środa, 25 listopada 2020

wosk / świeca Goose Creek Cold Autumn Leaves

Zimna jesień budząca ciepłe uczucia

Odkąd pamiętam, gdy tylko pojawiały się pierwsze choćby jedynie trochę żółtawe liście z utęsknieniem czekałam na ich sterty, by móc zaciągać się ich zapachem. Tak brudnym, tak uzależniająco-odpychającym, że... dla mnie pięknym. Latami zapach jesiennych liści, deszczu i mgły był jedyną motywacją by w miarę dziarsko wstać i iść chociażby do szkoły. Może to dziwne, ale czasem obecnie jesienią brakuje mi tych porannych, trochę przymusowych spacerów wśród takich zapachów. Stąd ogromne oczekiwania co do tego wosku.

Goose Creek Cold Autumn Leaves to zapach liści chłodną jesienią, u mnie jako wosk (59g).

Opis producenta:
Zimne krople deszczu spadające na kolorowe, jesienne liście.
Nuty górne: bergamotka, zimne krople deszczu, liście
Nuty środkowe: igły jodły, opadłe liście
Nuty dolne: paczula, jesienne drzewa


Recenzja

Wąchając na sucho poczułam moc mokrych liści zalegających całą stertą na wilgotnej, czarnej ziemi. Czułam mżawkowo-deszczowy chłód, trochę drzew i drobny, przeszywający to kwasek. Wydał mi się nieco... kiszonkowo-ogórkowy? Rześki i jednocześnie ciężkawy. Zahaczył o koloński motyw. 

Po rozgrzaniu wosk konsekwentnie roztaczał zapach liści, podrasowanych lekką kiszonką. Jakby na wilgotną i sporą stertę wciąż spadały kolejne. Liści było coraz więcej i więcej! Leżały na wilgotnej, czarnej ziemi, od której rozchodził się chłód i sugestia ostrości (pleśni?). Właściwie... był wszędzie. Czułam także rześkość mżawki: chłodnej i jesiennej.

W rześkości z czasem pojawiła się soczystość... lekki kwasek. Chwilami zajeżdżał mi kiszonkowym ogórkiem, a chwilami cytrusami. Wydał mi się w pewien sposób słodkawy... najbliżej mu chyba do pomarańczy. Mieszał się też z iglastą wonią i drzewami, nie był więc zbyt oczywisty.

Liście bowiem opadały właśnie z drzew o grubych, mocarnych pniach, z korzeniami porastającymi ziemię. Drzewa te były różne, mieszane: i liściaste, i iglaste... Przy czym iglaste z czasem umacniały swoją pozycję. Oczami wyobraźni widziałam mnóstwo zielonych igiełek, odpowiadających za rześkością. Przemykała między nimi kolońska, słodkawo-ziołowa nuta, która wygładzała kwasek odrobinką pikanterii. Nie do końca jednak, bo sugestia przegniłych liści cały czas gdzieś tam w oddali wisiała.

Zapach jest wyrazisty i odważny, ale nie siekierowy. Chwilami wydaje się ciężki, acz mimo błyskawicznego rozchodzenia się i długiego utrzymywania do dnia kolejnego, ani przez chwilę nie męczy. Właściwie... wnosi orzeźwienie.

Całość bardzo mi się podoba. Mocna, pozytywnie brudna, z charakterem i niezwykle obrazowa, realistycznie oddająca mokre liście, które późną jesienią zalegają na ziemi. Nutą kiszonego ogórka skojarzył mi się z Country Candle Golden Autumn, jednak... ten Gąski jakoś tak się wmieszał, że wyszedł raczej intrygująco niż odpychająco. Gdyby jednak tak ogórka nie było tu ani trochę, ocena byłaby maksymalna.

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz