Wymarzony domek w górach?
Kocham góry i gdy pomyślę o drewnianej chatce wśród nich właśnie, mimo woli się uśmiecham. Wprawdzie jestem mieszczuchem i wiem, że nie mogłabym tak mieszkać, jednak domek letniskowy z prawdziwych, drewnianych bali? To byłoby coś! A tak... liczyłam, że chociaż powąchać coś takiego będę mogła.
Yankee Candle Mountain Lodge to zapach drewnianej chatki w górach; u mnie jako wosk 22 g.
Opis producenta
Luksusowy wypoczynek przy przytulnym cieple paleniska z nutami drewna cedrowego i szałwii.
Nuty górne: ozon, żywe / rześkie cytrusy
Nuty środkowe: zielone zioła, szałwia
Nuty dolne: drewno cedrowe, paczula, mech
Recenzja
Wosk na sucho pachniał drzewem, płynem do golenia, słodkawo-ziołowymi męskimi perfumami mieszającymi się z kobiecymi ziołowo-kwiatowymi i... dezodorantem? Jakimś takim... nieładem? Ubraniami rzuconymi na stertę zamiast do prania, ale też pewnym ciepłem. Zapach kawalerki, której nie wietrzono przez chłodną i nieprzyjemną pogodę za oknem - o!
Po rozgrzaniu najpierw rozeszła się rześkość nieco chłodnego powietrza, zmieniająca się z czasem w rześkość ogólną. Wyłapałam odrobinę cytrusów, ale w sumie nawet nie kwasek... taki leciutki motyw, prawie kwasek nieuchwytny i wtapiający się w zioła. Odważniejsza była może gorzkawa cytrusowa skórka... też jednak niezbyt jednoznaczna. Powiedziałabym, że wnikająca w otoczenie...
A także w delikatny motyw drewna. Wydało mi się goryczkowato-słodkawe. Zakręciła się przy nim odrobinka perfum... również goryczkowato-słodkawych, męskich, ale jakby odległych. Z czasem kompozycja aż trochę nimi zagroziła, że zaraz przytłoczy... Oczami wyobraźni widziałam ciężki stos męskich ubrań, nasiąkniętych perfumami i dezodorantami. Ich słodka ziołowość mieszała się... z wyobrażeniem ubrań przesiąkniętych świeżym powietrzem, stąd jedynie groźba przytłoczenia. Chwilami wydało mi się to nieco duszne, trochę... "niewietrzone", przepocone (?). Perfumy i zioła miały też lżejsze momenty. Wtedy myślałam o bardziej kobiecych, trochę kwiatowych...
I żywszych? Znów i drewno wydało mi się żywsze, bardziej... drzewne? Czułam się trochę jak w lesie na początku górskiego szlaku z towarzyszem płci przeciwnej i bardzo ciężkim plecakiem na plecach. Czy może właśnie była to chatka w górach takowego jegomościa? Po dłuższym czasie goryczki ułożyły się w czarną ziemię. Była to ziemia nieco brudna, ale głęboka i intrygująca.
Wosk na sucho był średnio intensywny, po rozgrzaniu zaś prawie średnio intensywny. Chwilami jedynie pobrzmiewał w tle, choć szybko zaczynał być "do wyłapania". Rozchodził się na pokój tak, że był wyczuwalny mocno przy wchodzeniu / wychodzeniu z niego. Tak to jedynie echo...
Całość prawie podobała mi się, gdy o nuty chodzi. Takie połączenie drewna, męskich perfum poprzez słodkawo-goryczkowate zioła wyszło przyjemnie, a duszność i rześkość świeżego powietrza kontrastowością aż intrygowała, jednak były i zgrzyty ("zaduch"). Nie podobała mi się też ta (nie)moc. Ulotność, niejednoznaczność - bez tego bym się obeszła. A jednak wosk zużyję pewnie cały (kiedyś tam). A mogło być tak pięknie... nadzieja związana z nutami runęła jak domek z kart.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz