką ułożyły się w świetny, górski splot o charakterze kościoła i męskich perfum (wyperfumowanego księdza?). 

10/10

wtorek, 2 marca 2021

świeczka / wosk Kringle Candle Lumberjack

Książę Drwal jak z bajki?

Z drwalami mam dziwne skojarzenia. Od razu przypomina mi się musical Czarnoksiężnik z Krainy Oz z 1978 r. i Blaszany Drwal oraz gra komputerowa The Path (alternatywna wersja Czerwonego Kapturka, w której pojawia się metaforyczny wilk-drwal). To miłe skojarzenia, które razem z zamiłowaniem do drzewnych nut oraz etykietką tej świeczki przełożyły się na to, że uznałam ją za kuszącą. Co takiego spodobało mi się w etykietce? Otóż bohater jednego z moich ulubionych książkowych cykli Remigiusza Mroza, Wiktor Forst, hasał sobie w koszulach w czarno-czerwoną kratę.

Kringle Candle Lumberjack Daylight to świeczka o zapachu drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku.

Opis producenta
Drzewo cedrowe, paczula i ciepłe piżmo to śmiałe i wytworne połączenie, które przyniesie ciepło i relaks. Zapragniesz otulić się tym przyjemnym, słodkim zapachem.
Nuty zapachowe: liście tytoniu, drewno cedrowe, wetiwer, paczula, gałka muszkatołowa

Recenzja

Na sucho świeczka wyraźnie pachniała drewnem o nieco korzennej, goryczkowatej pikanterii, cieple. Pomyślałam też o wanilii, suchym, szeleszczącym słodkim... sianie  i liściach tytoniu? Oczami wyobraźni widziałam jasne drewno i suche liście leżące na goryczkowatej ziemi.

W kominku wosk roztoczył słodycz. Prowadziła wanilia, podszyta aromatem suchych liści. Poprzez liście dołączyło korzenne ciepło, kojarzące się ze złotymi liśćmi rozgrzanymi słońcem. Słodka korzenność rozgrzewała i robiła się coraz pikantniejsza, goryczkowata, ale nie siekierowa. Przybrała raczej dostojny, spokojny charakter.

Pomyślałam o drewnie. Wonnym, jasnym. To nie tylko drzewa o zdrowych pniach, ale też drewniane meble. Za słodycz podkradła się lekka goryczka - gałka muszkatołowa? Przyprawy i liście okalające drewno wydały mi się nieco perfumeryjne, co podkreśliła wanilia. Mieszając się z charakternymi przyprawami, wyszła dość męsko.

Lekkie, męskie perfumy i mnóstwo drewna wprowadziły do kompozycji odrobinkę ziemi, co znów skierowało myśli ku drewnu, drzewom. To jak... przytulna drewniana chatka w lesie. Lesie albo właściwie lasku jesiennym, ciepłym, ale już i z charakterniejszym chłodkiem - jakby zmierzchało? Taak, i jakby tak stało się wśród tego z myślą, że jest gdzie (i z kim! z eleganckim, nowoczesnym drwalem!) się zaraz beztrosko zagnieździć w drewnianym cieple.

Zapach wprawdzie mocą może się pochwalić, ale nie jest to moc głęboka, ambitna. Po prostu jest.

Całość w zasadzie mi się podobała; nie ma elementu, do którego miałabym zarzuty, ale... zapach był niby drzewny, trochę męski, ale jednak tak zawoalowany "delikatnościami", że nie była to drzewno-męska siekiera, jakiej bym sobie życzyła. Szkoda. Wydał mi się przeciętny, bez chwytliwego "tego czegoś".

7/10