Impreza bez nerwowych tików
Impreza na plaży to zupełnie nie moje klimaty, ale kto powiedział, że nie może ładnie pachnieć? Nie ukrywam też, że jakieś pochodnie, ogniska na plażach nocną porą to klimaty, jakie podobają mi się wizualnie, a cóż... właśnie takie znalazły się na etykietce. Już wyobrażałam sobie jakieś wyspiarskie, rzeźbione w drewnie figurki. Dzięki temu woskowi dowiedziałam się, że nazywają się "tiki". Tiki to dokładnie: amulety lub figurki w postaci rzeźbionej reprezentacji przodka, noszone w niektórych kulturach maoryskich. Lubię się nowych rzeczy dowiadywać. Z kolei jedna z nut, a dokładniej "beachwood", czyli... drewno na plaży? Wydaje mi się, że to może być jedna z nut-odkryć, jaką odkryłam w np. GC Mahogany Driftwood.
Goose Creek Tiki Party to zapach oddający imprezę w stylu wyspiarskim, u mnie jako wosk (59g).
Opis producenta
Zostałeś zaproszony na Luau, hawajską imprezę. Wejdź w hawajską kulturę i egzotyczne, wyspiarskie lasy!
Nuty: mango, lychee, kokos, drewno na plaży (beachwood)
Recenzja
Na sucho wosk pachnie bardzo intensywnie i naturalnie soczyście. Słodko-soczysty sok lał się litrami z bardzo dojrzałego mango, podszytego leciutkim kwaskiem. Ananasa? Nieco cytrusowym? Obok tego zarysowała się delikatna woda... kojarząca się z trochę mdławymi i jednocześnie słodkimi bez umiaru lychee oraz "kokosową plażą". Wodą kokosową? I bryzą... której słonawość była jedynie domniemana.
Z kominka po ogrzaniu także leciała soczysta fala słodko-kwaskawych owoców egzotycznych. Dominowało mango, ale równie wyraźnie czułam ananasa, cytrusy... Mandarynki i jakieś kwaśniejsze. W całym tym soczystym, owocowym oceanie pojawiły się też lychee, melony i rześkość wody. Woda jednak też i kwasek, i słodycz przejawiała, stąd myśli o wodzie kokosowej.
Nagle kokos wzmocnił się. Pomogło mu drewno, drzewa... Suchawe, masywne i ciemne. Jakby drewno przygotowane na ognisko? Drewno... ze słonawą nutką? Zahaczyło o męskie perfumy. Właśnie takie aż słonawe i soczyste, mieszające się z morską bryzą. Słodycz została złamana kilkakrotnie różnymi nutami, a owoce zyskały powagę dzięki tym tonom. Kolońskie echo i do nich dotarło. Z czasem to kokos obejmował dominację, długo nie dając się strącić z piedestału, a jedynie dopuszczając do siebie w tym momencie już ciężkawą egzotykę owoców. Nie było to jednak też zbyt mocne kokosowe uderzenie, a abstrakcyjny kokos, trochę złagodzony mleczkiem kokosowym.
Moc zapachu jest wysoka, realizm też. Na sucho i w kominku niby nieco inny ma wydźwięk, aczkolwiek nie diametralnie. Rozchodzi się szybko i utrzymuje długo. Nie jest ani rześki, ani ciężki (co wydało mi się trochę dziwne przy takich nutach - spodziewałam się czegoś z tego).
Całość w zasadzie podobała mi się, jednak nie jakoś tak bardzo. Wysoka słodycz i ogrom esencjonalnych owoców szarżowały i choć potem reflektowały się, to mimo wszystko czegoś mi tu brakowało. Kokos wyszedł nieźle, ale wolałabym więcej drewna i takiej... powagi. A jednak z kolei męski powiew okazał się miłą niespodzianką. Taka impreza na plaży wydaje się całkiem spoko.
Podobny, choć bardziej liściowy, był zapach Goose Creek Beach Breeze.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz