sobota, 27 marca 2021

wosk Yankee Candle Warm Cashmere

 Sweter-niespodzianka

Zbyt jasne, potencjalnie pudrowe, kobiece, delikatne zapachy nigdy nie leżały w kręgach moich zainteresowań. To, co wiele kobiet nazywa "cudownie otulającym", ja odbieram jak cienkie i gryzące, niewygodne golfy, które zupełnie nie są funkcjonalne. Krótko mówiąc - coś zawsze mi w nich nie pasuje. Męczy mnie, że zazwyczaj same jakby się męczyły chcąc pachnieć, a nie pachnąc. Taak, bez dwóch zdań wolę zdecydowane siekiery. Skąd więc ten zapach u mnie? Wpadł jako gratis. I tu przyznam, że lubię, jak takie niespodzianki nie moje wpadają, bo zawsze to okazja, by poznać coś, na co bym nigdy nie zwróciła uwagi. Tak bez zobowiązań, nic nie tracąc to sobie próbować różności mogę. A może akurat? Aż się ciepło na sercu robi, gdy taki bonus wpada.

Yankee Candle Warm Cashmere to zapach ciepłego kaszmiru; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Zawiń się w luksusie z wystawnymi nutami kojącego drzewa sandałowego i egzotycznej paczuli. 
Nuty górne: pomarańcze w słońcu
Nuty środkowe: drewno kaszmirowe, złoty bursztyn, kardamon
Nuty dolne: kremowe drewno sandałowe, zamsz, piżmo, biała paczula, francuska wanilia

Recenzja

Na sucho poczułam raczej delikatny, ciepły zapach czystego swetra, materiałów i delikatnych, ciepło-słodkich przypraw. Jakby tak czysty, wyprany sweterek już lekko zdążył przesiąknąć korzenną słodyczą i perfumami. Chyba doszukałam się też wanilii.

Po rozgrzaniu nie było już miejsca na żadne "chyba". Z kominka rozszedł się ciepły, sweterkowo-tkaninowy, otulający zapach perfum i wanilii właśnie. Pomyślałam o suszonych laskach wanilii i jej czarnych kropeczkach... Kropeczkach rozsypanych na jakimś jasnym drewnie i jasnych, mięciutkich swetrach.

Ciepłe, delikatne drewniane nuty wniosły orientalne ciepło. Trochę korzenności splotło się... z odległymi promieniami słońca. Zupełnie jak promienie słońca nagrzewające jakieś... zwiewne firanki, puchate dywany, koce... leżące w jasnym pomieszczeniu z drewnianymi meblami. Takim, gdzie leży też sporo miękkich tkanin i swetrów gotowych, by się w nie wtulić. Czułam, jakie to przytulne! Słodycz zaś była... jakby nieco przykryta firankami. Wszystko miało jasny wydźwięk, ulotny. Czyżbym poczułam zwietrzały, słodziuteńki cynamon cejloński? Zbyt delikatny, a potencjalnie uroczy.

Drewno wydało mi się przejawiać lekką soczystość. Ono też, jak i świeżo wyprane, czyste ubrania (jednak lekko już nasiąkające korzennością), było dość... czyste, jak wypucowane sprayem do drewna. W tle pojawiła się soczysta pomarańcza czy mandarynka... odrobinka jednak. Tonęła w tym otulającym, drewnianym i słodko korzennym... poranku? Tak, wosk miał jego wydźwięk. Słonecznego, ale zimowego poranka w cieplutkim mieszkaniu.

Moc zapachu niestety w moim odczuciu wyszła za słabo. Delikatny wydźwięk w połączeniu z delikatną mocą-natężeniem nie dała mi możliwości, bym się mogła w pełni nasycić wszystkimi nutami. Sporo było tu kwestii zbyt ulotnych. Dość intensywny na sucho zapach rozchodził się powoli, nieźle się wyeksponował, ale zaraz znikał.

Całość była ładna, taka ciepło-tuląca, ale jedynie jako "coś tam do pachnięcia w tle". Nic porywającego, odkrywczego... Z potencjałem, ale bez polotu, a szkoda. To pachniało tak leciutko, że aż żal.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz