piątek, 30 kwietnia 2021

kadzidełka Tribal Soul Incense Smudge Sticks White Sage + Palo Santo

Do zachwytu duetem trzeba dwojga

Gustuję przede wszystkim w kompozycjach zapachowych, na pojedyncze warianty trochę szkoda mi czasu - bo do odkrycia jest tyle bukietów i zestawień! Gdy chodzi o zapachy oczyszczające... uwielbiam palo santo, jednak do szałwii podchodzę z rezerwą - znaczy lubię ją, ale wiem, że lepiej ostrożnie. Stąd kadzidełka / woski zawsze trochę budzą moją podejrzliwość. Gdy po prostu palę szałwię, mam możliwość regulacji ilości "jaką lubię". Po Tribal Soul Sweet Grass + Cedar wiedziałam jednak, że tego duetu nie mam co się bać (acz i tak nie byłam już w stanie się wycofać, bo oba zapachy kupiłam razem).

Tribal Soul Incense Smudge Sticks White Sage + Palo Santo to zapach białej szałwii i palo santo, zainspirowany rytuałami Indian Ameryki Północnej; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych pyłkowych, wykonanych w Indiach z naturalnych składników (zioła, żywice, olejki, kwiaty), których w opakowaniu jest 12. Wyprodukowane przez Hari Darshan Sevashram Pvt. Ltd. (HD).



Recenzja

Na sucho kadzidełka pachniały intensywnie przede wszystkim słodkim w orientalny, lekko pikantny sposób drewnem. Choć przede wszystkim czuć jasne palo santo, pomyślałam też o słodkim cynamonie (szlachetnym cejlońskim?) i drzewie nagrzanym słońcem. Oczami wyobraźni dosłownie widziałam jego drewienka. Za nim snuła się rześko-świeża ziołowość szałwii, wprowadzająca element bardziej roślinny.

Kadzidelko palone roztoczyło drzewny, nieco korzennie-żywiczny aromat palo santo. Było słodkie, utworzyło orientalny, korzenny klimat. Dosłownie poczułam ciepło słońca i przypraw korzennych, nieco dymnych, żywicznych. Drzewo, drewno... niewątpliwie jasne... mieszało się z rześko-jasnymi ziołami. Biała szałwia nieśmiało pomykała w tle, w dodatku w towarzystwie też innych ziół, dość słodkawych. Roślinnie-słodki motyw krył się pod dominującym, słodkim palo santo. Jego słodycz rozkręcała się do tego stopnia, że o ziołach łatwo można zapomnieć.

Kadzidełko pachniało intensywnie już na sucho, a palone to podtrzymało. Paliło się długo, a i zapach długo się utrzymywał, nie będąc napastliwym. Dymu przy tym było stosunkowo niewiele. Nie była to jednak siekiera.

Zapach podobał mi się, bo bardzo lubię palo santo, jednak szałwia wydała mi się nim zbytnio przygłuszona. Z drugiej strony, jej aromat jest bardzo specyficzny i właśnie wgryzający się, więc może taki był zamysł? Okiełznać ją? Mam mieszane uczucia co do aż takich dysproporcji, gdy wariant zapachowy jest duetem. Ja nastawiłam się na duet zapachów, a dostałam głównie palo santo, stąd obniżenie ocenę.
Kadzidełko wydaje się bardzo oczyszczające, acz myślałam, że wykaże większą moc-intensywność.

7/10

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Burlwood & Oak

Tajemnicze drewno

Z drewnianymi zapachami mam jeden problem: uwielbiam je, ale nie satysfakcjonuje mnie "tylko drewno". Wolę złożone kompozycje, a w tych problem o to, by "reszta" za bardzo nie przygłuszyła drewna właśnie. Szukam więc czegoś... ciekawie drewnianego, a jednocześnie nie umiem tego sprecyzować. Smutne to trochę, ale cóż. Zobaczywszy etykietę dzisiejszego wosku pomyślałam, ze to może być strzał w dziesiątkę, ponieważ lubię tajemnicze, nieoczywiste zapachy... a ten właśnie na taki wyglądał. Tajemnicze, intrygujące drewno... Mmm.

Goose Creek Burlwood & Oak to zapach oddający "sękate drewno, dąb", u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Gdyby ściany mogły mówić... stulecie historii zamknęłyby w jednym, magicznym zapachu. Upojna nuta ciepłego, eleganckiego drewna.
Nuty górne: rozmaryn, pomarańcza, cytryna
Nuty bazowe: lawenda, jasne róże
Nuty dolne: dąb, drewno kaszmirowe, drewno sandałowe, mech dębowy


Recenzja

Na sucho wosk zapachniał mi intensywnie orzeźwiającym, męskim żelem pod prysznic, kryjącym szlachetną goryczkę i drewnem... Jakby tak w łazience stały drewniane meble, szafki... Wilgoć wszystko przenikała i mieszała się z nieśmiałą, cytrusową soczystością i lekko ziołowo-kwiatowym splotem, który zdawał się aż... utulać? Jak przygotowany, ciepły ręcznik, położony na drewnianej półce.

W paleniu wosk zdecydował się na wyraźnie męsko perfumowy klimat. Rześki i charakterny - zaobfitował w mnóstwo kwiatów i ziół... ciężkich, podszytych lekką goryczką i swoistą pikantną słodyczą. Czułam lawendę i krzewy (z ostrymi cierniami?), drewno.

Do głowy przyszedł mi orzeźwiający męski żel pod prysznic i właśnie... samo "prysznicowanie się". Na jakiś wczasach, w drogim... wynajętym, nowoczesnym domku? Z drewnianymi panelami, meblami także w łazience. Wydawały się zawilgocone. Pomyślałam o drewnie i ogólnej wilgoci. Drewno wiązało się aż z żywszymi nutami... Mchu? Jak w wilgotnych tropikach... W których to lasach rosną drzewa porośnięte mchem, z których to zwisają liany? Rośliny cały czas nakręcały rześkość, wtórowały im cytrusy, które zaczęły się pojawiać tu i ówdzie. Czułam pomarańczę i cytrynę, wraz z ich goryczkowatymi skórkami. Świetnie mieszały się z drzewami i ziołami, nasączając je.

Z czasem zioła wydały mi aż lekko ostro-korzenne. Zahaczyły o lekkie... drapanie / duszenie w gardle? Marginalne na szczęście. Zioła te mieszały się ze słodkawymi, męskimi perfumami, chwilami zmierzając w nieco mydlanym kierunku. Zaraz jednak pomyślałam o... palonym, karmelizowanym rozmarynie? I czymś goryczkowatym, ale ciepłym, trudnym do uchwycenia. Mieszał się z lawendą, może też różami. Drewno nieco cieplejsze mieszało się z drzewami ogółem, by pożegnać się niemal ciepło-otulającą nutą. Jakby tak po prysznicu, z widokiem na żywą roślinność, zioła w drewnianym, przytulnym wnętrzu szorować się czystym, ciepłym ręcznikiem.

Zapach na sucho był przyjemnie intensywny, w paleniu również. Rozchodzi się szybko, trwa długo i orzeźwia dosłownie, co się chwali.

Odebrałam go jako o wiele wilgotniejszą wersję GC Eskimo Kisses. Świetne, rześkie i charakterne nuty z mocną, drewnianą bazą. Podobało mi się zawilgocenie i rześkość, jedynie z leciutkim echem cytrusów. Charakter drzew i ziół przodował, co stworzyło świetną, męską mieszankę. Mimo to... nie było w tym zapachu nic nadzwyczajnego, a i... ja wiem, czy tak etykietkę dobrze oddawał? Nie powiedziałabym. Chwilami też przeszkadzało mi prysznicowo-mydlane skojarzenie (stanęło na drodze do pełnego zachwytu). Cóż, na etykietce to klucz raczej do łazienki niż to tajemniczego ogrodu pełnego drzew, ale co tam.

8/10

sobota, 24 kwietnia 2021

kadzidełka Tribal Soul Incense Smudge Sticks Sweet Grass + Cedar

Zapach znacznie cięższy niż piórko

Nie ciągnie mnie do rytuałów rdzennie amerykańskich, nie pociągają mnie piórkowe klimaty, które ostatnio zrobiły się modne, ale Indian i ich wierzenia, kulturę ceniłam sobie od dawna. Jako dziecko nie cierpiałam księżniczek, zaś Pocahontas lubiłam i szanowałam. Obecnie te prawdziwie rdzenne odniesienia, tematykę Nawaho itp. szanuję. Wiedzę na ich temat mam znikomą, ale myślę, że z chęcią to zmienię. O słodkiej trawie, jaką oni stosują od lat, usłyszałam właściwie dzięki tym kadzidełkom. Kupując je z kolei byłam przekonana, że to wariant "trawa cytrynowa i cedr", więc czekało mnie małe zaskoczenie. Mimo iż mój wymyślony uważam za ciekawy duet, poznanie czegoś nowego... koniec końców chyba wydało mi się jeszcze fajniejsze.

Tribal Soul Incense Smudge Sticks Sweet Grass + Cedar to zapach słodkiej trawy (turówki wonnej) i cedru, zainspirowany rytuałami Indian Ameryki Północnej; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych pyłkowych, wykonanych w Indiach z naturalnych składników (zioła, żywice, olejki, kwiaty), których w opakowaniu jest 12. Wyprodukowane przez Hari Darshan Sevashram Pvt. Ltd. (HD).



Recenzja

Na sucho kadzidełka uraczyły mnie intensywną słodyczą wanilii z poważniejszym, drzewnym tłem. Kompozycja wydała mi się ciepła, trochę jak... suszone liście tabaki? Z leciutką cierpkością i orientalnym wydźwiękiem.

Po rozpaleniu dym rozniósł zapach bardzo słodki, ale jednocześnie nie przytłaczający. Pomyślałam o wanilii i mięciutkich płatkach jej kwiatów. Wanilia jakby ustanowiła bazę, na której zawirowało... ciepło i suszone liście tabaki? Też w pewien sposób słodkiej.

Od słodko-liściowych, a jednak szlachetnych i poważnych nut tabaki z czasem rozeszło się drewno. Drewno suche, ciepłe... Pomyślałam o jasnym drewnie i drewnie słodko-orientalnym. Oczami wyobraźni patrzyłam na drewniane ławki... rozgrzewane słońcem, acz tylko częściowo, bo od niego trochę osłaniało je jakieś drzewo o niegęstych liściach (do głowy przyszła mi akacja). W obrazie tym, oprócz ciepła, kryła się pikanteria. Trochę poskromiona, a jednak poważna i korzenna. Ostre, wschodnie przyprawy i aromatyczne drewno zatoczyły krąg do wanilii, która ukoronowała je.

Kadzidełko ma intensywny zapach już na sucho, a co dopiero po rozpaleniu. Dymu wydziela niewiele, a pachnie od pierwszych sekund. Utrzymuje się przyjemnie długo do dnia kolejnego, ale nie wgryza się w otoczenie. Bardzo wysoka jakość.

Całość bardzo mi się podobała. Waniliowo-korzenne drewno wyszło słodko, ale bardzo, bardzo szlachetnie. Wyrazisty zapach nie przytłacza. Skojarzył mi się z lepszą wersją CC Golden Tobacco. Piękne opakowanie i forma - urzekło mnie piórko wewnątrz.

9/10

czwartek, 22 kwietnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Moonlit Coconut

Kokosowy księżyc

Kiedyś uwielbiałam kokosowe słodycze, obecnie - gdy ze słodyczy jadam tylko czekolady - w kokosowych wariantach wiecznie coś mi nie gra. Kokosa jednak lubię. Jakiś czas temu odkryłam, że jak czuję jego nuty w kompozycjach zapachowych, chwytają mnie. Stąd też decyzja o kupieniu czegoś kokosowego, ale nie "tylko kokosowego" (nie kręcą mnie jednolite zapachy).

Goose Creek Moonlit Coconut to zapach oddający kokosa rozświetlonego księżycową poświatą, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Światło odbijane przez księżyc spowija wyspę, jak i przepływa chłodna, marzycielska bryza.
Nuty górne: woda kokosowa, cytryna
Nuty bazowe: ananas, jaśmin
Nuty dolne: nocne fale, oud, drewno cedrowe


Recenzja

Na sucho zapach uderzył intensywnym i w pełni naturalnym orzechem kokosowym, nasączonym owocami: ananasem i cytryną. Wszystko to było żywe i soczyste. Kokosowość odebrałam jako roślinną, czułam rześkość plaży, jak również "zieloność". Oczami wyobraźni widziałam liście palm, ale też właśnie same kokosy: łupiny kokosowe, wiórki i miąższ. Swoisty kokosowy kwasek łączył się z przytoczonymi już żółtymi, kwaskawymi owocami. Podkreśliły rześkość, wydobywając na powierzchnię wodę kokosową i nuty bardziej mleczkowo-śmietankowe, podkręcane i napędzane białymi kwiatami (jaśminem?). Było to nieco słodkawe, ale w lekki sposób.

Po zapaleniu podgrzewacza wosk rozniósł orzechowo kokosowy zapach, nierozerwalnie związany z drewnem i soczyście-egzotycznym tłem. Dosłownie widziałam grube, brązowe łupiny kokosowe oraz masywne pnie palm. Drewno odpowiadało za poważniejszy motyw, który niósł pewną wytrawność. A także ekskluzywność rajskiej plaży, gdzie czuć rześkość... od falującej wody... gdzie piasek już wystygł. To plaża wieczorową porą, kiedy już czuć rześkość. Jej pomogły owoce, prędko pojawiające się jako soczysty motyw ananasa. Ananas epizodycznie nasilał się i czasem wychodził aż na pierwszy plan.

Kokos tymczasem też się rozwijał. Wyraźnie go czułam, jakby lekko soczystego... Kwaskawego? Ten motyw podsycił ananas, wsparty kwaskawą cytryną. Sok lał się, nasączając obraz plaży. Poczułam rześkość i soczystość. Kokos przeszedł w mleczko kokosowe, śmietankę... biel których podkreśliły kwiaty. Koniecznie białe. Nieco wygładziły kwasowość, jakby wyciszając kompozycję, tuląc do snu. Ananas trochę się osłodził. Z czasem wyraźniej poczułam jaśmin i wilgoć. Wilgoć związaną z rześkością i soczystością. Lekki kwasek wiążący kokosa z owocami: cytrynami i ananasem rozbrzmiewające orzeźwiającą egzotyką zaczęły osiadać w drewnie. Same też upuściły trochę goryczek swych skórek. Zupełnie, jakby tak wieczór pamiętający jeszcze gorący, może nawet nieco lubieżny, dzień na plaży, przygotowywał plażowiczów do snu.
Z kolei po zgaszeniu podgrzewacza, jakiś czas później... to, co pobrzmiewało, poszło w nieco cytrusowo-kokosowo-ogórkowym kierunku. Było rześkie, ulotne i nieprzyjemne.

Zapach był bardzo intensywny na sucho, w paleniu nieco mnie rozczarował, bo aż tak mocny nie był, a jednak nuty miał takie, że chciałabym je poczuć intensywniej.

Całość niby była niezła, ale za dużo było mi w tym ananasa i owoców, a za mało kokosa i plaży. Ananas jakoś nie pasował mi do kwiatów, a cała rześkość wieczoru i soczysta egzotyka też... trochę się gryzły. Zapach ciekawy, ale nie w moim guście. Nie lubię połączenia kokosa i owoców - jedynie nutę owocową mogłabym przyjąć z ochotą. Tu jednak niestety wyszła zbyt intensywnie.

6/10

wtorek, 20 kwietnia 2021

kadzidełka Oriental Flight Patchouli & Bergamot / Paczula i Bergamotka

Ziemisty odlot

Mam słabość do niecodziennych połączeń zapachowych / smakowych. W pierwszej chwili, gdy dostrzegłam połączenie paczuli i bergamotki, w dodatku w tak pięknym opakowaniu kadzidełek marki mi nieznanej... wiedziałam, że je chcę i tyle. Dopiero kupując już, na dobrą sprawę uzmysłowiłam sobie, że... to może przecież wyjść jak jedno z moich ulubionych połączeń nut smakowych w czekoladach, czyli ziemia & cytrusy! Już nie mogłam się doczekać, by zaciągnąć się tym dymem.

(Jones Home & Gift) Oriental Flight Patchouli & Bergamot to zapach paczuli i bergamotki; u mnie w formie zielonych kadzidełek patyczkowych, wykonanych w Indiach z materiałów perfumeryjnych, których w opakowaniu jest 30; producent to Jones Home & Gift.



Recenzja

Na sucho kadzidełka zapachniały lekko ziemiście niczym wilgotna, czarna ziemia zdradzająca lekką kwasowość, pewną ostrość i mieszająca się tym samym z soczyście-goryczkowatymi cytrusami. Wskazałabym pomarańczę, a przede wszystkim jej skórkę, do której słodyczy zakradały się trochę kadzidlano-ciężkie kwiaty. Dodatkowo zacisnęły splot słodkiej soczystości i ziemi.

Palone kadzidełka roztaczały dym dosadnie ziemisty, sprawiający, że w wyobraźni patrzyłam na czarną, wilgotną glebę. Wydawała się żyzna, czysta i... aż leciutko soczyście-pikantnawa, goryczkowata... tak jakby... od roślin? Niosła rześkość i ciężkość jednocześnie. Pomyślałam o nieco zawilgoconych konarach, drewnie zalegającym w lesie i... pokrytym mchem?

Była to ciężkość... soczystych, esencjonalnych cytrusów. Rozkręciły kwaśność, ale słodyczy nie porzuciły. Pomyślałam o pomarańczach i ich goryczkowato-cierpkich skórkach, lekko uziemionych jakby... z nutką ziemistej (czerwonej?) herbaty w tle. Wydała mi się nieco prażono-palona; też jak takowe zioła. W nich jednak kryła się także słodycz, z czasem chyląca się ku ciężkawym, żywych kwiatom i... znów goryczkowatej skórce cytrusów (mignął mi grejpfrut), choć tym razem cięższych i jakby ukrytych w dymie. Prażono-palonych? A może jak z sowicie wypieczonych, jasnych ciastek ze skórką? Częściowo jakby i ona, i kwiaty znalazły się w opisanej herbacie lub zmieszały się z ziemią. Splot ten chwilami kojarzył mi się ze zbutwiałym drewnem.

Mimo iż na sucho kadzidełko nie zapowiadało takiej mocy, palone dało się poznać jako całkiem intensywnie. Jednocześnie dymu szło bardzo niewiele; proces palenia się patyczka trwa długo. Utrzymuje się z kolei średnio długo.

Całość podobała mi się, jednak wolałabym, by była ostrzejszą, dosadniejszą siekierą. Ładny, głęboko-poważny zapach wiele dobra mi zafundował, acz pewne kwestie mógłby... jeszcze bardziej rozwinąć. Zagrać nimi jeszcze mocniej. Ciekawy, ale nie aż tak, jak się zapowiadał po tytule i opakowaniu. Myślałam, że będzie bardziej ziemiście i soczyście cytrusowo, wyszło zaś... ziemiście i drewniano-cytrusowo, z zawilgoceniem.

8/10

niedziela, 18 kwietnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Bergamot Mist

Niezamglone nuty mgły

Na ten wosk, a dokładniej na jego etykietkę zerkałam od pewnego czasu. Zapach zapowiadał się genialnie, męsko, ale majestatyczne zamczysko w górach i mgle jakoś nieco mnie... onieśmielało? A jednocześnie intrygowało. Trochę więc zwlekałam, jednak gdy już zdecydowałam się na zakup, wiedziałam, że bez sensu kupować tylko kostkę.

Goose Creek Bergamot Mist to świeży zapach bergamotki, drzew i mchu, oddający mgłę, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Zakazana mieszanka najcenniejszych elementów ziemi tworzy mroczny i pociągający klimat.
Nuty górne: musująca bergamotka, skórka cytryny
Nuty bazowe: geranium, grejpfrut
Nuty dolne: kremowy zamsz, biały cedr, mech dębowy


Recenzja

Wosk na sucho zapachniał chłodem skał i drzew, które spowijały wilgotne... mgły? Poczułam świeżość kwiatów i lekko męskie zioła, drzewa w tle, w oddali. Do głowy przyszły mi krzewy porastające surowe, górskie zbocza. Była w tym kamienna masywność, a także ciężkie, dzikie zioła i kwiaty. Wszystko jakby wilgotne od mgły, deszczu i... z charakterem ziemistym. Zaplątały się w tym nawet soczyście-goryczkowate cytrusy.

Wosk w kominku rozniósł mnóstwo słodkich kwiatów - dość ciężkich, wilgotnych, ale nie tylko. Także żywych i przyzwyczajonych do chłodu, surowych warunków. Kwiaty przejawiały soczystość... nieco ziołową, nieco cytrusową... Pomyślałam o pomarańczach i ich kwiatach.

Soczystość z czasem zaczęła coraz bardziej zmieniać się w chłód i wilgoć po prostu. Kwiaty mieszały się z ziołami... ziołami coraz ostrzejszymi i krzewami. Czułam coraz więcej drewna i goryczek. Wilgoć... była oblekająca i spowijająca te drewna, a także skały... Niczym zielony, wilgotny mech. Zupełnie, jakbym pełną piersią wdychała czyste, górskie powietrze.
Zapach skojarzył mi się z dobrymi, chłodnymi i naturalnymi męskimi perfumami. Klimat był poważny, bogato koloński i... dziki. Wciąż snuły się kwiaty, ale subtelnie w tle... Jakby róża? Może dzika? Na przód chwilami zaskakiwały goryczkowate grejpfruty, chwilami coś kwaśniejszego... nasycającego drewno i ziemię. Pomyślałam o herbacie... earl grey, a więc z bergamotką? Jakąś z cytrusową nutą i kwiatami? Na pewno mocną, dosadną. Niczym zwieńczenie wyprawy.

Zapach zdradza intensywność już na sucho. Oczywiście potwierdza ją po rozgrzaniu; rozchodzi się błyskawicznie i długo utrzymuje (nawet kolejnego dnia czuć bez problemu).

Całość przemówiła do mnie. Mimo że nie rewolucyjna, to serwująca porządnie męski zapach cytrusów, drewna i wilgoci, oddających wyprawę w nieokiełznane góry. Rzeczywiście chyba coś z mgły to w sobie miało... Cudownie zawarł ciężkość / moc obok rześkości. Aromat wydał mi się... taki czysty, dziki i jednoznaczny w tym. Skojarzył mi się jako nieco zbyt nasączone cytrusami YC Misty Mountains.

9/10

piątek, 16 kwietnia 2021

świeczka / wosk Yankee Candle Chocolate Layer Cake

Nie zatkało kakao

Jak ja sobie pluję w brodę, że zanim zaczęłam wrzucać je do kominka, kupiłam kilka czekoladowych zapachów, by urządzić zestawienie-porównanie. Wyszła z założenia, że skoro czekoladę kocham nad życie... Cóż, niestety jak widać, nie w woskach / świeczkach. Zamiast rozpływać się w zachwycie, obrzydzenie do takich wariantów mi się nawarstwiało z każdym kolejnym.

Yankee Candle Chocolate Layer Cake to świeczka o zapachu czekoladowego ciasta, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Przepyszne warstwy musu kakaowego i czekoladowego to czysta dekadencja. 
Nuty górne: czekoladowy mousse / pudding, kakao
Nuty bazowe: owoce żurawiny
Nuty dolne: wanilia

Recenzja

Na sucho świeczka pachniała słodko, sztucznymi figurkami czekoladopodobnymi oraz czekoladowym ciastem, wanilią. Mieszanka całkiem niezłego słodziaka z tandetą, w której to z czasem odnotowałam też lekką nutę czerwonych owoców (trudnych do określenia: bardzo słodkiej wiśni? malin?).
Po rozgrzaniu wosk powoli roztoczył kakaowy, wyważony aromat. Przypisałabym go mulistemu ciastu albo deserowi o słodyczy początkowo nie za wysokiej. Nie był jednak gorzki, trochę tylko goryczkowato-cierpkawy.

Pomyślałam o piernikowo-makowcowej, nieco ciepłej nucie... jakby korzennej gorącej czekolady lub kakao? Słodycz zaczęła rosnąć, ja zaś poczułam sztucznawą nutę czekoladopodobną, która mieszała się z kosmetycznie perfumową wanilią. Było to trochę odpychające i coraz słodsze w ciężkim kontekście. Na pomoc przyszła lekka, kwaskawo-owocowa nuta. Pomyślałam o kandyzowanych czerwonych owocach (wiśni? żurawinie?), też jednak aż muląco słodkich i zatapiających się w czekoladowości.

Sztuczność zapachu rosła epizodycznie, po czym zaskakiwała na przeciętnie czekoladowy tor. I choć słodycz nie była pierwszoplanowa, wycofała się za nutę kosmetycznego, plastikowego gorącego kakao. Irytujący wątek pobrzmiewał cały czas, choć chwilami krył się w gorącym kakao nie najwyższych lotów. Trochę ugłaskał go mlecznawy, śmietankowy wątek, z wanilią pobrzmiewającą w tle.

Na sucho zapach wydał mi się intensywny, ale zachowawczy. Po rozgrzaniu wyszedł dość mocno, ale wciąż zachowawczo. Nie była to natychmiast uderzająca siekiera. Potem trochę męczył, ale nie dusił.

To jednak i tak niestety kolejny, nieudany zapach czekoladowy w dużej mierze karykaturalnie. Może nie przesłodzony, ale dość sztuczny. Jednocześnie nie był taki najgorszy. Na szczęście nie zatkało mnie, nie przytłoczyło to-to, ale też nie sprawiło, bym chciała znów wrzucić do kominka.

5/10

środa, 14 kwietnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Balsam Fir

Balsam dla nozdrzy

 Na ten wosk w sklepach internetowych patrzyłam co jakiś czas dość tęsknie. Z jednej strony brzmiał ładnie, etykietka do mnie przemówiła, ale zawsze kupno odkładałam myśląc, że może wyjść zbyt zwyczajnie, powtarzalnie, nudno... A jednak coś ciągnęło, że w końcu zakupiłam kostkę, by rozsądzić o ewentualnym kupnie całego. Może tylko wydawał się taki zwyczajny?

Goose Creek Balsam Fir to zapach jodły balsamiczne, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Magiczne doświadczenie przechadzki przez pokryty śniegiem, balsamiczny las.
Nuty górne: świeży balsam, sosna
Nuty bazowe: tereny leśne, bergamotka
Nuty dolne: mech dębowy, rośliny wiecznie zielone


Recenzja

Zapach na sucho uderzał przede wszystkim autentycznym lasem iglastym. Poczułam sosny, świerki - całe mnóstwo różnych zielonych igiełek, ale także swoisty... lesisty mech, wilgoć, ziemię. Czułam chłód roślin, wysokimi drzewami zacienionych.

W trakcie palenia wosk roztoczył jeszcze mocniejszą woń lasu iglastego, wciąż bardzo naturalną. Oto sosny, świerki, jodły niosły bezkresną rześkość. Dosłownie czułam ich ostre, zielone igiełki i szyszki. Wśród nich zaplątała się odrobinka kwasku kłującego i chwilami... podkreślonego kropelką cytrusów?

Ta niosła orzeźwienie, rześkość nie tylko iglastą. Dziki, nienaruszony przez człowieka las porośnięty był wilgotnym, gęstym i miękkim mchem. Takim, na którym aż się chce położyć, by zaczął swą wilgocią i miękkością wciągać... Głębiej w ten ciemny, trochę chłodny las. Odnotowałam nawet pewną słodycz... Trochę eukaliptusowo-miętową? Kryła się wśród drzew, kory, korzeni. Stare, monumentalne drzewa miały zacny charakter. To je porastał mech, także zawilgocone konary leżące na ziemi. 

A ponad wszystkim zwisały żywe iglaste gałązki za sprawą których balsamiczna, drzewna goryczka mieszała się z iglasto-zieloną rześkością. Część z nich, wraz ze starą korą i innym, zawilgoconym leśnym dobrem leżało tak na wilgotnej, leśnej ziemi.

Zapach na sucho dość wyrazisty, intensywny, ale nie siekierowy. W paleniu zachowuje się podobnie, rozchodzi dość szybko. Nie poszedł w siekierowym kierunku, płynął raczej spokojnie, acz dosadnie. To się chwali, choć ja nie miałabym nic przeciw siekierze. Długo się utrzymuje.

Balsam Fir przypadł mi do gustu - to nieźle oddająca etykietkę kompozycja. Dlaczego tylko "nieźle"? Bo kojarzy mi się raczej z gęstym i ciemnym lasem, owszem iglastym, ale i pełnym mchów. To piękny aromat, bardzo realistyczny. Prosty jednak... nie niezwykły. Nie mam mu nic do zarzucenia, acz nie wiem, czy w najbliższym czasie kupię cały. Kiedyś na pewno z chęcią do niego wrócę.

8/10

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

świeczka / wosk Village Candle Hydrangea

Prosto z Kraju Kwitnących... No właśnie.

Choć od wielu osób słyszę, że zupełnie to do mnie nie pasuje, uwielbiam kwiatowe zapachy i w zasadzie kwiaty ogółem. Jest tylko jedna istotna kwestia: muszą to być kwiaty ciężkie, siekierowe - gdy o zapachy chodzi.  Ta świeczka jednak przyciągnęła mój wzrok nie tylko za sprawą wariantu - hortensje od razu skojarzyły mi się z Japonią i jednym z bardzo lubianych przeze mnie anime, Sanka Rea, z przeuroczą dziewczyną zombie jako główną bohaterką.

Village Candle Hydrangea to świeczka o zapachu hortensji, u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta
Hortensje są uwielbiane za oszałamiające skupiska niebiesko-fioletowych kwiatów. Mocny i pełen życia kwiat ładnie współgra z innymi, równie zachwycającymi kwiatami. Dodaliśmy nuty hiacyntu i lilii, aby stworzyć świeży, niezapomniany bukiet. Ten niesamowity bukiet kwiatów jest zrównoważony zmysłowymi nutami bursztynu, by pogłębić odczucia, jakie dają, kwitnąc upalnym latem.
Nuty zapachowe: hortensja, hiacynt, lilia i miękki bursztyn

Recenzja

Na sucho świeczka pachniała ciężkimi i wilgotnymi kwiatami ze znacząco rześkim elementem. Pomyślałam o krzewach wręcz uginających się pod ciężarem kwiatów, nenufarach i liljach wodnych. W wodzie... kryła się niemal owocowa soczystość. Wyobraziłam sobie rosę na młodych roślinach i kwiatach.
Po rozgrzaniu wosk roztoczył po pokoju mocno kwiatowy zapach. Były to kwiaty żywe i różne. Od ciężkich, wilgotnych hortensji, pod którymi łebkami gałęzie krzewów aż się uginają po drobne dzwonki, konwalie.

Słodycz kwiatów sunęła bezkompromisowo, rosła. Wydawała się skąpana słońcem poranka. Czułam się, jakbym na świeżym powietrzu w ogrodzie oddychała pełną piersią i zaciągała się życiem ogrodu, czuła rosę i wilgoć. Po chwili do głowy przyszły mi aż lilie wodne i nenufary. Także do pewnego stopnia ciężkie, ale właśnie od wody i wilgoci. Może z nutką zawilgoconego drewna w tle?Chwilami w tej nucie wyłapywałam lekką wręcz owocową soczystość, rześkość... by po dłuższym czasie zaczęło się to staczać ku... wilgotnie łazienkowym klimatom.

W kompozycji coś zaczęło się psuć - poczułam wilgotne ręczniki, kwiatowy odświeżacz do kibla, może zapachowy (kwiatowy) papier toaletowy. Mocy nabierała toaletowa kwiatowość, skutecznie zabijająca wspomnienie rześkiego ogrodu. Bez dwóch zdań trzymało się to zapachu kwiatów, ale właśnie... w toaletowym sensie, że aż poczułam potrzebę zgaszenia podgrzewacza po jakiś 1,5 godziny.

Intensywność zdradziła się już na sucho, zaś po rozgrzaniu potwierdziło się. Zapach rozchodził się szybko, czuć wyraźnie jeszcze długo po zagaszeniu podgrzewacza.

Wosk obiecał sporo, zaczął dobrze, ale z czasem pojawiała się w nim denerwująca, kwiatowo-toaletowa nuta. Nasilała się, zostawiając wrażenie po prostu nieprzyjemne.  A szkoda, bo najpierw to naprawdę ładny zapach kwiatów, oddający tytuł. Zmarnowany potencjał, a ja... straciłam serce do marki.

6/10

sobota, 10 kwietnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Pile Of Leaves

Szukaj, szukaj... ciekawych nut w liściach!

Kocham zwierzęta w zasadzie bez wyjątków, ale koty są na wygranej pozycji. Moja Luna to nr 1, ale... Też inne. Zwłaszcza na zdjęciach, opakowaniach, etykietach - niewiele innych zachwyca mnie i przyciąga wzrok tak, jak one. A jednak... ten wosk kupiłam ze względu na psiaka. Długo zwlekałam, powtarzając sobie, że to pewnie po prostu kolejny zapach liści (lubię takie, ale bez przesady, by kupować tylko dla etykiety)... Ale w końcu jednak psi nos i jęzorek kusił za bardzo. Co on tam w tych liściach mógł znaleźć...? Pytanie, co ja znajdę w wosku.

Goose Creek Pile of Leaves to zapach sterty liści, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Obudź swoje wewnętrzne dziecko. Bogato jesienny aromat opadłych liści wypełnia powietrze.
Nuty górne: opadłe liście, jesienne powietrze
Nuty bazowe: kwitnące jabłonie, cytrusy, delikatna sosna
Nuty dolne: drewno sandałowe, cedr


Recenzja

Na sucho wosk pachniał słodkimi, trochę wilgotnymi liśćmi i kwiatami raczej żywymi, z wilgocią podkreśloną słodkimi jabłkami i rześką, niemal nieuchwytną nutką arbuza. Poczułam powietrze, lekki kwasek... połączenie owoców i drzew. W tle poczułam... słodkawą korę... wanilii?

Po rozgrzaniu wosk roztoczył słodycz kwiatów, nieco mieszającymi się z liśćmi. Pomyślałam o wilgotnych od... rosy lub mżawki i skąpanych w słońcu, jednak... płatki kwiatów muskał chłodnawy już wiatr, a liście... częściowo opadały z drzew, wirując na jego podmuchach. Powietrze to niosło rześkość... słodką i owocową. Chwilami wyłapywałam arbuza, acz wyraźniej, konsekwentniej rozeszło się słodkie jabłko.

Jabłka w pewnym momencie wyszły na przód kompozycji. Z czasem nabrały ciepła, jakby się przypiekły. Wciąż myślałam także o kwiatach, ale... pojawił się drobny kwasek. Trochę jak drzewa iglaste, ale w dużej mierze owocowy. Oto po pewnym czasie kwiaty zmieniły się w liście, a ja znalazłam się wczesną, chłodnawo-rześką jesienią w lesie mieszanym. A jednak czułam też promienie słońca na twarzy, pewne ciepło. Do głowy przyszedł mi raczej sad z dojrzewającymi na drzewach, czerwonymi owocami. Czułam więc jabłka surowe, świeże i chrupiąco soczyste, ale także jabłka słodko-kwaskawe, jako jakiś twór... Jabłka leciutko posłodzone wanilią, trochę podchodzące pod cydr... wanilia zaś... zmieszana z korą, drzewem. Taak, wszystko domknęło wonne, słodko-ciepłe drewno.

Zapach na sucho był zadowalająco intensywny, w paleniu też. Szybko się rozchodzi, długo się utrzymuje.

Całość uważam za dobrą, ale nieadekwatną do tytułu / etykietki i nieporywającą. Ani to jakoś specjalnie charakterystyczne, ani ciekawe. Nie był to też mocno liściasty zapach. Oprócz liście mnóstwo równie intensywnych nut, które ze stertą liści średnio się kojarzą. Ot, takie coś, co to sobie pachnieć może, ale obeszłabym się bez poznania wariantu. Cieszę się jednak przynajmniej z etykietki.

7/10

czwartek, 8 kwietnia 2021

kadzidełka Elements Black Magic / Czarna Magia

Nie wszystko co czarne, jest takie piękne

Uwielbiam czerń, aczkolwiek nie w odniesieniu do magii. Czarnej nie praktykuję. Z nią trzeba ostrożnie, jednak kadzidełka inspirowane czarną magią traktuję trochę z przymrużeniem oka, jak wiele rzeczy. Po prostu jest taki styl, moda, że pewne motywy są chwytliwe i... nie czarujmy się (hue hue), przyjemne dla oka. Stąd i te kadzidełka u mnie. Chciałam też sprawdzić, jak wychodzą kadzidełka Elements patyczkowe, bo miałam do czynienia głównie ze stożkami. Jakoś nie mogłam się oprzeć mimo, że znaczek czachy kojarzy się raczej z trutką na szkodniki niż atrakcyjnym zapachem.

Elements Black Magic / Czarna Magia to zapach oddający czarną magię; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych, wykonanych z materiałów perfumeryjnych w Indiach, których w opakowaniu jest 20.



Recenzja

Wąchając na sucho, wyobraziłam sobie żywice, kadzidła rozsypane i tlące się, dogasające na czarnej, wilgotnej ziemi. Wilgoć tą podsycały płatki świeżych róż... oczami wyobraźni widziałam jakieś jasne - herbaciane i różowe, białe... trochę też innych kwiatów i drzewa. Wydały mi się szlachetnie słodkie, acz trochę drapiące w nosie... Jak klon (drzewo) i syrop klonowy? 

Po rozgrzaniu dym rozniósł soczystą, żywiczną słodycz. Połączyła kadzidlaność i kwiaty. Chwilami wydawała mi się niemal soczysta... jak "żywiczne" rodzynki? Takie... w syropie klonowym? A jednak z kwaskawą nutą i podszyte całkiem charakterną ziemistością.

Na straży słodyczy dodatkowo stanęły kwiaty. Wonne, herbaciane i stonowane, spokojne żywe kwiaty (róże?) jasne, herbaciane soczystość wygładziły do poczucia wilgoci. Pomyślałam o wilgotnej ziemi i żywych drzewach... upuszczających sok na wiosnę? Klimat wiosny, pierwszych kwitnących kwiatów zdawał się aż lekko (choć przyjemnie) kręcić w nosie. Drobny kwasek wrócił, ja zaś pomyślałam o kwaskawych, nieco kolońskich perfumach podszytych drewnem... Drewnem palonym i odymionym. Wyobraziłam sobie drewniane meble (sofy, fotele) ze skórzanymi obiciami... Zdecydowanie należące do jakiegoś faceta i przesiąknięte jego perfumami oraz kadzidłem. Także i ten motyw podkreśliła aż trochę pikantna ziemistość.

Kadzidełko na sucho nie zdradzało nadzwyczajnej mocy, ale było mocne w trakcie dymienia. Czas spalania uważam za dość długi, a ilość dymu sporą, acz nie zbyt wielką.

Całość w zasadzie mi się podobała, jednak nie wydała mi się w żaden sposób specyficzna czy szczególna. Nawet niespecjalnie adekwatna do tytułu. Było w tym coś, co jakby uziemiało kompozycję w przeciętności. 

7/10

wtorek, 6 kwietnia 2021

wosk / świeca Goose Creek Holiday Rum Cake

Rumowy zawrót głowy

Obecnie, mimo całej przeogromnej miłości do czekolady, od zapachów czekoladowych (i w sumie ogólnie słodkich, jedzeniowych) stronię. Nauczyłam się, że zazwyczaj wychodzą zbyt sztucznie plastikowo, kosmetycznie i w moim odczuciu nieapetycznie, a odrzucająco. Tym razem jednak zdecydowałam się na kupno kostki wosku, do którego myślami wracałam już parę razy. Z jednej strony wątpliwy, z drugiej zaś... znałam możliwości GC - to w końcu moja ulubiona marka o bardzo autentycznych zapachach.

Goose Creek Holiday Rum Cake to zapach ciasta rumowo-czekoladowego, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta
Bezdyskusyjnie pyszne! Rozpłyń się w tej świątecznej, szlachetnej mieszance. To rumowe, świąteczne ciastowe niebo!
Nuty górne: pełna śmietanka, ciepłe masło
Nuty bazowe: ciepłe ciasto waniliowe, kakao
Nuty dolne: słodkie ziarna wanilii, lekkie nuty rumu


Recenzja

Na sucho zapach zapachniał wyraźnie rumem i śmietanką w słodkiej, ale wykwintnej tonacji. W pierwszej chwili błysnęło skojarzenie raczej z kawą irish kcream, jednak potem rozeszła się również czekoladowość i to z wyraźnie wyczuwalnym kakao. Miało nieco drewniane echo, którym to łączyło się z rumem. Wyraźnie czułam też wanilię o nieco perfumeryjnie-kremowym charakterze, ale to tak w tle.

Po rozgrzaniu wosk roztoczył najpierw jedynie słodkawy splot śmietanki i masła, sugerujących miękkie i wilgotne biszkopty, kremy... a dopiero zasnuwając je silną słodyczą. Także ona wydała mi się dość ciężka. Należała do wanilii podszytej alkoholem i ciastowością... trochę jakby nasączoną alkoholem, coraz bardziej... 

Aż nagle wydała mi się truflowa. Coraz mocniej alkoholowa, cukrowa... Rumowa, jak nic! Nawet z pewną soczystością? Ale właśnie rumu czy kakao... lekko kwaskawo-cierpkiego. Kryła się w nich poważna goryczka, pewna szlachetność i powaga. Pomyślałam o słodkim kakaowym likierze, który jak już zaczął w swej słodyczy się rozkręcać, tak...

Otworzył drogę i ciastowej słodyczy. Oczami wyobraźni zobaczyłam nasączony alkoholem kakaowo-czekoladowy biszkopt... Piernik? Słodycz uderzyła nagle z pełną mocą, rozgrzała rumem i zawładnęła kompozycją. Rosła bez opamiętania, przywodząc na myśl słodkie, czekoladowe / czekoladowo-piernikowe ciasto prosto z piekarnika. Trochę duszne i przełożone śmietankowo-maślanym, alkoholowym kremem. Ciasto, którego zapach owładnął całe mieszkanie.

Zapach już na sucho był mocny, a gdy tylko zapaliłam podgrzewacz... to już w ogóle uderzył Mocą. Dosłownie drapał w nosie i gardle, jak to potrafią robić alkoholowe słodycze. Ten aż przyprawił mnie o ból głowy, co praktycznie się nie zdarza.

Całość wyszła dość realistycznie, na pewno dobrze oddaje etykietkę i tytuł - to bardzo, bardzo aromatyczne rumowe ciasto czekoladowe. Drapie i dusi... jak właśnie taki nasączony i przesłodzony wypiek. Lubię siekiery, acz akurat nie jestem przekonana, czy do tego konkretnego zapachu aż taka siekierowość pasuje. Tak samo jak fakt, że słodycz (czy to ciasta, czy zapachu) wolałabym niższą. Tak to cóż... trochę ból głowy jak po rumie faktycznie. Cieszę się, że kupiłam tylko kostkę, ale tak. Cieszę się, że kupiłam.

7/10

niedziela, 4 kwietnia 2021

kadzidełka Stamford Premium Hex Black Magic (Czarna Magia)

Czerń z białego kartonika

Stamford znam głównie dzięki zacnym kadzidełkom stożkowym, uznałam więc, że z chęcią sprawdzę także patyczkowe. Który zapach? Pomyślałam, że miło będzie zestawić ze sobą dwie drogi mrocznej magii (huehue), skoro zakupiłam też kadzidełka o podobnej nazwie od Elements.

Stamford Premium Hex Black Magic / Czarna Magia to zapach oddający czarną magię; u mnie w formie kadzidełek patyczkowych, których w opakowaniu jest 20.


Recenzja

Kadzidełko na sucho pachniało ziemią... w którą wgnieciono słodkawe kwiaty. Może jaśminu? Pomyślałam też o węgielnej i smolistej, gęsto-wilgotnej glebie o iście piekielnym podszyciu. Porastały ją gęste krzewy z kolcami. Wyobraziłam je sobie w nocnej scenerii... To były ukwiecone krzewy kryjące drogę do rześkiego jeziora, w którym odbija się księżyc, nad którym rosną lilie wodne, kusicielsko przyzywające do mrocznej, ciemnej wody niczym nimfy o nieodgadnionych zamiarach.

Po zapaleniu z kadzidełka rozszedł się dym wciąż ziemisty i kwiatowy, acz nieco bardziej... orientalny? Poczułam kwiaty zmieszane z ziemią, bagnistą glebą, ale... widziałam także jezioro i szeleszczącą nad nim trzcinę, pałki wodne. Dochodziło się do niego przez gęste krzewy, które broniły drogi tam jak żywopłot...  z kolcami? Na pewno z kwiatami. Przodował jaśmin, ale... czułam także inne. Pomyślałam o jakiś drobniejszych kaczeńcach, a także o unoszących się na wodzie liliach wodnych i nenufarach.... 

Myślałam o wodnych kwiatach, które w pełni ukazują swe piękno nocą. Czułam rześkość wody, ale też... wabiącą słodycz tych wszystkich kwiatów, aż nieco ciepłą w sposób korzenny. Do głowy przyszła mi też sucha ziemia, znów trochę węgla. Wyłapałam nieco korzenno-ziemistej pikanterii, co było niczym... poczucie wewnętrznego rozgrzania... emocjami? Jak wypieki na twarzy?

Kompozycja ogółem była dość... kusicielsko wonna, kwiatowa i niby niepozorna, a z pewnym mrokiem. Taka... nieprzewidywalna, tajemnicza.

Moc zapachu uważam za znakomitą. Bardzo mocno pachnie już na sucho, potem zaś dymu unosi się mnóstwo i jest on baaardzo aromatyczny. Kadzidełko pali się bardzo długo, co się chwali. Zapach utrzymuje się wyraźnie, przez wiele godzin.

Całość, dzięki niejednoznacznemu charakterowi pobudza wyobraźnię. Skojarzenie z wonną, kwiatową nocą nad jeziorem z ciepłym, rozgrzanym akcentem kupiło mnie. Zapach w istocie w pewien sposób magiczny.

9/10

piątek, 2 kwietnia 2021

świeczka / wosk Yankee Candle Whiskers on Kittens

Co za milusie wąsy, milordzie!

Na tę świeczkę polowałam niczym dziki kocur latami, a później, jak dziki kot zwierzynę, schowałam... i tak trzymałam kolejne lata, żałując odpalić. Wszystko przez to, że YC mało ma zapachów związanymi z kotami, a ten wydawał się białym (kotem?) krukiem i tak jakoś... W końcu jednak uwielbienie do marki jakoś mi przeszło i uznałam, że trzeba wreszcie przetestować. Przepisując nuty zaś naszła mnie myśl, że w zasadzie większość kocich zapachów różnych producentów oferuje... dość podobne nuty.

Yankee Candle Whiskers on Kittens to świeczka oddająca urok wąsów kociąt, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Słodki i przytulny zapach z delikatną nutą drzewa sandałowego, wanilii i piżma.
Nuty górne: ozon, jabłko, grejpfrut, brzoskwinia
Nuty bazowe: bambus, orchidea, róża
Nuty dolne: bursztyn, wanilia, piżmo, drewno sandałowe

Recenzja

Świeczka na sucho zapachniała mi bardzo słodko, ale z przełamaniem dzięki soczystym jeżyno...owym cukierkom? Perfumom? Nie była to nuta czysto owocowa, bardziej w kontekście słodkich damskich perfum. Zdecydowanie miały ciepły, trochę ostrawy wydźwięk. Przez moment pomyślałam o lekkich ziołach, które w tę delikatniusią słodycz niczym kot wbijają lukrecjowo-miętowe pazurki.

Po rozgrzaniu jednak słodycz rozeszła się bezkompromisowo. W tle pobrzmiewała owocowo-kwiatowa nuta kobiecych, trochę babcinych perfum, acz na przodzie rozwinęła się żywa słodycz wanilii z nutką owoców (owocowych perfum? drzewek owocowych?), ciepłych drzew i... taki zwierzęco-futerkowy (piżma?). Otuliły to, dość ciasno, dusząco i ciężko, róże... by następnie dopuścić nieco żywszych, wilgotnych kwiatowych motywów.

Odnotowałam świeże powietrze, jakby jakieś... ciutkę lesiste, wilgotne motywy. Było to dość drewniane, ale w słodkim sensie. Ogólna wilgoć także zawierała słodycz... Jeżyn? Jeżyn i brzoskwiń w formie podbuzowanych dżemów? Z iluzoryczną wręcz soczystością (zmieszaną z ciepłem?). Może nawet powideł o charakterniejszej, cynamonowo-drewnianej nutce? A i z lekkim kwaskiem (też jednak jakby umykającym). Nie były to jednak drzewa... bardziej łodygi? Zmieszane z kwiatami i perfumami o nieco waniliowym zacięciu.

Zapach był ciężkawy, ale delikatny, gdy o moc chodzi. Rozchodził się prędko, ale trwał... jakby nie rozbrzmiewając w pełni. Za to utrzymywał się zadowalająco... może nie długo, a długawo.

Całość była całkiem ładna, ale prosta i niedookreślona. Pewne nuty jakby pokazywały się, a następnie wycofywały... Były nieuchwytne, za słabe. A jednak ciężkawość, słodycz kwiatów, wanilii i perfum z drzewami i odrobinką soczystości-rześkości wyszły zacnie... Trochę jak taki tłusty, leniwy kociak, chowający się gdzieś. Szkoda właśnie, że chowający się.

7/10