wtorek, 30 listopada 2021

Sanctis Incenso Vaticano / Kadzidło Watykan

Watykan na słodko

Jako że Kadzidło Świętych Święty Franciszek bardzo mi się spodobało, byłam ciekawa bardziej wykwintnej - tak założyłam - propozycji z tej serii, również oferowaną przez Holyart. Okazało się jednak, że to chyba nie ta seria, ale w zasadzie było mi wszystko jedno (ogólnie to dedykowanie jest dla mnie nieistotne, bo jestem ateistką, a zapachy oceniam dla zapachów). Jak pomyślałam o wszelkich uroczystościach watykańskich, wyobraziłam sobie, że muszą być bardzo, bardzo aromatyczne (a szczerze nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo jestem ateistką; do zapachu podchodzę więc pod kątem tego, co czuć i jak to się spisuje jakościowo).



Sanctis Incenso Vaticano / Kadzidło Watykan to kadzidło do użytku liturgicznego, oddające klimat Watykanu, z perfumowaną esencją, wyprodukowane w Portugalii; u mnie w opakowaniu 125g.

Recenzja

Sucha mieszanka pachnie bardzo słodko, aż trochę cukierkowo. Na pewno sporo w tym delikatnych kwiatów: od fiołków, przez róże po lawendę. Zaplątały się też soczyste rodzynki czy może nawet winogrona z racji, że świeżości nie brak. Kadzidło cechuje lekkość, choć zapach jest wyrazisty.

Palone kadzidło roztacza rześką słodycz, po czym dodaje jej nieco typowo żywicznej, goryczkowatej nutki. Słodycz intensyfikuje się jako soczyste winogrona i jasne rodzynki (Golden?), a potem otula je trochę kwiatami. Te również niosą słodycz i rześkość. Zaplątała się lawenda o nieco poważniejszym charakterze, ale także róże, fiołki - beztroskie i łagodne.
Wyraźnie czułam żywe kwiaty, co podkreślała soczystość - z czasem, epizodycznie bardziej kwaskawo-rodzynkowa. Zahaczała o cytrusowość, a właściwie o niemal cukierkową, a jednak orzeźwiającą lemoniadę. W ogóle raz czy dwa pomyślałam o słodkich, chłodzonych napojach (gazowanych) w wersji naturalnej. Pojawiały się i znikały. Owoce miały sporo do powiedzenia, a jednak przed zupełnym przesłodzeniem sytuację ratowała żywicznie-drewniana nutka, cały czas w tle pobrzmiewająca nieśmiało. Wyłaniała się wyraźniej dopiero pod koniec - i to ona utrzymywała się najdłużej.

Żółte granulki wydawały mi się delikatne, rześkie, jakby tonujące wszystko kwiatami. Zielone uwalniały goryczkę, rodzynkowość, łącząc owoce z drzewami i zapraszając kwasek. To czerwone okazały się najbardziej aż cytrynowo-soczyste. Czarne zaś podkreślają żywiczność, "naturalność".

Niektóre drobinki spalają się całkowicie, inne nie. Wszystkie jednak palą się powoli, dając dość sporo dymu. Ten wydał mi się gęstawy, ale tak rozchodzący się, że szybko znikający. Zapach na szczęście zostawał. Acz utrzymywał się raczej krótko. Nie był zbyt mocny ogółem.

Całość była niezła, mocno kwiatowo-owocowa i słodka; delikatna, choć wyraźnie wyczuwalna. Zarzutów wielkich nie mam, lecz tak łagodne kompozycje nie są w moim typie (nuty lemoniadowe też nie). Zapach nie wydaje mi się adekwatny do tytułu. Z Watykanem się nie kojarzy i w ogóle nie jest specjalnie "kościelny".

8/10

sobota, 27 listopada 2021

wosk / świeca Candleberry Candle Cinnamon Rum Bananas

Jestem sceptyczna do bananowych wariantów i np. czekolad, i zapachów. Boję się bananowej sztuczności, która bardzo mnie odpycha. W zasadzie nie wiem, dlaczego temu woskowi (nieznanej dotąd marki - kupiłam w jednym zamówieniu z Friendship Tea) dałam szansę. Jest inspirowany czymś bardzo słodkim, czego w zasadzie nie chciałabym ani jeść, ani wąchać. Chodzi o coś podobnego do Bananas Foster (deseru z bananów i lodów waniliowych z sosem z masła, brązowego cukru, cynamonu, ciemnego rumu i likieru bananowego; masło, cukier i banany gotuje się, a następnie dodaje i podpala alkohol). A jednak to właśnie na coś takiego stylizowana czekolada (Raaka Bananas Foster) bardzo mi smakowała.

Candleberry Candle Cinnamon Rum Bananas to zapach deseru typu Bananas Foster, czyli karmelizowanych bananów z rumem i cynamonem; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).

Opis producenta
Cinnamon Rum Bananas™ jest kuzynem Bananas Foster, ale nie klarownie bananowym. Zapach jest jakbyś właśnie zmiażdżyła kilka plastrów przejrzałych bananów, skarmelizowała je, doprawiła cynamonem i skropiła ciemnym rumem. Ten następnie podpaliła, by zapach tego wszystkiego rozszedł się po całym domu. To nie oczywisty cynamon, banan czy rum, ale perfekcyjna mieszanka trzech, że aż trudno je wyodrębnić, bez wiedzy, że to właśnie one. To jeden z tych zapachów, co do których jesteśmy pewni, że będą hitami i dołączą do historycznej linii. Gdy tylko na to trafiliśmy, wiedzieliśmy, że to coś specjalnego. 
Nuty górne: kremowe banany, płatki cynamonu, bergamotka
Nuty środkowe: bogate mleko, czysty akord przypraw, kwiaty bananowca
Nuty dolne: drewno cedrowe, słodkie piżmo, ziarna wanilii


Recenzja

Suchy wosk to przede wszystkim karmel i pewna pralinkowość, a więc wysoka słodycz. Czułam orzechy, palony karmel i wilgotną ciastowość. Tu weszły słodkie banany. Nie były jednak zbyt soczyste. Ciężkość kompozycji podyktował rum, aż cukrowo słodki. A jednak wcale takie typowo alkoholowe to nie było. Cukier, śmietanka, słodkie, cynamonowe bułeczki - raczej coś takiego.

Z kominka rozeszła się bardzo słodka baza, na którą złożył się karmel z pralinkowym, trochę orzechowym charakterem. Do tego zaraz nadeszła myśl o wilgotnym cieście, biszkopcie... bananowym? O słodkim chlebku bananowym właśnie wyjętym z piekarnika. Wilgotnym wewnątrz, odważnie przypieczonym na brzegach,... że aż karmelowym? Chlebek był wyraźnie bananowy, doprawiony cynamonem, co z czasem znalazło się na pierwszym planie.

Słodycz zahaczyła o cukier, a ciastowość zrobiła się ciężka. Znalazły się niebezpiecznie blisko przegięcia, duszenia. Pomyślałam o alkoholu, po czym w końcu wyraźnie poczułam rum. Nie był mocno alkoholowy, a stonowany i wkomponowany w otoczenie. Mimo to, przegryzł się też na pierwszy plan. Nasilił się szybko, w czym pomogło mu ogólne poczucie ciepła. Wiązało się ze słodkimi wypiekami, którym charakteru i pazura nadał cynamon. Ten, trochę pikantnawy, zlewał się z rumem i... drewnem? W końcu wydało mi się, że rum zdominował kompozycję, trochę dusząc. Ona mimo aż mulącej słodyczy zaserwowała z czasem także trochę poważniejszych motywów; też już bardziej ciężko-alkoholowych.
A jednak również biszkopt, banan, maślana ciastowość utrzymywały się do końca; nie dały się stłamsić, a im dłużej wosk był w kominku, tym bardziej słodko-maślano ciastowo ciężkie się to robiło. W końcu masło zaczęło męczyć. Rum dołożył się do tego.

Zapach to siekiera i na sucho, i w kominku, co wzmacnia jego ciężki klimat. A jednak nie dusi tak bardzo cały czas... dopiero robi się problematyczny po dłuższym czasie. Do tego aż "wgryza" się w pomieszczenie i utrzymuje się długo, do dnia następnego (ja jakiś czas po zgaszeniu podgrzewacza odczułam potrzebę wywietrzenia, a nie było to łatwe - za to poleciał cały punkt). Wyszedł naturalnie, ale bardzo mocno i bardzo, bardzo jedzeniowo. 

Słodki, ciężki. Słodko-maślany, bananowy chlebek, karmel, ogólna ciastowość z charakterem rumu, cynamonowe echo - wszystko to było autentyczne, nawet smakowite... gdyby unosiło się znad wypieku, nie z kominka. To niestety wosk nie w moim typie, bo bardzo, bardzo "jedzeniowy", niemniej dobry jakościowo i jako ciekawostka w zasadzie i mnie nawet jakoś tam się spodobał z przymrużeniem oka (acz jednorazowo, nie czuję potrzeby powrotu). I cóż... punktów nie odejmuję za samo "bo nie mój typ", świetnie oddaje to, czym ma być (tylko po co aż tyle masła i słodyczy?). Utwierdziłam się tylko, że jedzeniowe kompozycje, nawet te dobrze zrobione, nie są dla mnie. I... w sumie dobre oddanie takiego trudnego wariantu marce wyszło, więc nastawiło mnie to do niej pozytywnie. 

7/10

środa, 24 listopada 2021

wosk / świeca Chestnut Hill Pumpkin Honey Chai

Dyniowe podchody

Ten wosk kupiłam trochę ze względu na etykietkę, trochę idąc za mottem "raz się żyje", bo i tak składałam większe zamówienie. Otóż dynię i przyprawy korzenne w woskach lubię, tylko że... do zbyt słodkich, a już na pewno miodowych zapachów jestem bardzo sceptyczna. Cenię naturalny miód gryczany i po prostu w wariantach oddających miód nie sądzę, bym mogła odnaleźć charakter, który cenię. A jednak może jego dodatek w kompozycji nie miał oznaczać niczego sztucznego? Uznałam, że sprawdzę.

Chestnut Hill Candle Pumpkin Honey Chai to zapach kremowej dyni i czarnej herbaty z przyprawami korzennymi i miodem, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.

Opis producenta
Kremowa dynia ze świeżo startym cynamonem, goździkami, gałką muszkatołową i czarna herbata chai + subtelne nuty wanilii i miodu.


Recenzja

W przypadku suchego wosku jako pierwszą poczułam zaskakująco wytrawną dynię gotowaną na parze lub pieczoną. Dopiero potem okazało się, iż powagi dokłada odrobina herbaciano-drzewnych nut i pikantne przyprawy. Było to jednocześnie trochę słodkie w miodowo-syropowo klonowy sposób. Miód ujawnił się bardzo wyraźnie dopiero przy dłuższym, porządniejszym zaciąganiu się zapachem.

Z kominka pierwsza rozeszła się dynia raczej wytrawna, acz jednocześnie leciutko i naturalnie słodkawa. Jakby jeszcze się nie zdecydowała. Pomyślałam o pieczonej lub gotowanej na parze. Z czasem trochę się rozmyła... zmieniła w jakiś krem, mus dyniowy... na słodko. Dyniowy i korzennie przyprawiony?

Sporo przypraw korzennych zaczęło się wyłaniać, dbając ciągle także o wytrawniejszą nutę. Czułam cynamon, gałkę muszkatołową... Zrobiło się pikantnie, całość przeszyły goździki, a ciepło pieczonej dyni ogólnie drastycznie wzrosło. Dołączyła do nich nuta drewna, herbaty; może kominkowa... Lekko gorzkawa. Gdy te mocne nuty trafiły na dynię... nieco się zharmonizowały. Połączyły się z nią w jeden, już delikatny splot. Wyobraziłam sobie jakiś śmietankowo-dyniowy deser z przyprawami i miodem. 

Z czasem rozbrzmiała wyrazistsza słodycz. Dyniowo-korzenna podlana została miodem. Widziałam złocisty, płynący... skapujący na dyniowy deser z przyprawami (z dominującym cynamonem). Odnotowałam też soczysty (mgliście pomarańczowy?) wątek. Raz po raz mignęło echo przyprawionej herbaty. Waniliowej? Słodycz miodowo-waniliowa chwilami jakby zapowiadała, że zaraz zadrapie. Ostrawe przyprawy jakby sugerowały, że byłyby gotowe na to przystać. Zwłaszcza cynamonowi się do tego spieszyło. Dodały jednak na pewno słodyczy charakter, dzięki czemu daleko temu wszystkiemu do jakiejś "słodziuteńkowości". To charakterna słodycz, słodycz dyni, drewna... Ciepła. Po zgaszeniu podgrzewacza, gdy zapach się nieco wyciszał, pomyślałam o rozgrzewającej czarnej herbacie z dodatkiem przypraw i pomarańczy.

Suchy wosk to siekiera, wyczuwalna w całym pokoju, jednak w kominku dał się poznać z łagodniejszej strony. Mimo to rozchodził się bez problemu (w tempie średnim) i był wyraźnie wyczuwalny odpowiednio długo. Nie napastował, nie wgryzł się w otoczenie.

Kompozycja spodobała mi się, acz nie jakoś szalenie. Dyniowe podchody, jak to od wytrawniejszej, skrada się do słodkiej, były ciekawe. Cały akompaniament przypraw (głównie cynamonu) i potem słodyczy szlachetniejszej przełożyły się na charakterek i zacne ciepło. Choć to zapach jedzeniowy, to jednak nie aż tak bardzo. Bardzo wyważony. Wyraźnie wyczuwalny, a jednak nie siekiera, co w przypadku takich sprawdza się.

8/10

niedziela, 21 listopada 2021

Kadzidło Świętych Nasza Pani z Medziugorje

Aromatyczne objawienie?

To kadzidło spodobało mi się zarówno wizualnie, jak i "pomysłowo". Otóż spodobał mi się zamysł dedykowania kadzideł poszczególnym postaciom. Mimo więc, że sama jestem ateistką, mogę sobie próbować coś jakoś wyobrazić. "Nasza Pani..." - sugerowało mi na ten przykład coś kwiatowego, a jednak mocnego i może dostojnego? Zainteresowałam się, nie powiem, więc właśnie to kadzidło wybrałam w ramach współpracy z internetowym sklepem Holyart.

Kadzidło Świętych Nasza Pani z Medziugorje / Incienso en grano Nuestra Sra. Medjugorge to kadzidło do użytku liturgicznego z serii "kadzidło świętych", perfumowane, wyprodukowane w Portugalii; u mnie jako próbka 50g.


Recenzja

Suche kadzidło pachniało przede wszystkim drewnem i trochę słodko. Słodycz wydała mi się ciężkawa, nieco jak z babcinej kuchni, w której drewniane szafki przesiąkły przyprawami, w tym goździkami, anyżem, wanilią. Słodko-ostrawymi, ale nie piekącymi.

Palone kadzidło roztaczało wyrazisty motyw drewna, chwilami bardziej, chwilami mniej gorzki. Tliły się w tym lekkie przyprawy, a następnie pojawiał się soczysty wątek. Do głowy przyszło mi drewno żywe, świeżo cięte. Ścięte pnie wystawione na deszcz i zawilgocone? Owszem. Ich świeżość wzmocniła słodko-goryczkowata pomarańcza, ogólnie cytrusowy wątek. Starał się nadać zapachowi trochę lekkości.
Drewno jednak obracało się wokół nut mocnych, spokojnych i ciężkawych. Raz czy dwa pomyślałam o drewnianej skrzynce pełnej soczystych pomarańczy... A także o szafce? Z wyczuwalną słodką, trochę ostrą nutką przypraw (np. goździków i anyżu, łagodzonych wanilią). Teoretycznie ciepłe, tu dokładały się do drewna po prostu, nie czyniąc kompozycji zbyt ciepłą (ale chłodna też nie była).

Niebieskie granulki najpierw upuszczały gorzkie drewno, z czasem nakładały na nie żywszą nutę drewna ciętego, wilgotnego i... coraz więcej świeżości, wręcz cytrusowości. Pomyślałam o soczystych pomarańczach, ich skórce i... znów drewnie. 
Białe wydały mi się łagodniejsze, bardziej staro drewniane jak właśnie wspominane już babcine szafki, przesiąknięte przyprawami.

Kadzidło pali się raczej powoli, uwalniając dynamicznie sporo dymu. Niebieskim granulkom zdarzyło się syczeć.
Granulki nie spalały się całkowicie, trochę z nich zostawało. Kadzidło wydało mi się średnio wydajne. Moc także była średnia, w zasadzie w porządku. Nie zadymiało to pomieszczenia prawie wcale.

Kompozycji nie mam nic do zarzucenia, ale wydaje mi się bardzo przeciętna; nic odkrywczego. Drewniana z nutą pomarańczy - przyjemny zapach, jakość dobra, ale bez szału. Do obrazka z etykiety też jakoś średnio pasuje. Ciężkość czy ostrawe przyprawy - bo ja wiem?

7/10

czwartek, 18 listopada 2021

Kadzidło Świętych Matka Boska Fatimska

Fatima we własnym wnętrzu

To kadzidło spodobało mi się wizualnie, pomyślałam, że może być łagodne, ale... niekoniecznie? Uznałam, że z ochotą zestawię je z Kadzidłem Świętych Nasza Pani z Medziugorie. Byłam ciekawa, jak producent wyobraża sobie kompozycje dla "poszczególnych Matek Bożych". Dla mnie jako dla ateistki nie ma to żadnego znaczenia, ale jednak chyba warto sprawdzić. Obstawiam, że inni mogą na różne okazje / uroczystości różnych zapachów potrzebować. Jak więc według producenta pachnie Fatima? Hm... Dzięki współpracy z internetowym sklepem Holyart miałam się dowiedzieć.

Kadzidło Świętych Matka Boża Fatimska / Incienso en grano Nossa Sra. de Fatima to kadzidło do użytku liturgicznego z serii "kadzidło świętych", perfumowane, wyprodukowane w Portugalii; u mnie jako próbka 50g.


Recenzja

Suche kadzidło pachniało kwiatami, w tym różami. Słodko w sposób nieco ciężkawy, ale zarazem soczysty. Pomyślałam o bardzo słodkich, aż scukrzonych, a jednak lepkich i soczystych wewnątrz rodzynkach. Odrobinka delikatnego drewna... A wszystko to mocno oplecione suszonymi, ale jakże wonnymi, kwiatami.

Palone kadzidło okazało się orzeźwiające i lekkie w wydźwięku. Przepychały się w nim kwaskawo-goryczkowate cytrusy ze słodko-wodnistymi owocami egzotycznymi. Cały splot był jak strumień, wodospad w tropikalnym lesie. Wilgoć, chłód cienia i kwiaty. Słodycz pomykająca w tym wszystkim i owoce jakby igrały ze sobą, pokazując się epizodycznie w różnych proporcjach. Bardzo istotne były jednak cytryny, gdy mowa o cytrusach, a roślin trzymała się nutka wody, wilgoć. Czułam też odrobinę drzewnej goryczki, jakby uziemiającej lżejsze akcenty.

Białe granulki wydały mi się najbardziej rześkie, wodniste. Przy nich myślałam o wodospadzie, ukrytym wśród liści i kwiatów, oraz soczystych, żywych cytrusach i wodniście-słodkich owocach egzotycznych (np. pitai, lychee). Kwasek chwilami przyćmiewał słodycz, która ogółem nie była za wysoka, ale cały czas pobrzmiewająca.
Żółte to bardziej chłodna, lekka tkanina, którą porusza delikatny wiatr. Musiała nasiąknąć nutą skórek cytrynowych, które pod wpływem otoczenia nabrały pewnej miękkości, łagodności. To też trochę rodzynek, drewno - daleko w tle jednak.
Niebieskie skupiły się na szlachetnej, drzewnej bazie. Kojarzyła mi się z drewnem częściowo nasiąkniętym... może nawet nie wilgocią, a chłodem. Zapewniła reszcie pewnej stabilności, łącząc wszystkie powyższe z suszonymi kwiatami. Suszone róże pobrzmiewały raz po raz subtelnie, dbając o miękkość zapachu. Tu podkreśliły kwiaty ogółem, tam tkaninę... Wyważyły słodkie, rześko-orzeźwiające nuty.

Kadzidło pali się raczej powoli, ale zapach upuszcza i roztacza szybko. Dymu idzie sporo, ale nie jest gęsty i męczący. Żółtym granulkom zdarza się raz po raz zasyczeć. Całość jest bardzo wydajna. Granulki spalają się prawie całkowicie.

Bardzo obrazowy, intrygujący zapach. Ta wilgoć, woda, soczystość i mnóstwo owoców, tropikalny las, a jednak wyraźnie też suszone kwiaty, trochę drewna i pewna "miękkość" wydały mi się niezwykłe, bardzo charakterystyczne.
Jak patrzę na etykietkę, pomyślę o nazwie, wydaje mi się, że kompozycja bardzo adekwatna - taka kobieca lekkość, niezwykłość - to właśnie czuć, choć nie brakuje tu głębi i pewnej dosadności.

9/10

poniedziałek, 15 listopada 2021

wosk / świeca Candleberry Candle Friendship Tea

Przyjazny grzaniec

Bardzo lubię herbaty, acz mało ich pijam. Nie chciałabym natomiast pijać ich z przyjaciółmi, których to nie potrzebuję i nie mam. Uznałam jednak, że z ochotą zaprzyjaźnię się z paroma woskami Candleberry. Stąd i wybór padł m.in. na herbatę (brakuje mi zapachów o tej nucie). Oto nadeszła pora, by poznać Candleberry, amerykańską markę świec i wosków. Stworzyła ją sprzedająca od lat 90. świece rodzina Fowlerów, nieusatysfakcjonowana tym, co oferował rynek. Postanowili więc robić to, co sami chcieliby wąchać i kupować - to mi się podobało. Miałam nadzieję, że będę to mogła powiedzieć także o zapachach. 

Candleberry Candle Friendship Tea to zapach przypraw korzennych i herbaty pomarańczowej; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).

Opis producenta
"Herbata Przyjaźni" to potężne połączenie ciepłych przypraw do grzańca i orzeźwiającej mrożonej herbaty pomarańczowej.


Recenzja

Suchy wosk pachniał soczyście-goryczkowatą pomarańczą, przesyconą ostrawymi przyprawami korzennymi. Wyraźnie czułam goździki i cynamon - ten aż z trochę sztucznawo-colowym echem. Może też rozgrzewająco-soczysty imbir? Splótł je wraz z soczystymi cytrusami oraz nutką herbaty (z pomarańczą!) w tle. Bardziej jednak niż o herbacie czarnej, myślę tu o smakowych "grzańcach herbacianych". Wydźwięk ogółem był bowiem dość grzańcowy.

Z kominka jako pierwsza rozeszła się słodko-soczysta, leciutko kwaskowata pomarańcza. Podążała za nią subtelna goryczka skórki pomarańczowej i ciepły wątek przypraw korzennych.

Przyprawy prędko nabrały mocy, rozgrzewając porządnie. Prowadziły goździki i cynamon, a z racji ogólnej soczystości, pomyślałam też o świeżym imbirze. Podsycił cytrusy, w tym oczywiście pomarańczę. Ta przybrała na dziwnej głębi, która w połączeniu z korzennymi przyprawami, skojarzyła mi się ze słodkim grzańcem. Nie za mocnym, ale jednak... Dopiero z czasem zaskoczył na bardziej "herbaciany grzaniec". Wciąż dość słodki. Słodycz pozwoliła sobie na całkiem sporo w całej kompozycji. Moje myśli krążyły wokół "herbaciany grzańców" w... wariancie pomarańczowym i... chyba czerwono owocowym. W tle doszukałam się niemal nieuchwytnej czerwonej porzeczki, gubiącej się pod przyprawami i ostrą, korzenną goryczką. W tej ukryła się też nutka herbaty czarnej... Nieśmiałej jednak i na pewno z ogromną ilością pomarańczy o słodko-soczystym, kwaskawym smaku.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, acz w kominku trochę nadrobił, okazując się całkiem mocnym... średnio-mocnym. To i tak jednak zasługa gigantycznej kostki, a więc ilości, nie zaś mocy zapachu. Na pewno jednak siekierą go nie nazwę (a szkoda). Rozchodzi się raczej prędko, bezproblemowo i utrzymuje się średnio długo.

Nie powiedziałabym, że chodzi tu o jakąkolwiek herbatę mrożoną - a to właśnie o takiej wspomina w opisie producent. To kompozycja ciepła, grzańcowo-herbaciana. Dużo przypraw, trochę słodyczy i nienachalna pomarańcza przełożyły to zapach przyjemny, a jednak nie niezwykły. Brakowało mi wyrazistej herbaty. Przynajmniej jednak ogólnie można to określić jako przyjazny wosk (ani zbyt mocny, ani za słaby; uniwersalny) - jakaś tam część tytułu znalazła odzwierciedlenie w nutach.

8/10

piątek, 12 listopada 2021

kadzidło Dhofar

Jaśmin zatopiony

Kadzidło Zalim otrzymane od Holyart zachwyciło mnie i stwierdziłam, że koniecznie muszę przetestować jeszcze jakieś inne kompozycje z tej orientalnej serii. Gdy zobaczyłam dopisek, który oczywiście wcześniej musiałam sobie przetłumaczyć, o jaśminie, mało oczy nie wyszły mi z orbit. Wyobraźnia już pomknęła - przecież w takiej mieszance jaśmin musi się pięknie odnaleźć! Jakoś chyba nigdy nie mam go dość.

Kadzidło Dhofar to kadzidło w proszku, z żywicy naturalnej, kory i przypraw z dodatkiem jaśminu, perfumowane i pocięte ręcznie; u mnie w pudełeczku 50g.



Recenzja

Suche kadzidło pachnie nagrzaną słońcem ziemią i zawilgoconym drewnem, starymi konarami, porośniętymi mchem i ich wilgocią. Do tego dołączyły wilgotne kwiaty. Zupełnie, jakby pierwsze promienie wschodu słońca oświetlały wilgotne po nocy, rześkie i słodkie rośliny.

Palone kadzidło roztoczyło ziemiste, nieco gorzkawe, ale raczej łagodne tło. Na nie zaczęło nakładać warstwami drewno, mech i jego wilgoć. Wydał mi się słodki i delikatny, rześki. To było jak poranna rosa, która zebrała się na kwiatach. Kwiatach jasnych i... dopiero witanych pierwszymi przebłyskami wschodu słońca. Te zapowiadały, że zaraz zrobi się nieco cieplej, ale nie odważyły się zruszyć wilgotnego, rześkiego charakteru.

Poprzez rześkość raz po raz wkradały się ostrzejsze zioła pod przewodnictwem białej szałwii, którą trochę ugłaskać próbowały kwiaty (może jaśmin? jeśli to on, nie był zbyt wyrazisty). Przenikliwa, cierpko-kwaskawa rześkość przemieszała się z drewnem, chwilami umacniającym się. Znów pomyślałam o drewnie rozgrzewanym przez słońce. Było w tym coś ciepłego jak... w kompozycjach zapachowych, w których dominuje "bursztyn". Z czasem, pod koniec robiło się ciepło-perfumeryjnie (acz nie przy każdej nasypanej na węgielek porcji). Ulotnie?

Kadzidło spala się dość szybko i mocno dymi. Choć nie jakoś strasznie, potrafi zadymić pomieszczenie aż nieco męcząco. Wydajność określiłabym raczej jako średnią.

Całościowo zapach w zasadzie podobał mi się, jednak odczułam brak mocnego jaśminu (jakoś się ten biedny jaśmin chyba zatopił w tym "wilgotnym" wydźwięku). To mocne zadymianie nieadekwatne do raczej lekkiej kompozycji też jakoś do mnie nie przemówiło.

8/10

poniedziałek, 8 listopada 2021

wosk / świeca Woodbridge Dragon's Lair

Soczyste leże

Kocham smoki - choć to brzmi bardzo ogólnie, zakres tej miłości autentycznie jest bardzo szeroki. Zachwycają mnie i w pewien sposób postrzegam je jako "moje stworzenia". Gdy więc zobaczyłam tę etykietkę, sprawdzając nuty obiecywane przez producenta aż wstrzymałam oddech. Bardzo mi zależało na tym, by było równie moje. I choć może nie moje-moje idealne, to jednak zapowiadające coś bardzo przyjemnego. 

Woodbridge Dragon's Lair to wosk / świeca o zapachu smoczego leża, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Nuty porzeczki, jagody, brzoskwini oraz maliny połączone ze świeżą miętą, wanilią oraz piżmem. Odkryj magiczne stworzenia, jakimi są smoki. 
Nuty górne: porzeczka, jagoda, mięta
Nuty środkowe: czarny bez, brzoskwinia, malina
Nuty dolne: wanilia, piżmo


Recenzja

Suchy wosk uderzał słodko-kwaskowatymi malinami, po czym odsłaniał całe mnóstwo soczystych, słodkich, aż trochę cukierkowych owoców: porzeczek (głównie czerwonych), jagódek. Wyraźnie było w tym też pewne "miękkie" ciepło i słodycz, kojarzące się z ubraniami, nasiąkniętymi kobiecymi perfumami. Może też jakieś kwiaty?

W kominku także to owoce otwierały drogę. Przodowały słodkie maliny i drobne jagody. Dopiero po chwili upuściły też odrobinkę kwasku. Goniły je porzeczki... czerwone i czarne, wplatające drobną cierpkość. Wgryzła się w owoce i zrobiła trochę miejsca poważniejszym nutom.

Wśród tych pojawił się wątek perfumeryjny, kobiecy... ciężkawo-słodki. Może lekko waniliowy? To z czasem splotło się z owocami, odlegle subtelnie zahaczając o babeczkę / drożdżówkę owocową z kruszonką, z której  wypłynęły kolejne pokłady soczystości. Z jej dżemowo-konfiturowawej masy z owoców... Czarnego bzu? A może to jakaś jagodzianka? Na pewno plątał się w tym właśnie palono-konfiturowy charakter. Chwilami z tła dolatywała bardzo słodka - ale jedynie owocowo i to raczej egzotycznie - nuta, przywodząca na myśl czy to multiwitaminę, czy... może konkretnie rześką brzoskwinię?

Była rześka, orzeźwiająca i... znów z goryczką. Odnotowałam nutę słodkiej, świeżej mięty... Naparu miętowego? Mimo rześkości cały czas tliło się w tym wszystkim także lekkie, przyjemne ciepełko. Zaraz jednak tonącego w porzeczkach, malinach i czarnym bzie. Znów myślę zarówno o owocach (jako konfiturze?), jak i kwitnącym. Do głowy przyszedł mi też jakiś orzeźwiający, owocowo-miętowy napój. Oczami wyobraźni patrzyłam na warianty czerwone (malinowe?) i niemal czarne (jagodowe? porzeczkowe?).

Zapach suchego wosku jest średni, acz sugeruje siekierę w kominku. Okazało się jednak, że moc także w kominku siekierą nie jest; określiłabym ją jako "mocnawą", na pewno satysfakcjonującą. Rozchodzi się błyskawicznie i czuć go bardzo dobrze, i to długo.

Smocze, niezwykle soczyste leże. W końcu od "sok" do "smok" całkiem blisko. Zapach może nie oddaje groźnego smoka z etykietki, ale pewne ciepło, soczystość, jakim jego leże mogłoby pachnieć może i owszem. Kompozycja zaskakująco owocowa (głównie porzeczki, maliny, czarny bez, jagody, trochę w konfiturowym wydaniu, acz nie tylko), ale i z perfumeryjnym ciepłem, miętą. Dość niespotykane połączenie, mimo że te ostatnie miały drobny udział.

9/10

sobota, 6 listopada 2021

wosk / świeca Kringle Candle Novembrrr

Mrrruczenie z zadowolenia?

Z tym woskiem specjalnie trochę poczekałam, ażeby adekwatnie wrzucić go do kominka dopiero w listopadzie. Coś mi mówiło, że będzie piękny. Etykietka zdradzała liście najrozmaitsze. Choć te jesienne, złote i szeleszczące bardzo lubię, akurat miałam ochotę na coś brudnego, wilgotnego... właśnie takiego listopadowego.

Kringle Candle Novembrrr Wax to zapach, oddający klimat listopada; u mnie jako wosk kostka ok. 10,7 g (w opakowaniu 6 kostek, łącznie 64 g).

Opis producenta
Wyrazisty, kolorowy bukiet jesiennych liści. Dzięki swoim aromatycznym, ziemistym nutom zapach w chłodne, mgliste poranki przywołuje pocieszenie i ciepło. Pełen aromatu jesieni z lawendą i białym bursztynem, orzeźwiony przez miętę i musującą cytrynę.
Nuty górne: schłodzone cytrusy
Nuty środkowe: niebieska lawenda, mięta zielona, mięta pieprzowa
Nuty dolne: biały bursztyn, biała brzoza


Recenzja

Suchy wosk w pierwszej chwili zapachniał mi męskimi perfumami, kwaskawym ogórkiem i wilgotnymi, zgniłymi liśćmi. Wyraźnie czułam coś podfermentowanego, kwaśnego i wilgotnego, ale... z odrobiną perfumeryjnego ciepła, jakby zakopanego w liściach i ogórku. Do tego doszły słodko-rześkie zioła (mięta?), daleko jednak w tle.

W paleniu wosk rozniósł zapach wilgotnych, zapleśniałych jesiennych liści (jako pewna siebie baza), nad którymi płynęły subtelne męskie perfumy. Liście przejawiały troszeczkę kwaśności, echa podfermentowano-podkiszonego, potem jednak wyprostowało się to na wilgotne, rześkie zioła i delikatne cytrusy.

Cytrusy zostały nieco wypchnięte przez męskie perfumy, które wydały mi się, podobnie jak liście, aż chłodno-ostrawe. Pojawiło się więcej słodkawych ziół. Dominowała mięta, acz pomyślałam też o jakiś eukaliptusach, aloesach niosących świeżość. A jednak całość, wraz z liśćmi w tle, była ciężkawa. Tu odnalazła się suszona lawenda.

Pod tym wszystkim tliło się leciutkie ciepło. Poważniejsze, nieco nostalgiczne... perfumeryjne i delikatne. Tonowało liście. Te jednak, jako sterty wilgotnych, ciemnych liści leżących na chłodnej, mokrej ziemi i tak miały się nieźle. Miętowa słodycz im wtórowała. Razem przełożyły się na rześką aurę. Lawenda (może wzmocniona ogólnie kwiatową nutą?) zaś... w końcu całość otuliła i ugłaskała. 

Suchy wosk pachniał mocno, palony zaś średnio (mocno, ale nie aż tak, jak myślałam), ale w pełni satysfakcjonująco. Nie był męczący czy sztuczny. Utrzymywał się odpowiednio długo, tylko że i sporo czasu zajęło mu rozchodzenie się.

Całość podobała mi się. Nie szalenie, ale jednak. Rześka, acz ciężkawa. Mokre liście, nutka męskich perfum, a potem słodycz ziół i lawenda to zacna kompozycja, choć na sucho najpierw wystraszyły mnie ogórkowe sugestie. W kominku okazało się jednak ok. A jednak brakowało mi w tym "tego czegoś". Nie porwał mnie ten zapach. Może jako bardziej męska albo liściasta siekiera lepiej by się sprawdził? Gdybym była kotem, może bym lekko zamruczała na odczepnego.

8/10

środa, 3 listopada 2021

kadzidło Paradies Exklusiver Weihrauch / Raj

Raj uwolniony 

Bardzo podobają mi się wszelkie fiolki, słoiczki ze znaczeniowym wypełnieniem. Podobnie lubię do wszystkiego mieć odpowiednie, specjalne naczynie. "Raj w tubce" - ten zwrot wywołał u mnie uśmiech i zatrzymałam się przy nim na dłużej na stronie Holyart, z której go dostałam w ramach współpracy. W zasadzie... było to dość tajemnicze.

Kadzidło Paradies Exklusiver Weihrauch / Weihrauch Raj to kadzidło o zapachu, oddającym "Eden, rajski ogród", wykonane z różnych rodzajów naturalnych kadzideł (Boswellia sacra i Boswellia carterii), wyselekcjonowanych żywic, naturalnych olejków i kwiatów lawendy, producenta Weihrauch; u mnie w szklanej tubce 25 g.

Opis producenta
Cudowny świeży zapach z Ogrodu Eden; Raj emanuje pięknym, świeżym zapachem z kwiatowym, słodkim wątkiem. Subtelny dym unosi się we wnętrzach i przekształca je w spokojne miejsce, w którym każdy chce zatrzymać się na dłużej.

Recenzja

Suche granulki pachniały przede wszystkim słodko-kościelnie, powiedziałabym, że ciężkawym olibanum. Nuty mleczna i żywiczna też poniekąd się w to wpisywały, a jednak dynamice i soczystości kompozycji nadał cytrusowy kwasek. Kontrastowo, żywiczna nuta w tle połakomiła się na dość wyraźną goryczkę (mirry? styraksu?).

Palone kadzidło ruszyło słodko-goryczkowatym splotem, przywodzącym na myśl ciężkie i kościelne olibanum oraz mleczno-migdałowy krem. Ten drugi skumulował więcej słodyczy, po czym dodał jej poważnego, szlachetnego wydźwięku goryczką. Do głosu doszło też cięte drewno, stając się tłem, bazą.

Migdałowo-żywiczna gorzkawość oraz rosnący drzewny wątek wydobył z kompozycji ewidentnie mirrę. Chwilami wypływała na powierzchnię, przełamywała słodycz, aż... przełamała ją soczysta kwaśność. Pomyślałam o cytrynie, a następnie cytrusach słodszych. Jakby tak do migdałowo-mlecznego kremu dodać trochę owoców. Wyobraziłam sobie jakiś lodowy deser... Sorbet! Cytrynowy wyraźnie - słodkie, ale i smakowicie kwaśny (bardziej cytrynowe wydały mi się ciemnożółte kawałki). Cytryna sprawiła, że kompozycja wyszła lekko, świeżo. Zamiast kościoła, pomyślałam o procesji pod gołym niebem, idącej wśród zielonych krzaków z rzucaniem wonnych, słodkich kwiatów (i kadzidlanym dymem w tle). Do tego bazowe drewno nabrało mocy i jako dokładnie świeżo cięte drewno wyszło na przód, mieszając się z kwaskiem. Ich duet przełożył się na lekkość, orzeźwienie. Granulki zielone wydawały mi się nieco łagodniejsze w kwasek, a bardziej roślinnie-drzewne.
Chwilami roślinnie-kwiatowa nuta nasilała się - kawałek jakiejś suszonej rośliny spadał na węgielek. Powiedziałabym, że to lawenda, zacnie wpisująca się w cytrusowo-drewniane otoczenie.

Zapach intensywny już na sucho, palony jakby chciał siebie przebić. Szybko się rozchodzi, dymiąc mocno, ale nie zadymiając pomieszczenia przesadnie. Ten dym wcale nie był męczący.
Granulki spalały się dość szybko i prawie całkowicie. Żółtym, przy "bąbelkującym" spalaniu, zdarzało się syczeć. Duże i jasne dymią najmocniej. Ogólnie kadzidło okazało się średnio wydajne.

Kompozycja bardzo mi się podobała. Lekka słodycz "mlecznej żywicy" została przełamana szlachetną gorzkością, a soczystość nadała całości rześkości. Kupiły mnie jakby lawendowe "pstryczki". Mimo że wydźwięk kościelny, nie był "typowy", a ciekawy i po prostu piękny. Tak moje wyobrażenie raju mogłoby pachnieć. Z ochotą będę go raz po raz z tubki uwalniać.

10/10

poniedziałek, 1 listopada 2021

wosk / świeca Woodbridge Spellbound

Magia owoców
 
Czarostwo jest ważną częścią mojego życia; motywy związane z czarami z popkultury, fantastyki uwielbiam, choć oczywiście traktuję je z przymrużeniem oka. Nie mogłam jednak przymknąć oczu na pojawienie się tego wosku. Wręcz przeciwnie! Natychmiast kupiłam.

Woodbridge Spellbound to wosk / świeca o zapachu oddającym stan zaczarowania, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Odurzające zaklęcie, które zawraca w głowie. Owocowa mieszanka połączona z wanilią, karmelem oraz jaśminem, różą i kwiatem pomarańczy.
Nuty górne: granat, cytryna, gruszka, jabłko
Nuty środkowe: żurawina, truskawka, malina, śliwka, jaśmin, róża, kwiat pomarańczy
Nuty dolne: wanilia, karmel


Recenzja

Suchy wosk pachnie intensywnie owocami leśnymi (pod przewodnictwem jagód), kwaśnymi, zielonymi jabłkami, śliwkami i owocami czerwonymi. Można wymieniać w nieskończoność. Choć bazowo owocowo słodki, kwasków nie brakowało. Otuliła je delikatna słodycz kwiatów i trochę kobieco-perfumeryjna. W tle mignęło mi coś ciepłego - palony karmel? Słodycz była bardzo wysoka, ale szlachetna i przyjemna. 

W kominku wosk postawił przede wszystkich na słodko-kwaskawe owoce. Jagody, śliwki, jeżyny, czarne porzeczki i inne ciemne, acz ścigające się z soczyście kwaśnymi jabłkami. Tym kibicował kwaśny sok cytryny... Z czasem bardziej ogólnie cytrusów. Z racji słodyczy myślałam o pomarańczy, ale w wydaniu czegoś pomarańczowego, np. konfitury. Z paloną nutką? A jednak to przede wszystkim słodycz się rozchodziła. Jabłka, już nie takie jednoznaczne... i sporo owoców czerwonych zadbało o to. Egzotyczny granat? Maliny? Truskawki? Te otarły się wręcz o cukierkowość.
Z odsieczą przybyły słodkie, wilgotne kwiaty. Żywe i kwitnące... Choć może też tylko co wstawione do wazonu. Wskazałabym jaśmin i róże, w wydaniu subtelnym. Poprzez kwiaty wszedł wątek dobrych, kobiecych perfum. Słodkich, ciężkawych, ale przyjemnych. Niczym ciepły, delikatny sweterek... Nasiąknięty... słodyczą szlachetną, należącą do wanilii i karmelu? Raz czy dwa wyobraziłam sobie palono-karmelizowane plastry pomarańczy. Całość z czasem wydała mi się bardziej palona. Może jak jakieś wypieki z tymi wszystkimi owocami? Z karmelowo-korzenną kruszonką? Była wykwintna i szlachetna, nieprzesłodzna (acz słodka).

Owoce cały czas dominowały, słodką bazę przeplatając soczystym kwaskiem. Na przód pod koniec wysforowały się bardziej palone, również słodkie nuty, wzbogacające kompozycję o pewną dostojną, paloną szlachetność. Żywe kwiaty natomiast zadbały o rześkość. Nie były wprawdzie silną nutą, ale jakby delikatnie muskały też cały splot swymi miękkimi płatkami.

Suchy, jak i rozgrzany w kominku wosk cechowała wysoka intensywność. Nie był siekierą, ale blisko mu do tego. Rozchodził się szybko i wyraźnie. Utrzymywał natomiast średnio długo.

Kompozycja to ogrom ciemnych owoców: głównie jagód i śliwek, porzeczek, zmieszanych z czerwonymi (maliny, granat, truskawki) i jabłkami. Wszystkie bardzo słodkie (niebezpiecznie zmierzające ku cukierkowym), ale i kwaskawe. Soczyste, z pewnym kwiatowym echem, motywem kobiecych perfum i palonym akcentem, dzięki którym zyskały szlachetniejszy wydźwięk.
To jak ciemno owocowa siostra czerwono owocowego wosku Dragon's Liar. Zacna, urocza czarownica, nie wpisująca się w stereotyp (może rzuciła na mnie zaklęcie miłosne?). Piękny i wciągający zapach, acz wolałabym, by te poważniejsze tony były istotniejsze.

9/10