Serce nie z kamienia
Nie lubię zimy, zimna i śniegu. Owszem, całkiem miło wspominam zabawy na śniegu w dzieciństwie, jednak doskonale też pamiętam szczypanie mrozu, a potem uczucie umierania, wrażenie, że kończyny odpadają, kiedy to dochodziłam do siebie w domu przy kaloryferze. Lata stania na przystankach i obrywanie ostrym śniegiem po twarzy, śnieg w butach, gdy brnęłam przez zaspy zasłoniły mi urok skrzącego się niczym brokat w słońcu śniegu i jego skrzypienie pod nogami. Nie lubię trafiać na śnieg w górach, ale tam, w naturze jeszcze mogę go tolerować z miłości do górsko-leśnych klimatów. Liczyłam na to, że ten wosk rozpuści me serce właśnie z tymi lepszymi sytuacjami się wiążąc.
Goose Creek Snow Covered Trees to zapach drzew pokrytych śniegiem, u mnie jako wosk (59g).
Opis producenta:
Mroźne płatki śniegu okrywające świąteczne choinki.
Nuty górne: zimowe cytrusy, padający śnieg, przymrożone igły jodeł
Nuty bazowe: mrożony eukaliptus, szyszki sosnowe, jodła syberyjska
Nuty dolne: świerk niebieski, chłodne piżmo
Wąchając na sucho, po zamknięciu oczu poczułam się, jakbym przeniosła się wśród sosny, jodły i inne, wonne drzewa iglaste. Oczywiście świeże i... oprószone śniegiem. Czułam chłód i słodycz, przez co pomyślałam o mięcie i anyżu, chłodnym powiewie... niosącym też rześkość. Także tą iglastą, drzewną i nieco w tym kwaskawą. Daleko w tle snuły się cytrusy.
Po rozgrzaniu wosk roztaczał przede wszystkim sosny, ale też ogólnie drzewne nuty roślin iglastych, otulone słodko-miętowym chłodem. Dosłownie czułam grube, żywe pnie, ich korę... Żywe, świeże i przyozdobione mnóstwem gałęzi z zielonymi, kłującymi igiełkami. To sosny, jodły, świerki... Wszystkie rześko-chłodne i wkomponowane w słodką, ziołową toń. Czułam też ścięte drzewko i lekko słodkawo-goryczkowatą, żywiczną nutę. Drzewny charakter i zielona nuta iglasta były cudowną jednością...
Podkreśloną ziołami i ich chłodząco-goryczkowatym motywem. Poczułam słodką miętę, ale nie tylko. Odnotowałam tu coś wręcz pikantnego... ostrego? Jak igiełki drzew. Po chwili do głowy przyszły mi też charakterne, słodko-eukaliptusowe męskie perfumy (albo pianka po goleniu jakiegoś przystojniaka?). Z czasem rześki, zielony eukaliptus zrównał się z drzewami iglastymi.
Tu wkradła się pewna przenikliwość... poprzez chłód i rześkość dobiegły do tego wszystkiego cytrusy. Nieco goryczkowato-skórkowe, ale i soczyste, bliżej nieokreślone. Nieśmiało przemykające w tle, kryjące się wśród... drzew.
Wosk już na sucho odznaczał się wysoką intensywnością. Rozchodził się szybko i trwał długo nawet po zgaszeniu podgrzewacza. W paleniu to prawdziwa siekiera, uderzająca pozytywnie głębią i nutami.
Uważam ten wosk za wspaniały. Cudownie drzewny, wyraźnie sosnowy, przy czym to czysta natura osadzona w przyjemnie mroźnym (ale nie przesadnie wychładzającym) klimacie, otulona poważną i charakterną słodyczą. Intensywność również pierwszej klasy! Taką zimę rzeczywiście można kochać, po prostu... nie da się tu zachować serca z kamienia - od razu aż przyspiesza!
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz