sobota, 21 listopada 2020

wosk Yankee Candle Golden Chestnut

Kasztanowe ludziki to nie są

Gdy dopiero tylko zaczęło obijać mi się o uszy "pieczone kasztany", zastanawiałam się, czy można by zjeść te nasze zwykłe, z których za dzieciaka robiło się ludziki. Na szczęście nigdy tego na sobie nie sprawdziłam, a doczytałam. Chcąc kasztany spróbować, kupiłam je raz czy dwa, nawet czekolady z nimi jadłam (recenzje) i... mogę powiedzieć, że "fajna sprawa, ale nic genialnego". Ot... jest w nich jednak coś, że jako składowa, kuszą trochę. I właśnie stąd ten wosk u mnie. Bo lubię ciekawostki, bo... bo tak. I niby wiem, że nie chodzi o te kasztany, które jesienią tak fajnie jest zbierać (dalej po zwykłego kasztana nie umiem się nie schylić), ale... uległam i tak.

Yankee Candle Golden Chestnut to zapach kasztanów; u mnie jako wosk 22 g.

Opis producenta
Skosztuj ciepłych kasztanów opiekanych w towarzystwie przypraw i ziół, skropionych delikatną cytrusową nutą.
Nuty górne: kora cynamonu, pomarańcza, kardamon
Nuty środkowe: pieczone kasztany, jaśmin
Nuty dolne: bursztynowy cedr, drzewo sandałowe 

Recenzja

Na sucho wosk wydał mi się słodkawo-pieczony, ciepły i przyprawiony we wręcz ostro-słodkim kontekście. Łagodziła to pewna suchość pieczonych kasztanów, orzechów i batatów. Zapachowi jednak nie brak soczystości słodko-goryczkowatych pomarańczy. Myślę tu zarówno o świeżym owocu, jak i skórce np. kandyzowanej.

Ogrzany wosk... także ogrzewał. Jego zapach wciąż był bowiem pieczono-ciepły za sprawą słodkich przypraw korzennych. Mieszały się z naturalnie słodkawymi batatami i kasztanami jadalnymi, które podkreśliła pieczona nuta. Kasztany same w sobie nie były jednoznaczne, a raczej wkomponowane w bardziej korzenno-orzechowe realia. Takie, które chwilami przejawiają całkiem sporo cytrusowej soczystości. Jakby jakiś wypiek wypełniały soczyste skórki pomarańczy. Może lekko kandyzowane, a więc specyficznie słodkie, mimo że niepozbawione goryczki, za sprawą której wpisywały się też w leciutką wytrawność.
To jednak nie tylko pieczone pyszności, ale też woń ciepła piekarnikowego, mieszającego się z czasem z coraz bardziej ogólnie ciepło-drzewnym klimatem ciepłej, rozgrzanej słońcem wczesnej jesieni. 

To jesień pełna korzennych przypraw, w tym słodkiego cynamonu aż takiego... z kory, harmonijnie mieszającego się ze złotymi drzewami i kwiatami. Z czasem kompozycja wydała mi się właśnie nieco kwiatowa, rześko... roślinnie-ziemista? Dopomogły tu słodko-soczyste pomarańcze.

Zapach jest średnio intensywny, ale szybko roznosi się i ociepla pokój, przy czym może wydawać się aż leciutko gryzący (mnie to nie przeszkadzało).

Nie szaleję za jadalnymi kasztanami - są smaczne, ale za dużo przy nich zachodu, a za mało jedzenia, w dodatku dość nudnego (ot, kojarzą mi się jak "orzechowe ziemniaki"?)... Liczyłam po cichu, że tu będą one składową kompozycji, a nie że będzie to zapach tylko i wyłącznie ich i... dokładnie to otrzymałam. Jesienno-pieczone ciepło, mnóstwo korzennych przypraw i orzechowy wątek - to jest to. Słodycz spleciona z wytrawnością. Kasztany? No, przychodzą do głowy, ale to może być autosugestia. Przyjemny, ale niezbyt adekwatny do opisu i tytułu. Kasztanowe ludziki to na pewno nie są, ale zapach kasztanów... też niespecjalnie. Co więcej, bardziej niż jednoznacznie np. cudowny, był po prostu ciekawy. Podobało mi się też wyważenie między "ciepłą suchością", a soczystością, choć jego całościowy charakter dla mnie był nieco za delikatny.

7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz