sobota, 7 listopada 2020

świeczka / wosk Village Candle Lemon Pound Cake

Kwaśna mina mocnej babeczki

Jestem typem nieciastowym, jednak ciekawe jedzenie ogółem lubię, więc potrafię docenić interesujące ciasta. Mimo że nie całościowo w moim guście, parę lat temu poznałam i polubiłam Lemon Bary - właściwie samą kwaśno-zakalcową masę cytrynową, a w dzieciństwie zdarzało mi się jadać cytrynowe babki. Mimo że nie odczuwam potrzeby wracania do pierwszych często, a do drugich wcale, gdy zobaczyłam etykietkę dziś prezentowanej, od razu miło z tym mi się skojarzyła. Na wrzucenie wosku do kominka przyszła pora po paru słodszych, dyniowo-korzennych propozycjach. Pomyślałam, że będzie dobry na przełamanie, odbicie w innym kierunku.

Village Candle Lemon Pound Cake to świeczka o zapachu ciasta cytrynowego, u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Ta upieczona cytrynowa rozkosz przywołuje radosne chwile ulubionej przyjemności. Puszysta i owocowa, z tradycyjnymi nutami wanilii i wyrazistym orzechem laskowym.
Nuty: waniliowa babeczka / babka cytrynowa,  skórka z cytryny, orzechy laskowe

Recenzja

Na sucho świeczka prezentowała duet cytryny w wydaniu na słodko jako właśnie ciasto czy krem, oraz orzechów. Odlegle kojarzyło się to z łagodnym ciastem maślanym, może jakimś biszkoptem / babką cytrynową, ale nie przeraźliwie słodkim. Odnotowałam nawet lekką goryczkę: czy to skórki, czy lekko przypalonego po brzegach ciasta. Za tym wszystkim mignęła mi aluzja do parafiny.

Po rozgrzaniu wosk rozniósł po pokoju ciastowo-babkową słodycz, na której leniwie płynęła cytryna, również w wydaniu "na słodko". Pomyślałam o maślanym cieście, babce czy innych słodkościach o początkowo stonowanym, ale zaraz rosnącym poziomie słodyczy. Wydały mi się zbyt ciężkawe, a jednocześnie nawilżone cytryną.
Po chwili wzbogaciły się o goryczkowatą skórkę cytrynową. Poczułam lekko pieczony motyw, za sprawą którego myśli wciąż obracały się wokół cytrynowego wypieku, cytrynowych babeczkach, a następnie... pieczono-prażonych orzechach. Tu przewinęła się leciutka goryczka, jednak zaczęła mieszać się ze słodyczą i szybko zalatywać czymś dziwnym... Jak takie lukrowo-parafinowe polewy lub duszno-mdląca... ciastolina? Osiadła w cytrynowo-ciastowym otoczeniu, burząc jego smakowitość.

Bliżej końca robiło się jednocześnie i bardziej kwaśno-goryczkowato cytrynowo i słodko-dusznie, aż ulepkowo-mdląco... Jak kiepskie słodycze niepachnące spożywczo. Słodycz zdawała się należeć do plasteliny mającej pachnieć ciastem cytrynowym.

Zapach już na sucho był mocny, ale tak, że mógł okazać się pozytywnie mocny, ale też mocny-przytłaczający. Rozgrzany szybko się rozchodził i długo trwał. Okazał się dynamiczny, jakby prezentując się stopniowo. Mimo to męczył. Jakby zabrnął w swe nuty za daleko i na ciasto wylano okropną polewę z bliżej nieokreślonego czegoś, co zepsuło całość.

Ogół w sumie nie był bardzo zły, a jego moc to i plus, i minus. Dobrze, że tak wyraźnie czuć ciasto cytrynowe, ale z drugiej strony... to był zapach tego typu, że nie chciałabym jeść niczego tak pachnącego, bo był aż... nierzeczywisty. To mocna, słodka babka-babeczka, ciasto aż za ciężkie i... rzeczywiście wyraźnie cytrynowa, ale sprawiająca, że po dłuższym wąchaniu moja mina robiła się raczej... kwaśna. Coś mnie od tego odpychało, acz może to być dość subiektywne (w dodatku nie lubię masła i maślanego jedzenia). Bez wielkich zarzutów, ale i bez "ochów" i "achów". Ani to rześkie, ani to jedzeniowe, ani to przytulne...

5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz