Można gryza?
Na mroczną linię kadzidełek Stamford (pod patronatem dużej firmy Goloka) patrzyłam trochę sceptycznie (bałam się, że za wyglądem, tytułami etc. nie idzie zapach i jakość), ale po tym, jak zakochałam się w Witches' Curse, postanowiłam i inne popróbować. Kolejny wariant wybrałam trochę w ciemno, ze względu na... wilkołaka, po prostu (ach, ta słabość do nich przez Lupina z Harry'ego Pottera). Tak, bardzo dojrzały, rozsądny wybór.
Stamford Werewolf's Bite (Ugryzienie Wilkołaka) to zapach mirry i kadzidła, "podsycający wewnętrzne, nieokiełznane »ja«" z linii "Mythical Hex" (Mityczne Klątwy); u mnie w formie kadzidełek stożkowych, których w opakowaniu jest 12 (ponoć intencyjnych).
Recenzja
Na sucho kadzidełka pachną wyraziście, ale dość przeciętnie, bo słodko-kadzidlanie, ale w żywym kontekście. Dymiące roztaczają po pokoju orientalną słodycz mirry / olibanum (raczej "na sucho" niż palonych?) z charakterem podbudowanym jakby słodkim dymem i nutą rodzynek. Chwilowo wydało mi się to aż szczypiące, kąsające, zaraz jednak aromat utemperował się. Roztoczył ciepły klimat.
Nie było to ciężkie - wręcz przeciwnie. W dymie kryło się życie: drzewnie-żywiczna soczystość. Nadała świeżości ogólnie ciepłej kompozycji... czyniąc ją "świeżo-ciepłą". Jakby ciepły dym otulał rodzynki? Nuty łagodniały, ugłaskiwały się nawzajem.
Kadzidełko spala się dość szybko i podobnie ulatnia się. Ugryzienie wilkołaka? Raczej muśnięcie... ząbkującego wilczka, pełnego energii jednak. Łatwo jest się do tego zapachu przyzwyczaić.
Zapach ten niewątpliwie miał charakter, ale wydał mi się prosty - bez takiej intensywnej głębi; niby przenikliwy, ale nie zapadający w pamięć i nie taki mocny, jak w pierwszej chwili mogłoby się wydawać.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz