piątek, 23 października 2020

świeczka / wosk Village Candle Mountain Retreat

Owoce (nie)wycofane?

Moja miłość do gór przekłada się nie tylko na wyruszanie w nie co jakiś czas, ale także na oglądanie się za wszystkim, co z nimi związane, choćby pośrednio. Lepiej czuję się oczywiście na szlaku, niż w schronisku, ale przybycie do takowego zawsze jest momentem w pewien sposób magicznym. Schroniska jednak nieszczególnie kojarzą mi się z obrazkiem z dzisiaj przedstawianej świeczki. Mimo to, także on wydał mi się w moim guście. Czerwone wino, przyciemniony pokój z kominkiem... podoba mi się to. Czy chciałabym znaleźć się w takim "azylu" po zejściu z trudnego szlaku? Jak najbardziej! Czy chciałabym go poczuć, nie ruszając się z domu? Pewnie, że tak!

Village Candle Mountain Retreat to świeczka oddająca zapach "ucieczki w góry, czerwonych owoców i pieprzu", u mnie jako votive / sampler 61 g (potraktowany jako wosk - w kominku).

Opis producenta:
Nuty zapachowe: czerwone jagody / owoce, zmiażdżony pieprz i bursztyn

Recenzja

Świeczka wąchana na sucho zaskoczyła mnie swoją ciepłą słodyczą karmelu i łagodnych przypraw korzennych, nienachalnie podkreślonych charakterem whisky. To także sporo czerwonych owoców: malin, może porzeczek, które przez ten charakterek właśnie odebrałam jako syrop malinowy (chwilami trochę cukierkowy?). Doszukałam się też odrobiny kwiatów i ciepła płonącego w kominku ognia, podkreślonego niemal pikanterią pieprzu.

Rozgrzany wosk świeczki utrzymał bardzo słodki charakter, jednak wraz z kolejnymi chwilami zrobił się bardziej owocowy. Wciąż czułam syrop malinowy. Taki o ciepłej soczystości... owocowego grzańca? Czegoś też porzeczkowo-jagodowego. Ciepło wymieszało się z drzewami i przyprawami ewidentnie korzennymi. Wśród nich odnotowałam cynamon i lekką pieprzność, również kojarzącą się nieco alkoholowo. 
W tle przewijały się także ciepłe nuty palone. Pomyślałam o drewnie i karmelu przypalonym aż do goryczki. Ta zaś zawracała do korzenności i pieprzu, rozgrzewając ze zdwojoną siłą. Do głowy przyszło mi słodkie, maślano-biszkoptowe ciasto nasączone owocami (może z warstwą z czerwonych, słodkich owoców). Tu raz i drugi owocowość wydała mi się aż trochę chylić ku słodziutkiej cukierkowości, ale zaraz ciepło przypraw zawracało ją w pierwotnym kierunku. 

Zapach już na sucho był intensywny, a po ogrzaniu w pełni sprostał oczekiwaniom. Był raczej jednostajny i na pewno w tym wyrazisty. Prosty, uderzający wiodącą nutą, acz nie nudny czy męczący. W pełni oddawał obiecane przez producenta nuty (ale nie etykietkę / nazwę!).

Całość była ładna... do czasu. Gdy robiło się trochę za słodko (aż cukierkowo?), zaczynałam tylko czekać, aż wróci na właściwy tor. Od początku zapach wydawał mi się ryzykownie słodko-owocowy, jednak cały czas liczyłam, że zdecyduje się na pikanterię. Niestety, przeliczyłam się. Mimo to, korzenności nie mogę mu zupełnie odmówić; był wyważony (dla mnie chyba za bardzo). A i mocy, i jakości nie mam nic do zarzucenia.
Czy jednak zapach kojarzy się z obrazkiem / etykietką? Nieszczególnie. Taka owocowo-grzańcowa słodycz... nie była zła, w sumie podobała mi się, ale nie była ukryciem się gdzieś w górach przed światem. Owoce na pewno z niczym się nie kryły.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz