Spacer za potrzebą?
Prawdę mówiąc, na samą myśl o jakichkolwiek spacerach zimą przechodzi mnie dreszcz. Tak, być może podkręcony zimnem, bo straszny ze mnie zmarźlak. Lubię jednak zapach drzew iglastych, lasu... mrozu może mniej, ale... wiele tu "to zależy". Zapachy z takiej kategorii budzą we mnie mieszane uczucia. Postrzegam je jako takie, które mogą być ładne, ale nie muszą. Co do tego... z jednej strony liczyłam na zapach ściętej choinki, z drugiej bałam się, czy wosk da radę autentycznie coś takiego oddać.
Przy okazji dowiedziałam się o istnieniu czegoś takiego jak "Christmas Stroll w Nantucket, USA". To coroczne wydarzenie dla całych rodzin: Bożonarodzeniowy spacer-parada. Dobrze wiedzieć.
Kringle Candle Christmas Stroll Wax Melt to wosk o zapachu zimowej przechadzki wśród drzew od Kringle Candle Company; u mnie jako wosk (35 g).
Opis producenta:
Zainspirowany zapachem świeżo ściętych choinek oraz grzanego cydru podawanego podczas spaceru gwiazdkowego w Nantucket, ojciec prezesa Kringle, Mike Kittredge, pomógł opracować ten radosny, świąteczny zapach.
Nuty górne: jodła balsamiczna, sosna
Nuty środkowe: zieleń, mech, słodycz
Nuty dolne: przyprawy korzenne, zimowe powietrze
Recenzja
Na sucho w pierwszej chwili wosk uderzył sosną rodem z muszli klozetowej, podrasowaną zimną "morską bryzą" również z tejże myślodsiewni i męskimi perfumami. Na szczęście szybko zaopiekowały się tym wyraziste drzewa iglaste, ostro-gorzkie przyprawy korzenne i... ogólnie las. Drzewa iglaste przybrały na naturalności, jakby zmotywowane korzenną ostrością. Ta chwilami była jak... gryząco-ostry mróz. Męska nuta i przyprawy odpowiadały za lekką słodyczą, która też w korzennie-anyżowe tony się wpisała.
W kominku wosk okazał się zdecydowanie bardziej naturalny, aczkolwiek zwłaszcza na początku wciąż zahaczał trochę o kostkę toaletową i samochodowe choinki. Dopiero po paru chwilach igliwie, mocno sosnowe klimaty wytoczyły kwaskawo-rześką przyjemną atmosferę lasu.
Las ten to także drzewa jako drewno, mocno podkręcone żywicą i przyprawami korzennymi. Ostre i goryczkowate, wpuściły też odważne, męskie perfumy. Te wydały mi się średniej jakości, ale pasujące. Wraz z korzennością przywołały chłodno-gryzący anyż, oraz gorzki kardamon i gałkę muszkatołową, a także... inne, wszystkie jednak mocne. Po ostrości przyszło lodowe, mroźne gryzienie / pieczenie. Poczułam się jak w lesie, w którym słyszy się skrzypienie śniegu pod swoimi nogami. Zimne powietrze aż gryzło, choć z czasem... jakby zgodziło się na złagodzenie poprzez miętę, w którą zmienił się anyż.
Kwasek drzew iglastych ze słodyczą raz i drugi przywiódł na myśl ścięte drzewko, które z przyprawami korzennymi i igliwiem były jak... jak powrót z lasu do aromatycznego domu? Moment, w którym już otwiera się do tego domu drzwi. I czuć (trochę słodko-miętowe?) męskie perfumy oraz oczywiście świeżo ściętą choinkę z lecącą z niej jeszcze lepiącą żywicą.
Całość była bardzo intensywna i aż trochę przerysowana w tej swojej intensywności. Siekiera, jednak nie męcząca. Chwilami może tylko... wywołująca zrezygnowane "ech, czy to musi tu pobrzmiewać?", w odniesieniu do pewnych nut.
Wosk w zasadzie wyszedł nieźle, choć na sucho zdążył mnie wystraszyć. Mocny, wyrazisty i zimowy. To mroźny las, właśnie spacer zimowy i... sosno-choinka. Szkoda tylko, że nie taki idealnie naturalny, a jednak mający i gorsze (toaletowe) akcenty.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz