niedziela, 28 lutego 2021

wosk Yankee Candle Magic Cookie Bar

Szczypta magii i cukru

Nie lubię zbyt słodkich zapachów, bo i ogólnie mam dość niski próg wytrzymałości na słodycz, ale właśnie gdy o to chodzi... lepiej znoszę mocno słodki zapach niż smak. Lubię czasem coś słodszego sobie zaserwować i właśnie wosk / świeca wydaje się lepszym wyjściem niż zjedzenie czegoś. Np. ciast nigdy specjalnie nie lubiłam, ale uważam, że niektóre pachnieć potrafią naprawdę przyjemnie. Właśnie dzisiaj opisywany zapach na oko wydał mi się taki. Lubię połączenie czekolady ciemnej i kokosa, a właśnie to sugerował obrazek. Bałam się, że akurat reszta opisu wyjdzie na pierwszy plan, ale... kto nie ryzykuje, ten zapachem się nie zasładza. A w życiu czasem i więcej słodyczy się przydaje.
Gdy zaczęłam googlować, znalazłam coś, że "Magic Cookiee Bar" to nazwa ciasto-batonów od Eagle Brand, znanych też jako "Seven Layer Magic Bars", składających się z ich skondensowanego mleka słodzonego, masła, wiórków kokosowych, czekolady i orzechów... pasowałoby.

Yankee Candle Magic Cookie Bar to zapach warstwowego ciasta z czekolady, kokosa i toffi; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Przesłodki przekładaniec - czekolada, wiórki kokosowe, brązowy cukier, toffi... i tak w kółko.
Nuty górne: gałka muszkatołowa, cynamon
Nuty środkowe: toffi, kawałki czekolady, wiórki kokosowe
Nuty dolne: brązowy cukier, ziarna wanilii

Recenzja

Na sucho pachniał średnio przyjemnie. Za kokosem i orzechowo-czekoladowym duetem stało załadzająco cukrowe i mocno maślane toffi. Doszukałam się też migdałów, między którymi przewijała się lekka goryczka. Ta należała do kakao prosto z figurki czekoladopodobnej. Oprócz tego może nawet kropelka miodu? Wyszło to tak, że mogło być przyjemnie, ale mogło też pójść źle.

Po rozgrzaniu wosk roztoczył słodki zapach kokosa, podkreślonego migdałami oraz maślano-ciastowy, co skojarzyło mi się z kokosankami (wyobrażenie, bo nigdy ich nie jadłam)... dziwnie jednak jakby przypiekającymi się z czasem. To zaś wprowadziło prażono-pieczony, gorzkawy element. Nie przełamał wprawdzie słodyczy, ale wydobył kakao, podkreślające kokosa. 

Pomyślałam o zacukrzonym, ale całkiem niezłym splocie kakao i kokosa prosto z jakiś... tanich draży (a'la Korsarz Skawy) lub wilgotnego, przesłodzonego ciasta. Może z odrobinką miodu. Było to ciepłe, dziwacznie... plażowe?  Poczułam się, jakbym miała przed sobą ciasto, mające oddawać karaibski klimat. Pojawił się nawet migdał albo... orzech kokosowy. Dosłownie czułam lepką mieszankę miodu i kokosa! Już myślałam, że wyjdzie to całkiem nieźle, ale niestety. Zaczęły rozpychać się ulepkowate nuty.

Maślano-ciastowy motyw wyszedł palono-karmelowo, ale... jednak maślaność była tak dosadna, tak ciężka, że z czasem wyszło, iż to raczej toffi niż karmel. Choć... palony motyw cukru rzeczywiście też się przewijał, jakby ścigając się z kakao, które chwilami przybierało wydźwięk taniej figurki czekoladopodobnej. Po dłuższym czasie poczułam mdlący zapach jakby przypalanego cukru pudru, ciężką słodycz przesłodzonego, wilgotnego ciasta. Pomyślałam o dziwnym, przypalonym miodzie i... jeszcze raz cukrze. Wszelkie nuty mające potencjał oklapły.

Na sucho wosk nie był siekierą - okazał się prawie nią dopiero w trakcie palenia - niestety, bo był przesłodzony i duszący, prawie mdlący. Szybko się rozchodzi i dochodzi do momentu, w którym niebezpiecznie chyli się ku aspektowi męczącemu... Na szczęście jednak udaje mu się zachować przyzwoitość.

Całość wyszła średnio. Mieszanka kakao i kokosa w słodkim wydaniu zapowiadała się dobrze, orzechowy wątek i nawet niektóre słodkie nuty zagrały dość smakowicie, ale sporo było ciężkiej maślaności i ciastowości psującej efekt. Było muląco słodko, ale jeszcze w miarę ok, mimo że mnie nie porwało. Jedyne co, to uchwyciłam się w tym duetu kakao i kokosa, bo dość autentycznie wyszedł (a kakaowe / czekoladowe zapachy zazwyczaj wychodzą wręcz obleśnie w moim odczuciu).

6/10

piątek, 26 lutego 2021

kadzidełka Elements Fire Dragon (Smok Ognisty) Dragon's Blood

Zieję... to znaczy pieję z zachwytu

Kocham smoki, a w ogniu dostrzegam mnóstwo magii. Nie jestem pewna, czy czuję ogień jako mój żywioł, ale pociąga mnie. W dodatku książka "Dziewczyna, która igrała z ognia", a więc drugi tom jednej z najlepszych serii na świecie, jest... o dziewczynie, z którą mam wiele wspólnego. To takie bardzo moje "połączenie rozmaitości", stąd zapach musiał się u mnie pojawić.

Elements Incense Fire Dragon (Smok Ognisty) Dragon's Blood to kadzidełko o zapachu żywicy smocza krew, z linii Anne Stokes "Age of Dragon" w ramach współpracy z firmą Elements; u mnie w formie kadzidełek stożkowych, których w opakowaniu jest 15.


Recenzja

Na sucho kadzidełka pachniały... wysychającymi kwiatami - wskazałabym róże - z opadającymi płatkami... Kwiatami, które nie chcą się dobrze suszyć, a częściowo gniją? Zaplątała się tam nuta cytrusowa... Pomarańczy? Grejpfruta? A może czerwonej pomarańczy? Rozchodziła się od nich brudnawa, gorzkawa ziemia. Był to zapach mocny, ciężki i... mrocznie uwodzicielski. 

Po rozpaleniu po pokoju rozszedł się intensywny zapach słodkawego, orientalnego drzewa opalanego, o kadzidlanym, mszalno-liturgicznym wydźwięku. Zaraz osnuły to kwiaty suszące się... róże, z których opadają lekko pomarszczone płatki. Wyszły ciężkawo i nieco drapały w nosie. Pomyślałam o przyprawach korzennych, zdecydowanie słodkich i dość ostrych. 

Nie rozgrzewały jednak jakoś mocno, bo część róż wyszła dość... wilgotnie-cmentarnie. Mieszały się z ziemią. Kojarzyły się z wonną kwiaciarnia przy cmentarzu, gdzie czuć dogasające znicze. Była w tym wszystkim pewna wilgoć, zawilgocenie... nawet rześkawy kwasek? Znów pomyślałam o lekko goryczkowatych cytrusach. Czarna, wilgotna ziemia przejawiała tymczasem wilgoć, w którą wręcz wciągała.

Całość była intensywna, uderzająca i długo się utrzymująca. Ilość dymu przy takiej mocy wcale nie wydała mi się jakoś szczególnie wielka.

Kadzidełko wydało mi się złożone i naprawdę ładne. Brakowało mi w nim jednak... ja wiem? Mrocznej głębi? Nie jestem też pewna, czy akurat zapach smoczej krwi dobrze pasuje do ognistego smoka. Z ogniem się nie kojarzył.

8/10

środa, 24 lutego 2021

wosk / świeca Goose Creek Candle Eskimo Kisses

Noski Eskimoski topiące serce

Kolejny wosk, który zwrócił moją uwagę etykietką. Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że wosk kupię. W dodatku tytuł... mimo że nie cierpię zimy, od razu skojarzył mi się z książkami o Eskimosach (Anaruku), Grenlandią i całym tym niezgłębionym arktycznym światem, który w pewien sposób mnie intryguje, a żyjących tam podziwiam. Kiedy z kolei przeczytałam nuty, zdziwiłam się pozytywnie, bo bałam się, że z moim odwiecznym pechem będą niemoje, a trafiłam na takie, które... obstawiałam, że pójdą w kierunku uzależniającego, niby dziwnie nie mojego, a jednak mojego Warm & Welcome.

Goose Creek Eskimo Kisses to zapach oddający eskimoskie buziaki (Noski noski Eskimoski), u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Zetknijcie nosy do ciepłego eskimoskiego buziaka!
Nuty górne: drewno sandałowe, ziarna wanilii
Nuty bazowe: czarny pieprz, lawenda
Nuty dolne: bursztyn, kaszmir, drzewa / las


Recenzja

Wosk już na sucho uderzył orzeźwiającym, męskim żelem pod prysznic z charakterem podrasowanym przyprawami i ziołami. Niemal pieprzne, drapiące nuty wydawały się drapać w nosie. Zakręciła się w nim również słodycz, trochę... perfumeryjnie tuląca, niejednoznaczna i przejawiająca szlachetne, lekko drewniane skłonności. Drewno mieszało się z odrobinę miętowo-kwiatowym echem.

Po rozgrzaniu z kominka rozszedł się rześki, chłodzący męski żel pod prysznic i ostro-chłodna mięta pieprzowa. Splotły się w charakternej słodyczy. Po chwili dołączyła do nich lawenda w wydaniu nieco perfumeryjnym. Pomyślałam o miękkich, świeżo wypranych ręcznikach. Było w tym trochę ciepła, nadającego zapachowi iście tulaśnego charakteru.

Chłodno-rześka ostrość - chwilami nieco ziołowo słodko-goryczkowata - zaprosiła pieprz i wanilię. Te zaś perfumy i kwiaty (głównie lawendę) przerobiły na mocarne, charakterne drzewa. Wciąż także mięta wokół nich wirowała. Słodycz wyszła więc szlachetnie i dostojnie. Czułam drzewa wonne, nieco orientalne, ale i... po prostu, dosadne. Drzewa i jeszcze więcej drzew umocniły charakter męskiego żelu i perfum. Mimo korzenności podtrzymały rześki chłód. Wydał mi się aż... ostry, ale puszczający oko do przytulnego wątku.

Zapach to siekiera już na sucho, a po zapaleniu podgrzewacza rozchodzi się szybko i potwierdza to.

Całość bardzo mi się podobała. Siekiera fundująca męsko-ziołowe i drewniane nuty niby była chłodno-zimowa, ale nie zabrakło w niej także swoistego ciepła. Słodycz czułam wyraźnie, acz i ona popisała się szlachetnym charakterem.
Jedyne, co bym zmieniła, to męski żel na same perfumy męskie (a nie duet żel&perfumy).

9/10

poniedziałek, 22 lutego 2021

świeczka / wosk Kringle Candle Oak & Fig

Figa z makiem, albo raczej...

Bardzo lubię figi, ale tylko suszone. Świeże jakoś do mnie nie przemawiają. Drewniane nuty zaś zazwyczaj chwytają mnie zawsze i wszędzie. Ich połączenie wydało mi się jednak niecodzienne i intrygujące, więc takiej świeczki nie mogłam ominąć. Właśnie drewno jest tak zacną, uniwersalną nutą może mieć tyle "twarzy", że zarówno suszone, jak i świeże figi - jak o tym pomyślałam - mogły pasować. 

Kringle Candle Oak & Fig Daylight to świeczka o zapachu figi i dębu od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku.

Opis producenta
Połączyliśmy leśną moc kory dębu z zadziwiającą mleczno-owocową słodyczą fig. Idealna równowaga i piękny niespotykany aromat. Poczuj figową rozkosz zrównoważoną drzewnymi nutami!

Recenzja

Na sucho czułam wyraźnie słodycz jakby mydlanych kwiatów i owoców raczej egzotycznych, w tym świeżych fig, melonów. Przy tych drugich rozgościł się... ogórek. Rześki, ale też nieco podkiszony. Za tym wszystkim doszukałam się śliwek, winogron... może lekko podsuszonych, ale nie do końca... Podfermentowanych? Za tym skojarzeniem stało poważniejsze, drewniane tło. Wydało mi się to lekko ciepłe: właśnie "tropikalne", suszące się na słońcu na jakiś drewnianych powierzchniach - dosłownie to widziałam!

Po rozgrzaniu wosk konsekwentnie roztaczał słodycz i rześkość ogórka. Wydała mi się lekko mydlana, co zaraz na szczęście uciekało. Nasiliły się niemal kwiatowe, ewidentnie egzotyczne owoce. Przodowały delikatne, bardzo słodkie i orzeźwiające. Pomyślałam o melonach, figach, ale też jasnych winogronach i nieoczywistej mieszance. Były soczyste i słodkie, ale rześkie. Trzymał się ich rześki, świeży kwasek, który na dobre podpiął pod nie... ogórka. Ogórka zielonego i wodnistego, jak również kwaskawo kiszonkowego.

Wytrawniejszy charakter podkreśliło drewno. Lekko goryczkowate, poważne... Trochę odciągało uwagę od ogórka, przerabiając owoce na jakieś... gęste, owocowo-kwiatowe, wilgotne musy. Odnotowałam lekką ziołowość, suszone liście... A także podsuszone kwiaty lub... już ususzone kwiatowe napary, a tylko co zalewane wodą. Wyobraziłam sobie suszące się na drewnie owoce, które ogrzewa słońce. Na pewno nie były jeszcze w pełni ususzone, zachowały wilgoć i pewną żywotność. Ta wydawała się chwilami, zwłaszcza po dłuższym czasie wręcz gęsta i namacalna, już mniej rześka niż na początku.

Świeczka i na sucho, i podczas palenia jest mocna, ale ani nie przytłaczająca, ani specjalnie orzeźwiająca. Normalnie można by uznać to za plus, ale... nie przy tym zapachu. Zupełnie nie oddawał tego, co obiecywał producent i zalatywał... woskiem / mydłem.

Lubię ogórki, ale może nie w świeczkach, co? Zwłaszcza takich, które obiecują figi i drewno... A tu figa z makiem! Albo powinnam powiedzieć raczej "z ogórkiem", ech. Wielkie zaskoczenie i rozczarowanie. Zapach może ogółem nie był tragiczny, ale zupełnie nie oddawał żadnego z klimatów, jakie sobie wyobrażałam podczas oglądania etykietki. Gdy pomyślę o cudownej Fig & Fir, aż nie mogę uwierzyć, że to ten sam producent.

4/10

sobota, 20 lutego 2021

wosk Yankee Candle Pain au Raisin

Nie taka bułeczka pain(ful)

Żałuję, że wiele wosków / świeczek kupiłam w dwóch-trzech zamówieniach chcąc posprawdzać, czy są w moim guście czy nie, bo latami je omijałam. Kiedyś wydawało mi się, że z jedzeniowymi zapachami mi nie po drodze, ale gdy zorientowałam się, że YC bardzo zmienia swój asortyment, wystraszyłam się, ze nie będę miała okazji powąchać wielu tak chwalonych w internecie zapachów. Tak też zaopatrzyłam się w sporo słodko-jedzeniowych właśnie... By odkryć, że to naprawdę zapachy nie w moim stylu. Miałam nosa w tej sprawie! Niestety jednak już do mnie trafiły... Ten niby był obiecujący, bo uwielbiam rodzynki, cynamon, a ich połączenie z rumem też wydaje się spoko, ale... słodkich bułek nie lubię i nie wiem, dlaczego nie zwróciłam na to uwagę robiąc zakupy.

Yankee Candle Pain au Raisin to zapach francuskich bułeczek typu "pain aux raisins" (drożdżowych ślimaczków z budyniem i rodzynkami); u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Kuszące rodzynki nasączone w rumie zostały zapieczone w maślano-waniliowym cieście i dopieszczone cynamonem. 
Nuty górne: laski cynamonu, surowy cukier, masło migdałowe
Nuty środkowe: przyprawiona rodzynka, śliwka, słodka figa, pieczony akord
Nuty dolne: wanilia, słód, koniak

Recenzja

Wosk już przez opakowanie pachniał bardzo intensywnie maślaną, słodkawą bułeczką oraz... plażowym, wilgotnym piaskiem i rumem. Czułam rześkość łączącą zarówno plażę, ciepło, jak i lekko soczyste rodzynki. Z czasem ujawniła się też wanilia, jednak taka... "kosmetyczna".

Po rozgrzaniu wosk rozniósł słodycz wanilii i... niby słodko-pieczoną, ale neutralniejszą. Do głowy przyszły mi nieprzesłodzone wypieki maślano-drożdżowe, ale też... kokos? Migdał? Wanilia trochę się z nimi przemieszała, zahaczając o krem / budyń, nie zaś czystą, prawdziwą wanilię. Słodycz rosła serwując mi słodkie bułeczki z lukrem. Drożdżówki z lukrem pojawiły się na moment, jednak z czasem...

Przeszły w gofry z budki. Słodkie ciasto mieszało się z rześkawym powietrzem. Poczułam plażę, jakby wilgoć piasku i rum. Rum zabarwiał stopniowo słodycz, dodając jej goryczki. Nie był to zapach alkoholu-alkoholu, ale właśnie pewna powaga rumu... czy nawet whisky? Głębokiego i cukrowo-drewnianego, drogiego alkoholu na pewno. Chwilami wydawała się bardziej drzewna... jak grube palmy  kokosowe na plaży. Bardzo wyraźnie pojawił się kokos. Oczami wyobraźni zobaczyłam wielkie orzechy kokosowe, ich drewniano-twarde łupiny, choć do głowy przyszedł mi też kokos jako wiórki, może pewna mleczność (zataczająca krąg do budyniu waniliowego?). Pojawił się lekki kwasek - chwilowo może też kokosowy - wprowadzający soczyste rodzynki. Świetnie odnalazły się w słodkawej (ale nie przesłodzonej!) głębi.

Całościowo wyszło to ciepło (za czym możliwe, że stał cynamon, niezbyt jednak wyczuwalny wyraźnie jako on sam). Przełożyło się na myśl o tym, jak grzeje plażowe słońce, o ciepłym piasku... I przypomniało o piekących się gofrach / drożdżówkach.

Intensywność zapachu na sucho zacna; mocny, a nienapastliwy. Zapach zdawał się rozpychać w pokoju po tym, jak rozszedł się szybko, ale nie męczył i nie mdlił. I wcale tak szybko nie znikał.

Całość średnio oddała wariant z etykietki, jednak przemówiła do mnie bardziej niż się spodziewałam. Kojarzyła mi się z... karaibską ucztą. Kokos, słodkie bułeczki, plaża, cukrowo-drewniany alkohol i rodzynki... wyszły słodko, a jednocześnie nie muląco. To taki... poważniejszy, wieczorowo-letni zapach, bardzo ciekawy. Długo się zastanawiałam, czy wystawić mu 7 czy 8, ale w końcu postanowiłam trochę podciągnąć, bo... po prostu wyszedł bardzo złożony i intrygujący w tym. Był miłym zaskoczeniem (zwłaszcza ten kokos), który z chęcią do kominka jeszcze wrzucę.

8/10

czwartek, 18 lutego 2021

kadzidełka Nemesis Now Prosperity (Jasmine) by Lisa Parker jaśmin

Białe kwiaty w czarnym kadzidełku

Kupując woski, świece i kadzidełka patrzę nie tylko na same zapachy, ale także na opakowania, formę, kolory, znacznie mniej (ale czasem też) na temat / intencję. Z racji tego, że czarny to mój ulubiony kolor, na wszelkie zapachy z kotami poluję, a zapach jaśminu, białych kwiatów jest mi bardzo miły, uznałam, że kadzidełka te muszę mieć. Poza tym... dostatku i dobrobytu nigdy za wiele! Woń białych kwiatów zamknięta w pięknych, czarnych patyczkach? Już nie mogłam się doczekać.

Nemesis Now Prosperity (Jasmine) by Lisa Parker to zapach jaśminu z zaklęciem na dostatek, sygnowany nazwiskiem Lisy Parker (angielskiej rysowniczki fantasy); u mnie w formie czarnych kadzidełek patyczkowych, wykonanych w Indiach z materiałów perfumeryjnych, których w opakowaniu jest 20.



Recenzja

Na sucho czarne kadzidełka zapachniały mi intensywnie słodko-kwiatowo w specyficznie żywy i zarazem ciężki sposób tak, że od razu wyobraziłam sobie białe kwiaty. Zarówno delikatniejsze, niepozorne, jak i o masywnych, grubych płatkach. Tak, m.in. jaśminu bez dwóch zdań! Ale też kwiatów wodnych. Wilgotnych od... chłodu nocy / wody? Było w nich coś wręcz ostro-drapiącego, zadziornego i... trochę kojarzącego się z naparem / herbatą.

Dym błyskawicznie rozniósł zadziwiająco rześko-żywy aromat kwiatów ciężkich, jasnych, wonnych. Faktycznie czuć jaśmin, co do tego nie ma wątpliwości. Powiedziałabym jednak, że w towarzystwie np. konwalii, nenufarów i... herbacianej nuty? To zapach ewidentnie kwiatów nocą, a więc otoczonych chłodem i wilgocią. Były to kwiaty o aż kręcąco-ostrawym zacięciu, z jakby... kwiatowo-korzennym kwaskiem? Wręcz soczystością, mocno osadzoną w złożonym, roślinnym bukiecie. Genialnie wszystko to podkreśliła kadzidlaność.

Moc uważam za zjawiskową, jak i szybkie rozchodzenie się zapachu. Kadzidełka paliły się w tempie szybko-średnim, co akurat stanowi mały mankament.

Chyba jeszcze nigdy nie trafiłam na tak wyraźnie jaśminowy, a jednocześnie złożony zapach. Siekierowy, niemęczący, mimo że kwiatowy. Rewelacyjnie wyszło to jako kadzidełko.

10/10

wtorek, 16 lutego 2021

świeczka / wosk Village Candle Wish Upon a Star

Gwiazda, która nie upadła

Może i twardo stąpam po ziemi, ale... tylko po to, by nie przewrócić się, patrząc w gwiazdy. Kocham kosmos i wszystko co z nim związane, jednak na widok "spadającej gwiazdy" nie myślę życzenia. Miewam raczej życzenia, by częściej było nam dane oglądać zjawiska takie jak np. rój Perseidów. Nocne niebo nie przestanie mnie bowiem zachwycać, ile bym się w nie nie wpatrywała. Miałam nadzieję, że ten zapach umiejętnie to odzwierciedli. Takie małe życzenie w odniesieniu do tej świeczki.

Village Candle Wish Upon a Star to świeczka oddająca romantyczną atmosferę obserwowania gwiazd, u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Ciesz się ciszą pod bezkresnym nocnym niebem usianym lśniącymi gwiazdami z ukochaną osobą. Szczęścia dopełnią ciepłe nuty cedru, hiszpańskiego mchu i akcept bergamotki z muśnięciem lawendy i żywych cytrusów, zamknięte w romantycznej świecy.
Nuty zapachowe: cedr, mech, lawenda, cytrusy

Recenzja

Na sucho świeczka wydała mi się męsko-perfumeryjna, ale w lekkim wydaniu. Poczułam lawendę, fiołki i zwiewną rześkość. Skojarzyła mi się z drobnymi roślinkami pokrywającymi się wieczrną rosą. Wwąchując się dokładniej, pomyślałam o ukwieconych drzewkach cytrusowych, które przywiodły na myśl ciepłą, śródziemnomorską noc. Wszystko to trochę uziemiła drzewność / drewno obecne w tle, nadające męskiego, kolońskiego charakteru.

Po rozgrzaniu wosk błyskawicznie roztoczył lawendowo-koloński splot. Kwiaty, a więc głównie lawenda, ale też fiołki i inne, jakieś jasne i delikatniejsze, dziwnie łączyły rześkość i ciężkawość. Wyszły słodkawo, ale z pazurkiem.

O ten zadbał bardziej sucho-drzewny, drewniany motyw. Dodał lekkiej goryczki. Za jej sprawą prędko wytworzył się męski, typowo koloński klimat. Męskie perfumy dominowały, a podkręcały je zioła i cytrusy. Lekko goryczkowate skórki, trochę kwaskawej soczystości (limonek?)... Ale też słodycz dojrzałych owoców (limonek i pomarańczy?). Cudnie mieszały się z drzewnymi nutami i rześkością.

Gdy zamknęłam oczy, poczułam się jak wśród drzew i krzewów ukwieconych białymi roślinkami, które "przymknęły się" na noc. Ten chłód, rześkość nocy okalał aromatyczne, aż nieco drapiące rośliny z każdej strony. Rośliny zdawały się wilgotne od tej właśnie nocy. Jakby zawilgocone mrokiem.

Intensywność już na sucho robi wrażenie, a po rozgrzaniu... zapach pokazuje, co potrafi. To odważna siekiera, która nie przegina w żadnym kierunku. Rozchodzi się szybko i pozostaje na długo.

Wilgotna roślinność, wdychana nocą w wydaniu drewniano-męskim - o tak, i po co myśleć nad życzeniem? Samo przychodzi do głowy: niech ten zapach trwa jak najdłużej (o co nie trudno!). Zacne nuty jednak nie zaserwowały mi poprzez ten wosk niczego nowego czy szczególnego, stąd zapach uważam po prostu za piękny, ale nie nie do zastąpienia.

9/10

niedziela, 14 lutego 2021

świeczka / wosk Yankee Candle True Rose

Różana miłość

Nie obchodzę walentynek w zasadzie, a święto to latami wydawało mi się strasznie kiczowate, jednak... jestem skłonna przyznać, że występuje takie zjawisko jak "fajny / pozytywny kicz". Obecnie do tego worka elementy walentynek mogę zaliczyć. Stąd i na ten dzień wykombinowałam recenzję właśnie tego zapachu, chyba nieźle pasującego. Lepiej wąchać kwiatowe świeczki / woski niż dostawać kwiaty. Zawsze żal mi tych, które tak masowo rżną przed wszelkimi dniami kobiet, walentynkami itp. Nie jestem typem lubiącym dostawać kwiaty.

Yankee Candle True Rose to świeczka o zapachu róż, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Pociągający, bogaty i aksamitny zapach specjalnej dostawy nieskazitelnie czerwonych róż pąsowych.  Ich płatki uwodzą słodyczą porównywalną do tej wyczuwalnej podczas porannego spaceru po rozkwitającym ogrodzie, w którym królują wielobarwne róże.
Nuty górne: owoce, zielona świeżość, bergamotka, jabłko
Nuty środkowe: kwiaty róż, wiciokrzew, białe kwiaty
Nuty dolne: piżmo, drzewa

Recenzja

Zapach na sucho pachniał ewidentnie różami. Wyobraziłam sobie dość ciężkie czerwone i żywe, z  wyraźną wilgocią. Tak wonne, że aż w pewien sposób ciepło tuląco-drapiące. Za nimi stały zielone rośliny o grubych liściach i łodygach, krzewy oraz... bukiet złożony nie tylko z róż o mięciutkich płatkach, ale też z innych kwiatów. 

Wosk w kominku dał się poznać jako naturalnie, świeżo różany. Przewodziły ciężkie czerwone róże o mocnych, jakby zawilgoconych płatkach. Te ich płatki... wydawały się być wszędzie. Poczułam się, jakbym była wśród krzewów róż na rześkim powietrzu, a na moją twarz padały ciepłe promienie słońca.

Ciężkie kwiaty ani przez chwilę nie przytłoczyły. Ich słodycz wydała mi się szlachetna i podrasowana pewnym... dostojnym wręcz charakterem jakby pochodzenia olejkiowo-perfumowego (najwyższej jakości). Wydaje mi się, że podkręciły go też inne kwiaty (białe?), jeszcze uwypuklając głębię. Zapach chwilami wykazywał wręcz pewną soczystość, oczywiście cały czas zamkniętą w żywych różach. Zbudowały iście uwodzicielski klimat. Pewnie różnych, ale myśli moje krążyły przede wszystkich wokół czerwonych. Z czasem poczułam się, jakbym zapadała się w miękkiej pościeli, na której leżało mnóstwo świeżych płatków róż.

Moc uważam za bardzo dobrą. Wyrazista woń rozchodzi się błyskawicznie i zachwyca autentycznością, świeżością. Siekierowa w pozytywnym sensie. Niestety tylko jak dla mnie trochę za szybko potem się ulatnia.

W zapachu po prostu się zakochałam. Uwielbiam różaną woń i smak, a dzięki tej świeczce mogłam ją sobie w porządnej dawce zaserwować, gdy tylko naszła mnie ochota. 

10/10

sobota, 13 lutego 2021

wosk Yankee Candle Driftwood

Rajska plaża

Mimo że spod znaku Ryb, spędzanie czasu na plaży to mój koszmar. Wprawdzie całe dzieciństwo spędziłam nad jeziorami, nad morze za dzieciaka jeździłam, ale ze słoną wodą nie było mi po drodze. Obecnie zaś jedyna woda, w pobliżu której świetnie się czuję to ta z górskich potoków, ale cóż... Jakiemuś plażowo-morskiemu zapachowi postanowiłam dać szansę. A może akurat?

Yankee Candle Driftwood to zapach drewna wyrzuconego na plażę; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Chłodny i surowy, a jednak kojący zapach konarów wyrzuconych na piaszczystą plażę z motywem skóry i wetiweru.
Nuty górne: lilia wodna, sól morska
Nuty środkowe: drewno wyrzucone na plażę, eukaliptus
Nuty dolne: ziarna Tonka, kruchy cedr

Recenzja

Wąchając na sucho poczułam drewno, delikatne, słodkawe męskie perfumy i wilgotny, jasny piasek. Rześko-chłodny wietrzyk od morza w ciepły, ale nie upalny dzień, zawilgocone drewno, które powoli schnie na słońcu. Słodycz (trochę ciężkawa wanilia?) połączyła się z drzewnym charakterem. Mieszało się z perfumami i nutką słonej wody.

Po ogrzaniu na rześkiej płaszczyźnie wiatru i słodkawego, chłodzącego wręcz eukaliptusa rozeszły się męskie perfumy i drewno. A może drewniane męskie perfumy? Stanowiły jedność. Otulał je ciężkawo-słodkawy, aksamitny motyw wanilii i kwiatów. Wydały mi się ciepłe, ciężkawe i jakby... zawilgocone?

Zawilgocone na pewno było drewno, którego woń niósł rześki wiatr. To... wiatr od morza, mieszający się z poważnym, drewnianym aromatem. Świetnie łączyły się z męskimi perfumami, jakby drzewnymi z samymi w sobie. Odnotowałam w tym nutkę soli, a dokładniej morskiej wody, choć całość ani na chwilę nie zrezygnowała z otulającej słodyczy.

Na sucho zapach wydawał się średnio mocny, a w kominku też przy tym średnim natężeniu raczej pozostał, ale nie wyszło to jako wada.

Całość okazała się bardzo przyjemna. Drewniana, z charakterem bardzo ciekawym. Zapach tylko częściowo plażowy, z niemulącą słodyczą, o męskim, poważnym charakterze. Mimo rześkości było w nim coś ciepło-tulącego. Lubię takie ambitne, nietuzinkowe połączenia. Moc jednak mogłaby być bardziej siekierowa.

8/10

czwartek, 11 lutego 2021

wosk / świeca Woodbridge Over the Rainbow

 Zapachowy garniec złota na końcu tęczy

Gdy zastanowię się, jak mogłaby pachnieć tęcza, wiele nut przychodzi mi na myśl, jednak nie mam jednego, konkretnego wyobrażenia. W ciemno, patrząc na etykietkę, nuty i znając tylko jeden zapach tej marki, nie kupiłabym takiego wariantu, jednak z ochotą skorzystałam z możliwości kupna kostki. Jakiś czas temu bowiem dostałam gratis etykietkę (bo zbieram, aczkolwiek te wąchanych) i... pobrzmiewała czymś dość obiecującym.

Woodbridge Over the Rainbow to wosk / świeca o zapachu oddającym tęczę, u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).

Opis producenta
Delikatna tęcza na świetlistym niebie.
Nuty górne: bergamotka, mandarynka, pomarańcza, neroli
Nuty środkowe: kwiat pomarańczy, lilia wodna, dzika róża
Nuty dolne: drewno tekowe, orchidea


Recenzja

Na sucho przywitało mnie intensywne połączenie kwiatów pod przewodnictwem jasnych róż, konwalii, dzwoneczków i innych raczej delikatnych, a wonnych oraz męskich perfum z odrobinką pikanterii i słodyczy cytrusów. Wydało mi się to wkomponowane w herbatę... Jakby to była herbata z kwiatami i bergamotką (earl grey?), nutą... pomarańczy? A może to kwiaty tychże?

Po rozgrzaniu wosk rozpoczął od roztoczenia po pokoju słodkich i delikatnych białych kwiatów, które utworzyły tło. Klimat był wonny, wilgotny, ale w pewien sposób ciężkawy. Delikatność jasnych kwiatów mieszała się z wodą, zawilgoceniem... Pomyślałam o kwiatach wodnych, liliach, nenufarach i...

...kwitnących drzewkach cytrusowych? Rześkość wzrosła w soczystym, słodko-kwaskawym kontekście. Pojawiły się słodkie pomarańcze, dojrzewające w słońcu i z lekko goryczkowatą skórką. Podkreśliło ją drewno. Pomyślałam o czarnej herbacie earl grey, a więc z bergamotką, ale też kwiatami. Drzewne motywy przytoczyły bardziej męsko perfumową woń. Słodycz wzrastała epizodycznie i zdarzyło jej się zahaczyć o łazienkową (jak ręczniki, mydła, balsamy do kąpieli).

Kwiatowość również te męskie perfumy lekko podchwyciła, ale także perfumowość ogólną. Uziemiona drewnem, a jednak słodka i wilgotna skojarzyła mi się z różami... tylko że nie takimi typowymi, a bardziej owocowymi. Dzika róża wzbogacona o kwaskawe owoce? Znów osiadło to w wilgoci, a więc soczystości owoców słodko-kwaskawych i... w kwiatach aż ciężkich od rosy.

Moc zapachu uważam za bardzo dobrą. Mimo zwiewnego, rześkiego klimatu, była to niezła siekiera już na sucho. Rozchodziło się to w średnim tempie, ale za to trwało długo, choć po paru godzinach już tylko pobrzmiewało. Ani przez moment nie przytłaczało, mimo pewnej ciężkości-dosadności. Było rześkie.

Całość może nie była w pełni w moim stylu, ale wydźwięk miała interesujący, a zestawienie nut wydaje mi się niespotykane. I bardzo w tym ładne! Bardzo, bardzo, słodki kwiatowy zapach, a jednak męski. Na pewno świetnie oddaje etykietkę i tytuł. Cóż, można też stwierdzić, że to zapachowy odpowiednik garnca złota z końca tęczy.

8/10

wtorek, 9 lutego 2021

wosk / świeca Goose Creek Chocolate Cookie Dough Bites

Werdykt równie surowy, co ciastka?

Nie jem słodyczy innych niż czekolada, czasem ewentualnie lody czy masło orzechowe, i muszę przyznać, że akurat w cookie dough, a więc ciasteczkowe zakalce można się wciągnąć (np. w lodach). Ogólnie ciast nie lubię, ale... jakbym już jakieś miała jeść, zakalec byłby mile widziany. Jako dziecko zaś zdarzyło mi się podjadać ojcu surową masę na ciastka, więc... zapach siłą rzeczy mnie zainteresował. I także dlatego, że miałam okazję wybrać coś, czego sama bym nie kupiła, bo mogłam wybrać cokolwiek w zamian za to, że okazało się, iż nie ma jednak na stanie świeczki Kringle, na której bardzo mi zależało. Stąd padło na zapach interesujący, ale na tyle drogi, że w ciemno bym sama całego nie kupiła. Cieszę się w końcu z takiego bardzo miłego załatwienia sprawy.

Goose Creek Cookie Dought Bites to masy na ciasteczka z czekoladą, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Jeśli nie możesz powstrzymać się przed podjadaniem ich na surowo, lepiej jak najmocniej podgrzej piekarnik. Poczucie winy bowiem rośnie wraz z rozchodzącym się zapachem masy na ciasteczka z czekoladą.
Nuty górne: ciepła masa na ciasteczka, kawałki czekolady
Nuty bazowe: topiące się masło, kryształki cukru
Nuty dolne: wanilia, czekoladowa masa ("swirl")


Recenzja

Nie musiałam otwierać opakowania, by poczuć waniliową słodycz i sztucznie czekoladową nutę. Pobrzmiewał w tym cukier, choć i zapachu maślanej masy na ciasteczka lub ciasto rzeczywiście można się doszukać. Wąchając na sucho jednak czułam dosłownie zapach budki z lodami, lodów z niej. Waniliowe, śmietankowe i czekoladowe w wilgotniejącym, nieco kartonowym waflu, który to odegrał wielką rolę. Było to niskobudżetowe, na pewno nie spełnienie marzeń, ale coś odpychającego też nie.

Po ogrzaniu zapach wydał mi się mocno maślany, a że także słodki niemal cukrowo, to... przypominający toffi. Słodkie, słodziuteńko-cukrowe toffi albo... z czasem raczej lody o takim smaku z zawilgoconym waflem. To też lody na gałkę waniliowe, czekoladowe... A może i ciastka waniliowe, czekoladowe? Niby-czekolada pojawiła się po pewnym czasie i w końcu przybrała na znaczeniu. Potem... odlegle rzeczywiście pojawiło się skojarzenie z masą na ciastka albo... ciastkami piekącymi się. Poczułam - oprócz maślaności - duszno waniliowy wątek... typowy dla słodyczy "o smaku waniliowym" (nie prawdziwej wanilii). Ułożyło się to końcowo w waniliowe ciastka maślane.

Zapach jest bardzo intensywny, ale nie przytłaczający, gdy o moc chodzi. Nie był sztuczny, ale raczej... tanio jedzeniowy. Ciężki i dosadny w niepozytywnym sensie.

Wosk w zasadzie pachniał wypisanymi przez producenta nutami, ale zabrakło mu uroku i smakowitości tytułowego cookie dough. Czy bardzo kojarzył się z zakalcem / cookie dough? Nie jestem pewna, ale nie upieram się... Było to słodkie, "słodyczowe", ale niezbyt apetyczne i nie jest to coś, co chciałabym wąchać. Ogólnie to mocny średniak; może po prostu nie w moim stylu.

5/10

niedziela, 7 lutego 2021

wosk Yankee Candle Kilimanjaro Stars

Gwiazda wśród górskich zapachów?

Od dziecka, a dokładniej od poznania tekstu jednej z piosenek z Króla Lwa, jakoś ciepło myślę o Kilimandżaro. Potem miłość do gór, czekolad (bardzo lubię te z kakao z Tanzanii), jakoś myślowo-uczuciowo mnie z tą górą - najwyższą w Afryce - związało. W ogóle lubię Afrykę, jej obce klimaty. Nie wiem o niej za wiele, jednak z chęcią to zmienię. Na razie jednak, zanim zaopatrzę się kiedyś w porządnąliteraturę itp., wosk musi mi wystarczyć.

Yankee Candle Kilimanjaro Stars to zapach górskiego powietrza z nutą mięty i paczuli, oddający klimat gwiazd nad Kilimanjaro; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Poczuj się jakbyś stał o zmroku  na szczycie pokrytym lodem.
Nuty górne: klementynka, nuty wodne, górska bryza
Nuty środkowe: eukaliptus, jałowiec, mięta
Nuty dolne: paczula, sosna

Recenzja

Na sucho poczułam słodycz dobrych, męskich perfum i ciepło, kojarzące się z wieczorem i rozgrzanym jeszcze piaskiem. Dosłownie czuć już także chłodniejszy powiew - nasilała się rześkość, za którą stały nuty ziół oraz żywych kwiatów. Trochę drzew pilnowało, by nie zrobiło się za słodko, dodając zapachowi pewnej powagi; może pikanterii?

Po ogrzaniu się wosku słodycz weszła wśród drzewa. Chwilowo lekko ciepła, zaczęła oddalać się na rzecz pikantniejszych ziół i nieco męskiej, kolońskiej nuty. Wyobraziłam sobie wonne rośliny rzucające cień; rosnące gęsto, że aż niedopuszczające światła do... wonnych roślin, krzewów wznoszących się nad żyzną ziemię.

Wniosły odrobinę goryczki... Ziół i kwiatów? Wróciła słodycz, z czasem bardziej kwiatowa i ziołowo-miętowa. Pomyślałam o jakiś drobnych białych, dzikich kwiatach przyzwyczajonych do surowszych warunków. Kwiatach bez dwóch zdań porastających górskie stoki. Chyliły się trochę w perfumeryjnym, ciężkawym kierunku... jak dobre perfumy... kobiece? Kobiece, ale udające męskie? Bo na pewno nie czysto męskie.
Wyłapałam w nich sugestię owoców... albo raczej jakby "owocową ziołowość" np. trawy cytrynowej.

Tonęły jednak w słodkiej i nieco ostrawej roślinności, rześkości powietrza. Wspomnienie ciepła spotykało się z powiewem chłodu. Jakby tak... rozgrzane policzki muskał wietrzyk.

Intensywność wosku uważam za satysfakcjonującą. Rozchodzi się dość szybko, nie uderza, ale czuć go wyraźnie. Szybko się jednak ulatnia.

Całość wydaje się ładna, ale bez polotu. Trochę słodka, trochę ziołowo-rześka, wyważona i uniwersalna. Całkiem poważna, a jednak (niestety) nie siekiera. Brakowało mi głębi i jakiegoś bardziej intrygującego elementu.

7/10

piątek, 5 lutego 2021

świeczka / wosk Village Candle Brownie Delight

Czekoladowa rozkosz?

Jestem typem nieciastowym. Czekoladę jednak kocham nad życie, stąd akurat naprawdę dobrze zrobione brownie raz na długi okres czasu akurat mogę zjeść. Zwłaszcza, gdy jest czekoladowo-kakaowe do potęgi. Kupując tę świeczkę liczyłam, że ona tak będzie pachnieć, jednak zanim się za nią zabrałam, trafiłam na tyle paskud, że zdążyłam obrzydzić sobie czekoladowe świeczki / woski. Do kominka kawałek wrzuciłam w zasadzie z rezygnacją, ale jak już był kupiony... Nadzieja tliła się we mnie jeszcze słabiej, niż płomyk w najgorszym podgrzewaczu.

Village Candle Brownie Delight to świeczka o zapachu ciasta czekoladowego brownie, u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Nuty zapachowe: masło, brązowy cukier, ciemna czekolada i wanilia

Recenzja

Zbliżywszy się do opakowania zarejestrowałam niezbyt przyjemny, ale i nie napastliwy, mocno słodki zapach. W dużej mierze waniliowy, ocierał się o sztuczną, sugestywną czekoladę. Gdy wąchałam wyjęty z folii wosk uważniej, plastikowa czekolada i "słodyczowa maślaność" jako dość mdlący splot wysunęły się na przód.
W paleniu wosk kontynuował sztuczną, trochę męczącą czekoladowość. Była słodka, ale nie do bólu zasładzająca. Mimo to, trochę ulepkowo-plastikowa i tania, tandetna. Na tym jednak nie koniec, bo od czekoladowości odchodził ciastowo-maślany wątek. Ten też stonowany gdy o słodycz chodzi.

Po pewnym czasie odnotowałam lekką goryczkę o rzygowinowym zacięciu, co znów uwypukliło taniość "czekolady", potem jednak przeszło to w bardziej truflowo-kawowy akord. Chwilami, gdy opływała to słodkawa ciastowość... wychodziło to w miarę na prosto, rzeczywiście zahaczając o przeciętne ciasto czekoladowe z nutką wanilii (czy raczej cukru waniliowego?). 

Wosk na sucho nie był zbyt intensywny, w trakcie palenia moc wyszła średnio mocno, więc w tym sensie to przeciętniak. Nie napastował, choć był wyraźny  - o tyle dobrze. 

Całość wyszła znośnie. Nie do końca naturalnie i smakowicie, ale też nie muląco słodko czy porażająco sztucznie. Słodkie, ale nie obrzydliwie, ciasto raczej ciemnoczekoladowe, które zrobiono, oszczędzając na składnikach - to właśnie to. Mimo że wosk mnie nie zachwycił, to chyba i tak jeden z lepszych zapachów czekoladowych, z jakimi miałam do czynienia.

6/10

środa, 3 lutego 2021

wosk Prodige Accord Celeste / Cloud Melody

Smoła w kotle czy niebiańska woń w kominku?

Nie znam marki Prodige i, jeśli mam być szczera, specjalnie mnie ona nie ciekawiła. Dopiero gratis, który dostałam, sprawił, że sprawdziłam, cóż to. Otóż marka prosto z Paryża serwuje własne, złożone kompozycje aromatyczne. Co do otrzymanego zapachu - sama nigdy bym go nie wybrała, bo niebiańskie klimaty nie są zbytnio moje (a i kolor mi jakoś nie leży, haha), ale jak popatrzyłam na opis, jakoś lepiej o wosku tym pomyślałam.

Prodige Accord Celeste / Cloud Melody to zapach owoców i czekoladek, mający oddawać "niebiańską melodię"; u mnie jako wosk kostka ok. 4,5 g (w opakowaniu jest 40,5 g).

Opis producenta
Kompozycja łączy nuty drzewne ze słodkimi z różnych zakątków: najpierw ponętna paczula z Azji stonowana orzechowymi pralinami i głęboką wanilią prosto z Afryki. Tło uzupełniają nuty owocowe okraszone europejską ciemną czekoladą.
Nuty górne: bergamotka, czerwone owoce, mandarynka
Nuty bazowe: praliny, brzoskwinia, morela
Nuty dolne: paczula, wanilia, ciemna czekolada

Recenzja

Wosk już na sucho zafundował mi sporo nieco perfumeryjnej słodyczy kwiatów i roślin aż ciężkich od wody, zawilgoconych, ale też słodyczy soczystej. Lekki charakterek podrasowała goryczka (skórki cytrusów?), związana z soczystością. Świetnie pasowała do żółtych owoców (może w nieco dżemowym wydaniu?). Dodatkowo dosłodziła je wanilia (stąd znów myśl o dżemie). Splot zacisnęła poważniejsza, nawet ziemiście czekoladowo-herbaciana nutka. Była w tym pozytywna ciężkość.

Z kominka wosk wciąż roztaczał mnóstwo słodyczy z wanilią na czele. Oprócz wanilii-przyprawy do głowy przyszły mi także kwiaty wanilii. Te przywołały obraz kwiaciarni, w której rośliny, kwiaty wydają się wyjątkowo zawilgocone. Czuć tę wilgoć, świeżość, nawet pewną ciężkość. Poprzez nią rozchodziły się kobiece, naturalne perfumy jakby z esencji z tychże kwiatów. 

Z czasem wanilia wydobyła zza nich czekoladę. Wpierw pomyślałam o słodkiej, mlecznej, a zaraz o nadziewanych czekoladkach. Przewinęły się w nich słodziutkie brzoskwinie / nektarynki i morele - wszystkie najpierw trochę przemieszane, niejednoznaczne; jako słodkie dżemy, kremy... Nagle oczami wyobraźni zobaczyłam jasny, różowy krem (mleczny?). Wszystko to jako nadzienia czekoladek lub... składowa jakiejś herbaty / naparu?

Poczułam wciąż lekko roślinny, nieco goryczkowaty motyw. Herbata, napar - to by było to. Zarejestrowałam leciutką goryczkę. Do głowy przyszła mi ziemia, kakao... napar w tym wariancie? Jakby tak z nimi i z wanilią zaparzyć herbatę ciemną, acz z lekko owocowo-kwaskawą nutą. Może hibiskusowo-malinową? Dzięki niej kompozycja przejawiała rześkość i nie męczyła. Przemknęła tu też raz po raz skórka cytrusów. Czekoladki zmieniły się w waniliową gorącą czekoladę o owocowej nucie. Zupełnie jak prezent (kwiaty i czekoladki) dla wyperfumowanej damy, z którą to wyskoczyło się na coś gorącego.

Na sucho wosk pachniał delikatnie, nie zapowiadał się na wysoce intensywny. Przy paleniu jednak rozszedł się błyskawicznie i trochę zaskoczył, bo okazał się mocny, jednak nie siekierowo. Nie uderzał, nie przytłaczał, a wyraźny był. Jest to więc plus, choć ja osobiście wolałabym, by był dosadniejszy i głębszy.

Całość podobała mi się, choć wielkiego wrażenia nie wywarła. Moc średnia, a zapach ładny, harmonijny, ale brakowało mu "tego czegoś". Kwiaty, wanilia, czekoladkowość wzbogacone o lekki charakterek, soczystość to splot ładny, ale jeszcze nie wszystko. Trochę nieokreślony, bardzo namieszany, ale jakby bez dynamiki. Taki, żeby sobie po prostu pachniał w tle. Muszę jednak zaznaczyć, że rzadko się trafia tak niesztucznie czekoladowy zapach!

7/10

poniedziałek, 1 lutego 2021

wosk Yankee Candle Mountain Lodge

Wymarzony domek w górach?

Kocham góry i gdy pomyślę o drewnianej chatce wśród nich właśnie, mimo woli się uśmiecham. Wprawdzie jestem mieszczuchem i wiem, że nie mogłabym tak mieszkać, jednak domek letniskowy z prawdziwych, drewnianych bali? To byłoby coś! A tak... liczyłam, że chociaż powąchać coś takiego będę mogła.

Yankee Candle Mountain Lodge to zapach drewnianej chatki w górach; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Luksusowy wypoczynek przy przytulnym cieple paleniska z nutami drewna cedrowego i szałwii.
Nuty górne: ozon, żywe / rześkie cytrusy
Nuty środkowe: zielone zioła, szałwia
Nuty dolne: drewno cedrowe, paczula, mech

Recenzja

Wosk na sucho pachniał drzewem, płynem do golenia, słodkawo-ziołowymi męskimi perfumami mieszającymi się z kobiecymi ziołowo-kwiatowymi i... dezodorantem? Jakimś takim... nieładem? Ubraniami rzuconymi na stertę zamiast do prania, ale też pewnym ciepłem. Zapach kawalerki, której nie wietrzono przez chłodną i nieprzyjemną pogodę za oknem - o! 

Po rozgrzaniu najpierw rozeszła się rześkość nieco chłodnego powietrza, zmieniająca się z czasem w rześkość ogólną. Wyłapałam odrobinę cytrusów, ale w sumie nawet nie kwasek... taki leciutki motyw, prawie kwasek nieuchwytny i wtapiający się w zioła. Odważniejsza była może gorzkawa cytrusowa skórka... też jednak niezbyt jednoznaczna. Powiedziałabym, że wnikająca w otoczenie...

A także w delikatny motyw drewna. Wydało mi się goryczkowato-słodkawe. Zakręciła się przy nim odrobinka perfum... również goryczkowato-słodkawych, męskich, ale jakby odległych. Z czasem kompozycja aż trochę nimi zagroziła, że zaraz przytłoczy... Oczami wyobraźni widziałam ciężki stos męskich ubrań, nasiąkniętych perfumami i dezodorantami. Ich słodka ziołowość mieszała się... z wyobrażeniem ubrań przesiąkniętych świeżym powietrzem, stąd jedynie groźba przytłoczenia. Chwilami wydało mi się to nieco duszne, trochę... "niewietrzone", przepocone (?). Perfumy i zioła miały też lżejsze momenty. Wtedy myślałam o bardziej kobiecych, trochę kwiatowych...

I żywszych? Znów i drewno wydało mi się żywsze, bardziej... drzewne? Czułam się trochę jak w lesie na początku górskiego szlaku z towarzyszem płci przeciwnej i bardzo ciężkim plecakiem na plecach. Czy może właśnie była to chatka w górach takowego jegomościa? Po dłuższym czasie goryczki ułożyły się w czarną ziemię. Była to ziemia nieco brudna, ale głęboka i intrygująca.

Wosk na sucho był średnio intensywny, po rozgrzaniu zaś prawie średnio intensywny. Chwilami jedynie pobrzmiewał w tle, choć szybko zaczynał być "do wyłapania". Rozchodził się na pokój tak, że był wyczuwalny mocno przy wchodzeniu / wychodzeniu z niego. Tak to jedynie echo...

Całość prawie podobała mi się, gdy o nuty chodzi. Takie połączenie drewna, męskich perfum poprzez słodkawo-goryczkowate zioła wyszło przyjemnie, a duszność i rześkość świeżego powietrza kontrastowością aż intrygowała, jednak były i zgrzyty ("zaduch"). Nie podobała mi się też ta (nie)moc. Ulotność, niejednoznaczność - bez tego bym się obeszła. A jednak wosk zużyję pewnie cały (kiedyś tam). A mogło być tak pięknie... nadzieja związana z nutami runęła jak domek z kart.

7/10