sobota, 19 czerwca 2021

wosk Greenleaf Haven Herbal Musk

Prosto z nieba... jak najszybciej

Daleko mi do lubienia niebiańskich klimatów. Jestem raczej z drużyny tej drugiej strony (hue hue), ale... przy tym wosku jakoś pomyślałam o jednej z ulubionych bajek, a mianowicie "Wszystkie Psy Idą do Nieba". Chociaż... może nie miało to być żadne nudne niebo, a niebo z kruczkiem? Albo raczej z "bocianem" w sensie... bocianim gniazdem na statku? W końcu tytuł oznacza "przystań / port", a to po prostu ja źle przeczytałam, kupując. Chociaż co do słowa "haven"... może jednak nie byłam tak daleko, biorąc pod uwagę, że "tax haven" to "raj podatkowy"? Albo po prostu schronienie. Ach, te niejednoznaczności! Aż zapach zainteresował mnie jeszcze bardziej.

Green Leaf Haven Herbal Musk to zapach ziołowego piżma, oddający przystań portową (schronienie?) z linii "świeżych i czystych", u mnie jako wosk (kostka); opakowanie to 73g, czyli 6 kostek.

Opis producenta
Ożywczy jak powiew słonego, plażowego powietrza, Haven pobudza i ożywia świeżymi nutami morskiej bryzy i kwiatowymi akcentami lawendy i jaśminu.


Recenzja

Suchy wosk pachniał delikatnie słodkawo, świeżo, acz trochę "mydełkowo". Czułam delikatne kwiaty, delikatne tkaniny... Pomyślałam o praniu rozwieszanym na sznurki, w akompaniamencie fal morskich w oddali. To... jakiś domek w okolicach rześkiego morza? Należący do faceta, który nie oszczędza na dobrych żelach pod prysznic i perfumach, niosących dodatkowe orzeźwienie. 

W paleniu wosk rozniósł delikatną woń kwiatów. Rozchodziły się długo, niczym powoli rozkwitające, delikatne pączki. Wśród nich z czasem odnalazła się lawenda. Zaczęła się wywyższać nad nieśmiałe, drobne i białe. Czyżbym wyłapała jaśmin? Miał w sobie coś rześkiego i wilgotnego... Pomyślałam o kwiatach wodnych.

Po chwili poczucie wilgoci, "mokrości" zaskarbił sobie męski żel pod prysznic. Prysznicowo-mydlana nuta kontynuowała słodycz i umocniła rześkość. Daleko w tle wyłapałam trochę prania, wilgotnych ręczników... I ciuchy jakiegoś wyperfumowanego, wyprysznicowego jegomościa? Pojawiła się nuta pianki po goleniu, mieszającej się z perfumami delikatniejszymi, słodkimi i... taak, kobiecymi. Pierwiastek męski i żeński złączyły się w białej, subtelnej kwiatowości.

Pomyślałam też o miękkich ręcznikach, ręcznikach wilgotnych i ogólnie wilgoci... I rześkości niczym wietrzyk wyczuwalny letniego, ale trochę chłodniejszego dnia nieopodal plaży. Zupełnie, jakby na wczasach o poranku jakiś facet tylko co wziął prysznic, wytarł się ręcznikiem i przewiesił go na tarasie nadmorskiego domku, w którym to jego partnerka jeszcze spała, zawinięta w jasną, czystą i miękką pościel. Czuć w tym odrobinkę lawendy i wciąż dość chłodne orzeźwienie, czystość. Świeżość powietrza kryła odrobinkę soli.

Sól podkreśliła kwiaty, w których wzrosła słodycz. Także ona miała nieco chłodny, eukaliptusowo-miętowy charakter. Z czasem doszukałam się chłodno-rześkich ziół, które mieszały się z nadmorską roślinnością, przyzwyczajoną do surowych wiatrów od morza.

Moc zapachu była niezła, ale mego serca nie podbiła. Mimo że wyraźnie wyczuwalny, był raczej delikatny. Rozchodził się długo, acz przynajmniej trwał długo. Orzeźwiał, ale nie jakoś wyjątkowo.

Całość wydaje mi się przeciętna i trochę nudna. Żele, prysznice, odrobinka kwiatów i słodki chłodek, eukaliptus, trochę męsko, trochę kobieco... Ot, wszystkiego po trochu, a tak naprawdę nic z porządnym charakterem. Wolałabym siekierę i chociaż jeden element, który by mnie porwał. A tak? Zapach ładny, jakość ok, ale to tyle. Nudne niebo. Nie dziwne, że Charlie z "Wszystkich psów..." chciał się z niego wyrwać jak najszybciej.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz