Suchy deszczyk
Nowe marki wosków / świec najbardziej lubię poznawać poprzez kupowanie na sztuki, a więc w małej ilości. Odkąd zaczęłam skupiać się i recenzować poszczególne, a tym samym szukać coraz to czegoś nowego, zwróciłam uwagę, że nie raz pozornie nie moja kompozycja potrafi pozytywnie zaskoczyć. I odwrotnie. Niektóre marki już po pierwszym rzucie okiem kusiły, inne jakoś odpychały. Np. Chestnut Hill nie wiedzieć dlaczego, dotąd omijałam. Jak się jednak przyjrzałam uznałam, że niektóre zapachy wydają się ciekawe, mają całkiem ładne etykietki. W przypadku tej... cóż, może akurat kalosze mnie w sobie nie rozkochały, ale parę wosków pokazało mi, że podobają mi się te deszczowe. Uznałam, że od takiej zacznę.
Chestnut Hill Candle Rain Puddle to zapach oddający odświeżenie po deszczu, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.
Opis producenta
Odświeżający zapach zabaw poza domem po wiosennym deszczu. Nuty płatków wodnego lotusa, unoszących się wśród lilii, delikatnych fiołków i piżma kaszmirowego.
Recenzja
Na sucho poczułam nieoczywisty, kwiatowo-owocowy, lekko wytrawny splot. Z jednej strony czułam mnóstwo kwiatów kojarzących się z wodą, pobrzmiewało słodko-soczyste mango, jakieś cytrusy "na słodko" (pomelo?)... A z drugiej liście zawilgocone, trochę... jesienne? Je także przeplotła słodycz... Nieco gnilna... Przywodząca na myśl gnijące płatki kwiatów i kwiaty zawilgocone...? Zapewniały gładkie i harmonijne przejście od owoców do liści. Całość mimo rześkości, zawarła w sobie pewne ciepło. To było jak letnia, ciepła mżawka i zawilgocone kwiaty.
Z kominka rozeszła się słodkawa woń zawilgoconych kwiatów jako nieco podgniłych płatków, które zapowiadały lekką wytrawność, oraz kwiatów wodnych. Te postawiły na rześkość i pewną... ciężkawość czy nawet pudrowość (?). To bardzo roślinny, ale nie czysto świeżo-żywy, motyw. Oczami wyobraźni widziałam ciężkie kwiaty na statecznej wodzie. Lilie, nenufary, jakieś mi nieznane... W nutach wodnych doszukałam się lekkiej mulistości.
Słodycz z czasem zaczęła kojarzyć się z liśćmi, wśród których pojawiła się leciutko kwaskawa nuta. Coś gnilnego? Zawilgocone, jesienne, mokre liście? Takie, które nieśmiało potrafią zahaczyć o kiszono-ogórkową nutkę. Wniosły lekką wytrawność, ale i pewną soczystość.
Skojarzyła mi się z... mango objadanym z pestki. Pestka, pewna goryczka... może przypraw? Liści cały czas na pewno. Zakręciła się i spod sterty zawilgoconych, jesiennych liści wypuściła trochę soczystych owoców. Mango, jakieś inne egzotyczne... Może lychee? Owoce przejawiające wodniste, ale słodkie akcenty, z czasem jakby tak... jakby ususzyły się na pudrową nutę? Też były w pewien sposób ciężkie i związane z kwiatami.
Mignęła mi róża. Myślę tu o kwiatach suszących się... Z czasem bowiem wkradło się pewne ciepło, oddające klimat mżawki skrapiającej rozgrzany asfalt, chodniki etc. Gdzieś w oddali odnotowałam szeleszczące, jesienne liście.
Moc zapachu na sucho daje się poznać jako mocna, a w kominku nie rezygnuje, ale nie jest taką siekierą, jakiej można by się spodziewać. Rozchodzi się szybko i jest dobrze wyczuwalny i autentyczny. Nie męczy, nie przytłacza. Bardzo nie podobała mi się jednak sojowa konsystencja (pewna miękkość) i mazistość, lepkość, przez które trudno np. wyczyścić kominek - i przez to pewnie więcej na żadne ich woski się nie skuszę.
Całość podobała mi się... i to bardzo, choć po wąchaniu na sucho obudziła pewne wątpliwości. To kompozycja intrygująca, nieoczywista. Wodne kwiaty i kwiaty zawilgocone, pewna gnilność... mieszały się z nutami lekkimi, rześkimi oraz wytrawniejszymi, gnilnymi tonami jesiennymi. A jednak nie brak tu i pewnej pudrowości; suszonych i perfumeryjnych nut. Zapach jest specyficzny, bo nie jest ani specjalnie chłodny, ani ciepły. Na pewno za to głęboki i ładny.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz