Ciężki wianek do wąchania
Gwiazdkowe zapachy i ich etykietki rzadko kiedy zwracają moją uwagę, bo nawiązują do chrześcijańskiego świętowania, a więc zupełnie nie mojego. Zimą raczej trochę celebruję Yule (związane z czarostwem), acz trochę daję się ponieść ogólnemu, pozytywnie kiczowatemu popkulturowemu kiczowi. Świąteczny wieniec... wygląda jak wygląda, w Polsce chyba się ich raczej nie robi, ale w obchodzenie Przesilenia Zimowego się wpisuje. A do tego jak on może pachnieć! Wyobrażam sobie, że pięknie. I właśnie dlatego wosk ten musiał do mnie trafić, a bo i możliwość kupienia kostki z etykietką była. Mniejsza o to, że udało mi się go zdobyć po okazyjnej cenie, dłuuugo po okresie świątecznym.
Goose Creek Christmas Wreath to zapach wieńca świątecznego, u mnie jako wosk (59g).
Opis producenta
Bezdyskusyjnie pyszne! Rozpłyń się w tej świątecznej, szlachetnej mieszance. To rumowe, świąteczne ciastowe niebo!
Recenzja
Zapach już na sucho przejawiał świeżość podrasowaną kwaskiem drzew iglastych i cytrusów. Dosłownie czułam kłujące, zielone igiełki, ale i drzewne ciepło. Pomyślałam o dość ciężkich, słodkich suszonych liściach tabaki, wanilii i cynamonie z ciężką goryczką. I to nie tylko cynamonu, a ogółem przypraw korzennych? Wydała mi się nieco duszna, ale... mieszająca się z ciężko-słodkimi, suszonymi albo kompotowymi jabłkami. Było w tym coś lekko kręcącego w nosie... perfumeryjnie-winnego?
Po rozgrzaniu wosk roztoczył słodycz jabłek z charakterem podkreślonym żurawiną oraz wanilii. Ostatnią wsparła tabaka, właśnie suszonymi, szeleszczącymi liśćmi otwierając drogę drzewom. Czułam drzewa i drewno z kominka. Roztaczało mnóstwo ciepła, podkreślonego cynamonem.
Zaraz umocniła się także soczystość i drobny kwasek. Najpierw wydały się pochodzić głównie od drzew iglastych, gałązek i zielonych igiełek. Oczami wyobraźni widziałam świąteczne drzewko, w którego ozdobach odbijały się tańczące płomienie z kominka. Zdawało się trochę nim rozgrzane, ale wonne i żywe. Niczym kolorowe łańcuchy oplotła je soczystość słodko-kwaskawa, bardziej owocowa. Kompozycję przecięły cytrusy; bardziej zwróciłam uwagę na słodko-kwaskawą żurawinę, a następnie na jabłka. Słodkie, soczyste... trochę kwaskawo szarlotkowe? Ciepłych? W owocach zaplątał się ciężkawy, pudrowo-słodki element. Owoce doprawiono też... cynamonem?
Cynamon właśnie także wpisywał się w słodycz, rozgrzewał i... dodawał goryczki. Z czasem znów zwrócił uwagę na orientalne przyprawy i wonne drzewo. Czułam słodycz wanilii i korzenną, ale wyszły aż ciężko i poważnie. Wyłapałam chyba także kardamon, może pieprz kręcący w nosie. Były trochę jak ciężkawe perfumy albo grzaniec. Słodkie, rozgrzewające, a jednak ciężkie i dosadne, zmieszane z nutką czerwonych owoców oraz żywą wonią drzew wiecznie zielonych. Pomyślałam też o beczkach, w których leżakuje wino i... drewnie wiśniowym (na którym wiele rzeczy się wędzi). Drewno z wykwintną i poważną soczystością - to jest to.
Zapach był bardzo intensywny już na sucho, ale to w paleniu pokazał pełnię mocy. Wyrazisty i dosadny, rozchodzi się szybko, z czasem stając się pozytywnie ciężkawym.
Całość była wprawdzie ciężka, ale na szczęście nie tylko przez słodycz. Ciężkość drzew i drewna nasączonych owocami i przyprawami, a także jednak z pewną zimową rześkością stworzyło cudowny, siekierowo-mocarny splot. Wosk ten na pewno nie jest ciężkim orzechem do zgryzienia, nie sprawia kłopotów. Nie jest też leciutkim wianuszkiem. To mocny, wonny wieniec, jak nic. Rzeczywiście taki gałązkowy... mniej więcej jakoś tak sobie wyobrażałam.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz