środa, 29 września 2021

wosk / świeca Goose Creek Under The Oaks

Niezwykła jesień

Gdy tylko zobaczyłam etykietę tego wosku, zakochałam się. Chciałabym móc się przenieść w takie miejsce. A jednak przed zakupem trochę się broniłam. Nawet nie umiem powiedzieć, dlaczego. Pewnego dnia za to uzmysłowiłam sobie, że muszę wosk zdobyć. Tak to na mnie pewne nuty działają. Zwłaszcza te jesienne. Nawet jeśli komuś mogą wydać się zwykłe, drzewa i mchy mnie ciągną.

Goose Creek Under the Oaks to zapach oddający dęby jesienią, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta:
Ciepłe i rustykalne drewno pięknie komponuje się ze świeżą bergamotką, kwiatem gorzkiej pomarańczy (neroli) i mchem dębowym. Świeża bryza przynosi rozgrzewające nuty mahoniu, jaśminu i drzewa sandałowego... 


Recenzja

Na sucho poczułam przede wszystkim starym, nieco słodkawe drewno, słodycz kwiatów i słodkich, wonnych żywic. Pomyślałam o takich kadzidlanych, ale i... płynących po drzewach? Drzewa zaznaczyły się delikatnie, jako poważniejsza goryczka, dodająca szlachetności. Wspomniane już kwiaty niosły życie i zwiewność, rześkość... wody? Coś bardziej soczyście-cytrusowego? Pomyślałam o wilgotnym mchu, porastającym drzewa, a także o jakimś jeziorze w lesie, o trzcinach...

Po zapaleniu podgrzewacza rozszedł się słodko-soczysty zapach kwiatów, cytrusów i drzew. Żywe kwiaty o wilgotnie ciężkawej słodyczy, a jednak też rześkości, mieszały się z suchszymi motywami drzew, liści i żywic. Żywica wyszła z jednej strony jak prosto z drzewa, z drugiej zaś bardziej "kadzidełkowo".

Ta kadzidlana nuta żywiczna niosła więcej poważnego drewna. Drewno przesiąknięte aromatem kadzideł...? Nie do końca, ale coś... wprowadzającego duszny element. Pomyślałam o pniach porośniętych mchem i... trzcinie? Mimo lekkiej suchości wszędzie wkradała się rześkość i motyw wody. To jak drzewa pochylające się nad taflą leśnego jeziorka porośniętego trzciną. Szeleszczącą do pary z  szeleszczącymi suchymi liśćmi. Z czasem pomyślałam o starym i zawilgoconym drewnie. Wyszło to dość ciężko (w pozytywnym sensie).

W wilgotnym mchu i żywych kwiatach - jakiś białych cytrusowych? - ukrył się nawet słodki kwasek. Żywiczny, jak niektóre rodzynki, z czasem lekko cytrusowy. Pomyślałam o goryczkowatej pomarańczy i właśnie rodzynkach. Mieszał się ze słodyczą, pewną powagą i nostalgią, dbających o ciężkość.

Wosk na sucho był średnio intensywny, ale w kominku zaskoczył na tor mocniejszy. Wciąż nie siekierowy, ale wystarczający. Nienachalny, co w zasadzie pasowało do klimatu, jaki tworzył. Rozchodzi się bez problemu i utrzymuje długo.

Całość rozkochała mnie w sobie, mimo że bardzo subiektywnie wolałabym, by była siekierą przez duże S. Kadzidlane drewno, drewno zawilgocone, mchy i kadzidła oddawały nostalgiczny klimat jeziora wśród drzew. Słodycz, która harmonijnie weszła w to wszystko również miała poważny charakter, nie męczyła. Przyjemna, ciekawa jesień dla odmiany od typowych owoców i przypraw czy natłoku liści. I jakże to odwzorowało etykietkę!

10/10

niedziela, 26 września 2021

wosk Yankee Candle Clean Cotton

Czysty, ale nie zachwyt

Mam wrażenie, że zaliczam się do niewielkiej grupy osób, która nie przepada za zapachem prania itp. Jak płynami do niego za bardzo wali mi w mieszkaniu, mam ochotę czymkolwiek zagłuszyć to. A jeszcze niech by mi to spróbowało zakłócić degustację czekolady... Phi. Stąd i takie zapachy mnie nie kręcą - zamiast kupować świeczkę o zapachu czystego prania lepiej... po prostu pranie zrobić? Tę jednak próbkę dostałam przy okazji większego zamówienia. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a raczej pralce w bęben, stąd oczywiście dałam szansę i temu woskowi.

Yankee Candle Clean Cotton to zapach czystej bawełny; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta:
Zapach świeżo wypranej bawełny, schnącej w ciepłym słońcu. Aromat białych kwiatów połączonych z zielonymi nutami traw i odrobiną cytryny.
Nuty górne: ozon, bergamotka
Nuty środkowe: konwalia majowa, róża
Nuty dolne: wetiweria pachnąca, cedr, piżmo, drzewa

Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie czystym praniem tylko co wyjętym z pralki, co średnio do mnie przemówiło. W sumie był rześki... czy raczej wilgotny. Skrywał kwiaty i... biel? Gdy zamknęłam oczy widziałam mnóstwo białych tkanin, prześcieradeł.

W paleniu również dominował czysty, wilgotny jeszcze materiał, czyste, białe ubranie. Lekka słodycz łączyła ciężkawość, a więc specyficzne, zawilgocone, duszne akcenty z tymi świeższymi... powietrzno-wodnymi? Coś kwiatowego, bardzo nieśmiałego się tam zaplątało. A jednak w pewien sposób... soczystego? Wydaje mi się, że niemal nieuchwytna nuta cytrusowa też się w tym wszystkim znalazła.

Mimo że zapach, który rozszedł się po pokoju był bardzo słaby, z kominka rozchodził się lekko wilgotnawy efekt; rzeczywiście trochę praniowy... Jak pranie nasiąknięte lekką słodyczą.

Wosk był dość intensywny na sucho, ale po ogrzaniu w pomieszczeniu ledwo go czuć - w dodatku wrzuciłam do kominka otrzymane pół krążka, a zawsze YC dzielę na 3, więc to słabizna. Rozchodzi się szybko, ale tylko pobrzmiewając, utrzymuje się średnio długo.

Całość niewątpliwie oddaje i tytuł, i etykietkę, ale niedomaga pod względem mocy. Do mnie to nie przemawia zupełnie, ale jest realistyczny, więc że go dostałam (nie kupiłabym sama), nie mogę się czepiać. Mocy jednak nie pochwalę za nic. Ogółem odbieram ten wosk jako bardzo średni.

5/10

czwartek, 23 września 2021

wosk / świeca Chestnut Hill Spiced Tea

Ale ostro!

Po deszczowej, ale wcale nie pochmurnej Chestnut Rain Puddle przyszła pora na drugi wosk. Kupując, wybrałam trochę na zasadzie kontrastu, a trochę... bo po prostu bardzo spodobały mi się nuty, jakie obiecywał. Uwielbiam herbatę, mimo że wybitną znawczynią nie jestem. Przyprawianych wprawdzie za często pić bym nie chciała, ale wąchać? To co innego! Zupełnie odwrotnie mam z czekoladą, którą kocham, ale czekoladowe woski / świecie kompletnie mnie odpychają (ale uczę się na błędach i takie już omijam!).

Chestnut Hill Candle Spiced Tea to zapach herbaty z zimowymi przyprawami, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.

Opis producenta
Oryginalna mieszanka liści wysokogórskiej herbaty. W połączeniu z plastrami pomarańczy oraz słodkimi przyprawami przywodzi na myśl kubek ciepłej zimowej herbaty.


Recenzja

Na sucho dowodzenie objęły gorzkawe przyprawy korzenne, a dokładniej gałka muszkatołowa i kardamon. Stała za nimi pikanteria i ciepło. Cynamon, goździki, może anyż wplotły trochę słodyczy. Do tego sporo słodko-kwaskawej pomarańczy i jej goryczkowatych skórki. Na samym końcu czułam herbatę... dopiero zaparzające się liście? I przygotowywane do nasypania, suche, ale jakieś... ukryte za przyprawami. Było w nich coś algowo-oliwkowego. Czyżby to miała być herbata zielona?

Z kominka najpierw rozeszła się dosadna, szlachetna gorzkawość przypraw i drewna. Szybko wymknęły się też ostro-przenikliwe przyprawy korzenne: gałka muszkatołowa, goździki. Łączyły pikantną słodycz i goryczkę. Pomyślałam o kardamonie, anyżu... Ostatni wplótł mrozek (bo w zasadzie nie mróz), czy raczej... rześkość.

Soczystość! Nagle jakby polał się sok z pomarańczy - dosłownie widziałam, jak spływa po goryczkowatej skórce, czułam goryczkowate włókna... Owoc mieszał się z korzennością, usadzając nieco ostrość w słodyczy i właśnie cytrusowości. Poczułam bardziej "mieszankę korzenną" niż konkrety, przewijał się cynamon... Z czasem jednak goździki i anyż znów wyszły na przód, wyraźnie dominując.

Może w jakiejś herbacie z wkrojoną pomarańczą? Myślę o herbacie liściastej, raczej czarnej, ale nie czystej / jednoznacznej... Za przyprawami pojawiła się drzewno-liściasta nuta. To wątek parzącej się, mocnej, cierpkawej herbaty, ale też suchych, szeleszczących liści. Doszukałam się nawet lekkiej wytrawniejszej ostrości... Mignęła myśl o cierpkiej (za mocnej?) zielonej z anyżem i nuta... jakby ziemi czy zielonych oliwek, ale ukryły się w przyprawach i goryczce skórki. Te niewątpliwie podkręciły napar. Jakby tak raczyć się herbatą, oglądając zza okna sterty suchych liści, leżące wśród drzew. Pomarańcza i anyż zadbały, by oddać jesienną aurę, rześkość powietrza.

Już suchy wosk jest zachwycająco siekierowy, a co dopiero mówić w kominku! Jeszcze zanim porządnie się cały stopił (a robi to szybko), wypełnił pomieszczenie. Utrzymuje się długo, aż lekko się wgryzając. Mimo to nie męczy, a cieszy dosadnością i autentycznością.
Jedyną wadę widzę w konsystencji: miękkości i mazistości sojowego wosku, który trudno "podważyć", a więc wydobyć z kominka (da się jednak oko przymknąć).

Całość bardzo mi się podobała. Korzenna ostrość, goździki i anyż z chłodkiem, zestawione z soczysto-goryczkowatą pomarańczą i herbaciano-"liściowymi" nutami przełożyły się na obraz rozgrzewania się, czym tylko można, jesienią. Obrazowo, intensywnie i siekierowo, jak lubię (gdybym była dzieciuchem, pewnie mogłabym krzyknąć: "Ale ostro!"). Tylko że kompozycja nie była aż tak herbaciana, jak liczyłam, ale nie szkodzi. Inne nuty mi to wynagrodziły.

10/10

poniedziałek, 20 września 2021

wosk / świeca Goose Creek Cool Harvest Morning

Kto rano wstaje... ten ma jabłko

Na ten wosk patrzyłam zeszłej jesieni i nie zdecydowałam się ze względu na jabłkową nutę. A jednak etykieta w pamięć zapadła... Potem wiele kompozycji pokazało mi, że także jabłka mogą mnie zachwycić, że nie zawsze wychodzą tak mocno spożywczo. Wreszcie kupiłam. Wciąż nie byłam pewna, jak się obiecywane nuty sprawdzą w moim przypadku, ale... gdybym tego nie zrobiła, pewnie i za rok bym dumała, jak to pachnie.

Goose Creek Cool Harvest Morning to zapach chłodnego poranka w czasie żniw, chryzantem, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Świeży powiew chłodnego powietrza okresu żniw wita cię podczas relaksującego spaceru w lesie jesienią.
Nuty górne: świeże jabłko, jesienna mgła
Nuty bazowe: skórka jabłka, bergamotka
Nuty dolne: drewno sandałowe


Recenzja

Na sucho jako pierwsze uderza soczysto-kwaśne jabłko czy nawet "jabłuszko" z nieco mydlano-łazienkowym, wilgotnym podszyciem. Od tego dopiero rozchodziła się rześkość i wilgoć... bardziej świeża, kojarząca się trochę z powietrzem. Niestety nie tak jednak w pełni. Odrobinę pomogła tu lekko drzewna nutka. Trochę drzew iglastych (sosen) i jakby młodych drzew, też przesiąkniętych wodą, deszczem. Jabłko otulało wszystko cały czas. 

Podczas ogrzewania wosk konsekwentnie roztaczał kwasek i słodycz, wyważone i soczyste, reprezentujące jabłko-jabłuszko. Pomyślałam o czerwonym i słodkim, aż nieco mydlano-cukierkowym oraz o kwaśnym, zielonym. Zupełnie, jakby zestawić je ze sobą. Z czasem wyklarowała się mocniejsza świeżość, prawie zupełnie rozganiając wszelkie skojarzenia z jabłkowymi mydłami i żelami pod prysznic.

Skojarzyła mi się z rześkim powietrzem i mgłą. Wilgotnymi, nasiąkniętymi nią... drzewami? Dosłownie czułam kłujące sosnowe igiełki i młode drzewa już tylko częściowo zielone. Częściowo przybierały jesienne kolory, dopasowując się do chłodu. Drzewa stanowiły tu wątek poważniejszy, ale i rześki. Oddawały mglistą jesień, ale równie dobrze mogłyby należeć do jakiejś zimowej kompozycji.

Rześkość powietrza, lasu iglastego i jabłek z czasem wzmocniła dosłownie odrobinka cytrusów. Jabłko za ich soczystością przybrało jednak na autentyczności, lecz... z czasem przekornie znów zrobiło się słodsze. Pomyślałam o jabłkowych wariantach czegoś... może mydeł, szamponów... jabłkowe cukierki to nie do końca to, ale i ich można się doszukać.

Suchy wosk jest bardzo intensywny. By się roznieść potrzebuje trochę czasu, ale wystarczy parę minut cierpliwości i nie można narzekać na moc. Jest dosadna i choć nie siekierowa, to wystarczająca. Z autentycznością wosk podczas palenia ma lepsze i gorsze fazy.

Całość poniekąd mi się podobała, ale nie w pełni. Zmieniłabym np. jabłuszkową słodycz, mydlaność. Jabłko jako kwaskawy owoc natomiast dobrze wpisuje się w mglistą aurę. Drzewa były przyjemne, a jednak czuję tu ich niedosyt.
Trochę skojarzył mi się z GC My First Autumn, ale w mniej owocowej, a bardziej powietrzno-rześkiej, mglistej tonacji.

7/10

piątek, 17 września 2021

świeczka Country Candle New England

Nowa jesień

Ani etykieta, ani nuty obiecywane przez producenta nie wyglądały mi w przypadku tej kompozycji na takie, co to mogą oszołomić, a jednak czułam, że powinnam tego Daylighta kupić. Miałam przeczucie, że to coś niepozornego, ale wartego uwagi. I... przeleżało to-to w szufladzie cały rok. W końcu wrzuciłam do kominka od niechcenia, nie mając żadnych wyobrażeń. Czasem i tak lubię wybrać zapach na dany wieczór.

Country Candle New England to świeczka o zapachu, oddającym klimat Nowej Anglii od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g).

Opis producenta:
Co powiesz na wyprawę w malownicze rejony Nowej Anglii, jednego z piękniejszych rejonów Stanów Zjednoczonych? Tam białe piaszczyste plaże, skaliste zatoczki, malownicze krajobrazy pełne zieleni i drzew zachwycają i zapierają dech w piersiach. Postanowiliśmy więc zabrać Cię w podróż w te rejony, zamykając w naszej świecy zapach świeżego morskiego powietrza, zieleni traw i delikatność świeżej lawendy z orientalnym drewnem, fasolą tonka i mchem na skalistych zboczach.
Nuty górne: zielenie, drewno sandałowe
Nuty środkowe: mech
Nuty dolne: bursztyn, drewno

Recenzja

Na sucho zapach jest rześki i przenikliwy; czuć wilgotne, białe kwiaty, m.in. jaśmin. Wilgoć i kumulująca się woda niosły chłodne, jesienne powietrze i obraz jeziora, nad którym pochylają się jeszcze częściowo zielone, a częściowo już ozłacające się, drzewa. Niektóre liście opadły na trawę. Czułam wilgotną, chłodną ziemię, podkreśloną odrobinką ostrawo-rześkich przypraw - anyżu? Ten osadził zapach w klimacie nieco ziołowo-męskim, kolońskim. Odnotowałam odrobinkę ziół i chyba echo soli.

Z kominka rozszedł się rześko-chłodny zapach wody. Wyobraziłam sobie jezioro, ale... może też jakąś zatokę, przystań nadmorską. Woda niosła bowiem odrobinkę soli. Ta chwilami uchylała się, zanikała...

Z czasem wpadła w męskie perfumy. Te, chłodne i lekko ostre, okazały się ziołowo-przyprawowe. Zrobiło się chłodno i ostro jednocześnie. Pomyślałam o słodkim anyżu, a wtedy wrócił obraz drzew wczesną, ale już chłodną jesienią. To deszczowy obraz zielono-złotawych drzew pokrytych wodą, wznoszących się nad jakimś jeziorem i w otoczeniu zalegających na wilgotnej trawie i ziemi liści. Drzewa i ziemia wprowadziły goryczkę oraz powagę, cudownie mieszające się z męską nutą. Tliła się tam korzenność, zioła i odrobinka kwiatów. Pomyślałam o jaśminie, znów wskazującym nutę wody i rześkiego powietrza. Ono z kolei niosło odrobinę lawendy, która zawisła pomiędzy świeżą a suszoną.

Zapach już na sucho jest intensywny. Z kominka jako właśnie taki rozchodzi się błyskawicznie i bez problemu. Utrzymuje się długo.

Kompozycja była bardzo obrazowa. Jesienny, wilgotny dzień, dużo wody, drzew i ziemi... liście i przyprawy o chłodnym wydźwięku w bardzo męskim wydaniu z sugestią morskiej bryzy. Niejednoznaczne, nieszablonowe i zachwycające. Przyznam, że morska bryza wkomponowana w jesienną porę to dla mnie pewna nowość.

9/10

środa, 15 września 2021

wosk Kringle Candle Cashmere & Cocoa

Wełna nie taka drapiąca...

Aż trudno wyrazić, jak się cieszyłam na myśl, że to ostatni potencjalnie plastikowo czekoladowy posiadany zapach. A jednocześnie wciąż kręciłam z niedowierzaniem głową, że władowałam się w zasadzie hurtowo w aż TYLE tego typu zapachów, które szybko okazały się nie w moim typie. Faktem jest, że zbierałam je miesiącami do porównywania, a jakoś za palenie ich nie mogłam się wziąć. Jednak mimo wszystko... aż tyle? Chyba żaden nawiązujący do czekolady nie wyszedł w końcu tak przyjemnie jak sama czekolada do jedzenia.

Kringle Candle Cashmere & Cocoa Wax Melt to wosk o zapachu kaszmiru i kakao od Kringle Candle Company; u mnie jako wosk (35 g).

Opis producenta
Otulenie się wełnianą miękkością i wyobrażenie o najbardziej kremowym i śmietankowym kakao na świecie.
Nuty górne: kakao w proszku, pianki marshmallow / Fluff (krem z pianek)
Nuty bazowe: piżmo, drewno
Nuty dolne: paczula

Recenzja

Na sucho wosk pachniał słodko, ale nie muląco, a wręcz nieco ostro. Do głowy przyszła mi śmietanka i coś słodko-lukrowego (miękkie pianki?), ale przełamała je korzenność (goździki?) i motyw drewna... Jakby wilgotnego? Coś wędzono-soczystego? Całość miała ciepły i miękki wydźwięk. Jak sweter nasiąknięty przyprawami i słodyczą.
Najpierw z kominka rozeszła się śmietankowo-waniliowa słodycz ze znaczącym motywem ciepła, zapalonej świeczki, wosku, co mnie trochę zaskoczyło. Zupełnie jakbym wąchała płomień świecy... siedząc w miękkim, tylko co wypranym, a jednak i tak pachnącym przyprawami swetrze.

Ciepło prędko wyklarowało się jako korzenność. Delikatna, wmieszana w waniliowo-śmietankową toń, może coś biało- i/lub mlecznieczekoladowego. Wyłapałam goździki i lekko drewnianą nutę. Pomyślałam o drewnie jakiś owocowych drzew, bo i soczystość się w tym zawinęła. Drewno wiśniowe... Mignęła czekolada; kakao o soczystej nucie wiśni, po czym i te akcenty osiadły w słodyczy wanilii. Zadbały jednak o to, by znalazła się też w niej paloność, ciepło. Rzeczywiście łatwo o myśl o gorącej czekoladzie / kakao ze śmietanką i przyprawami. Wanilia chwilami była przyjemnie waniliowa, a chwilami niestety bardziej jak z aromatu, cukrowa / cukrowo-wanilinowa.

Nie wiem, czy takie istnieją, ale tak mogłyby pachnieć jakieś pianki, mleczka korzenne. Słodkości te musiały leżeć na drewnianym, czystym stole, może na drewnianym talerzyku. Dodawał trochę powagi i charakteru, dbając, by zapach nie zrobił się ulepkiem w 100%, a jedynie ulepkowato zajeżdżał.

Wosk na sucho wydaje się intensywny, ale nie nachalny. W miarę naturalny, acz taki, co to może pójść w obu kierunkach (słodko-ulepkowatym złym i dobrym, wyważonym). W paleniu okazał się średnio-mocno wyrazisty, ciężki, ale nie czysto słodki i za ciężki w ulepkowatym w sensie. Jego drewniana, korzenna ciężkość, nutka kakao nadały charakteru słodko-ulepkowatej stronie.

Całość w zasadzie uważam za niezłą. Ciekawe zestawienie nut śmietankowo-waniliowo-cukrowych z korzennym drewnem, paleniem. Czekolada była nutą marginalną, ale wyczuwalną. Pewnie dzięki temu nie wyszła napastliwie sztucznie. Po dłuższym czasie jednak kumulacja mulących, słodkich nut przeszkadza, mimo pobrzmiewających lepszych. A jednak... Jest adekwatne do tytułu / etykiety. Tylko że obiecywane przez producenta nuty, w moim odczuciu, sugerują coś jeszcze charakterniejszego, poważniejszego, a nie takiego milusio-ulepkowatego.
Ten zapach był jak tkanina, może... nie tak drapiąca słodyczą jak drapać potrafi wełna (w końcu kaszmir, nie?), ale... no jednak słodko-drażniący swetrowo (tu się zgodzę).

6/10

poniedziałek, 13 września 2021

wosk / świeca Goose Creek Blooming Harvest

Niespotykany bukiet

Jesień to zdecydowanie moja ulubiona pora roku, mimo że nie lubię jej zimna. Wynagradza jednak aura, klimat, zapachy, smaki... wszystko inne. Nie ma to jak wejść w to wraz z nowo nabytymi zapachami uwielbianej marki wosków. Niektóre wydawały mi się ryzykowne, jak chociażby ten. Co do kwiatowych zapachów miałam mieszane uczucia. Kiedyś myślałam, że są w moim typie, potem wydawało mi się, że chyba jednak z zwiewne, za leciutkie. A jednak gdy pomyślałam o cmentarnych chryzantemach... no to po prostu musiało być moje! Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której zapach mógłby mi się nie podobać.

Goose Creek Blooming Harvest to zapach "kwietnych żniw", chryzantem, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Jesień jest pełna kwiatów! Tę porę najlepiej reprezentują piękne chryzantemy.
Nuty górne: kolorowe chryzantemy
Nuty bazowe: kwiat jabłoni, dziki hiacynt
Nuty dolne: bluszcz, szmaragdowe piżmo


Recenzja

Na sucho wosk pachniał intensywnie ciepłem i kwiatami, wśród których kryła się drobna soczystość. Czułam chryzantemy, goździki i inne... raczej drobne, acz dosadne w wydźwięku. Niektóre wydawały się łączyć z nutką kwiatów podsuszonych i niemal cynamonowym ciepełkiem. To z kolei z soczystością też się wiązało jako "szarlotkowawe" jabłko. Skryte jednak w kwiatach, a podrasowane drzewnym charakterem. Miałam wrażenie, jakby wszystkie te nutki próbowały osłonić mnie od jesiennego chłodku, który także zaplątał się w bukiecie.

Z kominka wosk roztoczył kwiatowo-drzewne tło, po czym kwiaty zaczęły się kumulować. Przepychały się chryzantemy, jakieś żółte (aksamitki?), goździki i inne. Raczej w jasnych, jesiennych kolorach. Ciepło dziwnie emanowało właśnie od ich delikatnych, miękkich płatków. A tych przybywało więcej i więcej!

Podkręciły je drzewa... kwitnące, ale i z drobną suchością. Także ona była ciepła, ocierając się o ciepło-korzenne przyprawy, m.in. cynamon. Wprowadził delikatną soczystość jabłek; pomyślałam o szarlotce, pieczonej chłodniejszego, jesiennego dnia. Ciepło spotkało się właśnie z chłodem, wiatrem.

Powietrze prześlizgnęło się między gęstymi skupiskami chryzantem. Były wyraziste, jednoznaczne i bardzo autentyczne. Może też drobnie, ale jakże charakterne, kolorowe goździki? Do tego doszły zielone liście i nutka chłodnej ziemi, dodająca im powagi. Wyszło to wręcz dostojnie. Kwiaty zajęły pierwszy, drugi, a nawet trzeci plan, ale nie przytłaczały. Były pełne życia, a ich ciężkość zachwycała szlachetną słodyczą.

Wosk na sucho był bardzo intensywny, w paleniu także. Jego zapach czuć natychmiast, po czym intensywność rośnie. Bez żadnej straty dla autentyczności. Jedyny mały mankament to to, iż nie utrzymywał się tak mocno i długo, jak by mi się marzyło.

Kompozycja mnie zachwyciła. Choć na sucho ogrom kwiatów pod przewodnictwem chryzantem, ryzykownie mieszał się z jabłkiem, w paleniu okazało się marginalną nutą. Jesienny dzień, jego chłodek zmieszały się z ogromem kwiatów, które wręcz otulały, a także powagą drzew i roślin. Kompozycja wydała mi się bardzo dostojna, wielowymiarowa. Bez zbytniego natłoku; z pazurem.

10/10

sobota, 11 września 2021

wosk Bridgewater Candle After The Rain

Owocowe kalosze 

Uwielbiam zapach deszczu. Choć więc etykietka i żółte kalosze za nic do mnie nie przemawiają, obiecane nuty jak najbardziej.

Bridgewater Candle Nantucket Coast to zapach deszczu i owoców, oddający klimat pory po deszczu; u mnie jako wosk kostka ok. 12 g (w opakowaniu 73 g).

Opis producenta
Włóż kalosze i spaceruj po mokrych od deszczu ulicach, gdy jasne, soczyste akordy jabłka i kiwi mieszają się z piżmowymi, ziemistymi nutami paczuli i mchu. 


Recenzja

Na sucho wosk pachnie intensywnie wilgotną, świeżą zieloną i młodziutką trawą oraz wilgotnym i miękkim mchem. Wydały mi się czyste i w pewien sposób słodkie. Podkreśliły to owoce: delikatne jabłko, coś egzotyczniejszego... kwaskawa karambola lub kiwi? Niezbyt dojrzałe, soczyste i... mieszające się z czystą, wilgotną ziemią. Ta dodała odrobinki charakteru. Pomyślałam o zielonym trawniku po deszczu gdzieś w miłej, czystej okolicy.

Po rozgrzaniu wosk roztoczył wilgotne, trawiaste tło. Niczym młoda trawa skrząca się od rosy i mech... Wilgotny, miękki mech wprowadził odrobinkę ziemi.

Rześkość szybko wplotła także soczystość. Wyobraziłam sobie słodko-kwaskawe czerwone, chrupiące jabłka oraz egzotyczną mieszankę. Kwasek odrobinę wzrósł, do głowy przyszło mi kiwi, średnio dojrzała karambola, może... ananas? I... echo brzoskwini? Owoce choć wnosiły rześkość, nie pchały się na pierwszy plan. Częściowo się jednak na pewno na nim znalazły.

Obok kumulującej się wilgoci i trawy... może porastanej przez pojedyncze, drobne kwiatki. Zielone rośliny z tła jakby obrosły pierwszy plan. Wydały mi się słodkawe i skąpane w promieniach porannego słońca. Wyobraziłam sobie leśną polanę, gdzie przedostają się pojedyncze smugi światła. Czuć właśnie wilgoć poranka. Acz nie tylko na łonie natury, bo jednak wosk chwilami robił aluzję do żelu pod prysznic - damskiego, owocowego.

Wosk jest intensywny na sucho, a w paleniu raczej średnio mocny. Słodycz i rześkość, orzeźwienie zostały przyjemnie wyważone.

Całość na sucho "nawet mi się podobała", a choć z kominka rozszedł się zapach niebanalny, to jednak w moim odczuciu brakowało mu siekierowego charakteru. Okazał się obrazowy, ale ulotny. Delikatne,  owoce chwilami wydawały się aż niejednoznaczne, zmieszały się z roślinnością i wilgocią. Efekt był taki... rozmyty. Wolałabym, by znalazło się tam więcej "zieloności", ziemi; czegoś z pazurkiem.

7/10

czwartek, 9 września 2021

wosk / świeca Goose Creek White Pine Lake

Im dalej w las...

Jeziora wśród górskich szczytów zachwycają mnie. Takie widoki przeważnie zdają się łączyć wszystkie cztery żywioły: woda (wiadomo), góry (ziemia), powietrze (wiatr; oby tylko nie halny), ogień (gdy np. słońce odbija się w spokojnej tafli). Ogólnie bliskość natury, piękne, osamotnione miejsca są tym, co uwielbiam. Ostatnimi czasy niestety nie zdarza mi się za wiele wyruszać. Miałam więc nadzieję, że wosk ten da chociaż namiastkę tego.

Goose Creek White Pine Lake to zapach białych sosen nad jeziorem, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Chłodna bryza wieje nad krystalicznie czystymi wodami tuż pod sosnami, niosąc wiosenną świeżość.
Nuty górne: żywy cytron, chłodna woda
Nuty bazowe: sosna, balsamiczna jodła
Nuty dolne: biały cedr, wiosenna bryza, wieniec z bluszczu


Recenzja 

Suchy wosk uderzał soczystym, surowym i słodkim jabłkiem, podrasowanym kwaskiem cytrusów oraz drzew iglastych. Za nimi w tle stał cały las, wraz ze specyficzną rześkością i... wilgocią? Oprócz delikatnego drewna i drewna zawilgoconego, specyficznie soczystego z racji owoców, czułam motyw wody. Jakby chłodnego strumienia, mżawki... Mieszających się z kwaskiem owoców... jeszcze innych. Z czasem coraz wyraźniej cytryn i kwaskawych jabłek, ale w egzotycznym otoczeniu.

W paleniu wosk przystał na soczystość słodko-kwaskawą. Jabłka początkowo dominowały, choć cytrusy, w tym cytryna, były za nimi tuż-tuż. Mieszały się z kwaskiem zielonych, żywych igiełek drzew iglastych.

Sosny wyraźnie się zaznaczyły, przywołując do siebie cały las iglasty. Drzewa i niekończące się pokłady zieloności niosły świeże powietrze. Wyobraziłam sobie podnóża porośniętych gęstym lasem iglastym gór, gdzie płynie potok z niewiarygodnie czystą wodą. To lekki chłód, rześkość od wody, ale też świadomość ciepła, tlącego się w oddali. Jakby tak ciepłego, letniego dnia uciec w chłód lasu.

Owoce także rześkość rozwijały, acz po swojemu. Do kwasku przybyło sporo słodyczy. Splot robił się coraz bardziej egzotyczny. Po cytrusach przyszłą kolej na słodko-rześką pitaję, może też dojrzałe brzoskwinie... Czy raczej nektarynki, w dodatku zmieszane z jabłkami? Chowające się wśród kwaskawych sosen. Po dłuższym czasie zdecydowanie to drzewa iglaste dominowały. Wydawały się też... mokre? Skropione deszczem / rosnące nad potokiem?

Zapach już na sucho był intensywny; w paleniu także. Rozchodzi się szybko i utrzymuje bardzo długo.

Kompozycja na sucho wydała mi się wątpliwa, jednak w kominku okazała się interesująca. Tak sobie oddawała etykietkę / nuty sugerowane przez producenta, ale wyszła ładnie. Połączyła jabłkowo-cytrusowe, iglaste elementy zapachów zimowych z naturą i jednak... latem. Jakby parnego dnia zapuścić się w las sosnowy. A jednak była i woda, i owoce... Niejednoznaczna, głęboka kompozycja. Im dalej w las, tym zachwyt nutami, jakie się nasilały rósł.

9/10

wtorek, 7 września 2021

kadzidełka Song of India Moksha Bliss Masala Incense Namo Amitabha Buddha

Nieskończona ziemia

Lubię indyjskie przyprawy, indyjską kuchnię, zapachy, a i ogólnie indyjskie, wschodnie klimaty są mi miłe. Wierzenia buddyjskie i związana z nimi medytacja może nie do końca, ale temat wydaje mi się ciekawy (może do zgłębienia w przyszłości). Na razie mój wzrok przyciągnęły kadzidełka nieznanej marki w eleganckim opakowaniu i z ciekawym opisem. "Namo Amitabha Buddha" (w chińskim: "Namo Amituofo", w japońskim: "Namu Amida Butsu") to mantra do medytacji dla nieskończonego światła, nieskończonego życia i nieskończonej mądrości.

Song of India Moksha Bliss Masala Incense Namo Amitabha Buddha to zapach indyjskich przypraw, ziół i olejków do medytacji w celu odpędzenia złej karmy i skupieniu umysłu; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych, wykonanych w Indiach, których w opakowaniu jest 15 gramów (u mnie 14 szt.). Wyprodukowane przez Hari Darshan Sevashram Pvt. Ltd. (HD).

Opis producenta
Jakościowe przyprawy, zioła, ekstrakty z kwiatów, egzotyczne olejki i inne naturalne składniki o pozytywnym wpływie.


Recenzja

Na sucho kadzidełka uderzały ziemistym zapachem, który kompleksowo wzbogacały o słodko-ostrawe przyprawy i słodycz suszonych kwiatów... a także i płatków nieco żywszych. Wydała mi się ciężka, ale jednocześnie subtelna i nieprzytłaczająca. Z ziemią mieszał się cynamon, ciepło-goryczkowate nuty np. kardamonu, kozieradki i coś kwiatowo-przyprawowego, ziołowego jak liście świeżej kolendry (?), ale niedoprecyzowanego. Doszukałam się w tym nuty henny (?), którą kojarzyłam z Imperial Maharani Incense Sticks Heena.

Z palonego kadzidełka rozeszła się wilgotna, czarna i lekko goryczkowata ziemia oraz świeże, słodko-ostre zioła. Chyba także kwiaty. Pomyślałam o białych (np. jaśminie?), otulających i subtelnych, ale mieszających się z charakterniejszymi. Oczami wyobraźni patrzyłam na świeżą, zieloną kolendrę, a potem coraz więcej ziół i roślin.

Także takich suszących się. Z czasem kompozycja nieco rozgrzewać, ocieplać lekką ostrością. Pojawiły się przyprawy korzenne, a więc cynamon, kardamon i kozieradka... Ale nie tylko one. Przejawiały goryczkę, idealnie mieszającą się i nakręcającą z ziemią. Musiała być zawilgocona, ale... jakby wręcz słodkawa? Tak korzennie-ostro... jakby wymieszać ją z goździkami? I odrobinkę zapleśniałym echem. Znów pomyślałam o hennie, znanej mi z innych kadzidełek. W kompozycji krył się pewien tajemniczy "brud".

Kadzidełka pachną intensywnie niepalone, na sucho. W trakcie palenia są średnio, choć zadowalająco intensywne, a dymu idzie duża ilość. Gdy rozejrzałam się po pokoju, był cały zadymiony.
Zapach utrzymuje się długo i wyraźnie czuć go także z pozostałego pyłku.

Całość bardzo mi się podobała ze względu na mocną ziemię nasyconą słodko-ostrymi korzennymi przyprawami. Wolałabym jednak, by była jeszcze mocarniejsza podczas palenia - to pasowałoby do nut.

Czy pozwalają skupić umysł? Czy pasują do nieskończonej mądrości, światła...? Powiedziałabym, że poniekąd tak, acz ta dosadna ziemistość raczej kojarzy się ze sprawami przyziemnymi, więc z wiedzą sprawdzalną, namacalną jak już (nie w rozumieniu jakiegoś oświecenia). Moc jednak... do medytacji na skupienie umysłu chyba adekwatna.

9/10

niedziela, 5 września 2021

wosk / świeca Goose Creek Pure White Sands

Perła wśród plażowych wosków?

Kolejny wosk, o którego kupienie nie posądziłabym samej siebie jeszcze jakieś kilka miesięcy temu. Odkryłam jednak, że cierpkawo-goryczkowate, słonawe męskie kompozycje bardziej plażowe potrafią mi się spodobać, czego przykładami są choćby Bridgewater Nantucket Coast, GC Mahogany Driftwood, GC Boardwalk Mahogany. Tu, do ładnej etykiety, doszły nuty sugerujące właśnie coś takiego, więc obstawiałam, że będzie to kolejna perełka do kolekcji.

Goose Creek Pure White Sands to zapach oddający czysty, biały piasek, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Zapach wyspiarskiego deszczu i czystej, białej plaży wypełniający powietrze.
Nuty górne: morska bryza, zielona herbata, bergamotka, grejpfrut
Nuty bazowe: tropikalne piaski, jaśmin, lawenda
Nuty dolne: wetiwer, bursztyn


Recenzja

Na sucho wosk pachniał rześko i średnio mocno. Poczułam odrobinkę soli, mieszającej się z wytrawniejszą "zieloną" nutą (ogórkiem?) i owocami: cytrusami, melonami. Wprowadziły wodnisto-słodki, egzotyczny aspekt, w swej świeżości zmieszany z kwiatami. Do głowy przyszedł mi damski, kwiatowy (jaśminowy etc.?) dezodorant. Dalej doszukałam się nawet pewnego ciepła. 

Ciepło okazało się wyraźniejsze w kominku. Dołożyło się do klimatu delikatnego, kwiatowego damskiego dezodorantu. Pewna zwiewna kobiecość, kwiaty odsłaniały lekko soczyście owocowe akcenty. Może jakieś lekkie, nie za słodkie melony (np. zielone?), coś niby gruszkowego...

Soczystość zmieniła się w rześkość, która była jak słonawy wietrzyk od wody na plaży z jasnym piaskiem rozgrzanym słońcem. Nasiliło się ciepło, a wraz z nim słonawa woda. Choć... cały czas wydawała się nieśmiała. Wiązała się z wytrawnością, mieszającą się z wodą jak... algowata zielona herbata? Algi... wodorosty, wilgotne rośliny...? I kwiaty... znów słodsze.

Pojawiło się więcej kwiatów, przypominające o dezodorancie. Owoce zmieniły się w bardziej cierpkawe - grejpfruty? Odrobinkę limonki? Coś je jednak rozmyło, przykryło. Jakby obawiały się pokazać wyraźniej. Do głowy przyszły mi różne białe, wilgotne kwiaty. Otulające wszystko inne swymi delikatniusimi, płatkami.

Zapach na sucho był delikatny, a by się rozejść z kominka, potrzebował sporo czasu. Jak już to zrobił, też nie było za co go chwalić. Trzymał się bowiem calutki czas delikatnego poziomu. Wydawał się bardzo ulotny, niezbyt uchwytny.

Jak dla mnie całość wyszła za łagodnie. Może oddali klimat bieli, białych piasków, ale wypisane przez producenta nuty dosłownie niedomagały. Delikatne kwiaty, lekka plaża, odrobinka owoców, w tym cytrusów, podkreślających kobiecy, zwiewny wydźwięk. Liczyłam na bardziej siekierowo-męski charakter. Liczyłam się z orzeźwieniem i pewną delikatnością, ale jednak nie taką... aż zbyt delikatniusią. Już nawet na sucho wydawał się charakterniejszy (acz może nie mocniejszy).
Może jest to swego rodzaju "biel", na pewno jednak nie biel perły jako żadna tam perełka wśród wosków (plażowych czy jakichkolwiek). Dobry pomysł, ale wykonanie nie te.

5/10

piątek, 3 września 2021

świeczka / wosk Yankee Candle Home Inspiration Golden Dusk

Zmierzch zachwytu nad YC

Mam wrażenie, że lata świetności Yankee Candle jakoś zupełnie mnie ominęły. Gdy trwały, świece wydawały mi się drogie i za wieloma jedynie tęsknie patrzyłam. W dodatku i tak tylko w internecie, bo w ówczesnym miejscu zamieszkania nawet bym nie miała, gdzie jakąś dostać. A zapachy niedostępne w Polsce? Ach, to już w ogóle było marzeniami. Gdy w dorosłym życiu zaczęłam te "cuda" poznawać, w końcu obudziła się we mnie wręcz niechęć do marki. A ten zapach wciąż jednak patrzyłam z lekką ciekawością (bo już i tak był dawno kupiony?) z racji tego, że w sumie... ani za wiele o nim znaleźć nie mogłam, ani linii "Home Inspiration" w zasadzie nie znam.

Yankee Candle Home Inspiration Golden Dusk to świeczka o zapachu oddającym złoty zmierzch, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Czysty, cichy zapach końca dnia - rześkie powietrze i jezioro wśród drzew.

Recenzja

Zapach na sucho to połączenie karmelu i kwiatów z soczystością dojrzałych owoców - może brzoskwiń? Wszystko to było skąpane w cieple słońca. Kojarzyło się z jedzeniem lodów o tych smakach w domu wypoczynkowym nieopodal leśnego jeziora. Jakby na jego balustradzie wywiesić wilgotne, bawełniane ręczniki? Im dłużej wąchałam, tym więcej pokazywało mi się roślin, kwiatów i drzew liściastych. Czułam rosę na nich.

Z kominka po rozgrzaniu rozeszło się słodkie ciepło słońca, świecącego letniego dnia, kiedy to temperatura zupełnie nie daje się we znaki, jest rześka i przyjemna. Może to poranek, gdy drzewa i kwiaty są pokryte rosą? Wyraźnie czułam wodę, całkiem sporo. Wyobraziłam sobie jezioro, nad którym pochylają się zielone drzewa liściaste.

Słodycz obecna od początku wzrosła. Pojawiały się kwiaty, białe i jakieś wodne, także drobne... konwalie, fiołki? Rosła i rosła, a wilgoć wydała mi się coraz soczystsza. Odnotowałam słodkie, choć wodniste owoce - średnio dojrzałe brzoskwinie? Pomyślałam o twardych, delikatnych bananach... Podkręconych jednak kwaskawym ananasem i brzoskwiniami, to pewne. Może to jakieś delikatne, wodniste lody / shake'i owocowe? Zapach wydał mi się z czasem rozmyty, niejednoznaczny. Słodko rozmyty, ale za to... ciepły w sposób bardziej kwiatowo-cynamonowy. Karmelowo-cynamonowy? Jakby tak podsypać do owocowych deserów przypraw, co zaczęło się trochę gryźć i męczyć. Z czasem przybrało to wydźwięk "jedzeniowych", damskich perfum lub żelu pod prysznic. Tu pojawiły się także bawełniane, wilgotne ręczniki i... kwiaty bawełny? Jakieś takie lekkie echo.

Moc na sucho była bardzo w porządku, a w kominku uderzała, po czym pobrzmiewała epizodycznie, jakoś nierównomiernie, z czasem nasilając się nagle i męcząc. Coś pojawiało się ładnego, potem rozmywało, zaleciało dziwne etc. Rozchodziło się to szybko i trwało średnio długo.

Całość niby wyszła w porządku, ale brakowało tu charakteru, "ładu i składu". Kompozycja niczym się nie wyróżniająca, lekka, ciepło-słodkawa. Trochę owoców i kwiatów, woda, wysoka słodycz, perfumeryjność... Trochę pomieszanie z poplątaniem, nijakość bez konkretów. Dołożyła się do narastającej niechęci do marki.

6/10

środa, 1 września 2021

wosk / świeca Goose Creek Ocean Breeze

Nieśmiała bryza

Może to dziwne, ale zawsze, gdy w dzieciństwie ojciec zabierał mnie nad morze, po góra drugim dniu dość miałam słonawego powietrza, wiejącego od morza. Wolałam jeziora (obecnie zaś w ogóle nie lubię wczasów nad wodą, unikam ich). A jednak niektóre kompozycje zapachowe, o ile są dostatecznie męskie, właśnie morskie potrafią mi się bardzo spodobać.

Goose Creek Ocean Breeze to zapach tropikalnego deszczu, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Poczuj świeże, chłodne powietrze, siedząc nad morzem i wdychając letnie kwiaty i orzeźwiającą, morską bryzę.
Nuty: świeże powietrze, morska bryza, jaśmin, plażowe kwiaty


Recenzja

Suchy wosk uderzył soczystymi owocami i rześkimi kwiatami. O ile pierwsze były dość niejednoznaczne, lekko po prostu kwaskawo cytrusowe, tak kwiaty ewidentnie były białe i dzikie. Przejawiały wilgoć, życie od nich aż biło. I mimo kwiatowej delikatności miękkich płatków... lekka surowość? Pomyślałam o rosnących w surowych, chłodnych warunkach. Chwilami wyłapywałam też odrobinkę soli jako słonej wody.

W paleniu wosk wyszedł bardziej kwiatowo, początkowo znacząco delikatniej. Rozchodził się jaśmin, poganiany dzikimi i bardziej surowymi kwiatami wystawionymi na chłodniejszy klimat.

Po kwiatach, w ich wilgoci, pojawiały się nieśmiałe cytrusy, wsparte delikatnymi, egzotycznymi i słodszymi owocami. Pomyślałam o pitai, wyjątkowo delikatnym mango... Słodyczy dodały im kwiaty. Na straży rześkości z kolei szybko stanął chłodniejszy i nieco słonawy powiew. Kojarzył się z morzem i skalistym klifem, a także porastającymi go, słodkimi kwiatami. Jedno z drugim się uzupełniało.

Kompozycja nabrała mocy po dłuższym czasie. Słonawość w interesujący sposób podkręcała się z cytrusami, a surowość i kwiaty, skały wplotły je w męskie, dobre... perfumy? Raczej męski, orzeźwiający żel pod prysznic (w pozytywnym sensie). Kwiatowy, ale z charakterem i powagą. Nawet nieco drzewną nutą? 

Intensywność suchy wosk zapowiedział w miarę wysoką; a w paleniu jakoś nie sprostał. Rozchodzi się leniwie, potem co prawda radzi sobie nieźle, ale siekierą - mimo pasującego do siekierowości klimatu - nie jest. Utrzymuje się przyjemnie długo, w zasadzie aż do kolejnego dnia. Niby wszystko w porządku, ale nie jest to pełnia zadowolenia.

Całość przypadła mi do gustu pod względem nut, ale... nie wyrazistości. Kwiatowa, ale w poważnym, męskim wydaniu. Sporo w niej rześkości niczym powiew od słonawego morza na jakimś surowym, skalistym klifie. Minimalnie owocowa, ale jednak. Słodka, ale charakternie. W pewnym stopniu łagodna kompozycja, dobra na lato, ale z pazurem. Sama jednak mam duże wątpliwości co do mocy zapachu. Mogłabym skakać z zachwytu, gdyby była bardziej siekierowa.

8/10