niedziela, 30 maja 2021

wosk / świeca Goose Creek Cabin in The Woods

Domek z piernika w lesie, a może i z wilkiem po drodze

Jestem mieszczuchem, więc nie chciałabym tak realnie mieszkać gdzieś w dziczy, w środku lasu, a jednocześnie... jestem taką samotniczką, że teoretycznie-wyobrażeniowo - owszem, chciałabym. Chciałabym, gdyby nie to, że nie miałabym pewnie internetu, marketów itp. (idealnym rozwiązaniem byłby więc domek letniskowy, przyznaję). Taki jednak klimat uważam za coś wspaniałego, więc woski ulubionej marki, obiecujące go, prędzej czy później kupuję.

Goose Creek Cabin in the Woods to zapach domku w lesie, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Doskonały wypad za miasto. Zatrać się w domku nad jeziorem w szwajcarskim lesie.
Nuty górne: ciepły las, jesienne cytrusy, delikatne przyprawy korzenne
Nuty bazowe: bursztyn, drewno sandałowe, śmietanka
Nuty dolne: stare dęby, cedr, sosna


Recenzja

Na sucho na pierwszy plan wysunęły się soczyste, ale mało jednoznaczne owoce i słodycz, które jednak miały mocne, gorzkawo-drzewne tło. Drzewa wydały mi się przez to nieco... orzechowo-karmelowe? Zdecydowanie palone. Czułam ciepło, nawet pewną... słodką alkoholowość i pikanterię przypraw korzennych. Wplotła się w to świeżość lasu mieszanego, dalekiego od cywilizacji. Wątek drzew iglastych podsycała nutka owoców... kwaskawo-egzotycznych?

W kominku wosk zabrał mnie wśród różne drzewa: liściaste (pomyślałam o starych, wielkich dębach), jasne i delikatniejsze, ale też iglaste... te przejawiały drobny kwasek. Chwilami ocierał się o soczyste jabłka i cytrusy, jednak... te zdawały się mieszać z goryczką. Jak cytrusy wraz ze skórką... wpadające do jakiejś masy korzennej? Poczułam takowe przyprawy, a wśród drzew pojawiło się słodko-ciepłe, orientalne drewno sandałowe. Swoiste ciepło skierowało moje myśli na słodko-kwaskawe owoce egzotyczne jako jogurtowe mango-lassi.

Nasiliła się ciepła słodycz, która dzięki drzewom wciąż miała poważny, gorzkawy akcent. Pomyślałam o whisky, o złocistym, głęboki alkoholu... leżakującym w drewnianych beczkach? Za nimi snuł się karmel, melasa... I w nim osiadły przyprawy korzenne (nieco soczysty imbir? trochę cynamonu?), które... tajemniczą ścieżką podążały wśród drzewa. Drzewa, których liśćmi i igiełkami poruszał rześki, świeży wietrzyk ciepłego dnia. Takiego, którego powiew, i las sam w sobie, dają błogie ukojenie.

Moc zapachu już na sucho była dość wysoka. W kominku także, acz mogłaby być wyższa. Rozchodzi się szybko i jest wyczuwalny wyraźnie. Trwa długo, nie wgryzając się w otoczenie i nie męcząc, a dosadnie prezentując nuty.

Nie jest to kompozycja milusia jak z bajki, ale też siekierą bym jej nie nazwała. Wyważona, spokojna, a jednocześnie głęboka i ciekawa. Osłodzona powaga, rześkość i drzewa z odrobinką owoców, ale też niemal alkoholowo-korzennym ciepłem okazały się bardzo moim splotem. Słodki (niczym chatka z piernika Baby Jagi!), acz z pazurem (a więc jeszcze z wilkiem z Czerwonego Kapturka po drodze do niego?).

9/10

piątek, 28 maja 2021

kadzidełka Karmaroma Tales of India Maharani Dream / Sen Cesarzowej

Bogaty ogród jak ze snu

Po tym, jak odkryłam, że kadzidełka Tribal Soul robi HD, i trafiłam, że także ta marka do nich należy, od razu w ciemno kupiłam cztery warianty z linii indyjskiej. Wąchanie zaś zaczęłam od potencjalnie najdelikatniejszego, czyli snu, który - jak obiecywał producent - pełen będzie egzotycznych kwiatów. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym dokładnie nie sprawdziła tytułu. Otóż "maharani" znaczy "królowa, cesarzowa lub żona maharadży", czyli... królewski sen? O, zapowiadało się dobrze! Oby nie była to jakaś królowa, którą męczą koszmary.
I skoro madagaskarski sen w wydaniu YC Madagascan Orchid nie sprostał oczekiwaniom, liczyłam, że indyjski to zrobi.

Karmaroma Tales of India Incense Maharani Dream / Sen Cesarzowej to zapach tropikalnych kwiatów, tuberozy i jaśminu, z linii inspirowanej Indiami; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych, wykonanych ręcznie w Indiach (Bangalore), których w opakowaniu jest 15 gramów (u mnie 12 szt.). Wyprodukowane przez Hari Darshan Sevashram Pvt. Ltd. (HD).

Opis producenta
Sen cesarzowej, czyli bogata mieszanka tropikalnych kwiatów zdominowana przez subtelną tuberozę z delikatnym jaśminem.


Recenzja

Już na sucho kadzidełka pachną bardzo mocno słodko-rześkimi, a jednocześnie ciężkimi kwiatami. Wśród kwiatów zdecydowanie dominował jaśmin. Obok kwiatów swoją obecność zaznaczyły niemal cukierkowo słodkie owoce jagódkowato-porzeczkowate, może bliżej nieokreślone, ale na pewno o uroczym charakterze. Nie zaburzyły wyobrażenia tropikalnego ogrodu z kwiatami o wielkim główkach, masywnych płatkach. Były wilgotne, rześkie. Czułam róże wonne, świeże i również masywne w przekazie, acz... wplatające też coś łagodniejszego.

Palone kadzidełka zaczęły od zakreślenia delikatnego tła jaśminem, którego intensywność i pewna wilgotna rześkość rozkręcała się, nabierała głębi. Dopiero po chwili nałożyła się na niego rosnąca rześkość tropikalnego ogrodu. Wilgotne, może pokryte rosą lub kroplami mżawki, kwiaty o ciężkich główkach, grubych płatkach przejawiały lekką soczystość. Mimo to, miały w sobie pewien ciężar, dosadność. Odpowiadały za to róże w jasnych barwach. Mieszały się z jaśminem w słodkim splocie. 

Mimo słodyczy, kompozycji nie brak powagi. Ogród pokazał drzewno-drewniany pazurek, drobną goryczkę. Chwilami uchylała się przed wręcz cukierkowo-landrynkową nutką owoców. Ta niby pojawiała się epizodycznie, ale jednak. Słodziuteńka, iluzorycznie kwaskawa mgiełka cytryny i owoców drobnych... leśnych? Jagódkowo-porzeczkowych? Kryły się w krzaczkach i ukwieconych krzewach. Jaśmin i im nie darował, przykrywając je swymi białymi, żywymi i aksamitnymi płatkami.

Moc zapachu jest bardzo wysoka już na sucho, a co dopiero w paleniu. Aromat rozchodzi się błyskawicznie i choć dymu idzie sporo, nie jest to ilość przesadzona. Utrzymuje się dość długo i to jako wyraźne nuty kompozycji.

Całość uwiodła mnie i zachwyciła. Nic dodać, nic ująć. Mocny, kwiatowy i niezwykle bogaty, złożony zapach. Jaśmin, róża... ciężkie, a jednak rześko-wilgotne i wyważone zarówno poważniejszym akcentem, jak i bardziej soczyście-owocowym. Słodkie, kwiatowe tropiki jak ze snu. Nie obraziłabym się jednak, gdyby soczystość poszła w bardziej surowo-świeżo owocowy niż cukierkowy klimat.

9/10

środa, 26 maja 2021

kadzidełka Stamford Goblin's Lair (Leże Goblina)

Wszędobylskie stwory o wszechpotężnym zapachu

Jako że od dziecka uwielbiam fantastykę, motyw goblinów jest ze mną od zawsze. Od wrednych kreatur, przez tańczące z Bowiem w Labiryncie, przyjazne ludziom hobgobliny i przerażających przeciwników z gier, po skrupulatnie liczące pieniądze z Harry'ego Pottera. Mam chyba do nich słabość. Nie chciałabym jednak znaleźć się w ich pieczarze! W Banku Gringotta... no, to zależy. A co za zapachy mogą się w ich jaskiniach unosić? Kadzidełka zainteresowały mnie, ale chyba bym ich w ciemno nie kupiła, gdybym w internecie nie przeczytała o nucie cynamonu.

Stamford Goblin's Lair (Leże Goblina) to zapach to "oddający jaskinię goblina, w której unosi się złośliwa i kusząca woń ziemistego cynamonu" z linii "Mythical Hex" (Mityczne Klątwy); u mnie w formie kadzidełek stożkowych, których w opakowaniu jest 12 (ponoć intencyjnych).

Opis producenta
Oczyszczają powietrze z negatywnych myśli i wprowadzają w lepszy nastrój i spokój.

Recenzja

Kadzidełka już na sucho uderzają korzenną pikanterią cynamonu i kwiatów... aż zakręciło w nosie. Było to słodkie, nawet bardzo, ale w sposób dość... przenikliwy, agresywny, charakterny. Wśród kwiatów silną pozycję zajęły czerwone róże, a mieszanka korzennych przypraw, goryczka cynamonu - mieszając się z nimi - podsunęła na myśl ziemię z wierzchu rozgrzaną słońcem.

W paleniu cynamon również prowadził, roznosząc słodką ostrość. Ostro-goryczkowaty, drapiący w nosie pochód korzenności najrozmaitszych podążał za nim. Był słodki i zmieszany z kwiatami, które też zagrały na niemal pikantnie słodki akord. Zasugerowały tym samym ziemię. Była to ziemia ciepła, rozgrzana słońcem... acz tylko z wierzchu. Przypominała, że nieco niżej jest czarna, wilgotna i... ostro-soczysta? Mignął mi świeżo-słodkawy korzeń imbiru, ogólna słodycz cynamonu raz po raz ostrzegawczo zbliżyła się do niemal ostrej, czarnej coli, by w końcu znów zaskoczyć na pikantnie-goryczkowaty tor cynamonu po prostu.

Kadzidełka palą się długo, dymią mocno i bardzo mocno pachną, już na sucho. Jakość uważam za wysoką, a zapach niebanalny.

To intrygująco obudowany cynamon. Może z tych mocniejszych, tańszych, a więc goryczkowatych i ostrzejszych, co jednak w moim odczuciu jest zacne. Ziemisty, korzennie-soczysty  i słodkawy element dodał kompozycji głębi, czyniąc ją niecodzienną i złożoną (choć nie ukrywam, że trochę obawiałam się "colowej" sztuczności). I wydźwięk (jakże zacnie oddający leże goblinów!), i moc bardzo mi się podobały.

9/10

poniedziałek, 24 maja 2021

wosk / świeca Goose Creek Noah's Ark

Arka i kominek pełne słodziaków z pazurami

Podczas dokonywania selekcji, jakie woski kupić, kierują mną różne motywacje. W przypadku tego były to przede wszystkim zwierzaki, piękna etykietka i obiecywane nuty. Przy tym przypomniało mi się, jak to w zerówce w książce na arce Noego dorysowywałam dinozaury, a i lubianą bajkę - "Książę Egiptu" - sobie odświeżyłam. Jestem ateistką, to "noeowatość wosku" jakoś ani mnie grzała, ani ziębiła. Wprawdzie zapach z arki z tyloma zwierzaki raczej realnie nie byłby miły... ale tak woskowo-wyobrażeniowo... wiadomo. W dodatku ładny kolor (mam słabość do fioletu, ametystowego itd.). Kumulacja przyjemności po prostu! A wśród takie zwierzaki to nic, jak tylko rzucić się i miziać (i mieć nadzieję, że nie zostanie się deserkiem).

Goose Creek Noah's Ark to zapach oddający klimat Arki Noego, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Wejdź na arkę i odkryj prawdziwie magiczną, już czekającą przygodę.
Nuty górne: bursztyn, delikatna wanilia
Nuty bazowe: fiołki, lawenda, białe drzewa
Nuty dolne: lekkie jagody, drewno sandałowe


Recenzja

Na sucho wosk dosłownie utulił mnie słodyczą wanilii i... ogólnie ciepłą. Jakby na moją twarz padły promienie słońca i lekki, ciepły letni wietrzyk. Poczułam... suszoną nutę, drzewa i trochę kwiatów. Kobiece kwiatowe perfumy? Takie... aż ciężko-słodkie... lawendowe? A jednak z wilgotną świeżością... jak pole lawendowe po deszczu? Zaplątała się w tym urocza, niemal nieuchwytna kwaskawa, jagódkowa soczystość.

Ogrzewany wosk konsekwentnie roztoczył słodycz o ciepłym charakterze. Wyobraziłam sobie jakieś ciepłe waniliowe bułeczko-drożdżówki. Może ze słodko-kwaskawą, soczyście jagódkową masą / nadzieniem? Potem wanilia zaczęła dominować. Podszyła je poważna, kobieca perfumeryjność. Zmieszała się z korą, drewnem. To jakby i wonne, aksamitne kwiaty, i laski wanilii leżące na jakimś drewnianym blacie... wśród drzew. To na pewno drewno jasne, wonne.

Cała ta waniliowo-drewniana słodycz od początku robiła lekkie, kwiatowe sugestie, jednak kwiaty z czasem znacząco się nasiliły. Przede wszystkim czułam lawendę - jakby pole z żywymi krzewami. Było to słodkie i aż ciężkie, choć z... kwiatowym życiem. Płatki wydawały się lekko wilgotne, jakby... soczyste? Pomyślałam o słodziutkim borówkach amerykańskich, jakiś drobnych, fiołkowo-dzwonkowych kwiatkach. Urocza drobnica wkradła się w ciężko waniliowo-drewniane, poważniejsze nuty. Zawadiacko kręciły się wśród nich. Nasiliły skojarzenie z mocnymi i dobrymi, damskimi perfumami, umiejętnie (nieco kontrastowo) je podsycając.

Zapach na sucho był bardzo intensywny. W kominku jednak potrzebuje trochę czasu, by się rozejść, a i tak robi to dość dziwnie. Początkowo wydawał się za słaby, jednak moc dopiero rosła. W końcu czuć go dobrze, ale... głównie przy wchodzeniu / wychodzeniu z pokoju, nawet poza nim. W pokoju z kominkiem czuć, ale siekierą nie jest. Nie jest to wielki zarzut, ale jednak - ja wolę niepodważalnie mocne zapachy. Nic nie męczyło, utrzymywało się to dość długo. Dobra, acz nie wybitna jakość.

Mimo iż słodki, zapach ma charakter, pazurki. Rzeczywiście, jak taka arka / zoo pełne dzikich zwierząt. Chciałoby się zakrzyknąć: "jakie słodkie!"... jednak kły / pazury wciąż mają. Ciepła i perfumeryjna słodycz, wanilia i lawenda z również ciepłym, poważnym drewnem, dodatkowo trochę przełamana soczystą jagódką słodycz wkupiła się w me gusta. Co więcej, wąchając doszłam do wniosku, że etykietka niezwykle trafnie oddaje kompozycję. Zastrzeżenia mam tylko do mocy - wolałabym większą, gdyby tak miały to być te drzewne pazurki (drzazgi?). Trochę kojarzyło mi się z delikatniejszą, bardziej zwiewnie-kwiatową wersją GC Warm & Welcome.

7/10

sobota, 22 maja 2021

wosk Yankee Candle Madagascan Orchid

Madagaskarski sen?

Powiedzenie, że uwielbiam Madagaskar nie będzie przesadą, mimo że nigdy tam nie byłam. Kocham lemury, czekolady z kakao stamtąd, bajkę o tymże tytule, intryguje mnie jako wyspa / miejsce. Wielokrotnie wyobrażałam sobie, czym on może pachnieć... a tu proszę, trafiłam na taki wosk, więc nie mogłam odpuścić! Potem doczytałam, że wosk reprezentuje coś bardzo ciekawego, a mianowicie białą orchideę z Madagaskaru, która kwitnie tylko przez jeden dzień.

Yankee Candle Madagascan Orchid to zapach madagaskarskiej białej orchidei; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Intensywny i intrygujący... Egzotyczny aromat rzadkiej orchidei niesie nieodparty urok.
Nuty górne: nektar z brzoskwini, bergamotka, laski cukrowe, róże
Nuty środkowe: czarna orchidea, peonia, śliwka, wieczorny mak
Nuty dolne: ciemny bursztyn, drewno sandałowe i olejek z niego oud, paczula

Recenzja

Na sucho poczułam bardzo słodki, kwiatowo-owocowy splot. Mignęły mi drobne, jagódkowo-porzeczkowe owoce, może esencjonalna, miąższysta morela... suszona? Aż scukrzona? Od tego odchodziła lekko poważniejsza, drzewna sugestia. Wskazałabym jakieś ukwiecone drzewa... i właśnie jeszcze więcej, konkretnych, ale bliżej nieokreślonych kwiatów.

Po rozpaleniu podgrzewacza wosk roztoczył po pokoju woń białych, wilgotnych i dość ulotnych kwiatów. Niosły przytłaczającą słodycz. Słodycz kumulującą się i wplatającą nuty cukrowo-owocowe jak... scukrzone owoce? Pomyślałam o suszonych morelach miąższystych i... jak zasłodzone dżemy / przeciery morelowo-brzoskwiniowe? Bliżej nieokreślone, przypudrowione cukrem pudrem. Za nimi obracały się słodko-kwaskawe jagódki, śliwki... Też wpadające w kwiatowość, trochę niedookreślone przez to.

Kwiaty były wszechobecne i... z jednej strony rześkie, wilgotne, a z drugiej dość ciężkawe. Pomyślałam o jasnych różach, śliwach... jakiś wodnych i bardziej... łodygowo roślinnych? Z czasem poczułam drzewa. Drzewa dające cień, też trochę zawilgocone, poważniejsze, ale podporządkowane kwiatom. Wszystko wydało mi się lekko przytłoczone cukrem pudrem.

Wosk na sucho był średnio intensywny, w paleniu największą moc wykazywały mniej przyjemne nuty. Był jakiś ciężki, a jednocześnie jakby niedomagający. Co lżejsze, jakoś gubiło się. Rozchodzi się w miarę szybko, a potem pobrzmiewa falowo.

Całość w zasadzie była nawet ładna - wyraziste kwiaty, wilgoć, trochę drewna i owoców... ale niestety zepsuta cukrowością, pudrowością. Owoce mogłyby być słodkie, ale... nie tylko tak, nie bez tych innych nut, które ledwo ciągnęły. Nie tak wyobrażam sobie gorący, pełen roślinności rozmaitej Madagaskar. Czy to zapach orchidei? Właśnie, że oprócz kwiatów było tu dużo wątków zaburzających je... Niestety nie był to mój madagaskarski sen.

6/10

czwartek, 20 maja 2021

kadzidełka HEM Chocolate Incense Sticks

Zwietrzała czekolada

Czekoladowe zapachy nieźle dały mi w kość. Uwielbiam czekoladę, a jednak zapachy mające ją oddawać brzydzą mnie, bo nie wychodzą realistycznie, a tanio i tandetnie. Niestety nie przyszło mi to do głowy, nim zakupiłam całe mnóstwo różnych takowych wosków. Po pewnym czasie z ironicznym uśmiechem, ryzykując, kupiłam kadzidełka w tym wariancie. Byłam niezdrowo ciekawa, jak wyjdzie czekoladowy dym. Pewnie źle, tym bardziej, że marka i produkt wyglądał na niższą półkę. Ale... może akurat miałam się zdziwić? 

HEM Chocolate Incense Sticks to kadzidełka patyczkowe o zapachu czekolady, ręcznie rolowane z naturalnych składników (płatków, żywicy itp.) i pakowane w Indiach; opakowanie zawiera 8 sztuk.


Recenzja

Kadzidełka na sucho w pierwszej chwili zapachniały mi zwykłym, odtłuszczonym kakao w proszku. Przewinęła się cierpkość i lekka gorzkawość. Poszły w kierunku węgielnym, trochę ocierając się o ziemię. Osiadły w tabletkach ziołowych. W tych wyczułam również słodycz. Ta przejawiała drobną sztuczność, przez co im wąchałam uważniej, tym mniej zapach wydawał mi się mniej kakaowy. Mimo to, do pewnego stopnia wróżył dobrze; nie był zbyt słodki czy coś.

Kadzidełko w paleniu konsekwentnie rozniosło cierpko-gorzkawy zapach, rzeczywiście trochę przypominający kakao. Podszyte ziemią, węglem... Zwykła kadzidlana, dymna gorzkość miała jedynie kakaowe zapędy.  Chwilami zapach przybierał na słodyczy, nie mocno jednak. W niej doszukałam się sztucznawego echa, ale nie było na tyle istotne, by miało szczególnie drażnić. Nikło w suchości, której zdarzało się zahaczać o odtłuszczone kakao w proszku... jakby zwietrzałe.

Kadzidełka spalają się w tempie umiarkowanym, mało dymi. Zapach na sucho wydaje mi się intensywniejszy niż podczas palenia, co jest smutne. Dym palonego patyczka jest lichy i niedookreślony. 

Całość zaskoczyła mnie o tyle pozytywnie, że nie wyszła sztucznie jak pseudoczekoladowe figurki z masy czekoladopodobnej, mdląco słodko czy coś, ale rozczarowała mnie brakiem intensywności. Co więcej, zapach podczas palenia w ogóle jest nijaki. Bardziej tanio kadzidełkowy niż jakikolwiek. Na pewno nie czekoladowy. Chyba że mowa o jakiejś skamieniałej i zwietrzałej.

5/10

wtorek, 18 maja 2021

wosk / świeca Goose Creek Summer Moon

Letnia pełnia rozkoszy

Uwielbiam nocne niebo, blask odbijający się od księżyca. Choć nie jestem typem wychodzącym nocą, to zapach letnich nocy wręcz kocham. Zapach, klimat - ach! Połączenie tego w wosku z piękną etykietką po prostu nie mogło do mnie nie zawitać.

Goose Creek Summer Moon to zapach letniej nocy, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Black księżyca o północy odsłania sekretną ścieżkę. To klasyczny zapach nocy późnego lata.
Nuty górne: cytrusy, ciepłe drewno, bergamotka
Nuty bazowe: lekka lawenda, delikatna sosna
Nuty dolne: paczula, mech, wetiwer


Recenzja

Na sucho zapach wydał mi się mocny i przede wszystkim męski, aż nieco gryzący i ziemiście wilgotny... gliniasty. Oczami wyobraźni widziałam miękką, lepką glebą, w którą można by się zapadać; bagniście-mokrą drogę biegnącą przez las, ziemię, w którą powlepiane jest mnóstwo igliwia, szyszek. To też kora opadła i ta trzymająca się drewna, wsparta nutą żywiczną i rześkością powietrza. Przyszła mi do głowy rześkość nocy... z gorzkawą lawendą, mchem... zdecydowanie zataczających krąg do męskich perfum czy nawet żelu o chłodnym wydźwięku.

W kominku wosk podtrzymał męski klimat, od razu łącząc perfumy i żel pod prysznic - miało to bowiem rześko-wilgotny wydźwięk. W ten wpisała się rześkość powietrza i wilgoć ziemi. Ona jakby nadała ciężkości i powagi... niemal brudnej, zapleśniałej pikanterii i goryczki? Wyobraziłam sobie glebę, wilgotny i podmokły teren na obrzeżach lasu. Czułam wyraźnie drzewa o grubych pniach - stare, masywne i poważne, doświadczone przez czas. Porastał je mech... zdecydowanie wilgotny. W całej rześkości i perfumach pojawiał się kwasek. Trochę cytrusowy (powiedziałabym, że pomarańcza i pomelo z lekką goryczką?), trochę ocierający się o drzewa iglaste.

Lekki kwasek i goryczka wchodziły też w ziołową strefę. I do niej przeniknęły męskie perfumy, wydobywając z lasu trochę słodyczy i lawendy. Poczułam rześkość w pewien sposób... ciężkawą? Kojarzącą się z letnią nocą na pewno. Jeszcze pamiętającą ciepły dzień.

Zapach już na sucho był bardzo intensywny, a co dopiero w paleniu. Rozchodzić się po pokoju zaczynał właśnie jeszcze zanim podgrzewacz na dobre się rozpalił, a potem umacniał się idąc w pozytywną siekierę. Wydawał się być wszędzie i utrzymywał się długo.

Skojarzył mi się z "YC MidSummer's Night z naprawionymi wadami", czyli bez drażniącego elementu w perfumach i z limonką zamienioną w mniej kwaśne pomarańcze / pomelo. Wilgotnie-roślinny, drzewny i ziemisty las z nutą goryczkowatych cytrusów, lawendy w męskiej tonacji - coś pięknego! Ciepła, acz rześka letnia noc - kompozycja naprawdę doskonale to oddaje! Pełnia rozkoszy - a nie tylko księżyca na etykietce.

10/10

niedziela, 16 maja 2021

kadzidełka After Dark Scents Go Away Evil

Tytuł wzięty zbyt dosłownie

Nie wiem, dlaczego miałabym chcieć jakieś upiorności, złe cosie odganiać. Taki zapach... mnie na pewno by nie odgonił, a wręcz przeciwnie - przyciągnął mnie tak, że po prostu nie mogłam przescrollować obojętnie. Róża i tajemnicze ger...? Kocham różany zapach, smak (wszystko!), a takie dziwo? Bardzo chciałam powąchać. Czym jest geranium zawsze muszę sobie na nowo googlać na potrzeby recenzji (a potem sobie przypominam, że już kiedyś szukałam - ech, ta pamięć). Żałowałam tylko, że opakowanie tego wariantu było chyba najbrzydsze z całej serii - motyw klasycznego Draculi jakoś do mnie nie przemawia.

After Dark Scents Go Away Evil to zapach róży i geranium (anginka, czyli pelargonia pachnąca), "mający być remedium na potwory czające się po zmroku"; u mnie w formie kadzidełek stożkowych, których w opakowaniu jest 30 + podstawka.


Recenzja

Już na sucho kadzidełka uderzają ciężką wonią płatków róż. Były cudownie autentyczne i podrasowane nieco suchym, wręcz goryczkowatym charakterkiem, odrobinką ziół i rześkością. Ta wydała mi się lekko kwaskawo cytrusowa. Trochę odświeżała kompozycję.

Gdy tylko dym zaczął się rozchodzić, początkowo znów pomyślałam o mnóstwie suszonych płatków czerwonych róż oraz o zielarni, w której suszyły się goryczkowato-cierpkie zioła. Zdecydowanie dopiero suszyły się, bo przewijała się wśród nich też pewna rześkość. Ta podczas palenia miała o wiele większą moc. Trochę jak nutka ciemnej, zawilgoconej kwiaciarni z wilgotnymi, słodkimi kwiatami, w tym też różami. Te zdawały się wymykać z zamknięcia i... otworzyły mi oczy wyobraźni na różany ogród pełen krzewów z czerwonymi i różowymi główkami. To jednak też coś owocowego - może owoce dzikiej róży? Czerwone porzeczki? Na pewno kwaskowate. Soczyście-cytrusowy wątek z czasem okazał się coraz bardziej istotny, acz cały czas, do końca podporządkowany różom. Róże zdawały się mnie otulać swoimi słodko winnymi, aksamitnymi płatkami.

Na sucho zapach nie był mocny, w paleniu zaś był wyraźniejszy - acz też nie siekierowy. Dymu upuszcza ilość średnią, spala się szybko i krótko utrzymuje.

Zapach uważam za ładny - lubię róże, a soczyście-cytrusowa nutka przyjemnie je podkreśliła. Lekka ziołowość również na plus, jednak całość wydała mi się zbyt licha, nieśmiała. Cóż najwidoczniej zapach wziął tytuł "Go Away" zbyt dosłownie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę etykietę i w ogóle. To trochę... przerost formy, grafiki nad treścią, a więc jakością kadzidełka.

7/10

piątek, 14 maja 2021

wosk Yankee Candle Black Plum Blossom

Cukrowy sad

Bardzo lubię śliwki w każdym możliwym wydaniu. Od kwitnących drzewek poczynając, przez kolor (każdy odcień śliwkowy!), po oczywiście smaki. Czy to jako wariant, świeże-surowe czy dżemy, powidła, suszone / wędzone. Czyż może być coś lepszego od twardawej, soczystej, słodko-kwaśnej śliwki? W porządku, parę rzeczy by się może znalazło, ale na potrzeby wstępu przyjmijmy, że nie. W dodatku są tak uniwersalne, że w jakiejś tam formie pasują na każdą porę roku! Uwielbiam ich nuty w czekoladach czy... świecach / woskach. No właśnie. I tak jak pisałam, kwitnące śliwy również uwielbiam.

Yankee Candle Black Plum Blossom to zapach kwitnącej czarnej śliwy; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Nieco perfumeryjny aromat kwiatów owocowych drzew zmieszany z nutami ciepłej wanilii i drogocennego, białego piżma.
Nuty górne: trzcina cukrowa (sugarcane - więc może laski cukrowe jako takie cukierki?), jeżyna, nektar śliwkowy, cukier cytrynowy, morela
Nuty środkowe: ylang, słodkie pianki marshmallow, czarne maliny, kwiaty migdałów
Nuty dolne: ziarna Tonka, białe piżmo, kremowy bursztyn, wanilia, anyż

Recenzja

Wąchając suchy wosk poczułam zapach kwiatów aż krzyczących o soczystości śliwek, jakie pojawią się niedługo. Był to zapach słodko-kwaskawy i kwiatowo ciężkawy - acz tylko do pewnego stopnia. Wydał mi się też nieco drzewny.

Rozgrzany wosk pokazał swój mocniejszy charakter, ale nie przytłoczył, bo z pomocą przyszła soczyście-rześka nuta owocowa.
Było zupełnie, jakbym zaciągała się aromatem sadu pełnego drzew... wyrazistych, dostojnych i ukwieconych. Kwiaty zawarły w sobie ciężką słodycz, ale także pewną zwiewność. Moje myśli obracały się wokół tego, jak wietrzyk przemyka między nimi i... nagle ustaje. Słodycz zaś rośnie.

Czułam więc ciężkawe białe kwiaty, a także ciężko-słodką wanilię. Podrasowała je delikatna nuta drzew, cały czas obecna w tle i głosząca wieść, że niedługo pojawią się słodko-kwaśne śliwki. Już i one się zawinęły w tej kompozycji, acz bardzo subtelnie. Wydawały się mieszać z innymi, kwaśno-słodkimi owocami ciemnymi... leśnymi? W kompozycji dominowała jednak słodycz. Od kwiatów i wanilii przeszła do cukru. Następnie skojarzyła mi się z kwaśnymi owocami posypanymi cukrem, a w końcu ze słodyczami (cukierkami? napojami?) owocowymi. Niby kwaskawymi, a jednak słodkimi. Soczysty kwasek kojarzył mi się z cytryną i maliną, ale... w formie cukierków-landrynek lub syropu. Zdecydowanie słodkiego, aż drapiącego w nosie.

Wosk na sucho pachniał delikatnie, palony niby też, ale był przyzwoicie wyczuwalny. Rozchodzi się w miarę szybko i swoje trwa. Nie ma za co chwalić, ale i bardzo krytykować nie chcę. Dla mnie za łagodny, ale tragedii nie było.

Wydźwięk i kompozycja podobały mi się do pewnego stopnia. Zestawienie drzew owocowych ze słodyczą, co przełamała nuta drzew i kwaskawe owoce to świetny zapach, ale żałuję, że... słodki właśnie w taki cukrowo-cukierkowy sposób. Niestety też delikatny, gdy o moc chodzi, chociaż obawiam się, że mocniejszy mógłby zbytnio zacukrzyć pokój... Wolę siekiery i chciałabym, by w tym, ale bardziej naturalnie "sadowym", a nie cukierkowym kierunku wosk poszedł. W pewnej chwili do głowy przyszły mi żelki Nimm2 Słodki Sad. Tak mimo chwilami poważniejszych nutek, jakoś nie rozkochał mnie w sobie.

7/10

środa, 12 maja 2021

świeczka Auchan Actuel Tealights Jasmine

Zapotrzebowanie na żółć

Czasami potrzebne mi są małe świeczki określonego koloru. Decyduję się wtedy na bezpieczne zapachy, stąd właśnie u mnie żółte jaśminowe. Wariantów cytrynowych się bałam, a kwiaty w takich tworach mają szansę wyjść nieźle.

Auchan Actuel Tealights Jasmine to świeczki / podgrzewacze (tealights) o zapachu jaśminu; wyprodukowane we Francji dla Auchana.


Recenzja

Na sucho świeczki zapachniały mi słodko, kwiatowo i trochę waniliowo, co przełożyło się na skojarzenie z budyniem. Mdląco słodkim, zdecydowanie w wariancie żółtym i... waniliowatym, bo niezbyt waniliowo naturalnym.

Palony podgrzewacz pachniał oczywiście bardzo delikatnie, ale słodko. Splot słodycz wydał mi się dość kwiatowy na początku, ale równie mocno waniliowy i... budyniowo-słodki. Trochę sztucznawo-waniliowo, w czym pobrzmiewała parafina czy taka "świeczkowość". Z czasem poszło to w kierunku bardziej kwiatowym, ale też taką budyniowo-sztucznawą wanilią podszytym. To... budyń chłodny, lodówkowy... jak i coś chłodnego, wilgotnego było w kwiatowym motywie. 
Kwiaty niewątpliwie czuć, jaśminu można się doszukać, ale nie było to nic szczególnego. Pobrzmiewał bardzo delikatnie.

Moc uważam za naprawdę słabą, nawet jak na taki drobiażdżek. Na sucho pachniało to mocniej niż w paleniu. Co więcej, w większości podgrzewaczy knot szybko się zaginał / przewalał, tonąc w wosku, przez co podgrzewacz palił się krótko; nie miał okazji wypalić się do końca.

Świeczka ogólnie nie porwała ani zapachem - nie oddawała tytułu, ani mocą, ani jakością, wykonaniem. Jednak... ot, nie było w tym nic straszliwego, by wpisać świeczki Auchana na listę zatytułowaną: "Unikać".

3/10

poniedziałek, 10 maja 2021

kadzidełka After Dark Scents Zombie Poison (jaśmin, trawa cytrynowa)

Zaraźliwy zachwyt zgryźliwym zapachem

Lubię gry i filmy o zombie, ale nie są moimi ulubionymi. Tematyka i motyw żywych trupów jest fajny, ale niestety wydaje mi się przereklamowany, męczy mnie jego wszechobecność. Jedne z moich ulubionych gier, Left4Dead, są jednak mocno związane z tematyką gryzących umarlaków, więc sentyment jest jak nic! Zapach jednak skusił mnie nie tyle przez nawiązanie do zombiaków, co nutami. Wydały mi się niecodzienne, a obiecujące.

After Dark Scents Zombie Poison to zapach jaśminu i trawy cytrynowej, "mający być remedium na potwory czające się po zmroku"; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych, których w opakowaniu jest 30 + drewniana podstawka.



Recenzja

Na sucho kadzidełka w pierwszej chwili zapachniały mi nieco pudrowymi kwiatami i soczystością, trochę... kwiatami jakby zmieszanymi z papierem. Dopiero potem rozchodziło się to na nuty kwiatów białych (rzeczywiście nieśmiałego jaśminu) oraz roślino-zielone. Te były dość... zielono-soczyste, może z soczystością cytrusów i zielonych jabłek w tle. Pomyślałam o trawie (niekoniecznie cytrynowej, ale może i o tej, jak już doczytałam, że "mam ją czuć"). Było w tym coś "zawilgacającego" kompozycję, oprócz lekkiej soczystość. 

Dymiące się, kadzidełka początkowo wyszły nieco smrodliwie... ziemiście i jak wypalana trawa, zioła, pole... Na to z czasem nałożyła się kwiatowa słodycz o nieco pudrowym charakterze. Wciąż myślałam o papierze, ale w wydaniu... starych książek, biblioteki. Mimo to, zrobiło się, jakby otwarto w niej okno, przez które wpadała rześkość zielonej trawy, roślin... I motyw pola, trochę ziemisty, ziemiście-ziołowo gorzki. Pomyślałam o goryczkowatych drzewach... może kwitnących. Z czasem pojawiły się jaśminowo-goryczkowate nuty, przy czym jaśmin niepewnie badał grunt. Odnotowałam lekki kwasek - jakby jabłka? Stał przy pewnej... cytrusowo-trawiastej nucie? Trawy porastającej brudną, czarną glebę. Wilgotnej i... specyficznie wilgotnie-zapleśniało słodkawej? Jakby też pokrytej rosą. Było to wilgotne, kontrastowe do pudrowych kwiatów, a jednocześnie spójne z nimi. 

Dopiero po paru chwilach jaśmin, kwiaty wyszły wyraźniej. Zawładnęły zwiewną słodyczą i zmieszały się z soczyście-ziołową nutką. Chyba trawy cytrynowej. Było to chłodno-rześkie, a jednak z lekką goryczką. Czułam sugestię owoców aż do końca. Wszystko łączyła nienachalna, dość zwiewna słodycz o gnilno-gorzkawym podszyciu.
Zupełnie jakby kwiaty jaśminu, może coś owocowego i ziołowego opadło na mokrą ziemię i nieco już gniło.

Kadzidełka pachniały średnio wyraźnie i na sucho, i w paleniu. Osypywały się bardzo, były nierówne pod względem grubości - od tego też zależał czas palenia. Niektóre robiły to szybciej, inne wolniej. Dymu nie szło z nich za wiele. Wykonanie takie sobie. Trochę więc wad miały. W zestawie jest podstawka, jak dla mnie niepotrzebna, ale to chyba całkiem niezły pomysł; miły.

Zapach wyszedł ciekawie. Na sucho wydaje się ładny, ale przeciętny, za to dymiący ma w sobie obrzydliwawe elementy, ale intryguje. Jaśmin, rześkość zielona i soczystość ładnie się połączyły, ale to ziemia i gnilna nuta dodały temu charakteru... dość niecodziennego. Kadzidełka... mocno kojarzyły się z zombie wyłażącymi z grobów! Miały w sobie zombiakowy element, który... w końcu kupiłam! I choć potrzebowałam paru minut, by trybiki w głowie zaskoczyły, że kompozycja zapachowa oddaje bardzo dobrze tytuł i grafikę opakowania, w dziwny sposób mi się to... spodobało. Tylko pierwsze wrażenie w paleniu było osobliwe. Ciekawe kadzidełka, tego im odmówić nie mogę. Mimo to, nie są czymś, co chciałabym wąchać często i długo.
Odlegle skojarzyły mi się z jednoznacznie ładnymi Oriental Flight Patchouli & Bergamot.

7/10

sobota, 8 maja 2021

świeczka / wosk Kringle Candle Far Far Away

Niedaleko od ideału

Etykieta do mnie zupełnie nie przemawia, aczkolwiek tytuł i nuty już tak. Wszystko razem sugeruje męskie nuty, a jednak facet w białym odzieniu, jakieś pole i mały samolot? O nie, z daleka ode mnie poproszę. Wolę ucieczki w samotności i samej sobie wosk zgarnąć. Bez towarzystwa i odlotów.

Kringle Candle Far, Far Away Daylight to świeczka oddająca zapach promieni słońca i świeżego powietrza od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); także potraktowany jako wosk - w kominku.

Opis producenta
Daleko, daleko stąd... już dziś możesz uciec myślami gdzieś daleko przy tym kojącym zmysły zapachu. Pozwól sobie na chwilę wytchnienia, wycisz myśli i ciesz się aromatem, który skrywa w sobie czyste promienie słońca, świeże powietrze, lekkie cytrusowe aromaty i piękne tajemnicze nuty egzotycznego drewna.
Nuty górne: pomarańcza, petitgrain (olejek destylowany z liści drzewa pomarańczowego)
Nuty bazowe: rozmaryn, szałwia
Nuty dolne: mech dębowy, drzewo różane, wetyweria

Recenzja

Na sucho czułam sporo rześkości / soczystości. Była nieco ziołowa, w dużej mierze owocowa, ale niedookreślona. Mieniły się w tym pomarańcze, ale nie tylko... może też słodkie jabłka i dzika róża? Coś... czereśniowego? Owoce łączyły się z kwiatami, drzewami, a wszystko to miało pazurki męskich perfum.

Po rozgrzaniu wosk roztoczył słodką woń kwitnących, ukwieconych drzew / drzewek owocowych. Kwiaty mieszały się z esencjonalnie słodkimi letnimi owocami. W splocie tym odnotowałam też rześkawo-słodką, nieco goryczkowatą nutę ziół nasączonych... soczystą pomarańczą? Ta połączyła w sobie i słodycz, i goryczkę swej skórki, i drobniusieńki kwasek. Pomyślałam o prawie nieuchwytnym kwasku szałwii, ale i owoców... raczej innych niż cytrusowe.

Znów wyobraziłam sobie krzewy dzikiej róży - i z owocami, i kwiatami. Kwiatów zbierało się coraz więcej. Na pewno czereśnie - jakby kwitnące i wydające owoce w przyspieszonym tempie, tak że mogłam poczuć jedno po drugim. Czyżbym doszukała się bardzo słodkich jabłek? Łączyła je lekka owocowość i słodko-soczysta rześkość. Jakby tak wiatr je muskał... A one obrastały drzewa i aż przygłuszały je. To także mniejsze drzewka pomarańczy, krzewy owocowe. W nich zawinęła się nuta dobrych, rześko-ziołowych męskich perfum. Dosadnych, z lekko drewnianym podszyciem, nieco ostro-ciepłych, a jednocześnie owocowych jak owoce dojrzewające w słońcu.

Goryczka nieco narastała; to nawet cierpkość. Kolońskie nuty umocniły się; wydały mi się słodko-niesłodkie. Na pewno nie w ciężki sposób. Może aż lekko korzenne? Drzewne? 

Intensywność zapachu wydała mi się średnia. Był wyraźny, ale to nie siekiera. Niósł orzeźwienie, ale też nie aż takie głębokie, wszechobecne. Utrzymywał się natomiast bardzo długo jako nutka w tle.

Całość podobała mi się, kwiaty i owoce, wysoka słodycz w męskim wydaniu to intrygująca kompozycja. Gdyby nie ten koloński charakterek, mogłoby wręcz mulić, ale na szczęście zapach zatrzymał się w punkcie przyjemnym. Jednocześnie nie było w nim takiej dosadności, głębi męsko-siekierowej, jaką lubię w męskich klimatach. A szkoda. Ładny zapach, ale nie ideał

8/10

czwartek, 6 maja 2021

wosk / świeca Goose Creek Warm & Cozy Cabin

Stumilowy Las?

Tym zapachem zainteresowałam się pod wpływem... nut, na które kocham trafiać w czekoladach. Za każdym razem, gdy czuję ziemistość, las, drewno i ciepło chatki w takiej scenerii... jestem wprost zachwycona. A że posiadaczką domku w lesie nie jestem, chciałam mieć, czym stworzyć taki w dowolnej chwili.

Goose Creek Warm & Cozy Cabin to zapach ciepłego i przytulnego domku letniskowego, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Ucieczka na imprezowy weekend w górach. Cydr, zabawy i ognisko zapiszą się w pamięci, by przywoływać radość.
Nuty górne: włoska bergamotka, igły sosnowe
Nuty bazowe: lawenda, jodła balsamiczna, ciepły bursztyn
Nuty dolne: drewno kaszmirowe, cedrowe drewno opałoweostra paczula


Recenzja

Na sucho wosk pachniał delikatnie drzewami iglastymi, przy czym wyraźnie poczułam sosnę... lub raczej młodą sosenkę. Kwitnącą i słodkawą? Rosnącą na polanie, w towarzystwie skąpo ukwieconych, zielonych krzewów i kwiatów. Do głowy przyszła mi nieśmiała lawenda. Wdzierały się tam promienie słoneczne, lekkie ciepło. Mimo drzew, wyraźnej iglastości i świeżości, wydźwięk zahaczał o muskanie, coś... tulącego.

Po rozgrzaniu wosk rozniósł po pokoju najpierw delikatne tło należące do słodkawych kwiatów i drzew iglastych ogółem, a zaraz zaczął wyróżniać wyraziste sosny i sosenki. Drzewka młode, niektóre może kwitnące. Mieszały się z kwiatami, krzewami, które musiały rosnąć w ich okolicy. Były pełne życia i słodkawej rześkości. Dopiero z czasem uwaga została skierowana na drewnianość, drewno. Poczułam się, jakbym przyglądała się pniom drzew ogólnie. 

Charakter i pewna goryczka drzew zaprosiły lawendowo-ziołowe nuty, Te dodatkowo osłodziły kompozycję, ale trzymały się powagi. Lawenda mieszając się z drzewami i różnymi kwiatami, krzewami zawarła w sobie lekką ostrość roślin, lasu i polanki, taką... nieco słoneczną, tulącą i przyjazną... Jak leśna, pełna uroku polana, ale nie straciło to charakteru. Było rześko-soczyste, nawet lekko cytrusowe. Wilgotne? Zaplątała się w tym nutka dobrych, męskich perfum w słodkiej tonacji.

Ogólnie drewniane nuty wydały mi się aż lekko gorzkawe, podszyte pikanterią... ale zawadiacko kryjącą się. Pomyślałam o ziemi, o wilgoci, która gdzieś pod krzewami na tej polance się kryła. To trochę... jak tajemnicza chatka w lesie, w której pozasłaniane są okna. Trochę mroczne i tajemnicze, ale... jak się popatrzy, wygląda uroczo.

Moc zapachu wydała mi się średnia. Wprawdzie rozchodzi się dość szybko i trwa satysfakcjonująco, ale brakowało mi siekierowości, której oczekiwałabym od wariantu oraz mocy, do której marka mnie przyzwyczaiła.

Las i domek w nim okazały się częściowo delikatne niczym prosto z puchatkowego Stumilowego Lasu, a częściowo... tajemnicze i zalatujące horrorem. Coś ostrzejrzego, ziołowego, poważnie drzewnego kryło się pod rześkim splotem drzew iglastych, lasu i lawendowo-słodkich polanek. Ładne, acz dla mnie za słabe, zbyt przytulne.

7/10

wtorek, 4 maja 2021

kadzidełka Noor Oud Topaz

Niepłaska deska

Jestem wzrokowcem, jednak w przypadku kadzidełek opakowania muszą łączyć się z moim lub intrygującym zapachem. Złoty połączony z fioletem przemówiły do mnie, tak jak i cała estetyka kartonika, jednak akurat w tym przypadku o wiele bardziej zaciekawiłam się tytułem. Topaz? Jak on może pachnieć? I... "oud" - od razu sobie przypomniałam, jak to się władowałam w WoodWick Oudwood, bo przeczytałam "old wood". Perspektywa poznania "oud" spodobała mi się, a najpierw uznałam, że doczytam, co i jak. I jakież było moje zdziwienie, że oud wiąże się z... drewnem agarowym! A to przecież o wiele częściej spotykana nuta, a przynajmniej mniej tajemnicza. Chyba. Oud (po arabsku "oudh") to niezwykle rzadki i cenny olej występujący w żywicznej twardzieli drzewa agarowego, a konkretniej aquilaria z Azji Południowo-Wschodniej.

NOOR Oud Topaz Incense to zapach oud, czyli olejku z drzewa agarowego, oddający "topaz", z orientalnej linii Oud; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych, wykonanych w Indiach, których w opakowaniu jest 15 gramów (u mnie 9 szt.). Wyprodukowane przez Hari Darshan Sevashram Pvt. Ltd. (HD).

Opis producenta
Nęcący, iskrzący i wyrafinowany.
Nuty zapachowe: oud z drewna agarowego, szafran, wetiwer, paczula, drewno sandałowe


Recenzja

Kadzidełka już na sucho pachniały bardzo intensywnie... kadzidłem mszlanym z gorzkością w tle. Liturgiczne, wonne i aż drapiąco-duszące nuty roztoczyły cały ogrom słodko-ostrych żywic, orientalnie ciepłych drzew i przypraw. Pomyślałam o gorzko-ostrych korzennych, poprzez ostrość, pod osłoną kościelnego dymu, podkradających się pod ziemię. W niej także rozgościła się goryczka. Wysoka słodycz sama w sobie wydawała się ostro-drapiąca, charakterna i daleka od przesłodzenia.

Palone kadzidełko roztoczyło przede wszystkim żywicznie-kadzidlany i pikantny splot. Nie brakowało w nim wciągającej gorzkości. Pomyślałam o aż nieco duszącym, ciężkim aromacie kadzideł kościelnych - takich niby ciepłych, a jednak z nieprzystępnym chłodem. Żywice kumulowały się i mieszały z przyprawami korzennymi (pomyślałam o goryczkowatych, jak np. kardamon). Choć mignęły mi też jakieś ostro-chłodzące (jak korzeń lukrecji?), zaraz zaczęła rosnąć ich zdecydowanie ciepła pikanteria. Pomyślałam o orientalnie wonnych, jasnych drzewach... czy raczej świeżym, ciętym drewnie. Zdawało mi się, że płynie z nich słodka, wonna żywica. W tle zaś pobrzmiewała goryczka, potwierdzająca ich poważny, szlachetny charakter.

Za drewnem i dymem doszukałam się również dość gorzkawej nuty skór... Jakby tak... kościelnym, żywicznym dymem przesiąkły drewniane meble ze skórzanymi obiciami? W pewnej chwili skórzana nuta pojawiła się niemal na pierwszym planie (nie była tam jednak osamotniona). Było to specyficznie gorzkawo-ciepłe... Przez którą to gorzkość z czasem wróciły drzewa - grube, masywne, cięte pnie, ale też... korzenie porastające ziemię. Pomyślałam o takiej czarnej, trochę wilgotnej... Drewniana gorzkość pod koniec zmieszała się ze szlachetną, korzennie-drzewną i wyraźnie żywiczną słodyczą.

Już na sucho kadzidełka czuć w całym pokoju, a co dopiero mówić podczas palenia! Co więcej, wcale tak mocno nie dymią - z tym trafiono w punkt. Aromat rozchodzi się szybko i trwa długo, nie przytłaczając, mimo ciężkiego charakteru.

Całość bardzo, bardzo mi się podoba z racji przodującej gorzkości. Słodycz wyszła drewniano-drzewnie, ostro i charakternie. Została zamknięta w mnóstwie poważnych nut drzewa / drewna, kadzideł i żywic oraz skór. Szlachetna goryczka ukoronowała to, łącząc chłód z ciepłem. W takiej drewnianej głębi chce się tonąć bez końca.

10/10