Plusk soczystości
Nigdy nie pomyślałabym, że zaciekawi mnie wosk oddający zabawę w kałużach, z dzieckiem w kaloszach na etykiecie i... w ogóle tak kolorowej. A jednak trafiłam na woski, które wskazały mi pewien nowy kierunek poszukiwań kompozycji, które tylko wydają się nie w moim guście.
Goose Creek Splish Splash to zapach oddający zabawę w kałużach, u mnie jako wosk (59g).
Opis producenta
Dźwięk dziecięcego śmiechu dobiegający z miejsca zabawy w kałużach po deszczu, który przynosi nostalgiczne wspomnienia.
Nuty górne: świeże pomelo, mandarynka
Nuty bazowe: egzotyczne mango, marakuja
Nuty dolne: woda kokosowa, wody nadbrzeżne
Recenzja
Na sucho wosk zapachniał mi rześkim powietrzem i słodkimi, delikatnymi kwiatami (fioletowymi?): fiołkami, konwaliami, co podrasowała soczystość cytrusów i owoców egzotycznych. Również były słodkie i trochę multiwitaminowe (wyróżniłabym m.in. mandarynki, pomelo, mango i brzoskwinię). Do tego doszła leciuteńka, męsko-kolońska nuta, w której nacisk położono na orzeźwienie. Lekki, radosny, a jednak z pazurkiem. Takim... trochę jak słonawa, morska bryza?
W kominku wosk rozniósł mnóstwo rześkości, wręcz przyjemnego chłodku, jednoznacznie kojarzącego się z mżawką i świeżym powietrzem. Było słodko, ale nie ciężko. Dosłownie czułam muskanie płatków drobniutkich jasnych kwiatków, takich jak konwalie, fiołki, dzwonki. Poprzez nie wkradła się perfumeryjna nuta. Pomyślałam o kokosie... Dziwnie soczystym.
Kwiaty prędko przemieszały się z rześko-słodkimi, soczystymi owocami. Okazały się dość nieśmiałe, jedynie pobrzmiewające. Kryły drobny kwasek... zaczęło się od mandarynki, przewinęło się nieśmiałe pomelo, a potem owoce zmieszały się w ledwo uchwytnym, multiwitaminowym, egzotycznym splocie. Brzoskwinie? Mango? Trudno było cokolwiek wyodrębnić.
Cytrusy puściły oko do nieco męskiej nuty. Ta przyniosła charakterek kwiato-ziół, układający się w wytrawniejsze, kolońsko orzeźwiające, niemal chłodne męskie perfumy. Pojawiła się leciutka goryczka, wtapiająca się w słodycz, za sprawą której pomyślałam o pomostach mokrych od letniej mżawki. A no właśnie! Pomosty, bo wyraźnie czuć w tym... morską bryzę? Rześką i odrobinę słonawą. W tle doszukałam się nutki wilgotnego drewna i kokosa.
Wydźwięk był mocny i choć słowo "siekiera' średnio pasuje do tego, co czułam, nazwy i etykietki, to właśnie była siekiera w najlepszym tego słowa rozumieniu.
Klimat beztroski, błogi i radosny, acz z charakterem. Słodki, a także bardzo soczysty, nieprzytłaczający. Kupując myślałam o Woodbridge Over the Rainbow i o wosku jako o "czymś w podobie, ale jednak bardziej w moim stylu" i... w sumie aż tak bardzo się nie pomyliłam. Rześki, a jednak z charakterem, nieco męski. Kwiaty i owoce w nieprzesłodzonym wydaniu. Udana kompozycja, acz nie taka w pełni oddająca etykietkę (z czego akurat się cieszę).
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz