Z kosą, ale nie na żniwa
Wszystko, co związane z księżycem w dziwny sposób mnie z automatu przyciąga. Ogólnie czuję z naszym naturalnym satelitą swoistą więź. Przekłada się to nawet na rzecz taką, jak zapachy. Uchwycenie woni nocy, klimatu księżycowej poświaty wydaje się trudne, ale już jak się uda... W tym przypadku w zasadzie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Aromat jesiennej nocy? Gdyby miało się udać, byłoby cudnie... Ale jak to niby mogłoby pachnieć?
Candleberry Candle Moonlit Hayride to zapach oddający klimat księżycowej poświaty w czasie żniw; u mnie jako wosk kostka ok. 14 g (w opakowaniu 110 g, czyli 8 kostek).
Opis producenta
Pachnąca bryza uwodzi liście, które tańczą na oświetlonej światłem księżyca ścieżce. Drzewa sadowe zrzucają jabłka, by wpadły mogły zażyć kąpieli w starej kuchni. Milion gwiazd, szczyt jesieni, ciepły, wełniany szal, owijający szyje rodziny, ogrzewającej się przy ogniu trzaskającym w kominku. Niebieski księżyc mamuta to hipnotyczne światło, które odbija muskularny wierzchowiec. Wszystko oświetla niebieskawe, hipnotyczne światło księżyca. Opowieści i cydr sprawiają, że oczy otwierają się szeroko, rozkoszując się tańcem cieni. Szepcząca symfonia liści kukurydzy i oceanu osnuwa stare tory kolei. Lśniący ogień swym blaskiem zwieńcza długi dzień żniw. Idealny rodzinny wieczór uchwyciły nuty słodkiej, kremowej wanilii, skórzanej odzieży, paczuli nasączonej wędzonym cydrem i drzewa cedrowego.
Recenzja
Na sucho wosk wydał mi się dość "łazienkowy" jak balsamy czy żele pod prysznic. W słodyczy wanilii kosmetycznej, jakby jakiegoś kremu, przewinęło się trochę rześkości, chłodu i drewna. Do tego lekka nutka niemal podwędzono-palona i kwasek. Cytrynowy? Jabłkowy? Niedoprecyzowany. Nie zapowiadało się to zbyt kusząco.
Z kominka pierwsza rozeszła się słodycz wanilii, którą umocnił poważniejszy motyw słodkiego drewna. Pomyślałam o słodkiej, suszonej tabace, skórze, zamszu, a wanilia zaczęła się robić coraz bardziej kosmetyczna, perfumowa. Było w niej coś kobiecego, ale nie do końca...
W tle raz po raz przemknęła pewna soczystość, przez co pomyślałam o słodkim, waniliowym wypieku... właśnie z odrobinkę jabłkowo-cytrusowym echem. Pieczone ciepło, drewno i palone nuty dobiegały zewsząd, a jednak nie kumulowały się. Wydawały się rozproszone i pomykające, acz na pewno dodające charakteru.
Zjawiło się drewno palone i lekka spalenizna. Mimo ogólnego ciepła, w oddali krył się też chłodek... Zachowywał się jednak dziwnie dyskretnie. Jakby perfumy przeszły w bardziej orzeźwiająco-łazienkową, prysznicową nutę? Pojawiło się wyobrażenie grubych i miękkich ręczników. Wanilia z czasem zrobiła się nieoczywista, słodycz wydała mi się nijaka, trochę ciastowo-babeczkowa, choć nie wzrosła mocno. Płynęła na szczęście też z drewna, aż nieco drapiąc w gardle. Słodkie drewno zrobiło się ciężkawe, ale nie napastliwe. Jakby zaraz miało zacząć przytłaczać, ale jednak nie. Pilnowało też, by nuty słodkich wypieków nie pozwoliły sobie na zbyt wiele.
Suchy wosk był na tyle intensywny, że sugerował siekierę w kominku. Okazał się jednak delikatny. Rozchodził się powoli, acz w końcu udało mu się rozbrzmieć wyraźnie. Intensywność jednak nawet w punkcie kulminacyjnym była nisko-średnia. Mimo to, bardzo długo się utrzymywał. Choć tylko pobrzmiewał, to jakby... wgryzł się w otoczenie i pobrzmiewał raz po raz do dnia następnego, mimo wietrzenia.
Zapach nie przemówił do mnie. Ciepławo-rześkawy, a jednak ani ciepły, ani rześki. Pełno nutek się w nim plątało, ale żadna odważniej nie zagrała. Wyszło to słodko-ciastowo, trochę kosmetycznie i ciężkawo, mimo że miało to i jakiś tam charakterek. Nie satysfakcjonował jednak. Kompozycja tytułu i opisu producenta jakoś nie oddaje w moim odczuciu. Na takie zepsucie wariantu aż się kosa nóż w kieszeni otwiera.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz