Ale ostro!
Po deszczowej, ale wcale nie pochmurnej Chestnut Rain Puddle przyszła pora na drugi wosk. Kupując, wybrałam trochę na zasadzie kontrastu, a trochę... bo po prostu bardzo spodobały mi się nuty, jakie obiecywał. Uwielbiam herbatę, mimo że wybitną znawczynią nie jestem. Przyprawianych wprawdzie za często pić bym nie chciała, ale wąchać? To co innego! Zupełnie odwrotnie mam z czekoladą, którą kocham, ale czekoladowe woski / świecie kompletnie mnie odpychają (ale uczę się na błędach i takie już omijam!).
Chestnut Hill Candle Spiced Tea to zapach herbaty z zimowymi przyprawami, u mnie jako wosk (kostka) - mieszanka sojowego z domieszką parafinowego; opakowanie to 85g, czyli 6 kostek.
Opis producenta
Oryginalna mieszanka liści wysokogórskiej herbaty. W połączeniu z plastrami pomarańczy oraz słodkimi przyprawami przywodzi na myśl kubek ciepłej zimowej herbaty.
Recenzja
Na sucho dowodzenie objęły gorzkawe przyprawy korzenne, a dokładniej gałka muszkatołowa i kardamon. Stała za nimi pikanteria i ciepło. Cynamon, goździki, może anyż wplotły trochę słodyczy. Do tego sporo słodko-kwaskawej pomarańczy i jej goryczkowatych skórki. Na samym końcu czułam herbatę... dopiero zaparzające się liście? I przygotowywane do nasypania, suche, ale jakieś... ukryte za przyprawami. Było w nich coś algowo-oliwkowego. Czyżby to miała być herbata zielona?
Z kominka najpierw rozeszła się dosadna, szlachetna gorzkawość przypraw i drewna. Szybko wymknęły się też ostro-przenikliwe przyprawy korzenne: gałka muszkatołowa, goździki. Łączyły pikantną słodycz i goryczkę. Pomyślałam o kardamonie, anyżu... Ostatni wplótł mrozek (bo w zasadzie nie mróz), czy raczej... rześkość.
Soczystość! Nagle jakby polał się sok z pomarańczy - dosłownie widziałam, jak spływa po goryczkowatej skórce, czułam goryczkowate włókna... Owoc mieszał się z korzennością, usadzając nieco ostrość w słodyczy i właśnie cytrusowości. Poczułam bardziej "mieszankę korzenną" niż konkrety, przewijał się cynamon... Z czasem jednak goździki i anyż znów wyszły na przód, wyraźnie dominując.
Może w jakiejś herbacie z wkrojoną pomarańczą? Myślę o herbacie liściastej, raczej czarnej, ale nie czystej / jednoznacznej... Za przyprawami pojawiła się drzewno-liściasta nuta. To wątek parzącej się, mocnej, cierpkawej herbaty, ale też suchych, szeleszczących liści. Doszukałam się nawet lekkiej wytrawniejszej ostrości... Mignęła myśl o cierpkiej (za mocnej?) zielonej z anyżem i nuta... jakby ziemi czy zielonych oliwek, ale ukryły się w przyprawach i goryczce skórki. Te niewątpliwie podkręciły napar. Jakby tak raczyć się herbatą, oglądając zza okna sterty suchych liści, leżące wśród drzew. Pomarańcza i anyż zadbały, by oddać jesienną aurę, rześkość powietrza.
Już suchy wosk jest zachwycająco siekierowy, a co dopiero mówić w kominku! Jeszcze zanim porządnie się cały stopił (a robi to szybko), wypełnił pomieszczenie. Utrzymuje się długo, aż lekko się wgryzając. Mimo to nie męczy, a cieszy dosadnością i autentycznością.
Jedyną wadę widzę w konsystencji: miękkości i mazistości sojowego wosku, który trudno "podważyć", a więc wydobyć z kominka (da się jednak oko przymknąć).
Całość bardzo mi się podobała. Korzenna ostrość, goździki i anyż z chłodkiem, zestawione z soczysto-goryczkowatą pomarańczą i herbaciano-"liściowymi" nutami przełożyły się na obraz rozgrzewania się, czym tylko można, jesienią. Obrazowo, intensywnie i siekierowo, jak lubię (gdybym była dzieciuchem, pewnie mogłabym krzyknąć: "Ale ostro!"). Tylko że kompozycja nie była aż tak herbaciana, jak liczyłam, ale nie szkodzi. Inne nuty mi to wynagrodziły.
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz