poniedziałek, 31 lipca 2023

wosk Goose Creek Oud

Z gumą do żucia przez las

To kolejny z przypadków, w których akurat nie etykietka Goose Creek mnie przyciągnęła. Tu akurat miałam nadzieję, że jakiś młodzik w bluzie mi z kominka nie wyskoczy. Podobał mi się jednak opis, nuty, a i cała linia męska ogólnie kusiła. Tu jednak doszło jeszcze coś. Kolor wosku wydał mi się przepiękny (i kojarzył mi się pozytywnie z pięknymi kompozycjami, chociażby Goose Creek Snow Covered Trees czy też Goose Creek In The Forest).

Goose Creek Oud to zapach "spaceru po lesie", u mnie jako wosk (w opakowaniu 59g, czyli 6 kostek po ok. 10g).

Opis producenta
Wybierz się na spacer po lesie! Oczyść umysł, podczas gdy bogate leśne aromaty wypełnią powietrze.


Recenzja

Suchy wosk połączył w sobie rześki wątek cytrusów i lasu, słodko-chłodnego eukaliptusa i mięty ze słodyczą wręcz cukierkową, przywodzącą na myśl gumę balonową. Czułam też drewno, leciutką gorzkość, ale i drewno... ciepło-słodkie. Zapach wydał mi się perfumeryjny w prawie męskim kontekście, jak perfumy nie mężczyzny, a młodego chłopaka-nastolatka.

W kominku pierwsza rozeszła się słodycz łącząca w sobie gumę balonową, miętę i trochę kadzidła. Kadzidła rześkiego (nie kościelnego!), słodko-drzewnego. Drzewa, drewno podkreśliły goryczkę mięty oraz jej ziołowość, ale nie osłabiły jej słodyczy.

Słodycz szybko wydawała się rosnąć. Pomyślałam o delikatnej mięcie zielonej z tak chłodnym echem, że... chyba czułam też eukaliptusa, plączącego się koło niej. Niestety w słodkiej toni ciągle kryła się ta guma balonowa, pewna cukierkowość (bynajmniej nie miętowa - w wyobraźni zalegała mi różowa guma Orbit). Zupełnie rozbijała klimat lasu, wprowadzała pewne "odrealnienie" i po prostu kompletnie nie pasowała. Drewno jednak nieźle się broniło. W akompaniamencie mięty i eukaliptusa, do których dołączyły świeże, zielone igiełki z lekkim kwaskiem nieco stłumiło myśl o gumie. Pojawiło się jednak drewno tylko co wyczyszczone płynem do drewna. Mimo chłodniejszych, świeżych nut całość chyba za sprawą kadzidła miała ciepły charakter.

Suchy wosk pachniał średnio mocno. W kominku potrzebował raptem kilku sekund, by porządnie się rozejść. Wtedy dał się poznać jako po prostu mocny. Nie wyjątkowo siekierowy, ale mocny wystarczająco. Utrzymywał się średnio, acz zadowalająco długo.

Do wosku mam mieszane uczucia, sprawił mi żal. Główne nuty kompozycji, a więc drewno i las, kadzidło, mięta z eukaliptusem były cudowne, ale przesłodzono je. I nawet już nie chodzi mi tak bardzo o natężenie słodyczy, co o jej wydźwięk. Ta guma, płyn do drewna - coś sztucznego tu się wkradło.
Czyżby z małą zmianą opakowań (etykietki: naklejki zamiast kartoników), spadła też jakość?

7/10

niedziela, 23 lipca 2023

wosk EBM Creations Southern Iced Tea Wosk

 Mrożony wosk?

Lubię herbaty. Różne, acz nie uważam się za znawczynię. Herbatę z cytryną zdarza mi się pijać - musi być mocno cytrynowa i koniecznie niesłodzona. Uwielbiam tę naturalną soczystość. Nie wyobrażam sobie za to siebie pijącą wszelkie "ice tea". W dzieciństwie zdarzało mi się, ale to nie moja bajka. Jak jednak pomyślę o takiej kompozycji zapachowej, siłą rzeczy się uśmiecham z przeczuciem, że to się jak najbardziej może udać. Nie lubię ani zbyt słodkich, ani zbyt owocowych zapachów, acz właśnie taka herbata mrożona mogła być czymś bez przegięć w żadną ze stron.

EBM Creations Southern Iced Tea to sojowy wosk oddający zapach mrożonej herbaty; u mnie jako wosk (w opakowaniu 90,7g, czyli 6 kostek po ok. 15g).

Opis producenta
Orzeźwiająca wysoka szklanka świeżo zaparzonej, słodzonej mrożonej herbaty w gorące letnie popołudnie.


Recenzja

Suchy wosk pachniał ciepło i słodko. Trochę soczystymi, słodkimi owocami, trochę dobrymi dziewczęcymi perfumami. Otuliło je sporo kwiatów i lekka nutka cytrusów chyba wraz ze skórką, co odlegle przywiodło na myśl herbatę... acz raczej ice tea z butelki w wariancie owocowym, pitą letniego dnia.

Z kominka szybko jako pierwsza rozeszła się soczysta herbata z cytryną. Dużą ilością cytryny. Oczami wyobraźni widziałam pokaźny plaster z grubą skórką. Jej goryczkę też czuć. Mieszała się z tą herbacianą. Ta należała do herbaty czarnej, ale nie mocnej. 

Herbata z cytryną zaraz przybrała na słodyczy. Podkreśliły ją kwiaty. Pomyślałam o jaśminie i jakiś innych, wszystkich kwitnących. Niby wplatały świeżość i rześkość, ale chwilami wydawały się słodkie aż nieco ciężkawo. Cytryna zaczęła się pod ich wpływem mieszać z innymi owocami. Także soczystymi, ale już znacznie słodszymi. Brzoskwinią... i czymś jeszcze? Pomyślałam o "ice tea" (mrożonej herbacie) z butelki w wariancie owocowym, właśnie brzoskwiniowo-cytrynowym... pitej w ogrodzie z kwiatami i innymi zielonymi roślinami. To klimat ciepłego, letniego dnia, ale właśnie z rześkością. Mimo że słodycz po dłuższym czasie była mi za silna. Przywodziła na myśl omawiane już herbaty, ale w wersji przesłodzonej.

Wosk pachniał dość intensywnie i na sucho, i w kominku. Z niego zapach rozchodził się szybko i równomiernie, wyraźnie, jednak zanikał bardzo szybko. Po paru godzinach od zgaszenia świeczki już wcale go nie czuć.

Kompozycja podobała mi się. Cytryna i cytrynowa herbata, przechodząca w słodką herbatę brzoskwiniową, w akompaniamencie kwiatów to kompozycja cudowna, jednak... w końcu niestety zrobiło się za słodko. Wosk bez trudu kojarzył się z mrożonymi herbatami. Daleko mu woskowi do cudownego Kringle Candle Herbal Tea.

7/10

poniedziałek, 3 lipca 2023

wosk / świeca Chestnut Hill Bloom

Kwitnący zachwyt

Lubię mocne, wręcz ciężkie kwiatowe zapachy. Kocham przechodzić koło drzew i krzewów, które są w pełni rozkwitu, a które czasem potrafią wydawać się wręcz duszne. Nie pogardzę też kompozycjami zapachowymi je oddającymi. Jako że o marce wosków Chestnut Hill wyrobiłam już sobie dobrą opinię, wiem, że mogę się po nich spodziewać właśnie mocnych i autentycznych zapachów, ten kupiłam prawie jako pewniaka, że będzie co najmniej bardzo dobry.

Chestnut Hill Candle Bloom to zapach kwitnących kwiatów, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.

Opis producenta
Kwiatowy, świeżo-zielony zapach z plumerią, jaśminem i różą jako nutami środka przeciw kokosowo-bursztynowej bazie.


Recenzja

Suchy wosk pachniał wyraźnie jaśminem i całym kwitnącym wiosną ogrodem. Czuć ciepło słońca, które go rozgrzewa, lekką drzewność... Na pewno ogrom słodyczy. Kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty - ciężkie, o dużych główkach i na pewno żywe. Były tam róże, malwa i inne. Przez moment wydało mi się, że trochę zalatuje ciepłymi, kobiecymi perfumami, ale nie... ewentualnie w tle, leciutko. Wydźwięk był raczej świeży.

Po rozgrzaniu rozszedł się słodki, rześki świeży jaśmin, jakby kwitnący naprawdę ciepłą wiosną. Dosłownie czułam promienie słońca na twarzy. Mieszało się z niemal ciężką, jednak też świeżą słodyczą. Róże, malwa i inne kwiaty o wielkich główkach i aksamitnych płatkach zebrały się błyskawicznie. Były wyraziste i prawie przytłaczające... gdyby nie leciutka, bardziej wilgotnie-powietrzna nutka. Pomyślałam o szlachetnych damskich, kwiatowych perfumach dobrej jakości... Wodzie różanej? I krzewie róż... Krzewie, w którym czuć lekko drzewny motyw.

Z czasem za zapachem świeżych, żywych płatków kwiatów z dominacją jaśminu i róży, pojawiła się lekka, rześko-soczysta słodycz... kokosa? Ten zdawał się wygrzewać w cieple słońca. Mimo ciężkości słodyczy oraz ciepła, zapach był... rześki niczym późna wiosna. Pełna kwitnących, słodkich kwiatów.  Zwłaszcza, gdy po dłuższym czasie rześki kokos zintensyfikował się i wmieszał się w obecne na pierwszym planie kwiaty. Słodycz była ryzykownie wysoka, ale szlachetna, a dzięki temu w pełni przyjemna. Tylko że... w tej świeżości w końcu znów zaczęła mi przemykać lekka perfumowość czy nawet np.... kokosowy żel pod prysznic.

Już suchy wosk pachniał bardzo intensywnie, lecz w kominku okazał się prawdziwą intensywną siekierą. Rozchodził się błyskawicznie i porządnie, czuć go nie tylko w pokoju z kominkiem. W pewnej chwili wystraszyłam się, że zacznie przytłaczać, ale nie. Utrzymywał się dość długo. Nawet kolejnego dnia dało się jeszcze go wychwycić.

Zapach bardzo mi się podobał, mimo że nie rozkochał mnie w sobie tak na maksymalną ocenę. Jaśmin i róże z rześkim kokosem i słonecznym ciepłem to zacny splot. Wzmocniła go mieszanina masywnych i aksamitnych, nieco ciężkawych kwiatów oraz perfumeryjna nuta, co było naprawdę niebanalne. Jednocześnie kompozycja nie wydała mi się nad wyraz niespotykana. Mój zachwyt zapachem... powiem, że porządnie kwitnął wraz z wąchaniem, acz w pełni - do miłości - to jeszcze nie rozkwitł. 

9/10