sobota, 17 października 2020

świeczka / wosk Yankee Candle Bright Copper Kettles

Zagwizdała(bym) z uznaniem

Miedź jako kolor zdecydowanie wygrywa u mnie ze złotem czy srebrem. Miedzianego czajnika wprawdzie nie posiadam, ale i czajnik miło mi się kojarzy. Wszak nie mogłabym bez niego żyć - kocham kawę i najróżniejsze herbaty.

Yankee Candle Bright Copper Kettles to świeczka o zapachu "rozgrzewającego naparu z przyprawami korzennymi przygotowanego w miedzianym czajniku", u mnie jako votive / sampler 49 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Przygotowany w miedzianym czajniczku wspaniale rozgrzewający napar z imbiru, goździków, ziela angielskiego i gałki muszkatołowej.
Nuta górne: cynamon
Nuta środkowe: goździki i przyprawy
Nuta dolne: paczula i wanilia

Recenzja

Na sucho świeczka pachniała bardzo intensywnie, chłodząco-pikantnie w korzennym kontekście. Skojarzyło mi się z metalem i właśnie jego chłodem. Z przypraw wyróżniłabym przenikliwą lukrecję, aż gorzki cynamon i inne... słodko-goryczkowate goździki, soczysty imbir... który to obok chłodu zawalczył o rosnące ciepło. Wyraźnie czuć dziwnie soczystą herbacianą nutę, fusy, ale pozostawały one w tle za ciężkimi i niemal wytrawnymi przyprawami.

Po ogrzaniu niecodzienna metaliczność nasiliła się. Przeżerały ją ostre i aż gryzące przyprawy korzenne pod dowództwem cynamonu niczym rdza przeżera metal. Chłodna lukrecja, goryczkowata gałka muszkatołowa i wreszcie gorzki cynamon - jako oznaka, że dosypano go zdecydowanie za dużo. Dosłownie czuć, jak w czajniku zaczyna gotować się woda - tak rozgrzewały! To też jak... wlanie wrzątku do kubka i to, jak rozgrzewa suche liście herbaty. Sowicie doprawionej cynamonem oczywiście i z lekko soczystym wątkiem. 
Z czasem zarejestrowałam taką... zawilgoconą ziemistość, trochę kojarzącą mi się z czerwoną herbatą, mułem... wilgotnym i chłodnym. Świetnie odnalazł się w tym świeży, soczysty imbir. To był zdecydowanie jakiś napar. Chłodny metal też nie dawał o sobie zapomnieć. 

W tle jednak wszystko jakby nieco ugłaskać próbowała słodycz wanilii. Wyłaniała się z tej słodszej części korzenności, a także zatrzymywała zapach tuż-tuż przed samym przekroczeniem granicy przesady. Po dłuższym czasie, gdy wosk już zastygał, wydawała się kibicować świeżemu imbirowi.

Zapach okazał się bardzo mocny, uderzający, aż przenikliwy i... sadystycznie przyjemny, uzależniający. Wbrew pozorom jednak nie na tyle mocny, bym miała go uznać za uderzająco-przesadzony czy męczący.
Mocny już na sucho, szybko się rozchodził, uderzając mocą i cudownością. Zarysował wyrazisty obraz, po czym pozwolił mu trwać, pokazując jakby... kilka różnych przebłysków na "aromatycznym czajniczku". 

Całość bardzo mi się podobała. Wyszła charakternie i dosadnie. Korzenne przyprawy mimo odrobiny słodyczy wyszły aż wytrawnie, chłodno-ostro. Metaliczność... była dziwna i intrygująca. Wszystko to było blisko przesady, groteski, ale nie przekroczyło cienkiej granicy. A to się chwali. Mało tego! Z czasem zaczęłam tę kompozycję postrzegać jako... harmonijną i wyważoną, oczywiście w swej niecodzienności. Gdybym umiała gwizdać, pewnie zagwizdałabym z uznaniem.. 

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz