Piękne nuty niekoniecznie kolęd
Obce jest mi kolędowanie i... w ogóle zimowe chrześcijańskie świętowanie, bo jestem ateistką. Niemniej, nie ukrywam, że niektóre kolędy czy świąteczne melodie potrafią być w tym okresie czasu w miarę miłe, przyjemne dla ucha. I taak, pisze to osoba słuchająca metalu. A jednak obok "kolędowego zapachu" przeszłabym obojętnie, gdyby nie... nuty, jakie obiecał producent. Po prostu wydały mi się wszystkim, co uwielbiam w jednym worku. Mikołajowym worku? Oj, miałam nadzieję, że będą w nim dla mnie same cudowności... w końcu byłam grzeczna!
Yankee Candle Singing Carols to świeczka o zapachu owoców, przypraw i drzew iglastych, oddający klimat kolędowania, u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).
Opis producenta
Harmonijna kombinacja owoców, przypraw i zielonych nut świątecznego drzewka, inspirowana świątecznymi melodiami.
Nuty górne: mandarynka, eukaliptus
Nuty środkowe: igły jodły, jałowiec, goździki
Nuty dolne: jeżyny, drzewo cedrowe, sosna
Recenzja
Na sucho świeczka pachniała słodko i soczyście - powiedziałabym, że miętą i słodziutkimi cytrusami. Przewodziły delikatne mandarynki, za którymi były inne, aż trochę landrynkowe pomarańczowe owoce. Mięta wnosiła słodki chłodek i podkreśliła naturalność kompozycji odrobinką ziołowości; to też trochę suszonych kwiatów z charakterem... nieco korzennym, ale nie ostrym. Zarysowało się to na bezkresnej, świeżej rześkości, przywodzącej na myśl chłodne powietrze i drzewa iglaste.
Po rozgrzaniu zapach nie zmienił się gdy chodzi o delikatną, uroczą słodycz. Leniwie roztoczył chłodnawą słodycz, kojarzącą się z miętą i rześkim powietrzem. Pojawiły się delikatne, suszone kwiaty i odrobinka ciepłych przypraw, konsekwentnie skłaniających się ku chłodnawej słodyczy.
Ze słodkiej rześkości z czasem wyłoniły się lekkie owoce. Poczułam się, jakbym obierała dojrzałe i soczyste mandarynki. Mandarynki chwilami robiły niepewne aluzje do landrynek, ale... zapach jednak na to nie przystał. Kompozycja przybrała na soczystości, a ja poczułam niemal muląco słodkie, lekko cierpkawe jeżyny. Słodkie, acz z leciutko goryczkowatym akcentem, do którego przyłączyły się też skórki cytrusów... Te przywołały charakterniejszą, drzewną nutę, zahaczającą o dobre, męskie perfumy.
Rześkie powietrze i słodki chłodek ciekawie podporządkowały sobie lekki kwasek. Wciąż w głowie siedziały mi słodkie cytrusy, a zaraz... jakbym przeniosła się do lasu iglastego. Kwaskawa woń igliwia wyszła na przód; czułam sporo drzew, jednak wciąż kompozycja nie wyzbyła się słodyczy. Ta umocniła się w kontekście subtelnych męskich perfum. Z czasem drzewa zaczęły odgrywać coraz ważniejszą rolę, jakby ustanawiając stabilną bazę dla drobniejszych akcentów, w tym chłodno-słodkiej mięty, korzenności. Podkreśliły ziołowość (czyżbym odnotowała jałowcową mgiełkę?). Drzewa i drewno dodały całości charakteru i powagi.
Zapach na sucho wydaje się raczej łagodny, po ogrzaniu rozchodzi się szybko, ale niestety równie szybko się ulatnia. Dynamiczny i wyrazisty, ale jednak ogólnie... tworzący przytulny klimat, bez szarży czy uderzenia którąś z nut. Nie ukrywam, że tego mi trochę brakowało, bo lubię bezkompromisowe siekiery.
Zapach zaskoczył mnie tym, jak piękny się okazał. Mięta otulająca słodziuteńkie, soczyste owoce (mandarynki i jeżyny), ziołowym motywem splatająca się z zimowym chłodem i drzewami iglastymi / ogólnie drewnem wydała mi się zniewalająca. Odrobinka korzenności, nieprzytłaczająca słodycz... zapach, w którym można się zatracić. Osobiście żałuję tylko, że w gruncie rzeczy był dość delikatny: wyraźny, ale... nie siekiera, a taki tworzący klimat. Wolę siekiery, ale... ten i tak mnie zachwycił. Na wydźwięk to 10, lecz niesatysfakcjonująca moc pozostawiła niedosyt.
Muszę przyznać, że... zapach miał w sobie coś z klimatycznego, poważnego i rodzinnego kolędowania, tak sądzę.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz