sobota, 29 października 2022

wosk EBM Creations Boogeyman

Zapach nie do straszenia!

Nigdy mnie niczym nie straszono w dzieciństwie, a i sama nie wymyślałam sobie strachów z szafy czy spod łózka. Wręcz przeciwnie - lubiłam przesiadywać w szafie. Postać boogeymana poznałam dopiero za sprawą filmu z 2005, który mi do gustu nie przypadł. O tym, czym właściwie to straszydło jest, porządniej doinformowałam się niedawno. Pochodzi ze szkockich wierzeń. Nie ma określonego kształtu (może dlatego tak przeraża?) i ponoć w kulturze anglosaskiej straszyło się nią dzieci "w celu ich zdyscyplinowania". Wątpię, by działało. Tak czy inaczej, skoro na Halloween taki straszakowy, z etykietką wywołującą dreszczyk, wosk wyszedł, musiałam go mieć. Jak dla mnie Halloween mogło by być cały rok! Pozwoliłam sobie otworzyć halloweenową serię, jak łapa z obrazka otwiera drzwi.

EBM Creations Boogeyman to sojowy wosk inspirowany boogeymanem, u mnie jako wosk (w opakowaniu 90,7g, czyli 6 kostek po ok. 15g).

Opis producenta
Inspiracją dla tego zapachu było pytanie, jak pachnie boogeyman? Ponieważ to stworzenie nie jest najprzystojniejszym kolesiem, pomyśleliśmy, że przynajmniej sprawimy, by ładnie pachniał. Nasz zapach Boogeyman otwiera się nutami geranium, bergamotki i bogatych indyjskich przypraw; dobrze zaokrąglonymi bursztynem, lasem i piżmem.

Recenzja

Na sucho od razu czuć cytrusy, ostrość przypraw i słodycz kwiatów, które po chwili rozeszły się wyraźniej. Ostre i niemal przeszywające goździki mieszały się z ciepłymi nutami drewna, jego powagą. Całość znacząco osłodziły ciężkie, jakby zawilgocone kwiaty, kwiaty wodne. Może róże? Dołączyła jednak do nich słodycz soczystsza - czerwonych i leśnych owoców? 

Z kominka najpierw rozeszła się subtelna słodycz kwiatów - róż, jakby zmieszanych z nieco bardziej drzewnym, perfumeryjnym akordem (wiciokrzew?). Splatały się z soczystymi i słodkimi owocami leśnymi i czerwonymi. Malinami? Te podsyciły słodkie cytrusy. Pojawił się kwasek, jednak nie wychylił się przed słodycz.

Ta miała w sobie coś wilgotnego, trochę ciężkiego i dusznego. Poczułam więcej drewna i świeżą, zieloną trawę. Jakby przetaczała się nad nią wilgotna mgła? Mgła nad wodą, gdzie rośnie sporo wodnych kwiatów, mokrych w wydźwięku? Słodycz świetnie z tym wszystkim igrała. W pewnym momencie wzbogaciła się o ostrość. Goździki i bardziej goryczkowata gałka muszkatołowa kompetentnie zawalczyły o ciepło, dodając je drewnu. I kwiatom. Wyszły... ciężko, otulająco, ale nie dusząco, dzięki obecności malin i owoców leśnych, z odległą, mandarynkowo-pomarańczową mgiełką. W pewnym momencie wydało mi się, że poważniejsze drzewa spierają się z niemal cukierkowymi owocami leśnymi pod przewodnictwem jakby pudrowych malin. Przypominało to trochę drewnianą szafę z kobiecymi ubraniami, przesiąkniętymi bardzo różnymi perfumami.

Wosk na sucho był bardzo intensywny, w kominku prawie tak samo. Rozchodzi się szybko, z łatwością i utrzymuje średnio długo. Tu wszystko mi pasowało. Efekt wizualny, a więc to, jak mienił się niebieskim brokatem z kolei po prostu kocham.

Zapach był ładny. Dużo kwiatów, soczyste owoce leśne, maliny, cytrusy i wyraziste drzewa, wilgoć... mgła i ostre przyprawy naprawdę cudnie zagrały, acz z czasem pojawiać się zaczęły małe zgrzyty, kiedy owoce schyliły się w nieco cukierkowym kierunku. Na szczęście jednak nie mocno.
Lecz za nic nie powiedziałabym, że zapach w jakikolwiek sposób ma nawiązywać do boogeymana, z etykietą też niewiele ma wspólnego. Taki zapach zamiast towarzyszyć czemuś strasznemu, prędzej... przyciągnęło by do boogeymana z szafy (bo to sugeruje etykietka?) potencjalną ofiarę.

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz