sobota, 13 marca 2021

wosk Yankee Candle Enchanted Moon

Nieczarujący księżyc

Kocham motyw księżyca, a czas, kiedy jest w pełni uważam za niezwykły. Także ta etykietka, tytuł... ogół! wydały mi się zachwycające. Może świeca prezentowała się lepiej, ale że ostatnio zapachy YC mnie nie oczarowują, zdecydowałam się na wosk. Nuty wypisane przez producenta również brzmiało mocno i uwodzicielsko, magicznie, więc... bałam się, że to wszystko zapowiada się aż za pięknie.

Yankee Candle Enchanted Moon to zapach oddający spokojną noc oświetloną magicznym blaskiem księżyca; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Spokojna, czysta, księżycowa noc otulona magiczną mieszanką jałowca, piwonii i drzewa tekowego.
Nuty górne: peonia / piwonia, czerwone owoce, lychee
Nuty środkowe: piwonia magenta, pączki goździków
Nuty dolne: jałowiec, drewno tekowe, gałka muszkatołowa, drewno

Recenzja

Na sucho wosk pachniał perfumami i świeżymi, żywymi kwiatami (głównie różami) oraz przyprawami i drzewami - jakby wątki te łączyły się w pary. Zawarł w sobie element męski i kobiecy (chyba lekko dominujący?). Mimo dosadności ostro-goryczkowatych przypraw, drewna, czułam też wodnistą rześkość cierpkich owoców. Dało to efekt... nieco cierpki, wręcz metaliczny (taki, który mógł albo zaniknąć, albo pójść w nieprzyjemnym kierunku).

Ogrzany uwolnił chłodną pikanterię goryczkowatych przypraw, w tym jałowca i gałki muszkatołowej. Mignęła tu wspomniana metaliczność, ale na szczęście utonęła w otoczeniu. Pomyślałam o rześkiej nocy, ale czy takiej z księżycem w pełni? Nie powiedziałabym. To raczej tajemniczy nów, a więc tarcza częściowo ukryta i blask... nieoświetlający wszystkiego-wszystkiego. W dodatku taki oglądany zza drzew, częściowo drzewami przysłonięty. Gdzieś w tym wszystkich rozchodził się nieco gryzący aromat przypraw, stykający się z kobieco-różanym motywem.

Z czasem kwiatowość nasiliła się, poczułam dzikie róże i ich zwiewne kwiaty, a także kwiaty jakieś jaskrawe - peonie? Nie pchały się jednak na przód. Wydały mi się wilgotne, trochę... wodniście owocowe, soczyste. Kwitły na krzewach o ostrych kolcach...? Znów wyłapałam pewną cierpkość i owoce. Odnotowała czerwoną drobnicę... może owoce dzikiej róży i czerwone winogrona? Czaiła się w nich cierpkość, domniemanie kwasku. Niezbyt jednoznaczne, kryły się wśród... drzew? Ich dosadność podkreśliły słodko-ostre przyprawy (goździk?) i męskie perfumy. Mimo rześkości, nie brakowało też cieplejszej, goryczkowato-ostrych nut. Z czasem drewno podkreśliła jeszcze bardziej niż na początku zdecydowana gałka muszkatołowa, nieźle rozgrzewając.

Zapach był średnio intensywny. Niby wyraźny, ale chwilami lekki i jakby stroniący od rozbrzmienia pełną mocą, jaką mogłyby popisać się jego nuty.

Całość podobała mi się, ale... tylko tyle. Od takich nut jak kwiaty, drzewa i odrobinka przypraw splecionych perfumami spodziewałabym się cięższej siekierowości. Zaczarowany Księżyk nie oczarował mnie głównie przez to, że brakowało mu siły, która by zachwycała i porywała. Pobrzmiewał sobie subtelnie w tle, acz mocniejszy przy wchodzeniu i wychodzeniu z pomieszczenia nie popisał się niczym szczególnym.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz