czwartek, 31 grudnia 2020

wosk / świeca Goose Creek Teakwood Merlot

Wino bez poczucia winy?

Bardzo lubię wytrawniejsze czerwone wina, aczkolwiek nie pijam ich zbyt wiele. O wiele bardziej lubię czuć nuty wina w czekoladach. Stąd też myśl, że wosk o zapachu wina mógłby być czymś dla mnie. Mogłabym sobie dopełnić winem nie jeden wieczór i to bez poczucia winy (wywołanego wlaniem w siebie procentów!). Nie ukrywam, że liczyłam na wiele... zwłaszcza że i etykietka jakoś do mnie przemówiła. Co więcej, wydała mi się pasować na Sylwestra (którego w sumie i tak w żaden sposób nie świętuję, ale cii).

Goose Creek Teakwood Merlot to zapach wina dojrzewającego w drewnianych beczkach, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta:
Stary i sekretny, rodzinny przepis na szklankę idealnej, słodkie herbaty cytrynowej.
Nuty górne: paryski merlot, winne czarne winogrona
Nuty bazowe: beczka wina, kardamon, rozmaryn
Nuty dolne: drewno tekowe, mech dębowy, mahoń


Recenzja

Na sucho wosk uderzył soczyście-słodkawą mocą owoców: porzeczek i wiśni, o wyraźnie alkoholowo-winnym charakterze. Zrobił to, umiejętnie przeplatając trochę wręcz dżemowo-konfiturowe owoce z przyprawami. Czułam gorzkawy kardamon o drzewnym, beczkowym podszyciu. To niesamowicie nakręciło wytrawniejszy klimat czerwonego wina, w którym to poczułam także niemal czarne, chrupkie winogrona i czarne porzeczki, jeżyny... Jakby nasączające drewno.

Po rozgrzaniu wosk konsekwentnie roztaczał ogrom słodko-cierpkich owoców, a więc miękkich wiśni, jeżyn. Wydały mi się aż nieco przejrzałe, słodko-gnilne. Dołączyła do nich odrobina cierpkiego kwasku czarnych porzeczek. Kojarzyły mi się trochę z sokiem z nich, trochę ogólnie dżemikowo-kompotowo (przy czym zdarzyło im się zalecieć drobną mydlanością), dzięki czemu nieco rozgrzewały.

Rozgrzewały też alkoholowością. Otóż owoce bardzo szybko zaczęły przejawiać winne skłonności, by po chwili dosłownie stać się słodkawym czerwonym winem, niestety z takim... łagodząco-mydlanym (pudrowym?) elementem. Winu pomogły jednak pikantnawe, ciepłe przyprawy takie jak kardamon i inne gorzkawo-korzenne. W pewnym momencie zapach wydał mi się nawet nieco pieprzny.

Przyprawy zaprosiły wyraziste beczki, drewno. W wyobraźni przeniosłam się do chłodnej piwnicy zacnej winiarni, gdzie widziałam ciemne beczki skrywające równie ciemny, smakowicie owocowy płyn. Wino wydawało się charakterne, o beczkowo-drewnianym podszyciu, ale cały czas też rześko owocowe. Orzeźwienie, słodycz i soczystość w dużej mierze napędzały winogrona, które rozkręciły się dopiero z czasem. Odmiany... może jakiejś fioletowej... Po chwili zasypały ją winogrona niemal czarne, bardzo ciemne i charakterne, cudownie mieszające się z wiśniami i porzeczko-jeżynami. Po dłuższym czasie bardziej przemieszały się z lekką goryczką drewna.

Intensywność zapachu, jak na Goose Creek, wydaje mi się średnia, ale i tak była satysfakcjonująco wyrazista i dosadna. Nie męczyła. Rozchodziła się szybko i długo utrzymywała się.

Całość podobała mi się, jednak nie tak w pełni. Doszukałam się paru nut stojących na drodze do rozkoszy jak np. ta mydlaność. Z kolei wydźwięk wolałabym bardziej uderzająco alkoholowy, taki... mocniejszy, winny, niż chwilami aż słodziutko owocowy. To zestawienie wyszło przyjemnie i tak, że z chęcią po jakiś bardziej męczących dniach, wieczorem wrzucę do kominka.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz