sobota, 19 września 2020

wosk Goose Creek Warm & Welcome

Zaproszenie na ciepłą bułeczkę

Mam słabość do kotów i to niestety tak silną, że przed bankructwem ratuje mnie tylko to, iż niektóre zapachy z kotami na etykietce występują w formie wosków. Zauważyłam, że zapachy z kotami zazwyczaj są słodkie, a więc średnio w moim guście (a już na pewno nie oddające zapachu mojej kotki, który kojarzy mi się z... pieczonymi ziemniakami). Może to logiczne: koty są słodkie, stąd...? Ale ej! Mają pazury i... no tak, często są za leniwe, by je pokazać. A lenistwo jest... słodkie. No dobra, chyba przegrałam. Przyszło mi więc cieszyć się z opakowania z kotem i nastawić się pozytywnie na... słodycz?

Goose Creek Warm & Welcome to zapach budujący klimat upragnionego ciepła i komfortu, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta:
Są dni, w które wszystkim, czego chcesz to zostanie w domu z kubkiem herbaty lub kawy i spędzenie czasu na ulubionym fotelu czy kanapie. Taki idealny dzień skupia się na nic nie robieniu - nic, oprócz tego, co łagodzi i uspokaja. To może być czytanie powieści, słuchanie ulubionej muzyki czy oglądanie telewizji. Takie dni są idealne na ten zapach.
Nuty górne: ciepły bursztyn, wanilia, drewno sandałowe
Nuty środkowe: kwiat wanilii, krem marshmallow / pianki
Nuty dolne: biała mocha, wanilia, kremowe drzewa


Recenzja

Na sucho wosk zwłaszcza w pierwszej chwili pachniał słodko i ciepło, splotem delikatnej, mlecznej czekolady, waniliowych bułeczek / ciastek i drzew. Potem nasilały się drzewa, poprzez które wkradały się głębokie, kwiatowe i bardzo kobiece perfumy. Poczułam się, jakby wszystko to mnie dosłownie utulało, niczym mięciutki, gruby kocyk. Im dłużej wąchałam, tym jednak zapach znów zdawał się zawracać do słodyczy. Czyżby ktoś chował przede mną pod tym wszystkim jakąś... drożdżówkę?

Rozgrzewając się, wosk zdecydowanie postawił na słodycz, acz szlachetną. Od czekolady pomknął ku ciasteczkowości i drożdżowości. Wyraźnie była to jakaś (może jeszcze ciepła?) mięciutka, słodka drożdżówka z palonym, szlachetnym karmelem i odrobinką lukru (ewentualnie karmelowego lukru). Nutę karmelu podrasowały drzewa, dodając mu powagi. Na chwilę zatrzymały słodycz, co umożliwiło wejście na scenę kobiecym perfumom. Należały do jakiejś pani na poziomie, z klasą, ale która akurat... ma humor na po prostu wtulenie się w ciepły, pachnący kocyk. I deserek składający się z... lukrowanych bułeczek-ciasteczek i... krówek? Może tylko tak sobie o tym marzy i rozmyśla, a naprawdę wciąż jeszcze siedzi w pracy... właśnie robiąc sobie przerwę na bułeczki i nie tylko? Znów trochę kwiatów i wanilii uprzyjemniło chwilę, by następnie domknąć to wszystko charakterem ciepłych, lekko pikantniejszych drzew i czekolady... czy może kawy? Na pewno w wersji mlecznej i z palonym charakterem. 

Już na sucho wosk wykazał się intensywnością i mocą. Rozgrzany umocnił mnie w przekonaniu o swej sile, rozchodząc się szybko i porządnie na całe mieszkanie. Jednocześnie wcale nie wyszedł zbyt napastliwie, nie szarżował (o co przy słodkich nutach łatwo).

To niewątpliwie zapach słodki, ale słodko otulający i leniwy, nie zaś napastliwy czy aż muląco-mdlący. To słodycz szlachetna, zgaszona, z charakterem. Kompozycja otulająca i ciepło-opalana. Interesująca i głęboka w swej słodyczy... jak pościel, w którą aż się prosi wtulić i zapaść lub słodka, mięciutka bułeczka.
Zapachy spożywcze nie należą do moich ulubionych, jednak tego, mimo bułeczkowatości i słodyczy, nie wpisałabym w klimat tylko jedzeniowy. Ogólnie był "kobieco-milusi", ale... taki pozytywnie "wygodnicki", przytulny, więc jak wkupił się w moje łaski. Po prostu za jego słodyczą było "to coś", mimo że nie był specjalnie jednoznaczny. A może właśnie dlatego?

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz