czwartek, 29 lipca 2021

wosk Bridgewater Candle Nantucket Coast

Niczym światło w mroku

Odkąd pamiętam mam słabość do motywu latarni morskich. Podoba mi się klimat surowych, opuszczonych plaż, skalistych wybrzeży, gdzie nie ma ludzi, a... jest wspaniała atmosfera i... być może są piękne zapachy? Na to liczyłam, decydując się wreszcie na ten wosk. Muszę przyznać, że łypałam na niego podejrzliwie od roku. Kusiło prawie wszystko: od etykietki, przez większość opisu / nut po kolor wosku, jednak... odstraszał mnie ogórek. Początkowo nie wiedziałam też, czy potencjalnie słonawe nuty mogą mi odpowiadać, ale kilka morskich zapachów ośmieliło mnie. Wiedziałam, że te mogą jak najbardziej.

Bridgewater Candle Nantucket Coast to zapach morza, ziół i chłodnych owoców, oddający klimat wybrzeża na Nantucket (ponoć piaszczysta i bezleśna wyspa w USA, Massachusetts); u mnie jako wosk kostka ok. 12 g (w opakowaniu 73 g).

Opis producenta:
Oto rosnące fale oceanicznej perfumeryjności. Ciemnoniebieskie morze tworzy stonowane i majestatyczne tło. Chłodzący ogórek, melon i mandarynka obmywają wydmy ziołowej szałwii oraz bazylii. Pędy paczuli i piżmo dopełniają kompozycję ziemistą słodyczą. 


Recenzja

Na sucho wosk pachniał odważnymi ziołami: suszonymi, ale nie tylko, bo też trochę świeżymi... Mieszały się z dobrymi, męskimi perfumami / żelem pod prysznic. Było to kojące, orzeźwiające... Z ziół wskazałabym szałwię, od której odchodziła lekka kwaskawość. Wtapiała się w słodkie cytrusy (pomarańcza z bergamotką?) i rześkie, ale delikatniejsze tony. Bardziej kwiaty i świeże zioła? Pomyślałam też o rozgrzanej słońcem ziemi, odrobince soli. Wyobraziłam sobie dziki, nadmorski brzeg, nadmorski las... Ledwo oświetlany słońcem, które nieudolnie próbowało przebić się zza szarawych chmur.

Po rozgrzaniu wosk położył nacisk na słodycz, zioła i ciepło. Goryczkowato-cierpkie zioła otuliły się słodyczą, jednak i wytrawności im nie brak. Zdecydowanie dominowała rześka szałwia, ale też... wytrawniejsze, świeże liście bazylii, może rozmaryn...? Trochę przypraw korzennych się przy nich zaplątało, trochę kwiatów... Gdzieś w tle może odrobinka lawendy.

A życie tych podkreśliły owoce. Delikatne... może gruszka i cytrusy. Pomyślałam o pomarańczy z bergamotką, ale też mandarynką... dosłownie jednak odrobince. Ich rześkość mieszała się z nutą męskiego żelu pod prysznic. Zgrało się to z ziołami i motywem chłodnej, morskiej bryzy.

Poczułam się, jakbym z jakiegoś lasu wyszła na surową plażę nad morzem, w dniu ze zmienną pogodą. Surowe rośliny rosnące wokół, chłód... Trochę roślin zawilgoconych, zalegających na ziemi... a jednak czułam też trochę rozgrzaną ziemię i perfumeryjne ciepło. Z czasem wróciły zioła, ale w wydaniu bardziej suszonym i puszczającym oczko do ciepłych przypraw. Jakby tak... tego chłodnego dnia otulić się męską bluzą?

Zapach na sucho jest intensywny, w kominku także. Rozchodzi się dość szybko, początkowo delikatnie pobrzmiewając, ale jak już się rozkręci... Jest moc! Rozchodzi się na całe mieszkanie. Utrzymuje się bardzo długo z poczuciem rześkości włącznie.

Piękny, mocny zapach. Niby chłodny, ale przełamany lekkim ciepłem. Dosadny, szlachetny i gorzkawy, a jednocześnie znacząco słodki. Męski charakter, ciekawe, słodkawo-goryczkowate zioła, złożona rześkość i motywy roślinno-morskie z tlącym się ciepłem bardzo mi do gustu przypadły. Chyba całkiem nieźle oddają etykietkę. Jest w nim jednak pewne... tajemnicze niedopowiedzenie? Chyba tak. Wśród jemu podobnych wyróżnia się, jak światło z latarni na morzu.

10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz