Ciężar domowej słodyczy?
Co też koty robią z człowiekiem? - parę razy zadałam sobie takie pytanie przy zakupach. Czy to opakowanie czekolady z kotem, czy etykietka wosku... i zdarza mi się zapomnieć, że daną rzecz przyjdzie mi (kolejno) zjeść lub wąchać. Toż to nuty są istotne, nie szata! A jednak... Gdy zobaczyłam tę etykietkę wiedziałam, że muszę ją mieć i aż bałam się sprawdzić nuty. Na szczęście, okazały się całkiem w porządku. Od razu jednak przypomniał mi się wosk Warm & Welcome. Czy nie wyjdzie zbyt podobnie? Czy nie będzie zbyt słodko-ciężko? Cóż... chciałam zrobić podobne zdjęcie (z Luną), ale niestety ona trochę sparafrazowała nazwę na "staying bed" i za nic nie chciałam wyjść spod koca na sesję.
Goose Creek Staying Home to zapach ciepło-słodki, oddający urok pozostania w domu podczas chłodnego deszczu, u mnie jako wosk (59g).
Opis producenta
Relaks w domu podczas gdy pada zimny, jesienny deszcz. Ten ciepły i kojący zapach jest idealny na zaproszenie rodziny i przyjaciół.
Nuty górne: słodki i ciepły bursztyn, świeża bergamotka
Nuty bazowe: mandarynka, lekko ciepła wanilia
Nuty dolne: paczula, drewno sandałowe, kaszmir
Recenzja
Na sucho wosk otulił mnie kwiatowo-ziołowymi perfumami damskimi, których słodycz oparła się na mięcie i wanilii. Pomyślałam o suszonych kwiatach i ciepłych, miękkich tkaninach, przy których zaplątała się cytrusowa mgiełka. Mimo to, zapach wcale nie był taki typowo kobieco kwiatowy, ponieważ suszone motywy wiązały się z ziołami i drewnem, które podkreśliło je i nadało pozytywnej ciężkości.
Po ogrzaniu wosk roztoczył słodko-ciepły splot przypraw i ziół, przez który pomyślałam o kwiatowo-słodkiej herbacie ziołowej. Mignęła mi subtelna nutka cytrusów, jednak to napar bardziej zwracał na siebie uwagę. Zrobił się waniliowy. Po chwili wzrosła kwiatowość, przywłaszczając sobie suszony motyw ziół.
Dodały kompozycji cięższego charakteru, choć były w pewien sposób chłodne (jak mięta? szałwia?). Oczami wyobraźni widziałam drewniane meble. Nuty drzewne cudownie odprowadziły słodycz w poważniejszą stronę. Oto poczułam się, jakbym otulała się miękkim szalem / tkaniną, nasiąkniętymi dobrymi, kobiecymi ale ciężkimi perfumami. Raz po raz wydały mi się jednak aż... gryzące? Może ten szal był... z właśnie gryzącej wełny? Było ciepło, choć pewien chłód dało się zarejestrować; trzymał jednak dystans. Podsuszony motyw dopuścił do siebie lżejszą nutkę cytrusową, która wpisała w niejednoznaczny chłód soczystą rześkość. Powiedziałabym, że to... słodka, ale z wyraźną goryczką... mandarynko-pomarańcza? Za tą charakterniejszą optowało drewno i nawet pewna ziemistość. Od jakiegoś czasu po ogrzaniu do końca przemykała w chłodzie w oddali.
Intensywność zapachu na sucho zapowiadała się średnio-mocno, jednak w kominku wosk uderza ogromem nut, nie przytłaczając jednak niczym, a popisując się głębią w gruncie rzeczy wcale nie innowacyjnej czy wyjątkowo kreatywnej kompozycji.
Zapach słodki, waniliowo-kwiatowy, a podrasowany drzewami i ziołami nie wyzbył się milusio-otulających elementów. Zawarł pewną ciężkość, był nieco perfumowo-konkretny, ale w dobrym stylu. Ciekawie dołożył do tego chłód, jakby w oddali. Takie kontrasty już się wąchało, jednak tu... wydają się wyjątkowo dobrze oddawać tytuł u etykietę. Dokładnie: bycie w cieple, a spoglądanie na chłód za oknem. Zapach taki, że aż w sumie chce się zostać w domu i coś takiego wąchać! To... miłe uziemienie w domu. Żaden tam ciężar na barkach, a głęboka odsłona w sumie... klasyków. Okazał się zupełnie inny niż Warm & Welcome, ale na podobnym poziomie (choć osobiście wolę podlinkowany; jest w nim coś dziwnie uzależniającego).
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz