wtorek, 29 września 2020

świeczka Kringle Candle Covered Bridge

Most do późniejszej jesieni

Uwielbiam aurę jesieni. Zarówno tę złoto-czerwoną, chłodno-ciepłą, jak i chłodniejszą, wilgotniejszą, kiedy to nagie drzewa spowija mgła, a liście leżą już na ziemi. Stąd lubię mieć zapachy podkreślające to wszystko. Nie może zabraknąć więc u mnie obiektu dzisiejszej recenzji - jako typowa domatorka lubię sobie właśnie nim wnosić trochę jesieni do mieszkania.

Kringle Candle Covered Bridge Daylight to świeczka o zapachu kwiatów z aromatami jesiennego, leśnego powietrza, odzwierciedlająca "kryty most" od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta:
Radosne aromaty leśnych kwiatów rosnących przy strumyku unoszące się do góry, aby przyjaźnie połączyć się z zapachem drzew i liści. Składa się to na trwały, klasyczny nowoangielski amalgamat.

Recenzja

Wąchana na sucho najpierw uderzyła mnie zapachem kwiatowo-męskiego dezodorantu, który aż zakręcił w nosie, by następnie - wciąż w nim kręcąc - przejść w liście w jakimś chłodnym, opuszczonym parku: niektóre suche, inne zawilgocone. Kompozycja była dość chłodna, ale w taki... wilgotnie-leśny sposób.

Po rozpaleniu wzmacnia się aromat zawilgoconych roślin, drewna i właściwie samego lasu. Mocny dezodorant przeszedł w dobre, męskie perfumy mieszające się z kwiatami w chłodnej, wilgotnej kwiaciarni. Oczami wyobraźni zobaczyłam wychodzącego z niej eleganckiego mężczyznę w długim płaszczu z wiązanką kwiatów. Poszedł przez park, nie zwracając uwagi, że idzie po trawniku wilgotnym jeszcze po deszczu. Aromat mokrych liści, a także kropelki deszczu zupełnie mu nie przeszkadzały. Szedł pewny siebie, on wiedział dokąd. 

Moc świeczki wydała mi się zaskakująco silna, wyrazista jak na Daylight. Rozchodzi się szybko i porządnie, po czym trwa długo. Czuć ją bardzo dobrze i mimo natężenia nie była męcząca. Wszystko w niej wydawało się dokładnie takie, jakie miało być.

Dokładnie taki był ten zapach: zdecydowany. Pewny siebie, niczym ten wyobrażony i opisany facet. Wilgoć roślin, rześkość po deszczu i dobre, męskie perfumy - bez komplikacji i zawiłości. Piękna klasyka. Konkretna, a jednocześnie nie za ciężka. Takie... wprowadzenie ze słonecznej i jeszcze ciepłej w późniejszą już jesień. To jeden z moich ulubionych zapachów na późniejszą jesień, choć nie ma w nim niczego nadzwyczajnego, wbijającego w fotel.

9/10

sobota, 26 września 2020

kadzidełka Elements Water Dragon (Wodny Smok) Patchouli

Ziejąc... wodą czy jadem?

Stosunkowo niedawno odkryłam, że nuta, którą ja tak lubię, a która według wielu ludzi jest odpychająca to paczula. Otóż według mnie rzeczywiście kojarzy się z ziemią, której to woń lubię. Kiedy z kolei poczuję ziemiste nuty w czekoladzie, jestem kupiona. O dziwo jednak tego kadzidełka nie kupiłam ze względu na paczulę, a... smoka. I wodę. Otóż uwielbiam motyw smoków, a woda - śmieję się zawsze, że jako zodiakalne Ryby jakoś tam z nią związana jestem. Obecnie nie przepadam, ale wielką część dzieciństwa spędziłam nad jeziorami. Wszystko to, wraz z nieco mrocznym opakowaniem, przełożyło się na iście mój miks. Oby też tak pachniał!

Elements Incense Water Dragon (Wodny Smok) Patchouli to kadzidełko o zapachu paczuli, z linii Anne Stokes "Age of Dragon" w ramach współpracy z firmą Elements; u mnie w formie kadzidełek stożkowych, których w opakowaniu jest 15.


Recenzja

Już na sucho kadzidełko pachniało mocną mieszanką wytrawnie-gorzkawą i jednocześnie dość słodko. Skojarzyło mi się to z rozgrzanym i tylko co zlanym ulewą, parującym chodnikiem oraz czarną, wilgotną ziemią. Ta miała niewątpliwie chłodny charakter, podkręcony jakby przez miętę i pewną kwiatowość.

Dym rozniósł po pokoju goryczkowatą, mokrą, czarną ziemię, której chłodu i wilgoci nadała jakby miętowa nuta. Z czasem nasilała się, przywołując do siebie... ostrzejszą lukrecję? Pomyślałam też o zawilgoconych i nieco przegniłych kwiatach. Także w nich kryła się lekka pikanteria.

Poczułam się jakbym znalazła się w lesie niewiarygodnie upalnego dnia, w którym nastąpiło załamanie pogodowe, efektem czego była burza. Oczami wyobraźni zobaczyłam starą, asfaltową drogę biegnącą przez ciemny las. Była mokra i parująca... Niewątpliwie właśnie zlała ją ulewa, na dobre spływając po okolicznej gęstej roślinności, rzucającej teraz cień. Trochę roślinnie-brudne tony zawarły rześkość, tworząc orzeźwiająco-lekką atmosferę, a jednak nie zapominając o swoim charakterze. Ostro-chłodząca lukrecja (?) podkreśliła harmonię tego.
Jeszcze długo po skończeniu dymienia czułam drapiąco-ostrawe wspomnienie upału, asfaltowość i bezkresny chłód, wilgoć... lasu, ziemi, ziół (mięty? lukrecji?).

Kadzidełko okazało się bardzo intensywne, potrafiło aż pod koniec zadrapać w nosie, ale na pewno nie było zbyt ciężkie. Wręcz przeciwnie! Mimo charakternego, mocnego zapachu dawało rześkie wytchnienie. Intensywność i wyważenie wszystkiego uważam za ogromny plus. Co więcej, nie dymiło się jak oszalałe, a pachniało dobrze.

Całość podobała mi się, jednak nie wiem, czy była taka czysto paczulowa. Ten jej chłód, jaki końcowo niosła, wydźwięk dość obrazowy i zaskakujący... Niby lubię wszystkie nuty tego kadzidełka, ale nie zrobiło na mnie jakiegoś szczególnie wielkiego wrażenia. Mimo to, jadem ziać tu na pewno nie będę, wypalę je do końca z przyjemnością. Z drugiej strony... jeśli ma oddawać wodnego smoka, to chyba zrobiło to doskonale.

8/10

czwartek, 24 września 2020

świeczka / wosk Village Candle Patchouli Plum

Śliwa nie pod okiem

Uwielbiam śliwki, są jednymi z moich ulubionych nut w czekoladach, stąd mimo że za zbyt jedzeniowymi / owocowymi zapachami nie szaleję, akurat śliwka jest na specjalnych prawach. Też jednak nie taka odosobniona. Ona jest według mnie idealna do rozmaitych, charakternych połączen kompozycji.

Village Candle Patchouli Plum to świeczka o zapachu "paczuli i śliwek", u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta: 
Dojrzałe, soczyste śliwki, malina, kwiat paczuli

Recenzja

Świeczka na sucho pachniała głęboko i soczyście owocami dojrzałymi, słodko-kwaśnymi, a także podsuszono-podwędzonymi, charakternymi. Dominowała oczywiście śliwka, ale czułam też inne, m.in. jeżyny (?), maliny. Zwłaszcza te ostatnie wydały mi się słodziutkie - może jak jakiś syrop? Podkreślała je goryczka... sezamu, może też masy makowej? Lekko korzennie przyprawiona i otulona kadzidlaną, trochę ziemistą nutką.

Po rozgrzaniu wosku nastąpiła śliwkowa eksplozja. Słodko-kwaśne, soczyste śliwki mknęły jak oszalałe. Ich smak wydał mi się esencjonalny i... jakby nagle spowił je kadzidlany dym i sprowadził na ziemię. Dosłownie. Poczułam jej goryczkę, podchodzącą trochę pod sezam. Pojawiła się leciutka sugestia kwiatów, a że słodycz owoców nie ustępowała, pomyślałam o "jakiejś słodkiej masie" (ni chałwie, ni masie makowej). Takiej... nasączonej śliwkami, może śliwkowym syropem (likierem?) i...z suszoną śliwką? Oprócz tego czułam jakąś drobnicę (jeżyny? maliny?), ale chowała się ona w kadzidlano-kwiatowych, lekko chłodno ziemistych tonach. Może wsiąkała w ziemię, jako gęsty i słodziutki syrop owocowy (malinowy?). Z czasem robiła się słodsza, ale wciąż z charakterem, głęboka.
Zapach jest mocny: już na sucho czuć go wszędzie, wraz z ciepłem rozchodzi się szybko i po całym mieszkaniu. Po zgaszeniu utrzymuje się długo. Co więcej, nie jako "echo w tle", a wyraźnie jako opisane nuty. 

Ta świeczka okazała się zapachem oddającym częściowo jedną z moich ulubionych czekolad Halba Chocolats Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 70 %. To jeden z tych owocowych zapachów, które mają charakterek, poważny wydźwięk i uzależniają. Śliwki i inne owoce, mimo że chwilami zahaczały o "słodziuteńkość" zostały przełamane goryczką (zakochałam się w skojarzeniu z sezamem i ziemią). Kompozycja bardzo charakterystyczna, zapadająca w pamięć. Mimo mocy i ciężkości nie przyprawia to więc o ból głowy. Jak znalazł dla osób, które lubią siekiery, ale masochistami nie są. To śliwka z pazurkiem, za którą należą się brawa, a nie śliwa pod okiem.

10/10

środa, 23 września 2020

świeczka Country Candle Leaves

Tajemnicze liście z szafy

Jesienne liście odkąd pamiętam wprawiały mnie w zachwyt. To, jak drzewa się ozłacają wydawało się magiczne, zaś widok liści opadających zawsze przyprawiał mnie o nostalgiczne refleksje. Na koniec liście umarłe, leżące już na ziemi - początkowo aż się chce w nich wytarzać, z biegiem czasu jednak... coraz smutniejsze. A że typ ze mnie z natury posępny, lubię taką aurę. Gdyby tak można ją zamknąć w malutkim pojemniczku i zabrać do domu jak słodziaka ze schroniska... Zaraz, a może się da?
W małą niepewność wprawiły mnie jedynie opisy na różnych stronach i... w sumie zapachy. Otóż Country Candle należy do Kringle Company, ale zapach Leaves występuje i pod szyldem Country (np. jako mój Daylight), i pod Kringle jako świeca. Sęk w tym, że na niektórych stronach wydźwięk opisu jednego od drugiego różni się i... może by mnie to nie zdziwiło, gdyby nie fakt, że to, co czułam w Daylightcie Country bardziej pasowało do opisu świecy Kringle. Potem jednak sprawdziłam na stronie producenta w oryginalnej wersji po angielsku i ten pozwoliłam sobie przetłumaczyć. Na stronie producenta opis i Kringle, i Country Candle brzmi tak samo.

Country Candle Leaves to świeczka o zapachu liści od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta:
Wielobarwne liście o różnych kształtach i rozmiarach, słodki zapach drzew, cytrusy i mieszanka korzennych przypraw tworzą kolaż kandyzowanych skórek, liści.

Recenzja

Na sucho zapach uderzył mnie mieszanką soczystych pomarańczy, z naciskiem na słodko-goryczkowatymi skórki (te skojarzyły mi się trochę z... szafą mojej babci, w której oprócz ubrań / futer trzymała właśnie suszone skórki) oraz ostrych przypraw korzennych. Szły w nieco słodkawym, drzewnym kierunku, natychmiast kojarząc się z suchymi, jesiennymi liśćmi w ciepłych barwach. To liście, które tylko co spadają z drzew i opadają na ziemię, ale także już suche i szeleszczące... Właśnie z ziemistością wyraźnie wyczuwalną tak w tle.

Po ogrzaniu zapach początkowo wciąż był soczyście-żywy, cytrusowo-jabłkowy, a dzięki temu rześko-jesienny niczym już nieco chłodniejszy, ale słoneczny poranek. Początkowo czułam wilgoć, słodko-kwaskawe pomarańcze, jak również pikanterię przypraw korzennych, podrasowanych ziemistymi tonami. Przyprawy rozgrzewały złoto-pomarańczową scenerię, wręcz... ususzając pewne wątki. Pomarańcza pokazała mi swą kandyzowaną skórkę, w oddali zaszeleściły sucho-kruche liście. Z czasem do głowy przyszły mi nawet kwaskawe jabłka z cynamonem; jakby jakaś szarlotka pieczona w oddali. Właśnie ta pomarańczowa soczystość przechodząca w jabłka w tle zapewniła idealną spójność między tym wszystkim. Pomógł jej chyba anyż z imbirem, cynamonem (i innymi). Mimo lekkości, liście pokrywały... charakterną ziemię. Znów naszła przyszło wspomnienie szafy pełnej babcinych futer, które przeszły skórką pomarańczy, co przekładało się na mocne i jednoznaczne skojarzenie z suchymi liśćmi.

Intensywność zapachu uważam za dobrze wyważoną, bo była wysoka, na tyle, by wszystko wyraźnie poczuć, a jednak nie ma mowy, by mogło to przytłoczyć / zmęczyć. To świeczka idealna na podrasowanie klimatu, w tle. Czuć ją "falowo", bardzo wyraźnie przy wchodzeniu / wychodzeniu z pokoju. Rozchodzi się w średnim tempie, trwa raczej nie za długo po zgaszeniu. Z czasem po prostu jakieś echo w tle da się wyłapać i tyle. Przy takim bukiecie, a więc podkręceniu liści pomarańczą i przyprawami, "siekierowość" mogłaby wprawdzie zepsuć efekt... jednak nie ukrywam, że wolałabym, by czuć go było dłużej i wyraźnie.

Kompozycja okazała się jednocześnie sugestywna - nie da się przy niej nie myśleć o liściach - jak również... "nie tylko liściowa". Zaskoczyła mnie jej owocowa strefa i sporo korzenności. Polubiłam się z jej suszkowymi nutami, jak i ziemistym tłem. Nawet moje dziwne wspomnienie szafy świetnie się w to wpisało. Dla mnie to dokładnie wspomnienie liściastej jesieni z dzieciństwa!
Gdy tylko zamykałam oczy, w wyobraźni widziałam dokładnie liście. Mnóstwo liści (i szafę ze skórkami).
Dobrze, że lubię i korzenność, i pomarańcze, stąd taki sposób na liście wpisał się w mój gust. Ładny, klimatyczny, czysty. Nie ukrywam jednak, że osobiście wolę bardziej "szatańskie" zapachy.

8/10

poniedziałek, 21 września 2020

kadzidło Prema Three Kings Gloria

Chwała gotowym mieszankom?

Jestem ateistką, ale nie przeszkadza mi to, że inni mają potrzebę wierzenia w coś, cokolwiek, kogokolwiek. Do kościoła jako do instytucji mam znacznie więcej zarzutów, ale o tym na pewno nie zamierzam tu pisać. Wolę o kościołach-budynkach. Architektura sakralna - zwłaszcza mroczna goryczka z ogromem szczegółów - podoba mi się i... zawsze podobał mi się kościelny zapach. Jako dziecko uwielbiałam chodzić do kościoła, by móc zaciągać się ciężką wonią kadzidła. Moi również niewierzący rodzice myśleli, że chodzi raczej o śpiewanie, o to, że "koleżanki z klasy chodzą" etc. A to po prostu budziła się we mnie miłość do kadzideł. Która mi została. Jako osoba dorosła, lubująca się w kadzidłach i zapachach ogółem, mająca dostęp do internetu nie mogłam się oprzeć, by nie zrobić małych zakupów. Zwłaszcza gdy odkryłam, że pewien internetowy sklep stacjonuje w moim mieście.

Prema Three Kings Gloria to mieszanka żywiczna "na szczególne okazje" na bazie benzoesu z damarą, kopalem i drewnem sandałowym; producenta Three Kings.

Opis producenta:
Zapach podczas kadzenia z początkowo słodkiego, przechodzi w egzotyczny las z dodatkiem drzewa sandałowego.

Recenzja

Kadzidło na sucho wydało mi się słodkie w kremowy, lekko waniliowy sposób i podszyte ciepłem drzew ogrzewanych złotym słońcem w zenicie.

Palone początkowo roztoczyło subtelną słodycz, przypominającą mieszankę kleju i wanilii, by następnie... poprzez ten klej i pewną rześkość wpleść żywą słodycz drzew. Pomyślałam o wilgotnym, wonnym lesie, w którym nie brak kwasków. Wyraźnie czuć nutkę drewna sandałowego. Zamykając oczy widziałam mnóstwo drzew rozgrzanych słońcem, a jednak pełnych życia, rzucających cień... i dających tym samym wytchnienie. Wydało mi się to w pewnym momencie dość soczyste, choć sporadycznie - raz mocniej, raz słabiej - podkradała się pod to specyficznie kościelno-kadzidlana, słodkawa kremowość.

Kadzidło potrzebowało trochę czasu, by zacząć porządnie dymić. Gdy już do tego doszło, dymu było dużo, ale nie był on męczący. Rozchodził się łatwo, a zapach kadzidła utrzymywał się długo na przystępnym (nawet w małym pomieszczeniu) poziomie, nie dusił. Co więcej, jest bardzo, bardzo wydajne.

Całościowo kadzidło wyszło słodko, przy czym słodycz ta była jakby zgaszona, z wieloma wybiegami na przeciw kwasku i rześkości egzotycznego lasu. Ładny, stonowany i przystępny zapach.

8/10

sobota, 19 września 2020

wosk Goose Creek Warm & Welcome

Zaproszenie na ciepłą bułeczkę

Mam słabość do kotów i to niestety tak silną, że przed bankructwem ratuje mnie tylko to, iż niektóre zapachy z kotami na etykietce występują w formie wosków. Zauważyłam, że zapachy z kotami zazwyczaj są słodkie, a więc średnio w moim guście (a już na pewno nie oddające zapachu mojej kotki, który kojarzy mi się z... pieczonymi ziemniakami). Może to logiczne: koty są słodkie, stąd...? Ale ej! Mają pazury i... no tak, często są za leniwe, by je pokazać. A lenistwo jest... słodkie. No dobra, chyba przegrałam. Przyszło mi więc cieszyć się z opakowania z kotem i nastawić się pozytywnie na... słodycz?

Goose Creek Warm & Welcome to zapach budujący klimat upragnionego ciepła i komfortu, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta:
Są dni, w które wszystkim, czego chcesz to zostanie w domu z kubkiem herbaty lub kawy i spędzenie czasu na ulubionym fotelu czy kanapie. Taki idealny dzień skupia się na nic nie robieniu - nic, oprócz tego, co łagodzi i uspokaja. To może być czytanie powieści, słuchanie ulubionej muzyki czy oglądanie telewizji. Takie dni są idealne na ten zapach.
Nuty górne: ciepły bursztyn, wanilia, drewno sandałowe
Nuty środkowe: kwiat wanilii, krem marshmallow / pianki
Nuty dolne: biała mocha, wanilia, kremowe drzewa


Recenzja

Na sucho wosk zwłaszcza w pierwszej chwili pachniał słodko i ciepło, splotem delikatnej, mlecznej czekolady, waniliowych bułeczek / ciastek i drzew. Potem nasilały się drzewa, poprzez które wkradały się głębokie, kwiatowe i bardzo kobiece perfumy. Poczułam się, jakby wszystko to mnie dosłownie utulało, niczym mięciutki, gruby kocyk. Im dłużej wąchałam, tym jednak zapach znów zdawał się zawracać do słodyczy. Czyżby ktoś chował przede mną pod tym wszystkim jakąś... drożdżówkę?

Rozgrzewając się, wosk zdecydowanie postawił na słodycz, acz szlachetną. Od czekolady pomknął ku ciasteczkowości i drożdżowości. Wyraźnie była to jakaś (może jeszcze ciepła?) mięciutka, słodka drożdżówka z palonym, szlachetnym karmelem i odrobinką lukru (ewentualnie karmelowego lukru). Nutę karmelu podrasowały drzewa, dodając mu powagi. Na chwilę zatrzymały słodycz, co umożliwiło wejście na scenę kobiecym perfumom. Należały do jakiejś pani na poziomie, z klasą, ale która akurat... ma humor na po prostu wtulenie się w ciepły, pachnący kocyk. I deserek składający się z... lukrowanych bułeczek-ciasteczek i... krówek? Może tylko tak sobie o tym marzy i rozmyśla, a naprawdę wciąż jeszcze siedzi w pracy... właśnie robiąc sobie przerwę na bułeczki i nie tylko? Znów trochę kwiatów i wanilii uprzyjemniło chwilę, by następnie domknąć to wszystko charakterem ciepłych, lekko pikantniejszych drzew i czekolady... czy może kawy? Na pewno w wersji mlecznej i z palonym charakterem. 

Już na sucho wosk wykazał się intensywnością i mocą. Rozgrzany umocnił mnie w przekonaniu o swej sile, rozchodząc się szybko i porządnie na całe mieszkanie. Jednocześnie wcale nie wyszedł zbyt napastliwie, nie szarżował (o co przy słodkich nutach łatwo).

To niewątpliwie zapach słodki, ale słodko otulający i leniwy, nie zaś napastliwy czy aż muląco-mdlący. To słodycz szlachetna, zgaszona, z charakterem. Kompozycja otulająca i ciepło-opalana. Interesująca i głęboka w swej słodyczy... jak pościel, w którą aż się prosi wtulić i zapaść lub słodka, mięciutka bułeczka.
Zapachy spożywcze nie należą do moich ulubionych, jednak tego, mimo bułeczkowatości i słodyczy, nie wpisałabym w klimat tylko jedzeniowy. Ogólnie był "kobieco-milusi", ale... taki pozytywnie "wygodnicki", przytulny, więc jak wkupił się w moje łaski. Po prostu za jego słodyczą było "to coś", mimo że nie był specjalnie jednoznaczny. A może właśnie dlatego?

9/10

czwartek, 17 września 2020

świeczka / wosk Village Candle Pumpkin Bread

Po co piec, jak można wąchać?

Prawie nic nigdy nie piekę. Upieczenie chleba? W życiu! Upieczenie słodkiego chlebka? Tym bardziej, choć paradoksalnie... mimo że nieciastowy ze mnie typ, akurat chlebki dyniowe / bananowe są takimi tworami, które zjeść bym mogła. Niegdyś jedzony, wilgotny i korzenny chlebek dyniowy autentycznie jakoś się w moje łaski wkupił. Tym, co z kolei nie podlega dyskusji jest, że... pachnie to to zniewalająco. Nie mogłam więc pozostać obojętna na taką świeczkę.

Village Candle Pumpkin Bread to świeczka o zapachu "chlebka dyniowego", u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Nuty zapachowe: dynia, imbir, gałka muszkatołowa, goździki
Widok pierwszych dyń w sezonie zawsze wywołuje uśmiech. Któż by się oparł? Żywy wybuch kolorów, urok jesiennych zbiorów i ekscytacja z powodu tylu pyszności do zrobienia. Zapach nawiązuje do tradycji, które kochamy. Z zastrzykiem bourbona oraz nutami pikantnego imbiru i goździków zapach zapewnia nieoczekiwany zwrot akcji, oczywiście z uśmiechem.

Recenzja

Świeczka na sucho uderzyła mnie intensywną, smakowitą wonią wyjętego z piekarnika i właśnie stygnącego chlebka dyniowego o wilgotnym wnętrzu, przyprawionego w korzenny, nienachalny sposób. Słodycz była niska, a cynamon, goździki, gałka muszkatołowa i inne ułożyły się w bukiet ciepły, ale nie ostry.

Ostrość urosła niczym dynie za chatką Hagrida dopiero po rozgrzaniu wosku. Imbir, goździki (i chyba wciąż cynamon) przyozdobiły odważnie słodziutką, wyrazistą dynię w formie słodkawego chlebka. Oczami wyobraźni widziałam to miękkawe i gęste, wilgotne wewnątrz, a mocniej przypieczone po bokach, ciasto wyjmowane z piekarnika i parujące. Imbir i dynia podkreśliły nawzajem swoją ciepłą soczystość, przy  której uchwyciłam cytrusową nutę.

Z czasem z kompozycji wyłoniła się zaskakująco wyrazista, słodko-soczysta pomarańcza.
Mimo wszechobecnej, ciastowej słodyczy, kompozycja nawet nie skłaniała się ku przesłodzeniu. Na straży stała bowiem lekka korzenna goryczka (gałka? cynamon?), a także maślaność, wyczuwalna po dłuższym czasie jakby pod tym wszystkim.

Ciasto-chlebek dyniowe było jednak cały czas niezwykle obrazowe i ciepło-pikantne, ale nie wypalające, a błogo rozgrzewające.

Zapach już na sucho był bardzo intensywny, a rozgrzany nie utracił ani obrazowości, ani mocy. Zatrzymał się w punkcie, który nie przytłaczał, ani nie męczył. Szybko rozszedł się po całym mieszkaniu i trwał bardzo długo, popisując się dynamiką.

Zapach ten w 200 %ach oddaje Chlebek Dyniowy Doskonały! Mocna, słodziutka dynia przyprawiona odważnie, ale nie za ostro w korzennym stylu z pomarańczą, która tchnęła w to soczystość. Kompozycja słodka, ale z wytrawniejszym pazurkiem. Niezwykle apetyczna, ale... To, w jakim kierunku to końcowo poszło, podobało mi się mniej niż obezwładniający początek.

9/10

wtorek, 15 września 2020

świeczka / wosk Yankee Candle A Night Under The Stars

Gwiazda nie jednego wieczoru

Lubię noc i nocne niebo usiane gwiazdami. Zawsze mnie intrygowało i mogłam się w nie wpatrywać bez końca. W jedne wakacje w dzieciństwie z kuzynką spałyśmy na balkonie i... cóż, właściwie tylko ona spała. Ja nie mogłam, bo niebo była za piękne, a zapach nocy, klimat... po prostu zbyt cudowne, by pozwolić sobie na sen. Sięgając po ten zapach jednak nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, bo był z linii, która ogółem jakoś do mnie nie przemówiła. Opis i etykietka niby wyglądały bardzo w moim guście, ale... nie sądziłam, że zapach zrobi ze mną to, co zrobił.

Yankee Candle A Night Under the Stars to świeczka o zapachu "nocy pod gwiazdami", u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku) i świeca w małym słoiku (104g).


Opis producenta
Drzewno-korzenny zapach: wyrafinowana kompozycja róży, zapachu skóry i wyrzuconego na brzeg drewna.
Nuty górne: zapach skóry, przyprawy, suche drewno
Nuty środkowe: goździk, szafran, róża
Nuty dolne: kadzidło, paczula, drzewo cedrowe

Recenzja

Na sucho zapach już w pierwszej chwili wydał mi się wyraźnie korzenno-ziołowy, wręcz ostry i trochę męski. To zostało przełamane perfumeryjną głębią ciężkich kwiatów. Daleko w tle zaplątała się sugestia rześkości, soczystości roślin. Czułam także sugestię kwasku jakby podkreślonego... solą?

Po rozgrzaniu nasilił się męski charakter zapachu. Roztoczył lekko gryzącą (w pozytywnym sensie) korzenną otoczkę nad drzewami i skąpymi kwiatami. Te były ciężkie i aż nieco duszne w sposób kadzidlany. A jednak i rześkości nie można kompozycji odmówić. Zupełnie jakbym przemierzała nocą las, wodzona za nos światłem odbijanym przez księżyc, przebijającym się przez kwaskawe, iglaste drzewa. Jakby prowadził mnie... nad słoną wodę? Pomyślałam o dobrej wodzie kolońskiej oraz drzewie leżącym na plaży, aby na którą się dostać, trzeba długo iść przez wonny las.
Jakby jakiś seksowny jegomość zostawił tam woń swoich drogich perfum.

Zapach cechuje moc nie tylko, gdy chodzi o wydźwięk, ale i natężenie / utrzymywanie się. Swoją korzennością, przyprawami i drzewami nasyconymi rześkością nocy i soli może aż "dusić", przytłaczać, ale mnie uwiódł.

Uważam ten zapach za piękny i pociągający. Mogłabym wąchać bardzo często, uzależniona od przełamywania się charakteru ciężko-ostrych tonów i osnuwających ich wilgotnie-rześkich nut. Po prostu... zakochałam się. Ta świeca to gwiazda nie jednego występu! Już po drugim paleniu zrobiłam "mały" zapas.

10/10

poniedziałek, 14 września 2020

kadzidełka Stamford Werewolf's Bite (Ugryzienie Wilkołaka)

Można gryza?

Na mroczną linię kadzidełek Stamford (pod patronatem dużej firmy Goloka) patrzyłam trochę sceptycznie (bałam się, że za wyglądem, tytułami etc. nie idzie zapach i jakość), ale po tym, jak zakochałam się w Witches' Curse, postanowiłam i inne popróbować. Kolejny wariant wybrałam trochę w ciemno, ze względu na... wilkołaka, po prostu (ach, ta słabość do nich przez Lupina z Harry'ego Pottera). Tak, bardzo dojrzały, rozsądny wybór.

Stamford Werewolf's Bite (Ugryzienie Wilkołaka) to zapach mirry i kadzidła, "podsycający wewnętrzne, nieokiełznane »ja«" z linii "Mythical Hex" (Mityczne Klątwy); u mnie w formie kadzidełek stożkowych, których w opakowaniu jest 12 (ponoć intencyjnych).


Recenzja

Na sucho kadzidełka pachną wyraziście, ale dość przeciętnie, bo słodko-kadzidlanie, ale w żywym kontekście. Dymiące roztaczają po pokoju orientalną słodycz mirry / olibanum (raczej "na sucho" niż palonych?) z charakterem podbudowanym jakby słodkim dymem i nutą rodzynek. Chwilowo wydało mi się to aż szczypiące, kąsające, zaraz jednak aromat utemperował się. Roztoczył ciepły klimat.

Nie było to ciężkie - wręcz przeciwnie. W dymie kryło się życie: drzewnie-żywiczna soczystość. Nadała świeżości ogólnie ciepłej kompozycji... czyniąc ją "świeżo-ciepłą". Jakby ciepły dym otulał rodzynki? Nuty łagodniały, ugłaskiwały się nawzajem.

Kadzidełko spala się dość szybko i podobnie ulatnia się. Ugryzienie wilkołaka? Raczej muśnięcie... ząbkującego wilczka, pełnego energii jednak. Łatwo jest się do tego zapachu przyzwyczaić.

Zapach ten niewątpliwie miał charakter, ale wydał mi się prosty - bez takiej intensywnej głębi; niby przenikliwy, ale nie zapadający w pamięć i nie taki mocny, jak w pierwszej chwili mogłoby się wydawać.


7/10

sobota, 12 września 2020

świeczka Country Candle Golden Autumn

Ogórkowa jesień

Uwielbiam zapach jesieni! Ale ten prawdziwy, z pola, nie zaś z kuchni. Znaczy... z kuchni również, bo kocham także jesienne smaki, ale... jedzenie wolę takie do jedzenia, a nie w wosku zamknięte. Jesiennych świec szukam więc raczej drzewno-liściastych, deszczowych. Parę korzennych, jedzeniowych oczywiście też wypalić muszę, ale... akurat tę zamówiłam z myślą o takiej złocisto-liściastej jesieni, jak z opakowania. Czytając opis założyłam też, że odnosi się raczej do kolorystyki, bo już wypisane nuty zapachowe sugerowały ciepłe liście. Zamiast jednak rozmyślać, w końcu postanowiłam przetestować.  

Country Candle Golden Autumn to świeczka o zapachu złotej jesieni od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta:
Spokojny, pomarańczowo-brzoskwiniowy krajobraz na tle jesiennego nieba przypomina o radowaniu się sezonem.
Nuty zapachowe ozonu, cytrusów, mchu, piżma, bursztynu, drewna

Recenzja

Na sucho poczułam wyrazisty, orzeźwiająco-chłodzący zapach świeżego powietrza w parku po deszczu, pełnego wilgotnych traw i liści, podrasowanych wytrawną nutą wodnistych, surowych warzyw: jasnej dyni, ogórka. Kwaskawego, kiszonego ogórka? Czułam wilgoć roślin... traw, mchu, może i drzew nim porośniętych. Z dala od ludzi i... z odrobinką soczystości, podkradającej się pod owoce?

Po rozgrzaniu zapach wciąż był "mokry" i rześki, a skojarzenie z ogórkiem częściowo odchodziło w niepamięć. Wprowadził trochę bardziej roślinnie-ziołowy chłód, może nieco miętowo-szałwiowy... kojarzący się z chłodną, mokrą jesienną aurą. To wciąż także kwasek: czy to kwaskawy ogórek, czy... coś coraz bardziej owocowego? Chwilami chyliło się to w kierunku... średnio dojrzałych, kwaskawych żółtych owoców trochę jakiś egzotycznie-rześkich? Zahaczających subtelnie o słodycz. Wodnista dynia, warzywa i rośliny tonowały je, zawracając kompozycję ku ogólnej wilgoci i znów ku... kiszonemu ogórkowi. Znalazł się on wśród zawilgoconych drzew porośniętych mchami i drewna zmurszałego, zawilgoconego. Otoczonego... mokrymi, przegniłymi liśćmi. Jakby wszystko to wręcz zapadało się, topiło w wilgoci mchów. 

Świeczka pochwalić się może niewiarygodnie intensywnym zapachem. Uderza już na sucho, a po pokoju i mieszkaniu rozchodzi się szybko i bez kompromisu niemal natychmiast po rozpaleniu. Jest wyrazista i długo się utrzymuje, co przy tak specyficznym zapachu może wydać się ryzykowne, mnie jednak nie przeszkadzało (lubię mocne zapachy).

Zapach poniekąd mi się podobał, bo świetnie oddawał wilgotną, jesienną aurę, ale nie był to tylko i wyłącznie zapach liści. Ten ogórek, podkradająca się wilgoć warzywno-owocowa... to już stanęło na drodze do pełnego zachwytu, a jednocześnie uczyniło go niecodziennym i interesującym. Po dłuższym czasie drobne kwaski zaczynały trochę irytować. Zdecydowanie wolałabym, by rześkość trzymała się ziół i wilgoci nie kiszonkowej.

7/10

czwartek, 10 września 2020

świeczka / wosk Yankee Candle Juicy Watermelon

Opowieść o arbuzach Kimiko

Uwielbiam arbuzy, ale mam wrażenie, że ostatnio coraz trudniej trafić na te dobre. Co więcej są wielkie i problematyczne w uporaniu się z nimi. Rzeczy o smaku arbuzowym? W tym wariancie występują raczej w kategoriach mnie nieinteresujących (np. gumy, napoje). A świeczka? Musiałam ją mieć! Miałam tylko nadzieję, że właśnie nie wyjdzie jak sztuczna guma do żucia, choć YC jakoś ufam. Chciałam nią trochę przedłużyć sobie lato, więc rozgrzałam ją już na jesieni i... zrobiło się wspomnieniowo-refleksyjnie. Nie wiem, dlaczego nagle przypomniała mi się bajka z dzieciństwa ("Małe zoo Lucy"), nawet jej konkretny odcinek, którego zaczęłam szukać w Google. I znalazłam! "Opowieść o arbuzach Herberta" - mam coś z guźca jak widać, też mogę snuć długie historie o niczym. I okazało się, że nie takie te arbuzy proste i uniwersalne!

Yankee Candle Juicy Watermelon to świeczka o zapachu soczystego arbuza, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Uniwersalne letnie odświeżenie... słodki, chłodzący zapach soczystego arbuza.

Recenzja 

Świeczka na sucho pachniała intensywnie, ale nieprzytłaczająco słodko. Soczyście, dość rześko arbuzowo-kwiatowo. Przyjemnie i dość autentycznie, naturalnie.

Po ogrzaniu nasiliła się słodycz, ale wraz z nią na szczęście także soczystość. Niestety im dłużej wąchana, tym bardziej wydawała się oderwana od orzeźwiającej rześkości. Czułam słodkiego arbuza i delikatne kwiaty. Sam arbuz z czasem coraz bardziej zaczął skłaniać się ku arbuzowej gumie balonowej. Do pewnego momentu wydawała się wręcz urocza... Do czasu, gdy na placu boju została tylko ta cukierkowa, arbuzowa guma. Zrobiło się ulepkowo-mdląco "słodziaśnie" i aż ciężko. Landrynkowy arbuz umocniła się w tej sztuczności i zaczął męczyć. Po jakiś 30 minutach miałam go dość.

Zapach odznacza się intensywnością, co w większości przypadków byłoby plusem, ale tu... ten cukierkowo-gumowy arbuz szybko męczył i aż dusił swoim przesłodzeniem. Zero orzeźwienia. Intensywność w tym wypadku więc jest wadą.

Gumy / cukierki arbuzowe można lubić lub nie, ale... taki ich mocny zapach wyszedł kiepsko. Jeszcze przy tej obietnicy orzeźwienia, ochłodzenia... Opis zaczął mi wyglądać na ponury żart. Początkowo miły zapach wymęczył mnie ciężkim przesłodzeniem tak, że po nim aż wietrzyłam pokój. Kiedy przy drugim podejściu do kominka wrzuciłam mniej wosku, i tak dziwnie mnie dusił. Natężeniem już nie tak, ale wydźwiękiem. Gdy jednak myślę o nim bardziej obiektywnie, nie było w nim nic straszliwego. Uwierzę, że komuś może o wiele bardziej się podobać.

5/10

wtorek, 8 września 2020

świeczka / wosk Yankee Candle MidSummer's Night

Zachwyt czy koszmar (minionego lata)?

Kocham nocne niebo i interesuję się kosmosem. To śmieszne trochę, bo i astronomią (głównie), i trochę astrologią (z przymrużeniem oka). Odkąd pamiętam mnie zachwycało i intrygowało. Zawsze też lubiłam zapach nocy, zwłaszcza tych letnich. Stąd i tej świeczki nie mogło u mnie zabraknąć. A jeszcze jak poczytałam, że to bardzo męski zapach... Ach, nic, tylko wąchać!

Yankee Candle MidSummer's Night to świeczka o zapachu "nocy w środku lata", u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Odurzająca i męska mieszanka piżma, paczuli, szałwii i mahoniowej wody kolońskiej.
Nuty górne: cytrusy, nuty roślinne i drzewne, bergamotka, limonka
Nuty środkowe: lawenda, nuty sosnowe i kwiatowe, szałwia
Nuty dolne: drewno cedrowe, wetiweria pachnąca, szyszki jodłowca, szałwia, gałka muszkatołowa, mech

Recenzja

Zapach na sucho męski i uwodzicielski. Pachnie głównie męskimi perfumami, ale oddaje też klimat tajemniczego lasu... jest lekko słodko-kwaskawy i drapiący. Niczym drzewa i kwiaty skryte w mroku i wilgoci, oświetlane gwieździstym nocnym niebem, którego poświata zdaje się mnie otulać i łaskotać. Wyraźnie czuć chłodną, rześką mgiełkę i limonkę; mimo charakteru, nie jest ciężko.

Tymczasem po rozpaleniu ognia to nie poświata zaczyna otulać, a jakiś seksowny, wyperfumowany do przesady, jegomość. Poczułam się trochę jak czerwony kapturek w urealnionej wersji. Niemal odurzona perfumami, w ciemnym lesie... ale bez strachu. Rześkość, coś kwiatowo-ziołowego było niczym światełko bezpieczeństwa. Roślinność i kwasek iglastych drzew, a potem limonki (łączącej w sumie i słodycz, i kwasek, i goryczkę) stanęły na drodze natarczywym perfumom i obiecały, że będzie dobrze. I dobrze było... prawie, bo kwasek mi trochę zawadzał. Na szczęście jednak kwiaty, zioła i perfumy mu się nie dały.

Intensywność i to, jak szybko się rozchodzi, jak długo się utrzymuje w niemal całym mieszkaniu to plus... częściowy. Jako że zapach chwilami wydaje się za silny w wydźwięku, na tę zaletę można różnie patrzeć.

Sugestywna atmosfera i obejmujący gentleman, z którym w milczeniu spogląda się w gwiazdy zza drzew. Mogłoby to trwać w nieskończoność, gdyby nie moment, w którym perfumy zaczynają wydawać się zbyt nachalne, a z tła podszczypuje kwasek. Wtedy jednak następuje przełamanie i zapach zaskakuje na właściwy tor, ale... i tak, mimo że lubię mocne, męskie zapachy, ten wydał mi się chwilami zbyt toporny.

8/10

niedziela, 6 września 2020

świeczka Country Candle Sunshine & Daisies

Po stokroć "tak"?

Zupełnie nie znam się na kwiatach, ale lubię ich zapach, tak samo, jak uwielbiam ich nuty w czekoladach. Gdy jednak chodzi o kwiatowe zapachy, muszą mieć w sobie "to coś", pewien konkret, ciężkość. Stokrotki w ogóle się w to nie wpisują, a jednak mam do nich słabość i lubię przechadzać się w pobliżu trawników usianych nimi.

Country Candle Sunshine & Daisies to świeczka o zapachu stokrotek i słońca od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta
Ciesz się naturą najszczęśliwszych spośród kwiatów. Stokrotki wniosą promienie słońca i jasne, wyraziste kolory do codziennego życia.
Nuty górne: jabłko, cytryna
Nuty środkowe: stokrotki, cyklamen, jaśmin
Nuty dołu: ambra, piżmo

Recenzja

Sucha świeczka mignęła mi soczystymi, lekko kwaskawymi owocami, po czym aż nieco przytłoczyła kwiatami. Jakbym znalazła się w dość parny dzień... na polu pośród mnóstwa stokrotek. Pomyślałam jednak też o jakiś cięższych, aż perfumowych. Nie mogłam odegnać myśli o soczystych owocach.

Świeczka palona rozniosła zdecydowanie kwiatowy aromat i ciepły klimat... tropików. Pojawiły się egzotyczne owoce słodko-kwaśne (ananas? brzoskwinie?), niosące soczystość. To jednak wciąż także słoneczny dzień wśród stokrotek, krzewów i... może jaśminu? Poczułam, jak kwiaty podłapują rześkość. Zdarzyło się tej kompozycji zakręcić w nosie, chyląc się w perfumowo-mgiełkowym kierunku, ale ani trochę nie przytłaczały. Nie wyrzekły się soczystości, łączącej niemal kwaskiem słodkie kwiaty ze słodyczą słonecznego, ciepłego dnia wśród wonnej rośliności.

Na sucho zapach trochę wystraszył mnie swoją mocą, jednak charakter mi się podobał. Myślałam, że świeczka palona pójdzie właśnie w tym kierunku, a tu zaskoczenie... bardziej rześko, kwiatowo i "na lato". Natężenie łagodne, chwilami aromat aż zanikał i czułam go przy wchodzeniu / wychodzeniu z pomieszczenia, a i utrzymywanie się średnio długie.

Niby wszystko z nią w porządku, bo delikatnie kwiatowa, trochę owocowa, ale niedoprecyzowana i taka... ulotna. Nie miałabym nic przeciwko cięższemu w kwiaty końcowemu wydźwiękowi. Cały punkt odjęłam za nieadekwatność do nazwy. Owoce te ni jak nie pasowały mi do stokrotek (nie, nie kojarzyły się ze słońcem pasującym do stokrotek) i... gdybym wiedziała, że tak to wyjdzie, nie kupiłabym.

6/10

piątek, 4 września 2020

świeczka Country Candle Golden Tobacco

Złoto wśród tabak?

Uwielbiam męskie, mocne zapachy, a kolorystyczne połączenie złota / miedzi i czarnego sprawia... że po prostu odpadam. Zobaczywszy po raz pierwszy tę propozycję w ofercie Country / Kringle Candle pomyślałam, że musi być genialna, skoro wygląda "tak prosto i klasycznie". I co? Nie oceniaj wosku po etykietce, jak to żadne porzekadło nie mówi.

Country Candle Golden Tobacco to świeczka o zapachu złotej tabaki od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta:
Niezwykły zapach, który zachwyci wielbicieli mocnych nut drzewnych. Połączenie pieprzu, ciepłego bursztynu i tytoniu wzmocnione nutami skóry i zamszu. Elegancki, wytworny i wyrafinowany zapach, który przywodzi na myśl perfumy z najlepszych niszowych drogerii.


Recenzja

Pudełeczko i grafika prezentują się przeciętnie, nie przyciągają wzroku. Wosk wersji Daylight zaskoczył mnie białym kolorem. Na oko nic do mnie nie przemówiło.

Wosk wąchany na sucho uraczył mnie słodką i ciepłą, dosłownie milusią wonią zamszu, lekko podszytego pikanterią, charakterem... tytoniu? Może rzeczywiście. Uwagę od niego odwracała jednak nuta zespojona ze słodyczą, ukryta w niej. Zupełnie zszokowało mnie... skojarzenie z gumą balonową.

Płonąca świeczka i wosk zastygający podtrzymały słodycz, jednak wtedy już poszła w wyraźnie waniliowym kierunku. Charakter tytoniu odważniej postawił na zamsz i skórę, nasiąkniętymi  niejednoznacznymi perfumami. Czy męskimi? Trudno powiedzieć. Jakby jakiś młody facet-chłopak (hipster?) tuż przed randką próbował zamaskować przed swoją drugą połówką aromat tytoniu gumą balonową. Zdecydowanie nie był tak dymno-tytoniowy, jak się spodziewałam.

Na pewno muszę pochwalić intensywność zapachu, bo czuć go wyraźnie już od pierwszych chwil. Ulatnia się jednak stosunkowo szybko, choć zanim to nastąpi, elegancko niesie się po pokoju i trochę poza nim.

Golden Tobacco to zapach tabaki, ale mocno osłodzonej. To... pierwsza poważniejsza randka modnisiów z charakterem. To kompozycja zaskakująca i ciekawa, jednak zdecydowanie nie dla każdego.
Myślę, że może to być świeczka na początek przygody z bardziej męskimi klimatami. Osobiście czułam zgrzyty w tej znaczącej słodyczy.

7/10

czwartek, 3 września 2020

kadzidełka New Moon Wicca Ritual

Zwietrzyłam rytuał?

Ruch wicca w wielu kwestiach wydaje się zbieżny z tym, jak podchodzę do życia. Jedynym - sporym? - elementem sprzecznym jest to, że ja sama jestem ateistką, niewierzącą w żadnych bogów. Wierzę we własną moc sprawczą, pracę nad sobą. Uważam człowieka za część przyrody; wszyscy jesteśmy kosmicznym pyłkiem. Nie odprawiam żadnych rytuałów w związku z tym, ale... te kadzidełka po prostu musiałam mieć. Zakochałam się bowiem w pięknym, mizialskim (o chropowatej strukturze), połyskującym miejscami, a miejscami matowym opakowaniu.

New Moon Aromas Wicca Ritual to zapach na bazie ziół i żywic, który ma pomagać w relaksie; u mnie w formie naturalnych kadzidełek patyczkowych, których w opakowaniu jest 10 (15g).


Recenzja

Przez opakowanie (nie chodzi mi o tekturę, a to ze środka) zapach wydał mi się średnio przyjemny, kojarząc się z brudną ziemią i lasem. Kadzidełka wyjęte z opakowania las wciąż oddawały, ale już inny: drzewa porastały grzyby, pnącza i kwiaty. Zarejestrowałam kwiaty - chyba lawendę.

Dym, jaki rozniósł się po rozpaleniu kadzidełka uderzył kwiatami i ziemistością, zahaczając trochę o kościelny klimat. Ziemia zachowała odrobinkę brudu, pojawiła się przy niej ziołowa pikanteria. Czułam skórę - skórzaną odzież i / lub obicia. Wszystko to jednak koiły kwiaty. Wydaje mi się, że to m.in. paczula. Utwierdziłam się, że czuję lawendę, ale nie tylko. Oczami wyobraźni widziałam też jakieś jasne, wielkie główki kwiatów oraz leśną, dość ciemną polanę. Polanę, gdzie tylko nieliczni mają wstęp.

W zapachu tym był element lekko odpychający, ale jednocześnie... właśnie przez to zawadiacko wciągający. Mocny i odważny, a jednak z kwiatowym przełamaniem, utrzymywał się bardzo długo (aromat przejrzyście czuć nawet dnia kolejnego, po przewietrzeniu). Na plus także to, że kadzidełka nie dymią się za mocno paląc się bardzo długo (około godziny) i pachnąc, jak mają pachnieć.

Spodobał mi się charakter tego zapachu i jego niejednoznaczność. Nieoczywisty i dynamiczny - to jest to!

9/10

wtorek, 1 września 2020

świeczka Kringle Candle Autumn Rain


Deszcz, na który parasola nie potrzeba

Jesień to zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Nie jest ani za gorąco, ani za zimno, aura jest wspaniała: zarówno gdy mowa o złoto-bursztynowej jesieni, jak i deszczowej, wilgotnej mgiełce otulającej nagie drzewa. Chłodne deszcze i jesienne smaki, czekolada i cieplutki kocyk, Halloween - uwielbiam mroczną otoczkę. I tu dochodzimy do sedna, a więc do zapachów i klimatu, jaki to dzisiaj opisywany zapach świetnie podkreśla, stąd i nie może go zabraknąć na tym blogu.

Kringle Candle Autumn Rain Daylight to świeczka o zapachu jesiennego deszczu od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta:
Życie budzi się wraz z Autumn Rain, natura oczyszcza krajobraz, z którego wydobywa się swieży, liściasty aromat.


Recenzja

Zapach wąchany na sucho był lekko słodki. Przywiódł na myśl liście, które zaczynają ozłacać się i zmieniać barwy na żółte, pomarańczowe - jasne, pogodne, otulone niegrzejącymi już, ale wciąż radosnymi promieniami słońca. A jednocześnie osnute delikatną, chłodnawą mgiełką. To drobny, poranny jesienny deszczyk z całą jego rześkością.

Świeczka zapalona pachniała wyraźnie już od pierwszych sekund porannymi, nieśmiałymi promykami słońca, ogrzewającymi żółto-złote liście; trzymające się na drzewach i te już opadające. To jesień jeszcze ciepła i przyjemna, ale już z pierwszymi chłodniejszymi sugestiami. Do słodkawego, liściasto-drzewnego motywu doszła bowiem rześkość poranka. Może też wiszący w powietrzu deszczyk? Jego pierwsze kropelki skapujące tu i ówdzie. Złożyło się to na obraz jesiennych liści, które aż się chce zebrać na bukiet, zaciągając się świeżym powietrzem.

Intensywność, rozchodzenie się, jak i utrzymywanie zasługuje na owacje na stojąco. Świeczka Daylight mimo że niepozorna, pachnie i zachwyca pełną mocą.

To liście wilgotne, ale czyste i przyjemne, zamknięte w wosku. Jest to jeden z moich ulubionych zapachów na schyłek lata i początek jesieni, idealnie chwytający ostatnie promienie pierwszego, jak i pierwsze, chłodniejsze sugestie.
Nie wiem jednak, czy aż tak dobrze oddaje nazwę. Nie nazwałabym go deszczem, a raczej jesienią bursztynową i słoneczną, acz... porannie mglistą i wilgotną, to fakt.

9/10