Egzotyczny bigos
Nie cierpię plażowania, ale ostatnio odkryłam, że plażowe, słonawo-rześkie woski mają u mnie szanse. Pomyślałam, że wszystko zależy od układu kompozycji. To trochę jak z nutami smakowymi w czekoladach - prawie wszystkie mogą wyjść smacznie, o ile mają odpowiednie towarzystwo. A tak się składa, iż odkryłam, jak bardzo odpowiada mi duet kokosa i morskiej bryzy.
Goose Creek Beach Breeze to zapach morskiej bryzy na plaży, u mnie jako wosk (59g).
Opis producenta
To letnie wakacje na Wyspach Karaibskich! Tropikalne kwiaty i chłodna, morska mgiełka koją duszę.
Nuty: morska bryza, pomarańcze, cytryny, kokos
Recenzja
Na sucho poczułam słodki motyw egzotycznych i cytrusowych owoców: ananasów, cytryny, melona... Ze słodką i zarazem goryczkowatą pomarańczą? Wydały mi się nieco kosmetyczne, jak kremy o ich zapachu, a częściowo rzeczywiście autentyczne. Mieszały się z mleczkiem / śmietanką kokosową i pewną rześkością... wiatru?
W paleniu wosk zaczął od rozniesienia słodko-kwaśnych ananasów z rześkim motywem niemal wodnistych, a i tak słodkich melonów. Zmierzały w ciężkim kierunku. Następnie podsycił je kwasek cytryn, ogólnie cytrusów... Zbierały się i mieszały, stając się niejednoznacznymi. Czyżbym wyłapała goryczkowatą skórkę...? Coś przy cytrusach było takiego, że wydały mi się lekko korzenne - jak pomarańcza z goździkami? Z anyżem?
Zaraz pomyślałam o lekko zawilgoconych liściach i kiszonych ogórkach, ale szybko częściowo zniknęło to... w kwasku z echem soli? Pojawiła się odrobinka drewna; pomyślałam o czekoladach z solą, w których dodatek ten jawi się jako słonawy. Przybył kokos... raczej słodko-kosmetyczny, kremowo-perfumowy, sztucznawy, ale też mleczko / śmietanka. Nagle zaserwował mi śmietankowo-kokosowy deser z owocami egzotycznymi, głównie ananasem, brzoskwinią / nektarynką i cytrusami. Soczysta słodycz z wpisanym kwaskiem zalewała... delikatne ciepło, które również w tle pobrzmiewało. Wyszło to dość ciężko, przytłaczająco.
Z czasem raz po raz coraz dobitniej wyłamywał się z kompozycji "jesienny ogórek" - jakby nieudany zapach mokrych liści. Kwaskawo-wytrawny, dziwny, ale nawet nie odpychający, a po prostu niezgrany z resztą. Rozchodził się i... zmieniał w podgniłe liście zalegające na mokrej ziemi lub piasku. Jak... liście opadłe z palm i zalegające zbyt długo? Kwaśno-słodkie i ciężko-wilgotne.
Zapach jest bardzo intensywny, w podobnym sensie i na sucho, i w kominku. Wyszedł ciężko, choć próbował być rześki. Trochę przytłaczał, utrzymując się długo i aż nieco wgryzając w pomieszczenie.
Całość o dziwo, już w kominku, wyszła ciekawie nie źle (nie "nieźle", a nie źle, choć też nie dobrze). Mam z nim problem, bo egzotyczne owoce i cytrusy wyszły przeciętnie, nie podobało mi się zalatywanie ogórkiem, kokos wyszedł słodko i kosmetycznie, sztucznawo, ale... motyw przegniłych liści końcowo przypadł mi do gustu. Tylko że zupełnie nie pasował do reszty / reszta do niego. Takie liście widziałabym w zacnej, jesiennej kompozycji, a tak wyszło jakieś nie wiadomo co. Plażowo-zapachowy bigos, kwaśno-ciężki śmietniczek. A jednak nie był jednoznacznie zły. Podobny do Goose Creek Half Moon Bay, acz przyjemniej liściowy.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz