piątek, 31 grudnia 2021

wosk / świeca Woodbridge Secrets

 Sekretne nuty

Przed Sylwestrem wszyscy pewnie szykują się na huczną i głośną zabawę, ja natomiast wolę spędzić ten czas w swoim domowym zaciszu, licząc, że za dużo petard w tym roku nie będą strzelać. Pomyślałam, że takiej porze będzie odpowiadać właśnie taki wosk.

Woodbridge Secrets to wosk / świeca o świeżo-słodkim zapachu, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Secrets to intensywny, świeży zapach ze słodką nutą, która rozbudza zmysły.
Nuty górne: czerwone jabłko
Nuty środkowe: piwonia, jaśmin, goździk, róża
Nuty dolne: zamsz


Recenzja

Suchy wosk okazał się kwiatowy, słodki. Dominowały róże, a zaraz za nimi piwonia, goździki i wiele innych. Wszystkie żywe i rześkie w pewien sposób, acz... też z pewną delikatnością, tkaninami i ciepłem. Przypraw?

Z kominka pierwsza rozeszła się delikatna woń żywych kwiatów, z płatkami mięciutkimi i jakby lekko wilgotnymi. Pomyślałam o jasnych różach (bladoróżowych?), o kolorowych, drobnych goździkach. Z czasem nabrały troszeczkę pewności siebie, ich barwy jakby odrobinę się zintensyfikowały. Może mignęły też piwonie, a róże zaprezentowały się jako delikatny bukiecik?

Wciąż jednak było w tym coś... muskającego - płatki delikatne jak skrzydła motyla i... coś zamszowego, aksamitnego? W kwiatach znalazłam wilgoć czy nawet drobną soczystość, ale te miękkie wątki odpowiadały też za pewne ciepło. Przyprawy...? Słodko-ciepłe, na pewno nie ostre... Niejednoznaczne. Raz czy dwa wyłapałam niesprecyzowany rześki owoc, ale krył się w żywości i zawilgoceniu kwiatów.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, był raczej delikatny. W kominku natomiast na pewno był delikatny i jego intensywność do średniej doczołgała się jedynie w punkcie kulminacyjnym. Rozchodzi się w średnim tempie, utrzymuje krótko.

Kompozycja była niezła, ale zbyt "sekretna", zbyt nieśmiała. Zamiast subtelności i tajemnicy, które mogły zawrzeć coś kusicielskiego, poważniejszego, te tutaj... były po prostu lekkie, mało wyraziste. Szkoda. Ten wosk widziałabym jako siekierę, powoli zdradzającą poważne tajemnice.

7/10

poniedziałek, 27 grudnia 2021

wosk / świeca Candleberry Warm Patchouli

Ciepła słodycz

Choć prawdziwa paczula jako kadzidło naturalne nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia ze względu na to, iż okazała się łagodna, nauczyłam się już, że w kompozycjach, w których występuje, zazwyczaj dostaję dosadną, ziemistą moc, jaką bardzo lubię. Stąd i ten wosk zakupiłam - paczula w opisie znalazła się w dość nietypowym towarzystwie.

Candleberry Candle Warm Patchouli twedług producenta "ciepła, relaksująca i prawdziwie paczulowa" kompozycja, czyli zapach paczuli, wanilii, oud, kwiatów i cytrusów; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).

Opis producenta
Kiedy emocje szaleją, paczula staje w szrankach z wetywerią, rumiankiem i lawendą jako sposób na odstresowanie. Zakończ dzień relaksując się w miękkiej przestrzeni przy harmonizującym zapachu świecy. Chociaż paczula dobrze komponuje się z różnymi składnikami, Candleberry's® wybrała połączenie z bardzo delikatnymi nutami wanilii, fasoli tonka, drewna oud, kwiatu heliotropu i pomarańczy, dzięki czemu paczula naprawdę błyszczy.


Recenzja

W pierwszej chwili suchy wosk zapachniał mi słodką, ciemną czekoladą z nutką ziemi oraz wanilią. Pojawiły się także drzewne nuty, splatając gorzkawość czekolady z bardziej bagnistymi, ziemistymi wątkami. To też... trufla /mousse czekoladowy z drobną soczystością i rześkością. Poprzez ostatnie do kompozycji zakradły się zioło-kwiaty.

Z kominka rozeszło się ciepło... jakby rumiankowej herbaty lub... mięciutkich ręczników przesiąkniętych np. rumiankowymi perfumami, szamponami? Najpierw było perfumeryjnie-łazienkowo, jednak kompozycja szybko się zreflektowała, poważniejąc. Poczułam słodycz niejednoznacznej wanilii i słodkiego drewna. Do tego gorącej, ciemnej czekolady o ziemistych nutach. Drewno, orzechy... Z czasem coraz wyraźniej drewno i drzewa. Zrobiło się ziemiście-bagniście, a mnie do głowy przyszła czerwona herbata, fusy... Liście?

Pomyślałam o herbacie z cytrusową nutą. Może earl greyu z bergamotką? Pomarańczą? Ta zadbała o soczystość. Kontynuowała także słodycz. Czekolada nieco się rozmyła, acz taka z soczyście-ziemistym charakterem wciąż jako delikatne echo pobrzmiewała. Może to... gorąca czekolada z nutą pomarańczy? Z tym, że w porywach puszczająca oczko do nieco perfumeryjno-kosmetycznych klimatów (jak np. balsam w tym wariancie?).

Na szczęście po dłuższym czasie rozniosła więcej gorzkości ukoronowanej szlachetną słodyczą. Znów myślałam o drzewach, ewidentnie o gęstym lesie, pełnym także wonnych paproci i ziół. Czułam, że to wszystko żyje, jest świeże. Zamknąwszy oczy, widziałam krzewy lawendy i drobniejsze kwiaty. Wprowadziły sporo rześkości, lekko wyciszając cytrusy. Ostała się wanilia, podporządkowana jednak duetowi kwiatów i cierpkawych ziół. Tych po długim czasie zebrało się sporo.

Suchy wosk był średnio intensywny, dlatego prawie siekiera w kominku okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Naturalny i rzeczywiście ciepły zapach. Rozchodzi się dość szybko i długo, wyraźnie (ale nie przytłaczająco) się utrzymuje.

Całość podobała mi się, choć chwilami budziła małe wątpliwości. Co więcej, nie jestem w pełni przekonana, czy na pewno oddaje to, co obiecał producent. Jednak i tak kompozycja okazała się niespotykana i głęboka, ciekawa. Czekoladowe zapędy, słodycz wanilii i kwiatów z mocnym tłem gorzkości, pewną powagą drzew i ziołowo-lawendową nutą, wszystko doprawione ziemią jak najbardziej wpisały się w to, co lubię. Kosmetyczne wątki na szczęście pozostawały mało istotne.

8/10

piątek, 24 grudnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Classic Christmas Tree

Drzewko jakości marketowej

Uwielbiam zapach drzew iglastych i zawsze sobie z gorzkim uśmiechem myślę, że jest on nie podrobienia. Do tego stopnia, że nawet te masowo sprzedawane zimą przed marketami drzewka jakoś tak... nie pachną tym, co trzeba. Pytanie, czy wosk tak uwielbianej przeze mnie marki miał nimi pachnieć?

Goose Creek Classic Christmas Tree to zapach choinki, pokrytej śniegiem, u mnie jako wosk kostka ok. 10 g (w opakowaniu 59g, czyli 6 kostek).

Opis producenta
Odprężający zapach pokrytych śniegiem bożonarodzeniowych choinek wypełnia powietrze. 
Nuty górne: trzaskający świerk, ziemista sosna 
Nuty bazowe: ośnieżony las
Nuty dolne: kora drzew, drewno cedrowe


Recenzja

Suchy wosk uderzył wyrazistą, świeżo ściętą i przyniesioną z lasu choinką. Czuć odrobinkę drewniano-goryczkowato-słodkawy motyw żywicy oraz chłód powietrza. A jednak drzewko to zetknęło się już z cieplejszym wątkiem, samo jeszcze wyraźniej wychodząc na przód dzięki temu.

Chwilę po zapaleniu podgrzewacza poczułam się, jakby gdzieś zaraz obok przycinano choinkę. Kwasek i rześkość sosnowych, zielonych igieł i żywiczny charakter były zrównane ze sobą, choć zieloność sprawiała wrażenie bardziej dynamicznej. Raz i drugi wydało mi się, że podkreśla ją odrobinka cytryny.

Z czasem z kominka rozeszła się słodycz drewna. Nieco żywiczna, a więc jednocześnie rześka, ale też ciężka i poważniejsza. Wyobraziłam sobie korę drzewa, gałęzie... po prostu drewno, niekoniecznie iglaste. Chwilami sugerowało, że pójdzie w kierunku przypraw, ale nie. Całość była łagodna...

I trochę mroźna? Pomyślałam także o drzewku przyniesionym z pola, a więc takim, którego aromat jest nieco przygłuszony, przemrożony. Już czuć zielone igiełki, ale jeszcze w subtelny sposób.

Wosk na sucho był intensywny, w kominku zaś średni. Rozchodził się w miarę szybko, ale czuć go delikatnie. Utrzymywał się, jako akcent subtelnie pobrzmiewający, niezbyt długo - uważam to za ogółem niesatysfakcjonujące.

Całość, choć sporo obiecała w wersji suchej, potem rozczarowała. Licha, przemrożona i mało pachnąca sosna z nutą drewna i żywicy, która byłaby boska, gdyby tylko było ją lepiej czuć. A tak to wyszło trochę nijako, jak przemrożone, biedne drzewka przed supermarketami. Potencjał niewykorzystany.

6/10

wtorek, 21 grudnia 2021

wosk / świeca Woodbridge Festive Snowfall

 Pod owocową pierzynką

Etykietka z tego wosku skojarzyła mi się z Opowieściami z Narni i latarnią, przy której Łucja spotkała Tumnusa, do którego to mam słabość (bo jest faunem). Przeczytawszy, co producent obiecuje, pomyślałam, że tak właśnie musiał pachnieć wieczór, kiedy to dziewczynka została zaproszona do niego na herbatę.

Woodbridge Festive Snowfall to wosk / świeca oddająca klimat śniegu padającego w Gwiazdkę, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Doskonała słodko-korzenna kompozycja z cytrusami na Święta Bożego Narodzenia i nie tylko.
Nuty górne: sosna, owoce, bergamotka, cytrusy, zielone liście
Nuty środkowe: truskawka, drzewo różane, goździk (kwiat)
Nuty dolne: cynamon, przyprawy korzenne, drzewo cedrowe, drewno


Recenzja

Suchy wosk zapachniał soczystymi, słodkimi czerwonymi owocami (truskawkami lub malinami?), podkręconych różaną nutą, przez co do głowy przyszła mi czerwona konfitura, zestawiona z odrobinką korzennego ciepła. Soczystość przeplatała się z niejednoznacznym kwaskiem... ni cytrusów, ni sosen. Drzewa iglaste wyraźnie ustanowiły stateczną, poważną bazę. Drewno za sprawą ciepła połączyło się z przyprawami, dając iście zimowy efekt domowego ciepła i przypraw, ale z echem rześkości choinki. Oddawało to zimową aurę i siedzenie pod kocykiem.

Z kominka pierwsza rozeszła się subtelna słodycz truskawek o dżemowo-konfiturowym, ciepłym charakterze. Wzbogaciła je pewna lekkość... kwiatów? Odrobinki róży? Pomyślałam o słodkiej, czerwonoowocowo-różanej masie... Z rozkręcającą się soczystością cytrusów.

Te podszepnęły drzewa iglaste. Nagle uderzyło drewno ciepłe, słodkawe, acz jednocześnie szlachetne i poważne. Oprócz abstrakcyjnego drewna, wyraźnie czułam motyw drzewa iglastego. Szybko jednak złagodniał.

Słodycz zmieniła się w słodkawość, i to nieśmiałą. Troszeczkę delikatnych, korzennych przypraw? Cynamon, ale delikatny i słodki oraz... znowu pewna konfiturowość. Jakby jakieś ciastka z czerwonym nadzieniem z nutą róż i cynamonem - nie ostrym, a jedynie ciepłym. Całe to ciepło... wplotło nutkę drewna i liści, kojarzących się bardziej z jesienią... Owoce przypomniały o sobie jako słodki cytrus (mandarynka?) i malino-truskawki. Te poszły w aż cukierkowo-pudrowym kierunku. Całość była bardzo niejednoznaczna.

Wosk już na sucho pachniał średnio mocno. W kominku bez zmian - moc średnia, acz kompozycja wyczuwalna w porządku. Nie czułam niedosytu, jednak za co chwalić nie mam na pewno.

Całość była może i z pomysłem, ale za wiele mi w tym niejasności. Czerwone owoce, róże, cytrusy i drewniano-przyprawowe nuty z drewnem, zielonymi igiełkami w tle to miły splot, ale jednak nie było tu ani motywu przewodniego, ani charakteru... Nuty wydawały się zbyt nieśmiałe i rozmyte. Moc też nie moja (wolę siekiery). Ogół ładny, ale jednorazowo. W pamięć nie zapada. Jakby tak pod śnieżną (lub raczej owocową) pierzynką ukryć istotę zapachu.

7/10

sobota, 18 grudnia 2021

wosk / świeca Chestnut Hill Winter Cabin

 Domek w choinkach czy choinka w domku?

Choć Chestnut Hill ze względu na mazistość sojowej bazy jakoś mnie nie chwyciło, to ich zapachy mnie kupiły. Bardzo złożone, niecodzienne... Uznałam, że mimo problemów z doczyszczeniem kominka, jeszcze jakieś z ochotą przetestuję. Ciekawiło mnie, czy tak prosty zapach jak zimowe igliwie, też zrobili jakoś... ciekawiej?

Chestnut Hill Winter Cabin to zapach oddający spacer wśród drzew iglastych, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.

Opis producenta
Spacer leśną ścieżką w towarzystwie uskrzydlającego zapachu kanadyjskiej sosny balsamicznej. 


Recenzja

Suchy wosk uderzył wyrazistymi, świeżymi drzewami iglastymi. Sosny, świerki i ich leciutki kwasek. Zupełnie, jakbym znalazła się w młodym iglastym lesie, gdzie na świeżym powietrzu rosną małe drzewka. Z nieśmiałą słodyczą, pomykającą wśród nich? Bardzo obrazowe i autentyczne. 

Z kominka najpierw rozszedł się aromat młodych, delikatnych drzewek iglastych; niewysokich sosenek, które sterczą znam zasp śniegu i przebijają rześkie powietrze swoim świeżym kwaskiem. Zielone, pełne życia igiełki przybierały na intensywności, a stateczny motyw drewna podtrzymywał je w tym. Drzewka, drzewa... cały lasek, w którym zaplątała się delikatna, też drzewna słodycz. Zaraz wyobraziłam sobie kogoś, kto ściął ukradkiem jedno z drzewek. Właśnie takie ścięte drewno wyłapałam - mocniejsza słodycz wydobyła się z niego. Żywica zadbała więc o bardziej drewniany motyw, acz wciąż to sosnowe, kwaskawe igły dominowały.

Mimo rześkości, zapach zawarł w sobie także ciepło, słodycz i drewno - te nuty były bardzo delikatne, ale niezwykle istotne zwłaszcza po pewnym czasie. Podkreślały nie sosny, a młodziutkie sosenki właśnie. Takie, na widok których chce się krzyknąć: "weźmy je do domu!". I... na który to okrzyk od razu myśli się o przytulnym, drewnianym domu, który po dłuższym czasie także się ujawnia i przewija nienachalnie.

Suchy wosk to istna siekiera, ale w kominku jest po prostu bardzo mocny. To pasuje idealnie do obrazu, jaki zarysowuje. Szybko się rozchodzi i utrzymuje wystarczająco długo. Nie przytłacza ani przez chwilę i nie zostawia niedosytu.

Całość bardzo, bardzo mi się podobała. Niby prosta, a jednak z dodanym ciekawszym (słodkim) akcentem. Młode iglaste drzewka, z naciskiem na drewno - to jest to. Czy domek...? Może jakaś malutka chatka ukryta w lasku - bo to właśnie lasek dominował. Zastanawiałam się, czy wygra domek (nuty drewniano-ciepłe), czy choinka. Okazało się iż, nie tyle choinka, co właśnie lasek. Wosk nie oddaje więc etykietki tak w pełni, ale i tak jest cudowny.

9/10

środa, 15 grudnia 2021

wosk / świeca Woodbridge Jingle Bells

Coś mi w głowie zadzwoniło...

Nie wiem, co jest właściwie takiego w tej etykietce, że zrobiła na mnie aż takie wrażenie. Klasyczna, ani to mój ulubiony kolor (no ok, uwielbiałam błękit, jak byłam dzieckiem), ale po prostu mnie chwyciła.

Woodbridge Jingle Bells to wosk / świeca o zapachu cytryny i drzew iglastych, "oddający klimat Wigilii", u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Nadszedł dzień Wigilii. Usiądź przy stole i poczuj wyjątkowy zapach cytrusów, drzewa cedrowego i przypraw.
Nuty górne: cytryna
Nuty środkowe: cedr z Wirginii
Nuty dolne: drzewo cynamonowe, goździki


Recenzja

Suchy wosk ukazał walkę cytrusów z drzewami iglastymi. Cytryna o kwaśnym soku i goryczkowatej skórce oraz zielone, świeże igiełki wraz z dosadniejszymi motywami drewna (m.in. wyraźnie cedru) przepychały się w przyjacielskiej bójce. Sędziowały im ostro-goryczkowate przyprawy. Przede wszystkim niemal szczypiące goździki.

Z kominka rozszedł się aromat drzew iglastych, podsyconych cytryną. Ułożył stateczną, rześką bazę. Pomyślałam też o drewnie jasnym (w wyobraźni widziałam jakieś szarawe), niesprecyzowanym, a także o cedrze. Odważnie zarysował się na tle zbieraniny drewna rozmaitego.

Drewno zawarło w sobie sporo szlachetnej gorzkości, co podkreśliły przyprawy. Wyraziste goździki tchnęły odrobinę pikanterii, która wpisała się w rześkość. Wyszła nieco przenikliwie, gryząco, choć nie była bardzo mocna. Czułam jednak też prostszy kardamon i inne... Jakby wygładzające kompozycję i harmonizującą, co bardziej dynamiczne, z drewnianą i spokojną bazą. Pojawił się motyw trochę słodko cynamonowy, ale w dziwnym, bardziej drzewnym wydaniu.

Kwasek cały czas się utrzymywał, w swym wirze mieszając drzewa iglaste i soczystą cytrynę. Podkręcała obraz sosen, cedru, wiele wnosząc, ale nie przytłaczając ich.

Suchy wosk jest bardzo intensywny. W paleniu dość intensywny, ale nie siekierowy. Rozchodzi się w tempie szybkawym, czuć go wyraźnie w pomieszczeniu, a bardzo, bardzo wyraźnie poza nim, przy wchodzeniu i wychodzeniu. Bardzo autentyczny i niemęczący.

Całość bardzo, bardzo mi się spodobała. Niby prosta, ale nie banalna. Rześkie, kwaskawe drzewa iglaste zmieszane z odrobinką cytryny na tle mocno drewnianym, lekko przyprawionym w niezwykle zgrany sposób - kupiło mnie to zupełnie! Moc zacna. Jak tylko zobaczyłam etykietkę, w głowie dosłownie usłyszałam dzwoneczki alarmujące, że warto kupić. I cudownie, że tak się stało!

10/10

niedziela, 12 grudnia 2021

wosk / świeca Candleberry Candle Moonlit Hayride

 Z kosą, ale nie na żniwa

Wszystko, co związane z księżycem w dziwny sposób mnie z automatu przyciąga. Ogólnie czuję z naszym naturalnym satelitą swoistą więź. Przekłada się to nawet na rzecz taką, jak zapachy. Uchwycenie woni nocy, klimatu księżycowej poświaty wydaje się trudne, ale już jak się uda... W tym przypadku w zasadzie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Aromat jesiennej nocy? Gdyby miało się udać, byłoby cudnie... Ale jak to niby mogłoby pachnieć?

Candleberry Candle Moonlit Hayride to zapach oddający klimat księżycowej poświaty w czasie żniw; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).

Opis producenta
Pachnąca bryza uwodzi liście, które tańczą na oświetlonej światłem księżyca ścieżce. Drzewa sadowe zrzucają jabłka, by wpadły mogły zażyć kąpieli w starej kuchni. Milion gwiazd, szczyt jesieni, ciepły, wełniany szal, owijający szyje rodziny, ogrzewającej się przy ogniu trzaskającym w kominku. Niebieski księżyc mamuta to hipnotyczne światło, które odbija muskularny wierzchowiec. Wszystko oświetla niebieskawe, hipnotyczne światło księżyca. Opowieści i cydr sprawiają, że oczy otwierają się szeroko, rozkoszując się tańcem cieni. Szepcząca symfonia liści kukurydzy i oceanu osnuwa stare tory kolei. Lśniący ogień swym blaskiem zwieńcza długi dzień żniw. Idealny rodzinny wieczór uchwyciły nuty słodkiej, kremowej wanilii, skórzanej odzieży, paczuli nasączonej wędzonym cydrem i drzewa cedrowego.


Recenzja

Na sucho wosk wydał mi się dość "łazienkowy" jak balsamy czy żele pod prysznic. W słodyczy wanilii kosmetycznej, jakby jakiegoś kremu, przewinęło się trochę rześkości, chłodu i drewna. Do tego lekka nutka niemal podwędzono-palona i kwasek. Cytrynowy? Jabłkowy? Niedoprecyzowany. Nie zapowiadało się to zbyt kusząco.

Z kominka pierwsza rozeszła się słodycz wanilii, którą umocnił poważniejszy motyw słodkiego drewna. Pomyślałam o słodkiej, suszonej tabace, skórze, zamszu, a wanilia zaczęła się robić coraz bardziej kosmetyczna, perfumowa. Było w niej coś kobiecego, ale nie do końca...

W tle raz po raz przemknęła pewna soczystość, przez co pomyślałam o słodkim, waniliowym wypieku... właśnie z odrobinkę jabłkowo-cytrusowym echem. Pieczone ciepło, drewno i palone nuty dobiegały zewsząd, a jednak nie kumulowały się. Wydawały się rozproszone i pomykające, acz na pewno dodające charakteru.

Zjawiło się drewno palone i lekka spalenizna. Mimo ogólnego ciepła, w oddali krył się też chłodek... Zachowywał się jednak dziwnie dyskretnie. Jakby perfumy przeszły w bardziej orzeźwiająco-łazienkową, prysznicową nutę? Pojawiło się wyobrażenie grubych i miękkich ręczników. Wanilia z czasem zrobiła się nieoczywista, słodycz wydała mi się nijaka, trochę ciastowo-babeczkowa, choć nie wzrosła mocno. Płynęła na szczęście też z drewna, aż nieco drapiąc w gardle. Słodkie drewno zrobiło się ciężkawe, ale nie napastliwe. Jakby zaraz miało zacząć przytłaczać, ale jednak nie. Pilnowało też, by nuty słodkich wypieków nie pozwoliły sobie na zbyt wiele.

Suchy wosk był na tyle intensywny, że sugerował siekierę w kominku. Okazał się jednak delikatny. Rozchodził się powoli, acz w końcu udało mu się rozbrzmieć wyraźnie. Intensywność jednak nawet w punkcie kulminacyjnym była nisko-średnia. Mimo to, bardzo długo się utrzymywał. Choć tylko pobrzmiewał, to jakby... wgryzł się w otoczenie i pobrzmiewał raz po raz do dnia następnego, mimo wietrzenia.

Zapach nie przemówił do mnie. Ciepławo-rześkawy, a jednak ani ciepły, ani rześki. Pełno nutek się w nim plątało, ale żadna odważniej nie zagrała. Wyszło to słodko-ciastowo, trochę kosmetycznie i ciężkawo, mimo że miało to i jakiś tam charakterek. Nie satysfakcjonował jednak. Kompozycja tytułu i opisu producenta jakoś nie oddaje w moim odczuciu. Na takie zepsucie wariantu aż się kosa nóż w kieszeni otwiera.

6/10

czwartek, 9 grudnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Winter Splendor

 Zimowy przepych poncz

Choć akurat nie chciałabym przenieść się w miejsce z etykietki (pff, jeszcze mi trzeba odmrażania sobie czterech liter na ławeczce w zaspach śniegu), to jednak urzekła mnie. Oczywiście główną motywacją do zakupu były obiecywane przez producenta nuty. Trochę odstawały według mnie i od obrazka, i od tytułu, więc byłam ciekawa, cóż to mój nos z tego wywącha.

Goose Creek Winter Splendor to nostalgiczny zapach zimowych świąt, u mnie jako wosk kostka ok. 10 g (w opakowaniu 59g, czyli 6 kostek).

Opis producenta
Przywołaj nostalgiczne wspomnienia Gwiazdki sprzed lat z chłodnym, miętowym, świątecznym zapachem. 
Nuty górne: cynamon, mięta pieprzowa
Nuty bazowe: cedr, czerwone owoce, ziarna wanilii
Nuty dolne: palone, dymiące drewno; biały cedr


Recenzja

Suchy wosk pachniał dosadnie i poważnie drewnem oraz owocowym, porządnie korzennym ponczem. Pomyślałam o choince, ale też drewnie palonym, niosącym ciepło. Jakby tak siedząc przy kominku, raczyć się wspomnianym tworem z kardamonem, może nawet pieprzem. Czułam też ciepło... słodkiego piernika? Takiego właśnie z pieprzem, cynamonem i nutką czerwonym owoców (malin?). Słodycz wydała mi się jednak niejednoznaczna, a specyficznie "miękka".

Rozgrzany wosk zaczął od rozniesienia zapachu drzew. Pomyślałam o drewnie słodkawym, jasnym i delikatnym, ale też drzewach iglastych... Te nie pchały się na przód, ale pokusiły się o skojarzenie ze ściętą już choinką. Taką tylko co wniesioną z mrozu, która w ciepłym pomieszczeniu dochodzi do jego temperatury? Poczułam kontrast, ciepło wzrosło. Mignęła myśl o ogniu trzaskającym w kominku / palenisku. Z czasem spłynęła na to subtelna korzenność. Słodko-ostry cynamon i goryczka kardamonu / pieprzu. Zaledwie szczypty, mieszające się z drewnem i... piernikiem?

Drewno niewątpliwie było słodkie, ale pojawiła się też słodycz inna. Miękka, kojarząca się z delikatnymi szalami... Wyraźnie waniliowa, trochę... pudrowo owocowa? W tym wszystkim chowały się czerwone owoce - może delikatniusie maliny? Delikatne, słodkie, korzenne... Po dłuższym czasie do choinki, paleniska i przypraw zawitał soczysty, bardzo słodki poncz owocowy (chyba głównie malinowy) z przyprawami korzennymi. Z czasem waniliowo słodki, przyprawiony w szlachetny sposób twór wkradł się na pierwszy plan. Rześki, choinkowy akcent pilnował, by nie zrobiło się za słodko czy muląco. Zupełnie, jakbym nachylała się nad nim, siedząc przed kominkiem, obowiązkowo obok choinki. Ta zdążyła już ogrzać się i świetnie wypełnić pomieszczenie swym aromatem.

Suchy wosk pachnie intensywnie, w kominku też, ale siekierą okazał się dopiero po dłuższym czasie. I to taką, że aż się zdziwiłam! Miłe. Rozchodzi się w średnim tempie, ale w jego przypadku to nie wada, bo okazał się dynamiczny, dokładał z czasem coraz to kolejne obrazy. Na plus autentyczność.

Cudowny, niecodzienny i złożony zapach. Wyraźnie zimowy, ale nie zimny, mimo że "czuć porę roku". Było w nim ciepło, ale nie takie mocno grzejące. Drewno, palenisko, choinka i korzenny poncz stworzyły obraz przytulnego wieczoru. Stworzyły całą historię, sytuację - to było niezwykłe. Niby choinka, ale jakże nietypowa! Owoce czułam, acz daleko tej kompozycji do owocowej. Intrygująca.

10/10

poniedziałek, 6 grudnia 2021

wosk / świeca Woodbridge 'Tis The Season

To ta etykietka!

Kupując Jingle Bells, zerknęłam na ten wosk i etykietki wydały mi się takie... bliźniacze, mimo że w zupełnie innej kolorystyce. Uznałam, że z ochotą porównam. Nuty też wydawały się ładne, więc nie było się nad czym zastanawiać.

Woodbridge 'Tis The Season to wosk / świeca o słodkim zapachu owoców z przyprawami, "na zimowy czas", u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Perfekcyjna mieszanka słodyczy i przyprawionych owoców jako kompozycja na święta Bożego Narodzenia i nie tylko.
Nuty górne: cytryna, aldehydy ("świeżość"?), pomarańcza
Nuty środkowe: jabłko, cynamon, czerwone jagody, brzoskwinia
Nuty dolne: piżmo, heliotrop, tonkowiec wonny (bób / nasiona tonka)


Recenzja

Na sucho wosk zapachniał soczystymi, czerwonymi jabłkami i porzeczkami z ogromną ilością cynamonu. Za nim chyba chowały się inne słodko-ostre przyprawy korzenne i coś słodszego... kwiaty? Wanilia? Mignęła mi nawet dosadniejsza, lekko drzewno-choinkowa nutka. Daleko w tle natomiast nutka jakby ręcznika przesiąkniętego zapachem żelu pod prysznic - ni męskiego, ni kobiecego.

Z kominka najszybciej rozeszły się delikatne cytryny, ogólnie cytrusy, owocowy, rześki kwasek, popędzany słodyczą.

Słodycz owoców rosła prędko, ale zaraz dołączyła do niej słodycz wanilii. Zrównały się. Obie podkreśliła szczypta przypraw korzennych, głównie cynamonu. Oczami wyobraźni zobaczyłam jego właśnie ścieraną korę. Był aromatyczny, słodki i świeży, zmieszany z coraz cięższą wanilią. Jej kruszoną laskę też dosłownie widziałam.

A jednak owoce nadały temu rześkości i soczystości. Do cytrusów dołączyły słodko-kwaśne jabłka prosto z szarlotki / jabłecznika z cynamonem. Za nimi były brzoskwinie w nieco dżemowo-ciastowej wersji z racji ogólnej słodyczy. Mimo to, kwasek też się w tym tlił. Cały czas pomykały słodko-kwaskawe, chrupkie czerwone jabłka i inne czerwone owoce, chyba m.in. żurawina... Wpisywały się w zimowy, trochę korzennie-grzańcowo-herbaciany klimat. 
Został wzmocniony iglastym kwaskiem, który przełożył się na myśl o choince. Delikatnie drzewno-iglasta nuta była świeża... jak świeże musiały być ręczniki, pojawiające się wraz z coraz to kolejnymi falami zapachu. Czysty materiał był cieplutki, mieszał się z wanilią, a jednak zaprosił po dłuższym czasie do kompozycji też pewien rześki chłodek, kojarzący się ze słodkimi żelami pod prysznic. Może w kwiatowych wariantach? Były stonowane i delikatne, ani męskie, ani kobiece - gdzieś pomiędzy, całkiem za to poważne i spokojne.

Zapach na sucho był żywy, cytrusowy i jednocześnie ciężkawo słodki, trochę w tym uderzający. Z kominka płynął spokojny, słodki waniliowo-tkaninowo oraz owocowy, przepleciony dynamiczniejszym kwaskiem oraz tuląco-ręcznikowym wątkiem. Cechowała go właśnie pewna ich delikatność i spokój, mimo że był dobrze wyczuwalny. Rozchodził się błyskawicznie, a utrzymywał średnio długo.

Całość wydała mi się intrygująca i niespotykana. Wanilia, mięciutkie ręczniki i korzenność z owocami, szarlotka, a jednak nie jedzeniowe klimaty. Cytrusy, zimowe owoce czerwone, cynamon, odrobinka drzewa i nutka żelu pod prysznic stworzyły mieszankę klimatyczną, ciekawą i bardzo złożoną. Jedyne zastrzeżenie mam do mocy - ten zapach widziałabym jako siekierę, a nie taki spokojny.

9/10

piątek, 3 grudnia 2021

wosk / świeca Woodbridge Mountain Sunset

Zimowe truskawki

Kocham góry i choć nie lubię zimy, marznięcia etc., ich szczyty są jedynym miejscem, gdzie śnieg w zasadzie mi nie przeszkadza. Tam i tak jest cudownie. Wosk więc przemówił do mnie, mimo że nie powiedziałabym, iż górskie szczyty pachną właśnie przytoczonymi przez producenta nutami. A jednak te i tak zapowiadały się przyjemnie.

Woodbridge Mountain Sunset to wosk / świeca oddająca zapach zachodu słońca w górach, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Świeże górskie powietrze z nutami jabłek, malin, odrobinką cynamonu i goździków.
Nuty górne: jabłka, maliny
Nuty środkowe: cynamon, goździki
Nuty dolne: cytrusy


Recenzja

Suchy wosk zapachniał słodko-soczystymi truskawkami i malinami ze sporą ilością cynamonu. Owoce mieszały się z przyprawami, a w tle mignął drzewny akcent. Klimat był bardzo słoneczny i uroczo słodki, przytulny. Kwasek także się pojawił, ale daleko w tle.

Z kominka jako baza rozeszły się czerwone, słodko-soczyste owoce: truskawki i maliny. Wydały mi się urocze i wręcz słodziuteńkie, po czym upuściły nieco kwasku. To był... słodki kwasek. Trochę jabłkowy, trochę cytrusowy... nieoczywisty. 

Do głowy przyszły mi jakieś masy owocowe - dżemowato-konfiturowe, przecierowe i doprawione cynamonem. Słodkim, ciepłym, o subtelnej pikanterii. Przemieszał się z truskawkami, podkręcając ich słodziutki charakter. Odnotowałam więcej korzennych przypraw, budujących bardzo słoneczny obraz. Cytrusy rozmyły się, przechodząc raczej w rześkość... To było trochę jak wyglądanie przez okno bardzo słonecznego, zimowego dnia. Rześko, niby wiadomo, że zimno, ale w nasłonecznionym pomieszczeniu tego nie czuć.

Z czasem korzenność zmieniła się w "miękkie ciepło", a słodki cynamon i słodkie czerwone owoce nabrały niemal perfumeryjnego charakteru, przy czym także rześkość jakoś zanikła. Z czasem zrobiło się ciężkawo - że gdyby moc była wyższa, mogłoby męczyć.

Suchy wosk był średnio intensywny, w kominku raczej też. W porywach w ogóle wydawał się delikatny. Rozchodził się dość długo, ale potem nuty w zasadzie czuć wyraźnie - tylko że mocne nie były. Nie utrzymywały się zbyt długo.

Całość była niby niezła, bo słodkie truskawki, maliny i jabłka ciekawie zmieszały się z cynamonem, jednak szybko się to rozmyło. Korzenność to raczej ciepło, owoce wyszły słodko i... tyle. Nie było zbyt rześko, soczyście czy coś. Zapach raczej delikatny, co normalnie uznałabym za wadę, ale miał taki wydźwięk, że jako siekiera, mógłby dusić, męczyć. Etykietki i tytułu to nie oddaje.

7/10

wtorek, 30 listopada 2021

Sanctis Incenso Vaticano / Kadzidło Watykan

Watykan na słodko

Jako że Kadzidło Świętych Święty Franciszek bardzo mi się spodobało, byłam ciekawa bardziej wykwintnej - tak założyłam - propozycji z tej serii, również oferowaną przez Holyart. Okazało się jednak, że to chyba nie ta seria, ale w zasadzie było mi wszystko jedno (ogólnie to dedykowanie jest dla mnie nieistotne, bo jestem ateistką, a zapachy oceniam dla zapachów). Jak pomyślałam o wszelkich uroczystościach watykańskich, wyobraziłam sobie, że muszą być bardzo, bardzo aromatyczne (a szczerze nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo jestem ateistką; do zapachu podchodzę więc pod kątem tego, co czuć i jak to się spisuje jakościowo).



Sanctis Incenso Vaticano / Kadzidło Watykan to kadzidło do użytku liturgicznego, oddające klimat Watykanu, z perfumowaną esencją, wyprodukowane w Portugalii; u mnie w opakowaniu 125g.

Recenzja

Sucha mieszanka pachnie bardzo słodko, aż trochę cukierkowo. Na pewno sporo w tym delikatnych kwiatów: od fiołków, przez róże po lawendę. Zaplątały się też soczyste rodzynki czy może nawet winogrona z racji, że świeżości nie brak. Kadzidło cechuje lekkość, choć zapach jest wyrazisty.

Palone kadzidło roztacza rześką słodycz, po czym dodaje jej nieco typowo żywicznej, goryczkowatej nutki. Słodycz intensyfikuje się jako soczyste winogrona i jasne rodzynki (Golden?), a potem otula je trochę kwiatami. Te również niosą słodycz i rześkość. Zaplątała się lawenda o nieco poważniejszym charakterze, ale także róże, fiołki - beztroskie i łagodne.
Wyraźnie czułam żywe kwiaty, co podkreślała soczystość - z czasem, epizodycznie bardziej kwaskawo-rodzynkowa. Zahaczała o cytrusowość, a właściwie o niemal cukierkową, a jednak orzeźwiającą lemoniadę. W ogóle raz czy dwa pomyślałam o słodkich, chłodzonych napojach (gazowanych) w wersji naturalnej. Pojawiały się i znikały. Owoce miały sporo do powiedzenia, a jednak przed zupełnym przesłodzeniem sytuację ratowała żywicznie-drewniana nutka, cały czas w tle pobrzmiewająca nieśmiało. Wyłaniała się wyraźniej dopiero pod koniec - i to ona utrzymywała się najdłużej.

Żółte granulki wydawały mi się delikatne, rześkie, jakby tonujące wszystko kwiatami. Zielone uwalniały goryczkę, rodzynkowość, łącząc owoce z drzewami i zapraszając kwasek. To czerwone okazały się najbardziej aż cytrynowo-soczyste. Czarne zaś podkreślają żywiczność, "naturalność".

Niektóre drobinki spalają się całkowicie, inne nie. Wszystkie jednak palą się powoli, dając dość sporo dymu. Ten wydał mi się gęstawy, ale tak rozchodzący się, że szybko znikający. Zapach na szczęście zostawał. Acz utrzymywał się raczej krótko. Nie był zbyt mocny ogółem.

Całość była niezła, mocno kwiatowo-owocowa i słodka; delikatna, choć wyraźnie wyczuwalna. Zarzutów wielkich nie mam, lecz tak łagodne kompozycje nie są w moim typie (nuty lemoniadowe też nie). Zapach nie wydaje mi się adekwatny do tytułu. Z Watykanem się nie kojarzy i w ogóle nie jest specjalnie "kościelny".

8/10

sobota, 27 listopada 2021

wosk / świeca Candleberry Candle Cinnamon Rum Bananas

Jestem sceptyczna do bananowych wariantów i np. czekolad, i zapachów. Boję się bananowej sztuczności, która bardzo mnie odpycha. W zasadzie nie wiem, dlaczego temu woskowi (nieznanej dotąd marki - kupiłam w jednym zamówieniu z Friendship Tea) dałam szansę. Jest inspirowany czymś bardzo słodkim, czego w zasadzie nie chciałabym ani jeść, ani wąchać. Chodzi o coś podobnego do Bananas Foster (deseru z bananów i lodów waniliowych z sosem z masła, brązowego cukru, cynamonu, ciemnego rumu i likieru bananowego; masło, cukier i banany gotuje się, a następnie dodaje i podpala alkohol). A jednak to właśnie na coś takiego stylizowana czekolada (Raaka Bananas Foster) bardzo mi smakowała.

Candleberry Candle Cinnamon Rum Bananas to zapach deseru typu Bananas Foster, czyli karmelizowanych bananów z rumem i cynamonem; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).

Opis producenta
Cinnamon Rum Bananas™ jest kuzynem Bananas Foster, ale nie klarownie bananowym. Zapach jest jakbyś właśnie zmiażdżyła kilka plastrów przejrzałych bananów, skarmelizowała je, doprawiła cynamonem i skropiła ciemnym rumem. Ten następnie podpaliła, by zapach tego wszystkiego rozszedł się po całym domu. To nie oczywisty cynamon, banan czy rum, ale perfekcyjna mieszanka trzech, że aż trudno je wyodrębnić, bez wiedzy, że to właśnie one. To jeden z tych zapachów, co do których jesteśmy pewni, że będą hitami i dołączą do historycznej linii. Gdy tylko na to trafiliśmy, wiedzieliśmy, że to coś specjalnego. 
Nuty górne: kremowe banany, płatki cynamonu, bergamotka
Nuty środkowe: bogate mleko, czysty akord przypraw, kwiaty bananowca
Nuty dolne: drewno cedrowe, słodkie piżmo, ziarna wanilii


Recenzja

Suchy wosk to przede wszystkim karmel i pewna pralinkowość, a więc wysoka słodycz. Czułam orzechy, palony karmel i wilgotną ciastowość. Tu weszły słodkie banany. Nie były jednak zbyt soczyste. Ciężkość kompozycji podyktował rum, aż cukrowo słodki. A jednak wcale takie typowo alkoholowe to nie było. Cukier, śmietanka, słodkie, cynamonowe bułeczki - raczej coś takiego.

Z kominka rozeszła się bardzo słodka baza, na którą złożył się karmel z pralinkowym, trochę orzechowym charakterem. Do tego zaraz nadeszła myśl o wilgotnym cieście, biszkopcie... bananowym? O słodkim chlebku bananowym właśnie wyjętym z piekarnika. Wilgotnym wewnątrz, odważnie przypieczonym na brzegach,... że aż karmelowym? Chlebek był wyraźnie bananowy, doprawiony cynamonem, co z czasem znalazło się na pierwszym planie.

Słodycz zahaczyła o cukier, a ciastowość zrobiła się ciężka. Znalazły się niebezpiecznie blisko przegięcia, duszenia. Pomyślałam o alkoholu, po czym w końcu wyraźnie poczułam rum. Nie był mocno alkoholowy, a stonowany i wkomponowany w otoczenie. Mimo to, przegryzł się też na pierwszy plan. Nasilił się szybko, w czym pomogło mu ogólne poczucie ciepła. Wiązało się ze słodkimi wypiekami, którym charakteru i pazura nadał cynamon. Ten, trochę pikantnawy, zlewał się z rumem i... drewnem? W końcu wydało mi się, że rum zdominował kompozycję, trochę dusząc. Ona mimo aż mulącej słodyczy zaserwowała z czasem także trochę poważniejszych motywów; też już bardziej ciężko-alkoholowych.
A jednak również biszkopt, banan, maślana ciastowość utrzymywały się do końca; nie dały się stłamsić, a im dłużej wosk był w kominku, tym bardziej słodko-maślano ciastowo ciężkie się to robiło. W końcu masło zaczęło męczyć. Rum dołożył się do tego.

Zapach to siekiera i na sucho, i w kominku, co wzmacnia jego ciężki klimat. A jednak nie dusi tak bardzo cały czas... dopiero robi się problematyczny po dłuższym czasie. Do tego aż "wgryza" się w pomieszczenie i utrzymuje się długo, do dnia następnego (ja jakiś czas po zgaszeniu podgrzewacza odczułam potrzebę wywietrzenia, a nie było to łatwe - za to poleciał cały punkt). Wyszedł naturalnie, ale bardzo mocno i bardzo, bardzo jedzeniowo. 

Słodki, ciężki. Słodko-maślany, bananowy chlebek, karmel, ogólna ciastowość z charakterem rumu, cynamonowe echo - wszystko to było autentyczne, nawet smakowite... gdyby unosiło się znad wypieku, nie z kominka. To niestety wosk nie w moim typie, bo bardzo, bardzo "jedzeniowy", niemniej dobry jakościowo i jako ciekawostka w zasadzie i mnie nawet jakoś tam się spodobał z przymrużeniem oka (acz jednorazowo, nie czuję potrzeby powrotu). I cóż... punktów nie odejmuję za samo "bo nie mój typ", świetnie oddaje to, czym ma być (tylko po co aż tyle masła i słodyczy?). Utwierdziłam się tylko, że jedzeniowe kompozycje, nawet te dobrze zrobione, nie są dla mnie. I... w sumie dobre oddanie takiego trudnego wariantu marce wyszło, więc nastawiło mnie to do niej pozytywnie. 

7/10

środa, 24 listopada 2021

wosk / świeca Chestnut Hill Pumpkin Honey Chai

Dyniowe podchody

Ten wosk kupiłam trochę ze względu na etykietkę, trochę idąc za mottem "raz się żyje", bo i tak składałam większe zamówienie. Otóż dynię i przyprawy korzenne w woskach lubię, tylko że... do zbyt słodkich, a już na pewno miodowych zapachów jestem bardzo sceptyczna. Cenię naturalny miód gryczany i po prostu w wariantach oddających miód nie sądzę, bym mogła odnaleźć charakter, który cenię. A jednak może jego dodatek w kompozycji nie miał oznaczać niczego sztucznego? Uznałam, że sprawdzę.

Chestnut Hill Candle Pumpkin Honey Chai to zapach kremowej dyni i czarnej herbaty z przyprawami korzennymi i miodem, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.

Opis producenta
Kremowa dynia ze świeżo startym cynamonem, goździkami, gałką muszkatołową i czarna herbata chai + subtelne nuty wanilii i miodu.


Recenzja

W przypadku suchego wosku jako pierwszą poczułam zaskakująco wytrawną dynię gotowaną na parze lub pieczoną. Dopiero potem okazało się, iż powagi dokłada odrobina herbaciano-drzewnych nut i pikantne przyprawy. Było to jednocześnie trochę słodkie w miodowo-syropowo klonowy sposób. Miód ujawnił się bardzo wyraźnie dopiero przy dłuższym, porządniejszym zaciąganiu się zapachem.

Z kominka pierwsza rozeszła się dynia raczej wytrawna, acz jednocześnie leciutko i naturalnie słodkawa. Jakby jeszcze się nie zdecydowała. Pomyślałam o pieczonej lub gotowanej na parze. Z czasem trochę się rozmyła... zmieniła w jakiś krem, mus dyniowy... na słodko. Dyniowy i korzennie przyprawiony?

Sporo przypraw korzennych zaczęło się wyłaniać, dbając ciągle także o wytrawniejszą nutę. Czułam cynamon, gałkę muszkatołową... Zrobiło się pikantnie, całość przeszyły goździki, a ciepło pieczonej dyni ogólnie drastycznie wzrosło. Dołączyła do nich nuta drewna, herbaty; może kominkowa... Lekko gorzkawa. Gdy te mocne nuty trafiły na dynię... nieco się zharmonizowały. Połączyły się z nią w jeden, już delikatny splot. Wyobraziłam sobie jakiś śmietankowo-dyniowy deser z przyprawami i miodem. 

Z czasem rozbrzmiała wyrazistsza słodycz. Dyniowo-korzenna podlana została miodem. Widziałam złocisty, płynący... skapujący na dyniowy deser z przyprawami (z dominującym cynamonem). Odnotowałam też soczysty (mgliście pomarańczowy?) wątek. Raz po raz mignęło echo przyprawionej herbaty. Waniliowej? Słodycz miodowo-waniliowa chwilami jakby zapowiadała, że zaraz zadrapie. Ostrawe przyprawy jakby sugerowały, że byłyby gotowe na to przystać. Zwłaszcza cynamonowi się do tego spieszyło. Dodały jednak na pewno słodyczy charakter, dzięki czemu daleko temu wszystkiemu do jakiejś "słodziuteńkowości". To charakterna słodycz, słodycz dyni, drewna... Ciepła. Po zgaszeniu podgrzewacza, gdy zapach się nieco wyciszał, pomyślałam o rozgrzewającej czarnej herbacie z dodatkiem przypraw i pomarańczy.

Suchy wosk to siekiera, wyczuwalna w całym pokoju, jednak w kominku dał się poznać z łagodniejszej strony. Mimo to rozchodził się bez problemu (w tempie średnim) i był wyraźnie wyczuwalny odpowiednio długo. Nie napastował, nie wgryzł się w otoczenie.

Kompozycja spodobała mi się, acz nie jakoś szalenie. Dyniowe podchody, jak to od wytrawniejszej, skrada się do słodkiej, były ciekawe. Cały akompaniament przypraw (głównie cynamonu) i potem słodyczy szlachetniejszej przełożyły się na charakterek i zacne ciepło. Choć to zapach jedzeniowy, to jednak nie aż tak bardzo. Bardzo wyważony. Wyraźnie wyczuwalny, a jednak nie siekiera, co w przypadku takich sprawdza się.

8/10

niedziela, 21 listopada 2021

Kadzidło Świętych Nasza Pani z Medziugorje

Aromatyczne objawienie?

To kadzidło spodobało mi się zarówno wizualnie, jak i "pomysłowo". Otóż spodobał mi się zamysł dedykowania kadzideł poszczególnym postaciom. Mimo więc, że sama jestem ateistką, mogę sobie próbować coś jakoś wyobrazić. "Nasza Pani..." - sugerowało mi na ten przykład coś kwiatowego, a jednak mocnego i może dostojnego? Zainteresowałam się, nie powiem, więc właśnie to kadzidło wybrałam w ramach współpracy z internetowym sklepem Holyart.

Kadzidło Świętych Nasza Pani z Medziugorje / Incienso en grano Nuestra Sra. Medjugorge to kadzidło do użytku liturgicznego z serii "kadzidło świętych", perfumowane, wyprodukowane w Portugalii; u mnie jako próbka 50g.


Recenzja

Suche kadzidło pachniało przede wszystkim drewnem i trochę słodko. Słodycz wydała mi się ciężkawa, nieco jak z babcinej kuchni, w której drewniane szafki przesiąkły przyprawami, w tym goździkami, anyżem, wanilią. Słodko-ostrawymi, ale nie piekącymi.

Palone kadzidło roztaczało wyrazisty motyw drewna, chwilami bardziej, chwilami mniej gorzki. Tliły się w tym lekkie przyprawy, a następnie pojawiał się soczysty wątek. Do głowy przyszło mi drewno żywe, świeżo cięte. Ścięte pnie wystawione na deszcz i zawilgocone? Owszem. Ich świeżość wzmocniła słodko-goryczkowata pomarańcza, ogólnie cytrusowy wątek. Starał się nadać zapachowi trochę lekkości.
Drewno jednak obracało się wokół nut mocnych, spokojnych i ciężkawych. Raz czy dwa pomyślałam o drewnianej skrzynce pełnej soczystych pomarańczy... A także o szafce? Z wyczuwalną słodką, trochę ostrą nutką przypraw (np. goździków i anyżu, łagodzonych wanilią). Teoretycznie ciepłe, tu dokładały się do drewna po prostu, nie czyniąc kompozycji zbyt ciepłą (ale chłodna też nie była).

Niebieskie granulki najpierw upuszczały gorzkie drewno, z czasem nakładały na nie żywszą nutę drewna ciętego, wilgotnego i... coraz więcej świeżości, wręcz cytrusowości. Pomyślałam o soczystych pomarańczach, ich skórce i... znów drewnie. 
Białe wydały mi się łagodniejsze, bardziej staro drewniane jak właśnie wspominane już babcine szafki, przesiąknięte przyprawami.

Kadzidło pali się raczej powoli, uwalniając dynamicznie sporo dymu. Niebieskim granulkom zdarzyło się syczeć.
Granulki nie spalały się całkowicie, trochę z nich zostawało. Kadzidło wydało mi się średnio wydajne. Moc także była średnia, w zasadzie w porządku. Nie zadymiało to pomieszczenia prawie wcale.

Kompozycji nie mam nic do zarzucenia, ale wydaje mi się bardzo przeciętna; nic odkrywczego. Drewniana z nutą pomarańczy - przyjemny zapach, jakość dobra, ale bez szału. Do obrazka z etykiety też jakoś średnio pasuje. Ciężkość czy ostrawe przyprawy - bo ja wiem?

7/10

czwartek, 18 listopada 2021

Kadzidło Świętych Matka Boska Fatimska

Fatima we własnym wnętrzu

To kadzidło spodobało mi się wizualnie, pomyślałam, że może być łagodne, ale... niekoniecznie? Uznałam, że z ochotą zestawię je z Kadzidłem Świętych Nasza Pani z Medziugorie. Byłam ciekawa, jak producent wyobraża sobie kompozycje dla "poszczególnych Matek Bożych". Dla mnie jako dla ateistki nie ma to żadnego znaczenia, ale jednak chyba warto sprawdzić. Obstawiam, że inni mogą na różne okazje / uroczystości różnych zapachów potrzebować. Jak więc według producenta pachnie Fatima? Hm... Dzięki współpracy z internetowym sklepem Holyart miałam się dowiedzieć.

Kadzidło Świętych Matka Boża Fatimska / Incienso en grano Nossa Sra. de Fatima to kadzidło do użytku liturgicznego z serii "kadzidło świętych", perfumowane, wyprodukowane w Portugalii; u mnie jako próbka 50g.


Recenzja

Suche kadzidło pachniało kwiatami, w tym różami. Słodko w sposób nieco ciężkawy, ale zarazem soczysty. Pomyślałam o bardzo słodkich, aż scukrzonych, a jednak lepkich i soczystych wewnątrz rodzynkach. Odrobinka delikatnego drewna... A wszystko to mocno oplecione suszonymi, ale jakże wonnymi, kwiatami.

Palone kadzidło okazało się orzeźwiające i lekkie w wydźwięku. Przepychały się w nim kwaskawo-goryczkowate cytrusy ze słodko-wodnistymi owocami egzotycznymi. Cały splot był jak strumień, wodospad w tropikalnym lesie. Wilgoć, chłód cienia i kwiaty. Słodycz pomykająca w tym wszystkim i owoce jakby igrały ze sobą, pokazując się epizodycznie w różnych proporcjach. Bardzo istotne były jednak cytryny, gdy mowa o cytrusach, a roślin trzymała się nutka wody, wilgoć. Czułam też odrobinę drzewnej goryczki, jakby uziemiającej lżejsze akcenty.

Białe granulki wydały mi się najbardziej rześkie, wodniste. Przy nich myślałam o wodospadzie, ukrytym wśród liści i kwiatów, oraz soczystych, żywych cytrusach i wodniście-słodkich owocach egzotycznych (np. pitai, lychee). Kwasek chwilami przyćmiewał słodycz, która ogółem nie była za wysoka, ale cały czas pobrzmiewająca.
Żółte to bardziej chłodna, lekka tkanina, którą porusza delikatny wiatr. Musiała nasiąknąć nutą skórek cytrynowych, które pod wpływem otoczenia nabrały pewnej miękkości, łagodności. To też trochę rodzynek, drewno - daleko w tle jednak.
Niebieskie skupiły się na szlachetnej, drzewnej bazie. Kojarzyła mi się z drewnem częściowo nasiąkniętym... może nawet nie wilgocią, a chłodem. Zapewniła reszcie pewnej stabilności, łącząc wszystkie powyższe z suszonymi kwiatami. Suszone róże pobrzmiewały raz po raz subtelnie, dbając o miękkość zapachu. Tu podkreśliły kwiaty ogółem, tam tkaninę... Wyważyły słodkie, rześko-orzeźwiające nuty.

Kadzidło pali się raczej powoli, ale zapach upuszcza i roztacza szybko. Dymu idzie sporo, ale nie jest gęsty i męczący. Żółtym granulkom zdarza się raz po raz zasyczeć. Całość jest bardzo wydajna. Granulki spalają się prawie całkowicie.

Bardzo obrazowy, intrygujący zapach. Ta wilgoć, woda, soczystość i mnóstwo owoców, tropikalny las, a jednak wyraźnie też suszone kwiaty, trochę drewna i pewna "miękkość" wydały mi się niezwykłe, bardzo charakterystyczne.
Jak patrzę na etykietkę, pomyślę o nazwie, wydaje mi się, że kompozycja bardzo adekwatna - taka kobieca lekkość, niezwykłość - to właśnie czuć, choć nie brakuje tu głębi i pewnej dosadności.

9/10

poniedziałek, 15 listopada 2021

wosk / świeca Candleberry Candle Friendship Tea

Przyjazny grzaniec

Bardzo lubię herbaty, acz mało ich pijam. Nie chciałabym natomiast pijać ich z przyjaciółmi, których to nie potrzebuję i nie mam. Uznałam jednak, że z ochotą zaprzyjaźnię się z paroma woskami Candleberry. Stąd i wybór padł m.in. na herbatę (brakuje mi zapachów o tej nucie). Oto nadeszła pora, by poznać Candleberry, amerykańską markę świec i wosków. Stworzyła ją sprzedająca od lat 90. świece rodzina Fowlerów, nieusatysfakcjonowana tym, co oferował rynek. Postanowili więc robić to, co sami chcieliby wąchać i kupować - to mi się podobało. Miałam nadzieję, że będę to mogła powiedzieć także o zapachach. 

Candleberry Candle Friendship Tea to zapach przypraw korzennych i herbaty pomarańczowej; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).

Opis producenta
"Herbata Przyjaźni" to potężne połączenie ciepłych przypraw do grzańca i orzeźwiającej mrożonej herbaty pomarańczowej.


Recenzja

Suchy wosk pachniał soczyście-goryczkowatą pomarańczą, przesyconą ostrawymi przyprawami korzennymi. Wyraźnie czułam goździki i cynamon - ten aż z trochę sztucznawo-colowym echem. Może też rozgrzewająco-soczysty imbir? Splótł je wraz z soczystymi cytrusami oraz nutką herbaty (z pomarańczą!) w tle. Bardziej jednak niż o herbacie czarnej, myślę tu o smakowych "grzańcach herbacianych". Wydźwięk ogółem był bowiem dość grzańcowy.

Z kominka jako pierwsza rozeszła się słodko-soczysta, leciutko kwaskowata pomarańcza. Podążała za nią subtelna goryczka skórki pomarańczowej i ciepły wątek przypraw korzennych.

Przyprawy prędko nabrały mocy, rozgrzewając porządnie. Prowadziły goździki i cynamon, a z racji ogólnej soczystości, pomyślałam też o świeżym imbirze. Podsycił cytrusy, w tym oczywiście pomarańczę. Ta przybrała na dziwnej głębi, która w połączeniu z korzennymi przyprawami, skojarzyła mi się ze słodkim grzańcem. Nie za mocnym, ale jednak... Dopiero z czasem zaskoczył na bardziej "herbaciany grzaniec". Wciąż dość słodki. Słodycz pozwoliła sobie na całkiem sporo w całej kompozycji. Moje myśli krążyły wokół "herbaciany grzańców" w... wariancie pomarańczowym i... chyba czerwono owocowym. W tle doszukałam się niemal nieuchwytnej czerwonej porzeczki, gubiącej się pod przyprawami i ostrą, korzenną goryczką. W tej ukryła się też nutka herbaty czarnej... Nieśmiałej jednak i na pewno z ogromną ilością pomarańczy o słodko-soczystym, kwaskawym smaku.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, acz w kominku trochę nadrobił, okazując się całkiem mocnym... średnio-mocnym. To i tak jednak zasługa gigantycznej kostki, a więc ilości, nie zaś mocy zapachu. Na pewno jednak siekierą go nie nazwę (a szkoda). Rozchodzi się raczej prędko, bezproblemowo i utrzymuje się średnio długo.

Nie powiedziałabym, że chodzi tu o jakąkolwiek herbatę mrożoną - a to właśnie o takiej wspomina w opisie producent. To kompozycja ciepła, grzańcowo-herbaciana. Dużo przypraw, trochę słodyczy i nienachalna pomarańcza przełożyły to zapach przyjemny, a jednak nie niezwykły. Brakowało mi wyrazistej herbaty. Przynajmniej jednak ogólnie można to określić jako przyjazny wosk (ani zbyt mocny, ani za słaby; uniwersalny) - jakaś tam część tytułu znalazła odzwierciedlenie w nutach.

8/10

piątek, 12 listopada 2021

kadzidło Dhofar

Jaśmin zatopiony

Kadzidło Zalim otrzymane od Holyart zachwyciło mnie i stwierdziłam, że koniecznie muszę przetestować jeszcze jakieś inne kompozycje z tej orientalnej serii. Gdy zobaczyłam dopisek, który oczywiście wcześniej musiałam sobie przetłumaczyć, o jaśminie, mało oczy nie wyszły mi z orbit. Wyobraźnia już pomknęła - przecież w takiej mieszance jaśmin musi się pięknie odnaleźć! Jakoś chyba nigdy nie mam go dość.

Kadzidło Dhofar to kadzidło w proszku, z żywicy naturalnej, kory i przypraw z dodatkiem jaśminu, perfumowane i pocięte ręcznie; u mnie w pudełeczku 50g.



Recenzja

Suche kadzidło pachnie nagrzaną słońcem ziemią i zawilgoconym drewnem, starymi konarami, porośniętymi mchem i ich wilgocią. Do tego dołączyły wilgotne kwiaty. Zupełnie, jakby pierwsze promienie wschodu słońca oświetlały wilgotne po nocy, rześkie i słodkie rośliny.

Palone kadzidło roztoczyło ziemiste, nieco gorzkawe, ale raczej łagodne tło. Na nie zaczęło nakładać warstwami drewno, mech i jego wilgoć. Wydał mi się słodki i delikatny, rześki. To było jak poranna rosa, która zebrała się na kwiatach. Kwiatach jasnych i... dopiero witanych pierwszymi przebłyskami wschodu słońca. Te zapowiadały, że zaraz zrobi się nieco cieplej, ale nie odważyły się zruszyć wilgotnego, rześkiego charakteru.

Poprzez rześkość raz po raz wkradały się ostrzejsze zioła pod przewodnictwem białej szałwii, którą trochę ugłaskać próbowały kwiaty (może jaśmin? jeśli to on, nie był zbyt wyrazisty). Przenikliwa, cierpko-kwaskawa rześkość przemieszała się z drewnem, chwilami umacniającym się. Znów pomyślałam o drewnie rozgrzewanym przez słońce. Było w tym coś ciepłego jak... w kompozycjach zapachowych, w których dominuje "bursztyn". Z czasem, pod koniec robiło się ciepło-perfumeryjnie (acz nie przy każdej nasypanej na węgielek porcji). Ulotnie?

Kadzidło spala się dość szybko i mocno dymi. Choć nie jakoś strasznie, potrafi zadymić pomieszczenie aż nieco męcząco. Wydajność określiłabym raczej jako średnią.

Całościowo zapach w zasadzie podobał mi się, jednak odczułam brak mocnego jaśminu (jakoś się ten biedny jaśmin chyba zatopił w tym "wilgotnym" wydźwięku). To mocne zadymianie nieadekwatne do raczej lekkiej kompozycji też jakoś do mnie nie przemówiło.

8/10

poniedziałek, 8 listopada 2021

wosk / świeca Woodbridge Dragon's Lair

Soczyste leże

Kocham smoki - choć to brzmi bardzo ogólnie, zakres tej miłości autentycznie jest bardzo szeroki. Zachwycają mnie i w pewien sposób postrzegam je jako "moje stworzenia". Gdy więc zobaczyłam tę etykietkę, sprawdzając nuty obiecywane przez producenta aż wstrzymałam oddech. Bardzo mi zależało na tym, by było równie moje. I choć może nie moje-moje idealne, to jednak zapowiadające coś bardzo przyjemnego. 

Woodbridge Dragon's Lair to wosk / świeca o zapachu smoczego leża, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Nuty porzeczki, jagody, brzoskwini oraz maliny połączone ze świeżą miętą, wanilią oraz piżmem. Odkryj magiczne stworzenia, jakimi są smoki. 
Nuty górne: porzeczka, jagoda, mięta
Nuty środkowe: czarny bez, brzoskwinia, malina
Nuty dolne: wanilia, piżmo


Recenzja

Suchy wosk uderzał słodko-kwaskowatymi malinami, po czym odsłaniał całe mnóstwo soczystych, słodkich, aż trochę cukierkowych owoców: porzeczek (głównie czerwonych), jagódek. Wyraźnie było w tym też pewne "miękkie" ciepło i słodycz, kojarzące się z ubraniami, nasiąkniętymi kobiecymi perfumami. Może też jakieś kwiaty?

W kominku także to owoce otwierały drogę. Przodowały słodkie maliny i drobne jagody. Dopiero po chwili upuściły też odrobinkę kwasku. Goniły je porzeczki... czerwone i czarne, wplatające drobną cierpkość. Wgryzła się w owoce i zrobiła trochę miejsca poważniejszym nutom.

Wśród tych pojawił się wątek perfumeryjny, kobiecy... ciężkawo-słodki. Może lekko waniliowy? To z czasem splotło się z owocami, odlegle subtelnie zahaczając o babeczkę / drożdżówkę owocową z kruszonką, z której  wypłynęły kolejne pokłady soczystości. Z jej dżemowo-konfiturowawej masy z owoców... Czarnego bzu? A może to jakaś jagodzianka? Na pewno plątał się w tym właśnie palono-konfiturowy charakter. Chwilami z tła dolatywała bardzo słodka - ale jedynie owocowo i to raczej egzotycznie - nuta, przywodząca na myśl czy to multiwitaminę, czy... może konkretnie rześką brzoskwinię?

Była rześka, orzeźwiająca i... znów z goryczką. Odnotowałam nutę słodkiej, świeżej mięty... Naparu miętowego? Mimo rześkości cały czas tliło się w tym wszystkim także lekkie, przyjemne ciepełko. Zaraz jednak tonącego w porzeczkach, malinach i czarnym bzie. Znów myślę zarówno o owocach (jako konfiturze?), jak i kwitnącym. Do głowy przyszedł mi też jakiś orzeźwiający, owocowo-miętowy napój. Oczami wyobraźni patrzyłam na warianty czerwone (malinowe?) i niemal czarne (jagodowe? porzeczkowe?).

Zapach suchego wosku jest średni, acz sugeruje siekierę w kominku. Okazało się jednak, że moc także w kominku siekierą nie jest; określiłabym ją jako "mocnawą", na pewno satysfakcjonującą. Rozchodzi się błyskawicznie i czuć go bardzo dobrze, i to długo.

Smocze, niezwykle soczyste leże. W końcu od "sok" do "smok" całkiem blisko. Zapach może nie oddaje groźnego smoka z etykietki, ale pewne ciepło, soczystość, jakim jego leże mogłoby pachnieć może i owszem. Kompozycja zaskakująco owocowa (głównie porzeczki, maliny, czarny bez, jagody, trochę w konfiturowym wydaniu, acz nie tylko), ale i z perfumeryjnym ciepłem, miętą. Dość niespotykane połączenie, mimo że te ostatnie miały drobny udział.

9/10