wtorek, 24 grudnia 2024

wosk / świeca Classic Candle Lavender Green Tea

Etykietka prawdę Ci powie

Kiedy zobaczyłam etykietkę dziś przedstawianego wosku, przepadłam zupełnie. Wydała mi się zachwycająca tak, że aż słowami nie umiałam tego wyrazić. Zapach, który mogła oddawać musiał być szlachetny, herbaciano-ziołowy i bardzo, bardzo mój. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zamówić mniejszą pod względem gramatury małą świeczkę i używać jako wosk czy większy pełen wosk, ale tak popatrzyłam... Świeczka miała w dodatku okrojoną etykietkę. Coś czułam, że choć nie miałam do czynienia z zapachami Classic Candle, nie pożałuję, jak kupię wosk. 

Classic Candle Lavender Green Tea to zapach lawendy i zielonej herbaty od Classic Candle Company; u mnie jako wosk (w opakowaniu 60g, czyli 6 kostek po 10g).

Opis producenta
Uspokajający aromat francuskiej lawendy zmieszany z zieloną herbatą i białą lilią jako bazą. Z górnymi nutami świeżych cytrusów, melona i rozgrzewającej szałwii.


Recenzja

Suchy wosk pachniał świeżo i ziołowo. Czuć w nim goryczkowato-słodką lawendę i rześko-soczystą, wręcz odrobinkę kwaskawą białą szałwię. Jej kwasek wydawał się jeszcze czymś podkręconym, a ogólna ziołowość nieco ukojona... delikatną, zieloną herbatą? 

Z kominka pierwsza rozeszła się rześka, sugestywnie kwaskawa nuta białej szałwii, powoli mieszającej się ze zwykłą szałwią, która wprowadziła goryczkę. Podążał za nią bardziej złożony ziołowy motyw oraz delikatna, liściasta zielona herbata. Zdradzała lekką goryczkę i mieszała się z nieco kwiatowym wątkiem, a po chwili przybrała na goryczce. Chyba przez kontrast ze słodkimi białymi liliami. Do goryczki dołączyła lawenda, łącząc ją bardzo spójnie z kwiatowością.

Lawenda podyktowała kompozycji nieco cięższy wydźwięk. I słodycz, i ziołowość zrobiły się cięższe na pewien czas. Chwilami chyliły się w trochę kąpielowe strony - do głowy przyszło mi lawendowe mydło i kosmetyki. Potem jednak wróciła biała szałwia, przypominająca o rześkości i kwasku. W nim zaznaczyły się cytrusy - powiedziałabym, że kwaskawa pomarańcza deserowa i skórka cytryny. Wtapiały się w zioła i zieloną herbatę z lawendą. Myśl o zielonej herbacie zaparzonej z lawendą i delikatną cytrusową nutą stała się bardzo wyrazista. W tle raz po raz przy zioła przemykało stare drewno.

Suchy wosk pachniał średnio-mocno intensywnie, w kominku zaś intensywnie, że prawie siekierowo. Zapach rozchodził się błyskawicznie i równomiernie, nie tylko w pokoju z kominkiem. Utrzymywał się dość długo. Lekko pobrzmiewał nawet następnego dnia. A kostka spokojnie wystarczyła na 2 podgrzewania.

Kompozycja bardzo mi się podobała ze względu na nieoczywiste połączenie szałwii białej i zwykłej, ziół i lawendy z zieloną herbatą i odrobinką cytrusów oraz kwiatów, a także drewnianym echem, jednak obyłoby się bez tych mydlanych sugestii. Połączenie słodyczy i goryczki zacne. Podobało mi się, jak nuty się uzupełniały tak samo jak wysoka moc zapachu.
Dobrze, że tak dobrze trafiłam - niby nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku miałam szczęście. Nie mogę jednak powiedzieć, by wyczuwalny zapach tak w 100% kojarzył mi się z tym, co pokazano na etykiecie. To jednak szczegół, bo tytuł już adekwatny.

9/10

sobota, 21 grudnia 2024

wosk / świeca Smells Like Christmas

Substytut choinki

W tym roku grudzień był jakiś zupełnie niezimowy i nawet dekorując mieszkanie, nie czułam, że zbliża się Przesilenie Zimowe. Uznałam więc, że może adekwatny wosk pomoże mi trochę wczuć się w ten klimat? Wybierając, które próbki chcę dostać od Winter Bee, tego nie mogłam pominąć. Bardzo lubię choinkowe zapachy, a w tym roku drzewko wyjątkowo późno sobie załatwiłam, bo dopiero w dzień rozpoczynający Yule (i do niego trochę przetrzymałam recenzję w kolejce do publikacji).

Winter Bee Candles Smells Like Christmas to zapach oddający Gwiazdkę, czyli drzew iglastych i pomarańczy, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 8g.

Opis producenta
Wyobraź sobie wieczorny spacer po lesie zimą - w ostatnich promieniach słońca na śniegu tańczą iskierki. Weź głęboki wdech - czujesz aromat świerkowych i jodłowych igieł, pod stopami chrupie śnieg. Jest cicho i tak spokojnie... 
Nuty górne: pomarańcza, cedr, szałwia
Nuty środka: sosna, mech jodłowy
Nuty bazy: balsam jodłowy, kora sosnowa


Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie bardzo świeżymi drzewami iglastymi - powiedziałabym, że lasem sosnowo-jodłowym. Oprócz iglastości, czuć wyraźnie też nuty drzew w kontekście bardziej drewnianym: pomyślałam o pniach, korzeniach i korze, a także subtelną, szlachetną słodycz. Świeżość ściśle wiązała się z "zielonym" kwaskiem, który nieco podkręciła przemykająca pomarańcza. 

Z kominka pierwsza wydobyła się rześka, świeżo pachnąca dosłownie "zielona sosenka". Urocze drzewko - choinka! - zaraz spotkało się z mnóstwem drzew iglastych: z sosnami, jodłami. Drzewko zmieniło się w cały, młody lasek. Ich rześkość była specyficznie kwaskawa, a także podkręcona kwaśnością pomarańczy. Obok pojawiła się jeszcze słodycz. Połączyła motyw iglasty z soczystością i... mchem? Pomyślałam o specyficznej słodyczy porośniętych mchem "dołów" lasów iglastych.

Mech niewątpliwie porastał też pnie. Zwróciłam uwagę, że coraz wyraźniej rozbrzmiewał motyw drewna, a więc wszelkich korzeni, opadłych gałęzi i kory, leżących na mięciutkim mchu. Część słodyczy przeszła zaś w nieco żywicznie-balsamowe tony. Drewno dodało kompozycji stateczności i powagi. Z czasem umocniła ją goryczkowato-słodkawa, ziołowa nutka. Wraz z drewnem i leśną słodyczą stworzyła kontrapunkt dla rześkości i kwasku sosen i jodeł.

Suchy wosk pachniał średnio mocno, a w kominku znacząco mocno. Rozszedł się bardzo szybko i równomiernie, z łatwością. Utrzymywał się średnio długo. Spokojnie starczył na dwukrotne podgrzewanie i nie stracił w odbiorze.

Zapach autentyczny, prosty i głęboki. Czuć mnóstwo świeżych sosen, jodeł, ale też drewno i las pełen mchu, z ziołowym akcentem, a wszystko to urozmaiciła i podsyciła pomarańcza. Rewelacyjny na podbudowanie zimowo-choinkowego nastroju. To naprawdę dobry substytut choinki! Acz mógłby być bardziej siekierowy i utrzymywać się dłużej.

9/10

wtorek, 10 grudnia 2024

wosk / świeca Winter Bee Old Library

Stare książki nigdy nie nudzą

Uwielbiam zapach starych książek, ale szczerze mówiąc coraz rzadziej mam z nim do czynienia. Kiedyś co i raz wypożyczałam coś aromatycznego... Albo jako dziecko czy młoda nastolatka o wiele częściej buszowałam w bibliotekach. Uwielbiałam to. O tych czasach myślę z nostalgicznym uśmiechem, więc gdy natknęłam się na tę kompozycję na stronie Winter Bee, poprosiłam o nią, wybierając, próbki jakich 10 zapachów chcę otrzymać.

Winter Bee Candles Old Library to zapach starej biblioteki, czyli koniaku, mirry, wanilii, bursztynu i sandałowca, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Świeca przypomina mi zapach XVI w. biblioteki Trinity College w Dublinie - starych książek w skórzanych oprawach, ustawionych na regałach z ciemnego drewna. W tej bibliotece marzeń, pełnej białych kruków, ustawiono długie stoły z bukietami piwonii i goździków, które wypełniają powietrze pudrowym zapachem. Na każdym stole króluje kryształowa karafka z koniakiem i szklaneczki. Woskowana podłoga skrzypi pod stopami, aksamitny w dotyku papier przywodzi na myśl skórkę brzoskwini, śliwkę i wanilię. Wszechobecna paczula tworzy rdzeń kompozycji.
Nuty górne: śliwka, rumianek, koniak
Nuty środka: pączek goździka, słodka mirra, laska cynamonu, ziele angielskie
Nuty bazy: złoty bursztyn, paczula, wanilia, drewno sandałowe, mech


Recenzja

Suchy wosk pachniał średnio mocno ciepło i trochę ciężkawo, alkoholowo niczym upita śliwka i koniak. Czułam też lekką korzenność i słodko-goryczkowatą żywicę. Przewinęło się drewno i marginalna ziemistość. Przy nich może też coś ziołowo-kwiatowego?

Z kominka najpierw rozeszła się trochę duszna słodycz. Nasilała się, zapominając o duszności. Szła w waniliowym kierunku, pomagając sobie ciepłem chyba cynamonu. Cynamonu i innych przypraw? Pomyślałam o suchych żywicznych kadzidłach. Zrobiło się dosłownie cieplutko. Do tego pojawiła się jakaś łagodna, ziołowa herbatka - rumianek? Miał kwiatowe aspiracje.

Z czasem poczułam się, jakbym siedziała w skórzanym fotelu w pokoju z książkami na drewnianych półkach - ogólnie z drewnianymi meblami - gdzie być może jest też kominek. Ciepło nakręcało się nawzajem ze słodyczą. Oprócz nadrzędnej wanilii pojawiło się jeszcze drewno sandałowe i więcej goryczkowato-ostrawych przypraw. Pikantnie nie było, ale sugerowały trochę pewną duszną ostrawość starych książek. Duszność znów odezwała się mocniej, a i jakoś tak splot drewniano-słodkich przypraw ciężej końcowo odebrałam. Jakby wśród starych, szeleszczących stronnic krył się... koniak? Przygłuszany jednak żywicami-kadzidłami.

Wosk potrzebował trochę, ale nie strasznie dużo, czasu, by się rozejść. Wyczuwalny trochę nierówno - to tu, to tam, nie zaskarbiał sobie całego pomieszczenia. Mimo że był silny. Tak trochę powyżej średniej. Utrzymywał się średnio długo.

Zapach był ładny, jednak nie zdobył mojego serca. Niby czuć w nim stare książki i bibliotekę, ale bo wiedziałam, że mają się pojawić. Złożyły się na nie wanilia, drewno, ciepło i przyprawy, a także sandałowiec i kadzidło. Przyjemny, ciepło-przytulny splot, trochę słodki, dusznawo-ostry i specyficzny, ale nie jakoś szczególnie wyjątkowy. Nawet nie aż tak jednoznaczny, a po prostu w miarę obrazowy.

8/10

wtorek, 19 listopada 2024

wosk / świeca Classic Candle Soft Cashmere

Za delikatna delikatność

Ten zapach u mnie to jeden z dowodów, że u mnie bycie kociarą przechodzi już w jakąś obsesję. Zobaczyłam etykietkę i przepadłam. Musiałam mieć! Przeczytawszy jednak opis, poczułam, że to niekoniecznie dla mnie. Słodko i delikatnie...? Choociaż jakby tak kwiaty i drewno się popisały... Byłam trochę rozdarta, więc by przetestować i mieć etykietkę do kolekcji, ale nie władować się w spory i drogawy wosk, kupiłam daylight z zamiarem używania go jako wosk do kominka (co często robię). Co ciekawe, kiedy sprawdzałam na stronie producenta nuty zapachowe, dowiedziałam się, że zapach występuje pod dwoma obrazkami (drugi to zdjęcie kłębków nici).

Classic Candle Soft Cashmere to świeczka oddająca zapach delikatnego kaszmiru, czyli kwiatów, pudru i piżma od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g); także potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta
Jaśmin, fiołek i róża, kaszmir, wanilia i nuty drzewne. Prawdziwa miłość kaszmiru, miękkie pudrowe piżmo, głębokie i złożone kwiaty ustępują miejsca delikatnemu i zachęcającemu słodkiemu piżmu.
do kominka wrzucałam po ok 11-12g.


Recenzja

Na sucho świeczka pachniała niedookreślonymi, delikatnymi kwiatkami-kwiatuszkami oraz słodką wanilią. Zapach miał bardzo przytulnie-sweterkowy wydźwięk. Było w nim coś kremowego, ale też pewna szlachetność drewna. Wydał mi się tulaśny, ale nie przesłodzony, a słodko-nostalgiczny.

Z kominka powoli rozszedł się delikatny zapach milusich, świeżutkich ręczników i wanilii. Pomyślałam o bawełnie, delikatnych tkaninach i lekkiej, acz jakby z ciężkawą naleciałością, słodyczy. Z czasem częściowo przechodziła w białe kwiaty i dosłownie kwiatuszki. 

W pewnym momencie do kwiatów doleciała nuta drewna. Nadała im trochę powagi, klimat zrobił się bardziej nostalgiczny, a tkaniny zmieniły się w eleganckie kobiece bluzki, kardigany i sweterki. Wszystkie były nasiąknięte lekko słodkimi, ciepło piżmowymi perfumami. Przy nich wśród kwiatów dało się wyróżnić wąchany za dnia (a więc delikatny) jaśmin i fiołki. Nawet jakby... coś słodko-soczystego i zarazem kwiatowego jak np. pitaja mi przemknęło? Wanilia pobrzmiewała w tle, wieńcząc słodko-szlachetny splot.

Zapach rozchodził się powoli, ale równomiernie. Był wyczuwalny delikatnie, tylko w pomieszczeniu z kominkiem. By rozbrzmiał mocniej, ale i tak nie mocno, a po prostu nie aż tak delikatniusio, potrzebował duuużo czasu. Za to znikał szybko.

Zapach był delikatny, zarówno jeśli chodzi o moc, jak i klimat. Nie chwycił mnie przez to. Słodycz oraz mięciutkie i zarazem eleganckie swetry, kardigany przesiąknięte dobrymi, ciepłymi perfumami, sporo wanilii i kwiaty to ładny splot, ale brakowało temu wszystkiemu pazurków albo czegoś zaskakującego. Odrobinka drewna i bawełny tonowały słodycz, ale tak... harmonijnie. To kompozycja... jakby trochę ospała. W sumie... niczym kot z etykietki. Jeszcze samemu zapachowi dałabym 7, ale moc mnie nie satysfakcjonowała.

6/10

środa, 13 listopada 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Kicking Leaves

Nieskopane liście

Ten wosk od Winter Bee wybrałam sama. Zobaczywszy tytuł od razu się zainteresowałam, a po przeczytaniu opisu już w ogóle byłam pewna, że to esencja tego, czego szukam w zapachach związanych z jesiennymi liśćmi. Uznałam, że wrzucę go do kominka niedługo po Country Candle Sanctuary, ot tak, by sobie porównać.

Winter Bee Candles Kicking Leaves to zapach suchych liści i drewna; u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 13g.

Opis producenta
Nostalgiczny zapach inspirowany rześkim, tęsknym uczuciem jesiennych spacerów po parku. Wdychaj ziemisty aromat suszonych liści mieszających się z jasnymi nutami pomarańczy, podczas gdy ciepłe drewno i miękkie piżmo wirują razem, tworząc kojący, ale lekko melancholijny zapach. "Kicking Leaves" oddaje piękno zmieniających się pór roku, przywołując wspomnienia spokojnych chwil na łonie natury, z nutą słodko-gorzkiej tęsknoty w powietrzu. Idealny do wprowadzenia przytulnego, refleksyjnego nastroju jesieni do Twojego domu.
Nuty zapachowe: suche liście, pomarańcza, drewno, piżmo


Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie jesiennymi, szeleszczącymi liśćmi o słodkim charakterze, który mieszał się z bardzo słodką i soczystą pomarańczą, może podkręconą mandarynkami. Czułam też drewno, wprowadzające do kompozycji trochę goryczkowatej powagi, ale też nieco szlachetnie słodkawe. Za zwykłym drewnem chyba chował się... sandałowiec? I kwaskawy świerk, zasugerowany cytrusami? Całość przywodziła na myśl jesienny dzień, w który może okazać się, ale nie musi, ciepły.

Z kominka pierwszy rozszedł się mocno drzewny wątek, osnuty słodyczą. Pomyślałam o lesie mieszanym, w których czuć drzewa liściaste i całkiem sporo kwaskawo-rześkich świerków. Było to rześkie i... soczyste? Przewinęła się pomarańcza. Wyszła dość dynamicznie, bo raz bardziej słodko-kwaskawa, a raz czysto słodka, że do głowy przychodziły mi też mandarynki.

W tym czasie mocno wzrosła też słodycz ściśle związana z drewnem. Pomyślałam o sandałowcu oraz o świerku, po którym cieknie trochę żywicy. Słodycz wydała mi się ciepła niczym... Jesienne, suche liście? Wemknęły się, zbadały grunt i rozbrzmiały bardzo wyraźnie. Pomyślałam o żółtych, żółtych i czerwonych liściach opadających wokół drzew, podczas gdy pojedyncze świerki wciąż cieszyły się świeżą zielenią. Liście przeplatały się z drewnem i drzewami, rządząc na pierwszym planie. Drewno już ścięte i opadłe liście czasem robiły małe wybiegi ku ziemistości, a czasem ku ciepłu słońca. Ciepło właśnie zawarło w sobie słodycz i przypominało o drewnie dawno już ściętym, podążającym za tym żywszym, świeższym.

Suchy wosk pachniał mocno, zaś rozgrzewany bardzo mocno. Rozszedł się dość szybko i równomiernie, nie tylko po pokoju z kominkiem. Utrzymywał się średnio długo. Listek (bo nie "kostka?") wystarczył spokojnie na dwa podgrzewania.

Wosk bardzo, bardzo mi się podobał. Gdy mowa o zapachach oddających jesienne liście, to moje jesienne liście idealne: szeleszczące złote, suche liście i dużo drewna, drzewa. Odrobinka iglastej świeżości, akcenty cytrusów i ziemi, a także słodycz wpisana w to wszystko, ale szlachetna i poważna. Idealny zapach na jesień, idealne oddanie tytułu i opisu. No, kawał dobrej roboty tu widzę - nie skopali tych liści!

Wystawiłam ocenę wyższą niż Country Candle Sanctuary, bo dzisiaj przedstawiany wosk ucieszyłby mnie zapachem każdego jesiennego dnia, natomiast podlinkowany był na tyle specyficzny, że trzeba mieć na niego ochotę.

10/10

sobota, 9 listopada 2024

wosk / świeca Country Candle Sanctuary

Jesienne schronienie

Gdy tylko zobaczyłam etykietkę wosku, zakochałam się. Aż bałam się kliknąć, by sprawdzić, jakie nuty obiecuje producent. Tak bardzo bałam się, że może to być coś nie w moim typie. I... obawy poniekąd się potwierdziły. Opis na stronie sklepu aromatowo.pl głosił, że poczuję m.in. masło, ciasto francuskie i cukier, co zupełnie mi nie pasowało do etykietki. A jednak... miałam przeczucie, że warto dać upust swemu chciejstwu i kupić wosk głównie ze względu na etykietkę. Jakież było moje zaskoczenie... Dopiero po napisaniu recenzji zadałam sobie trud, by znaleźć opis ze strony producenta (dokładnie na Izrael, bo tylko tam był jeszcze dostępny). Musieli coś pokręcić!

Country Candle Sanctuary to zapach słodko-ciepły zapach liści tytoniu; u mnie jako wosk (64 g, czyli 6 kostek po 10,7g).

Opis producenta
Ciemny, ciepły i zmysłowy zapach z mieszanką słodyczy i dymnych liści tytoniu, który nadaje mu egzotycznego charakteru.
Nuty górne: walencjańska pomarańcza, rozgrzewające przyprawy
Nuty środkowe: haitańska wetyweria, liście paczuli
Nuty dolne: ziarenka wanilii, kadzidło


Recenzja

Na sucho wosk pachniał szlachetną, głęboką, i ciężką słodyczą trochę ciastową, trochę kadzidlaną. Czułam wanilię i coś lekko czekoladowo-korzennego. Pomyślałam o ciastach dyniowych i marchewkowych, oblanych palono-dymną czekoladą i z cytrusową nutką... Pomarańczy? W słodycz wpisały się też jesienne, suche liście, acz one zapewniły też lekką cierpkość, goryczkę. Idealnie dopasowała się do kadzidła.

Z kominka pierwsza dobiegła mnie odrobinę ciastowa słodycz. Poczułam w niej wanilię i jasne krucho-maślane ciasto ze szczyptą ciepłych przypraw korzennych. Cynamon wprowadził goryczkowate kadzidło i czekoladę mleczną o wysokiej zawartości kakao. Miała nieco palony charakter. Nie było to jednak w żadnym stopniu przesłodzone. A wręcz trochę soczyste?

Soczystość rosła i rozwijała się jako słodka pomarańcza. Ciasto musiano nią nasączyć; możliwe, że wypełniała je kandyzowana, ale soczysta skórka. I wieńczyła je czekolada! Przy niej zaznaczyła się trochę ciepło-ziemista nutka i od niej właśnie odeszły nuty jesiennych, suchych liści. Nakręciły się ze szlachetną słodyczą kadzidła. Do głowy przyszły mi też jakieś palone liście - może i słodkawy tytoń? Jednocześnie cierpkość nieco wzrosła, acz ani myślała oddalić się od słodyczy. Pomyślałam o cieście / tarcie dyniowej i cieście marchewkowym. Cynamon, trochę... goździków? Przyprawy i liście, ziemia zasugerowały leciuteńką prawie pikanterię. Rozgrzana ziemia i suche liście kojarzyły się z ciepłym, jesiennym dniem. Pewna duszność, ciężkawość z czasem rosła, wysuwając na przód te pożółkłe, szeleszczące liście. Całe sterty liści!

Wosk zarówno na sucho jak i w kominku pachniał dość intensywnie. W kominku intensywniej, ale jego moc na sucho zdradzała, że w kominku będzie odważny. Rozchodził się błyskawicznie i równomiernie, nie tylko po pokoju z kominkiem. Utrzymywał zadowalająco długo.

Dawno nie trafiłam na wosk, który tak przedstawiłby dość wysoką, ciastową słodycz. Zupełnie nie kojarzyła się zbyt jedzeniowo, nie dusiła, nie zasłodziła! Przeplotło ją kadzidło, liście i odrobinka ziemi. Akcenty czekolady, soczystej pomarańczy i przypraw dodały jej niebanalnej głębi. Wąchając nie mogłam się nadziwić, jak autentycznie wyszły szeleszczące, jesienne liście! Nie wiem, czy najlepiej oddaje obrazek z etykietki, który sugeruje wodę - a tej nie było tu ani trochę, to jesienne ciepło i suchość, ale tytuł owszem. To takie... jesienne, niemal sakralne schronienie.

9/10

niedziela, 3 listopada 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Pink Pepper & Jasmine

 Dopieprzone kwiaty

Przeglądając, co wybrać z Winter Bee, zerknęłam na ten wosk, jednak o niego nie poprosiłam. Stało się jednak tak, że do mnie trafił - czegoś z tego, co chciałam nie było, więc wysłali ten. Ucieszyłam się w sumie, bo ostatnio pieprzne nuty jakoś wyjątkowo mi podchodzą. A czy akurat z jaśminem? A to się już miało niedługo okazać! Wystarczyło tylko wrzucić próbkę do kominka.

Winter Bee Candles Pink Pepper & Jasmine to zapach różowego pieprzu i jaśminu, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Harmonijne połączenie aromatycznego jaśminu z energetyzującym zapachem świeżo tłuczonego różowego pieprzu, znanego ze swojej zdolności do łagodzenia uczucia niepokoju i podnoszenia na duchu. Ten unikalny zapach tworzy atmosferę idealną do relaksu i odprężenia.
Nuta głowy, to zapach intensywnego różowego pieprzu, który łączy się z żywicą elemi i świeżością mandarynek. Nuty serca, zdominowane przez jaśmin, gałkę muszkatołową i imbir, nadają głębi i złożoności zapachowi, jednocześnie dodając mu nuty ciepła i egzotyki. Natomiast w nutach bazy odkryjesz mieszankę mchu dębowego, paczuli i drzewa cedrowego, które nadają zapachowi trwałości i stabilności.
Nuty górne: różowy pieprz, żywica elemi, mandarynka
Nuty środka: jaśmin, gałka muszkatołowa, imbir
Nuty bazy: mech dębowy, paczula, drzewo cedrowe


Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie jasnymi, świeżymi kwiatami pod przewodnictwem jaśminu i... po prostu ciepłem. Na nie złożyły się przyprawy korzenne i kobiece perfumy idealne na jesień. Pomyślałam o pieprzu, acz bardziej świeżo-rześkim oraz imbirze... jako element ciastek imbirowych? W tle przewinęło się drewno z zaschniętą żywicą i odrobinka słodko-cytrusowej soczystości.

Z kominka pierwsze rozeszły się nieśmiałe, damskie perfumy o mocno kwiatowym i tuląco-ciepłym charakterze. Podkradły się pod nie słodko-ostre przyprawy i ciężkość pieprzu, a po chwili przemknęły bardzo słodkie mandarynki. Ewidentnie cytrusowe, ale w zasadzie bez cienia kwasku. Słodycz kwiatów wzrosła. Wyraźnie przewodził jaśmin, choć czułam też coś innego. Zaraz zrobiło się trochę za ciężko na niego. Wyłonił się pieprz i zaprosił drewno. Drewno i... las? Iglasty, w którym nie brakuje mchu?

Drewno zaś wpuściło żywiczno-goryczkowate i zarazem ciężkawo słodkie akcenty, a także gałkę muszkatołową. Grunt zaczęła badać ziemistość, a to wywołało sprzeciw kwiatów i mandarynek, które zdobyły się na nieco bardziej rześkawy ton. Las i mech szybko to wykorzystały, także od siebie dodając pewną roślinno-leśną, naturalną wilgoć. Pieprzy wydał mi się jakiś inny, rześkawy - różowy? cytrusowy? W przyprawach zaś zagościł korzeń imbiru. Wszystko to pod pieczą ciepłych, damskich perfum.

Wosk na sucho pachniał intensywnie, a w kominku bardzo intensywnie. Rozchodził się szybko i bezproblemowo, równomiernie po całym pokoju i nie tylko. Utrzymywał się średnio długo. Jedną kostkę-próbkę podgrzewałam 2 razy i 2 razy pachniała zacnie.

Kompozycja podobała mi się, bo choć bardzo słodka i kobieca, miała poważny charakter, a do tego pokazała pazurki. Pieprz i inne przyprawy, całkiem sporo drewna i las, nawet ziemia przyjemnie zgrały się ze słodkimi kwiatami. Głównie jaśmin i odrobinka mandarynek nie zasładzały. Całość wyszła i ciężkawo, i rześkawo. Ciekawie.

8/10

czwartek, 31 października 2024

świeca Kringle Candle 7 Days

7... Niebo?

Na tę świecę długo spoglądałam wręcz z bólem. Zapragnęłam, gdy tylko zobaczyłam etykietę i przeczytałam nuty, ale cena wraz z przesyłką zza granicy była zaporowa. Zrobiłam rozeznanie, czy pojawi się w Polsce. Nie. I zwlekałam, bojąc się, że wykupią, ale jednak w końcu moje chciejstwo wygrało i zamówiłam. Z bólem, ale jednak. Obiecywany zapach kusił, a The Ring to jeden z moich ulubionych horrorów, więc nie mogłam się oprzeć. Wszystko mi mówiło, że to świeca stworzona dla mnie. Pewien lęk jednak wciąż, aż do zapalenia, czułam. Czy sprosta oczekiwaniom? Poprzeczka zawisła bardzo wysoko!

Kringle Candle 7 Days to świeca o zapachu inspirowanym filmem The Ring, czyli zieleni, kwiatów i ziół, u mnie jako świeca w słoju 623 g, z dwoma knotami; zapach limitowany na Halloween.

Opis producenta
Zanurz się w nawiedzoną atmosferę, gdzie złowrogie serce zwiędłych kwiatów jabłoni przeplata się z mrożącymi krew w żyłach mgłami i nawiedzonymi szeptami lasów pełnych ziół. Przyjmij ciemność i pozwól swoim zmysłom dać się oczarować.
Nuty górne: zroszona zieleń, liście ziół
Nuty środkowe: kwiat jabłoni, jaśmin, liście mięty, tymianek
Nuty dolne: paczula, drewno cedrowe, paczula, geranium, piżmo


Recenzja

Sucha świeca uderzyła zapachem lasu sosnowego... Ogólnie iglastego, spowitego wilgotną, chłodną mgłą i pełnego słodko-goryczkowatych ziół. Kryły się w nich dzikie, wonne kwiaty. Leśność podkreśliły przyprawy - tymianek? rozmaryn? Drzewa czułam nie tylko jako kwaskawo iglaste, ale też jako leżące na ziemi gałęzie, porastające mchem. W nim doszukałam się jakby leśno-roślinnego ciepła i motywu brudnej, goryczkowato-ostrej ziemi. Z wdeptanymi w nią igiełkami, szyszkami. Odnotowałam coś gnilnego, a mimo też cieplejszych wątków całość wydała mi się raczej chłodna, chłodno-zawilgocona i ocierająca się o miętę pierzową.

Palona świeca najpierw uraczyła mnie wilgotnym, ciemnym lasem spowitym mgłą i... dymem? Czułam gorzkawość dymu, który wprowadził wytrawne przyprawy. Pomyślałam o tymianku, rozmarynie i kardamonie. Ich goryczka i pewien chłód ośmieliły czarną, wilgotną ziemię. Ta od początku była gdzieś w tle obecna, ale dopiero po pewnym czasie zaprezentowała się bardzo wyraziście. Pomyślałam o brudnej ziemi, przemieszanej z mnóstwem igiełek, opadłych gałązek, kory, szyszek i roślinami... Już nieco gnilnymi? Mieszały się z umacniającymi się drzewami iglastymi.

Z czasem ta gnilność roślin wydała mi się w pewien sposób ciężko-ciepława... Nie do końca "ciepła". Wraz z tymi aspektami wyłoniły się kwiaty. Żywe, acz kojarzące się z chłodną kwiaciarnią, ciemnym lasem... gdzie rosną dzikie i ostrawe kwiaty. Pomyślałam też o cmentarzu z aromatem wilgotnej ziemi, który otacza las iglasty. To jesienna, pochmurna i ciemna sceneria. W kwiatach odnotowałam róże i jakby wilgotny jaśmin. Przyprawy pod ich wpływem zaczęły jawić się bardziej słodko-chłodno ziołowo... Wymknęła się spośród nich goryczkowato-chłodna mięta pieprzowa. Mimo cieplejszych akcentów, całość wyszła bowiem dość chłodno. Goryczka lasu iglastego i ziemi, zawilgoconego drewna z czasem dopuściła do siebie więcej słodyczy i spowiła wszystko kwaskiem. Ten oddawał drzewa iglaste - całe mnóstwo! - i igiełki wdeptane w ziemię, błoto. A także... trochę żywicy? Wszystko mieszało się z zawilgoconym, wilgotnym wątkiem.

Zapach był bardzo intensywny i na sucho, i podczas palenia. Rozchodził się szybko i równomiernie, wyszedł zachwycająco realistycznie i obrazowo. Utrzymywał się średnio, w sumie satysfakcjonująco długo.

Bardzo obrazowy zapach, pasuje do etykiety i tytułu. Myślę, że upiorna studnia z The Ring, całe jej otoczenie, tak właśnie mogłoby pachnieć. Z tej całej mieszaniny wilgotnej ziemi, ziemi, lasu iglastego i kwiatów - w tym w cmentarnym wydaniu - ziół wytrawniejszych (tymianek, rozmaryn) i mięty mogłaby wyłonić się Samara / Sadako. Zawilgocony wydźwięk był rewelacyjny! Wolałabym to wąchać dłużej, niż tylko przez 7 dni... bo wąchając czuję, jakby była w 7. niebie. A jednak wydaje mi się, że las iglasty pchający się na pierwszy plan trochę aż rozbijał mroczny klimat - minimalnie jednak.

Świeca trochę skojarzyła mi się z Kringle Candle Lady in White, któa jednak była bardziej kwiatowa. Dzisiaj przedstawiana położyła nacisk przede wszystkim na las i wilgotną, niemal brudną ziemię.

9/10

wtorek, 29 października 2024

świeczka (Dealz) Creepy Town Orange

Nie takie Halloween straszne

W zasadzie trudno powiedzieć, dlaczego kupiłam tę świeczkę - jej zapach na sucho wcale nie wydał mi się szczególnie atrakcyjny. A jednak... była tania, w ładnym szkle i tak jakoś wyszło. Może po prostu korzystałam z okazji, bo pierwszy raz wybrałam się do Dealz i wątpiłam, bym prędko znowu miała tam zawitać? Przemknęła mi przez głowę mała wątpliwość - a jak to jakość jak z Action (Nature Senses Fresh Patchouli)? Cóż... bez kupienia i zapalenia miałam tylko gdybanie. Najpierw myślałam, że w ogóle nie ma etykietki, ale jakaś nędzna była na spodzie. Podtytuły odnosiły się chyba do kolorów, z tego co się zorientowałam, więc... no, profesjonalnie, nie ma co.

Creepy Town Orange to zapachowa świeczka wyprodukowana w Chinach, której importerem jest Dealz; waży 45g.

Opis producenta
brak


Recenzja

Sucha świeczka pachniała soczystymi jabłkami, mieszającymi się z pieczoną właśnie szarlotką. Zapach był słodki, trochę ciastowy, a w tle czuć sugestię jesiennych, szeleszczących liści.

Gdy zapaliłam świeczkę, najpierw rozeszła się słodycz, przełamana soczystością czerwonych, trochę kaszowatych, ale wciąż soczystych jabłek. Pomyślałam o miękkich jabłkach i... masie z jabłek? Kwaskawych, ale wpisanych w jakieś dość słodkie ciasto? Ciastowość trochę rozmyła się na rzecz kwasku. Kwaśność jabłek podkręciła cytryna... Może właśnie również szarlotka była z jakąś... sernikowo-cytrynową warstwą? W tle zaznaczyły się jeszcze słodkawo-cierpkie, szeleszczące liście. Z czasem podkreśliła je szczypta cynamonu. Zapewniła im też gładkie przejście do szarlotki.

Kiedy zaś wykroiłam wosk i wrzuciłam go do kominka (ok. 14 g), pierwsze dosłownie wyrwało się z niego słodkie, czerwone jabłko. Znowu było to jabłko już takie miękkawe, kaszowate jak z końca sezonu albo... słodka, trochę kwaskawa masa jabłkowa. Wyobraziłam sobie szarlotko-sernik, którego kwasek podkręciła cytryna. Ciasto to doprawiono lekko korzennie, może też wanilią. W korzenność i tu wkradły się liście. Suche, szeleszczące - wyraźnie jesiennie. Pomyślałam o ciepłym jesiennym dniu, kiedy to liście te porządnie ogrzewają promienie słońca. Skojarzenie ze słońcem podkręcił cynamon, a mi do głowy przyszedł bursztyn. Na pewno ciepły i słodki. Nasilała się też słodycz szarlotki. W pewnym momencie wydała mi się ciężka, mimo że i kwaśność nie dawała za wygraną. Do podkręcającej soczystość jabłek cytryny dołączyły nieco bardziej słodkawe, ze znikomą goryczką skórek, pomarańcze.

7/10

środa, 16 października 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Stranger in The Dark

Strach przed ciemnością?

Już sam tytuł zapachu przyciągnął mój wzrok. Kliknęłam, będąc w zasadzie pewna, że nuty utwierdzą mnie, że go chcę. I tak się stało. Miałam przeczucie graniczące z pewnością, że to coś dla mnie. Wosk ten był jednym z priorytetów na liście, którą sporządziłam, gdy mogłam wybrać 10 próbek z Winter Bee. Jestem firmie za te woski ogromnie wdzięczna, a losowi i wszechświatowi za to, że ten akurat był na stanie!

Winter Bee Candles Stranger in The Dark to zapach oddający mroczną tajemniczość, czyli drewna, kardamonu, bursztynu i paczuli, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Urzekający zapach tajemniczości i uroku. Zanurz swoje zmysły w bogatej mieszance egzotycznego drewna oud i palisandru, doprawionej ciepłem kardamonu. Ziemiste drzewo sandałowe i wetiweria dodają głębi, a słodka fasola tonka, zmysłowy bursztyn i piżmowa paczula utrzymują się, tworząc uwodzicielski, długotrwały zapach. Idealny dla tych, którzy szukają odważnego i czarującego zapachu, "Stranger in The Dark" przeniesie Cię do świata mrocznej elegancji i tajemniczości.
Nuty zapachowe: drewno oudowe, palisander, kardamon, drzewo sandałowe, wetiwer, bób tonka, bursztyn, paczula


Recenzja

Na sucho mocno pachnący wosk skojarzył mi się z męskimi perfumami unoszącymi się w zakrystii, w kościele. Te dwa bardzo specyficzne motywy łączyły się przez pewną słodkawą ciężkość i drewno. Ich splot zawiązał dodatkowo goryczkowato-ostrawy kardamon i ciepło-słodkie, niedoprecyzowane przyprawy.

Z kominka pierwsze rozeszły się ciężkie, odrobinę cytrusowe męskie perfumy i dużo poważnego, starego drewna. Pomyślałam o kredensach-antykach, staranie czyszczonych odpowiednimi specyfikami o niemal cytrusowo-cierpkawych zapędach , a także o... jakby nieco ciepłym, orientalnym drewnie? Na pewno przewinął się w nim sandałowiec. Mimo to, wyobraziłam sobie chłodny kościół z drewnianymi ławkami i innymi meblami, zakrystię. Kadzidło mieszało się z przyprawami i ciepłem... świec? Przemknęły mi przez myśl znicze. Też te dogasające. Ich ciepło zetknęło się z chłodem wieczora.

Otworzyły drogę lekkiej pikanterii. Nasilił się chłód wieczoru na przykościelnym cmentarzu, gdzie płonie mnóstwo zniczy. Miało to jesienny wydźwięk Święta Zmarłych, kiedy to na cmentarzu pojawiają się odświętnie wypachnieni, eleganccy ludzie. Pojawiło się sporo kardamonu i trochę kwiatów. Wprowadziły całkiem sporo słodyczy, mimo że i ziemiście-ziołowe tony miały się dobrze. Mieszały się z ogromem drewna. Zarówno w kościelnych wnętrzach (na zakrystii?), jak i na zewnątrz unosiły się te dobre, męskie perfumy z cytrusowym akordem.

Suchy wosk pachniał intensywnie, za to podgrzewany intensywnie i aż siekierowo. Rozszedł się błyskawicznie i był wyczuwalny równomiernie w całym pokoju i nie tylko. Utrzymywał się zadowalająco długo, ale bez wgryzania się w pomieszczenie. Porcja spokojnie wystarczyła na dwa podgrzewania.

Zapach rozkochał mnie w sobie od pierwszych sekund w kominku. Czułam, że będzie dobrze, ale nie aż tak. Mocarny, męsko-kościelny aromat, na który złożyło się drewno, kadzidła za sprawą kardamonu połączył pewne ciepło z chłodem, oddając tajemniczy, jesienno-mroczny nastrój. Idealnie oddaje to tytuł. Tak pachnącej ciemności na pewno się nie boję! A przeogromna moc zrobiła wrażenie - nic dodać, nic ująć. Zwieńczeniem był dla mnie kształt wosku - po prostu jak stworzony dla mnie.

10/10

piątek, 11 października 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Head Over Heels

Zakochanie w romansie

Gdy przeczytałam, że mogę wybrać 10 zapachów w ramach współpracy z Winter Bee, miałam problem, bo było tak wiele, które chciałam... Okazało się jednak, że paru nie akurat nie było jako próbki, więc wysłano mi inne. Dzisiaj przedstawiany zapach był właśnie jednym z tych "innych", choć szczerze mówiąc, jak przeczytałam opis i powąchałam suchy wosk, pojęcia nie mam, jak mógł mi umknąć. Może nie w głowie mi romanse, ale czułam, że w tak pachnącej tajemniczości naprawdę mogę się zakochać. A czy aż bez pamięci?

Winter Bee Candles Head Over Heels to zapach oddający romans i tajemniczość, czyli czereśni, gorzkich migdałów, róży i drewna, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 17g (dokładniej kosteczki po 8g i 9g - ja wrzuciłam od razu obie).

Opis producenta
Head Over Heels to esencja romansu i tajemniczości. Wyjątkowa mieszanka aromatów – dojrzałych czereśni, gorzkich migdałów, róży tureckiej, jaśminu wielkolistnego, balsamu peruwiańskiego, fasoli tonka, drzewa sandałowego, wetiweru i drewna – tworzy atmosferę o słodkiej i dymnej złożoności. Głęboki wiśniowy odcień i 100% wosk sojowy sprawiają, że ten wosk jest idealnym dodatkiem do każdego domu na co dzień lub na specjalną okazję. Dzięki uwodzicielskiemu aromatowi i przytulnemu blaskowi, czereśniowa wosk Head Over Heels zabierze Cię w podróż do krainy zmysłowości i tajemnicy.
Nuty górne: czarna wiśnia, gorzkie migdały, róża turecka
Nuty środka: jaśmin wielkolistny, balsam peruwiański, fasola tonka
Nuty bazy: drzewo sandałowe, wetiwer, świeżo ścięte drewno


Recenzja

Suchy wosk pachniał ciężkawą słodyczą róż i ciastek migdałowych. Pomyślałam o ciastach-tartach, amerykańskich typu "pie" migdałowych z kruszonką, sowicie wypełnionych przesłodzonym, wiśniowym nadzieniem / wsadem; posłodzonych wanilią. Obok migdałów pojawiło się sporo drewna, tonującego słodycz i nadającego kompozycji szlachetnej powagi. W oddali przewinęło się też coś odrobinkę korzennego.

Z kominka pierwsza rozeszła się ciepła słodycz, kojarząca się z... właśnie piekącym się amerykańskim ciastem typu "pie", tartą różano-migdałową. Róże zaraz nasiliły się też jako kwiaty, eksponujące swoją szlachetną ciężkość. Miały dosadny wydźwięk, który podkreśliły balsamicznie-żywiczne tony. Migdały przewijały się tu i ówdzie, zapuszczały się nawet na pierwszy plan. A tam na dobre rozgościła się róża.

Migdały zaprosiły też drewno. Na pewien czas do pierwszego planu zbliżyło się świeżo cięte, aromatyczne drewno. Wyobraziłam sobie jasne drewno i niedawno wykonane meble z drewna. Przywołały do siebie róże stulistne i czerwone. Kwiaty jednak czułam też inne, lżejsze (jaśmin?), acz one stanowiły mniejszość. Zawarły sporo rześkości, do której z czasem podkradła się soczystość. Ta zawróciła do skojarzenia z wypiekiem - oddawała bowiem nadzienie tych  ciasto-placków "pie" w wariancie wiśniowym. Było to bardzo, bardzo słodkie... trochę waniliowo-korzennie? I dżemowo. Wypiek i drewno połączyła właśnie nienachalna korzenność i migdały koniecznie w skórkach.

Zapach na sucho był średnio intensywny, za to w kominku pokazał się jako dość mocny, ale nie siekierowy. Rozchodził się błyskawicznie, a utrzymywał w miarę długo. Zapach wyszedł wyraźnie. Tylko że chwilami jakoś mógłby... bardziej równomiernie po pomieszczeniu się rozchodzić? I jednak dobrnąć do poziomu siekiery. Porcja spokojnie starczyła na dwa rozgrzewania.

Kompozycja prawie rozkochała mnie w sobie. Trochę kojarzyła mi się z moimi ulubionymi perfumami. Splot ciężkawych  róż, migdałów i drewna, z odrobinką soczystości, korzenności i słodyczy bardziej złożonej (waniliowej i wypieku-tarty) wyszedł szlachetnie i poważnie, bez przegięcia w żadną ze stron. Charakterny i głęboki, chyba naprawdę przepadłam w nim bez pamięci. Klimat tajemniczości i romansu - jak producent obiecał, tak był! Tylko właśnie przez to, że nie był bardziej dosadny, mocarny i siekierowy, nie wystawiłam maksymalnej oceny. 

9/10

niedziela, 29 września 2024

świeca / wosk Chupa Chups Scended Candle Mango

Niesoczysta egzotyka

Nie ukrywam, że tej świecy się trochę bałam. Jak tylko ją dostałam, zaczęłam sobie pluć w brodę, że nie zainteresowałam się, jakie inne zapachy oprócz Chupa Chups Scended Candle Grape pojawiły się w Dealz, a pozwoliłam ojcu samemu wybrać jakiś drugi zapach (poprosiłam tylko o wspomnianą, ale chyba była promocja 2 w cenie 1). Ostatnio nacięłam się na kilka niesmacznych rzeczy z mango, więc miałam małą mangotraumę. A może... może ta świeca miała zakończyć złą passę? Czekała u mnie strasznie długo na swój moment, ale w końcu uznałam, że... zakończę lato, którego i tak nie lubię, właśnie nią (na wypadek, gdyby była jeszcze gorsza od wspomnianej).

Chupa Chups Scended Candle Mango to świeca o zapachu mango / mango lizaków, ważąca 85g; ja używałam ją też jako wosk, wrzucając do kominka po około 14-15g.

Opis producenta
Zapach zainspirowany smakiem ikonicznego lizaka.


Recenzja

Sucha świeczka pachniała egzotycznymi cukierkami, gumami balonowymi. Pomyślałam o duecie mango i bananów o bardzo, bardzo wysokiej słodyczy. Przeplotła je jednak lekka kwaśność - cytrusów i ananasa? Mimo pewnej soczystości, zapach wydał mi się ryzykownie ciężki.

Z kominka pierwsza rozeszła się słodycz, kojarząca się z gumami do żucia w wariancie "owoce egzotyczne". Słodycz przeplótł kwasek, któremu jednak - mimo owocowości - brakowało soczystości. Rozłożył się wachlarz mango i ananasów w dość ciężkawym wydaniu. Ich słodycz mieszała się z bananami, cytrusami - ogólnie kompozycja wyszła namieszana i rozmyta zarazem. Słodkie mango jednak raz po raz najbardziej się wybijało. Chwilami zbliżało się do autentyczności, chwilami było bardziej cukierkowo-duszne.

Sucha świeczka pachniała dość mocno, za to palona czy używana jako wosk średnio. Potrzebowała trochę czasu, by się rozejść, a potem zapach rozchodził się niezbyt równomiernie i skokowo, że nagle zrobił się przytłaczająco mocny. Gdy zaś świeczkę zagasiłam, zaraz i zaniknął.

Świeczka pachniała egzotycznymi owocami, w tym głównie mango, ale w słodko-ciężkawym wydaniu. Brakowało jej soczystości i po prostu jakoś trudno mi o niej myśleć jako o przyjemnej. Zapach jednak jakoś... nie domagał, był słaby. Mimo że obyło się bez drastycznych wad.

3/10

czwartek, 26 września 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Gentleman's Club

Podejrzeć panów?

Bardzo lubię męskie kompozycje zapachowe i choć to klubu dla panów mnie nie ciągnie, zapach oddający taki wydał mi się bardzo, bardzo kuszący. W zasadzie wszystkie opisy wszystkich zapachów Winter Bee takie były. Gdy więc miałam wybrać 10, miałam niemały problem. Co jeden, to lepszy! A przynajmniej takie się wydawały. Miałam nadzieję, że się nie zawiodę, bo było mi bardzo miło, gdy marka postanowiła wysłać mi darmowe próbki. Trzymałam kciuki, by na zacnym - iście gentlemańskim - podejściu się nie kończyło. Po ten sięgnęłam jako pierwszy, bo... bo uznałam go za dość wyjściowy? Bezpieczny? W końcu w sumie wystarczyło, by zapach był wystarczająco męski, by mi się spodobał. Nie chciałam zaczynać od niczego bardziej ryzykownego, co mogło mnie na początku negatywnie nastawić.

Winter Bee Candles Gentleman's Club to zapach oddający męski klub, czyli cytrusów, tytoniu, drewna i skóry, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Specjalna mieszanka dymnej przyprawy i słodkiej tajemnicy. Nuty głowy to świeże nuty grejpfruta i bergamotki. Główną atrakcją jest skórzany akord serca, którego zwierzęcość doskonale uzupełnia drzewo cedrowe, dąb i kubański tytoń, a bazowe nuty wibrującej mieszanki paczuli i ambry nadają świecy urzekającą osobowość. Ciepły i intensywny zapach dodaje wnętrzu uroku i luksusu z każdą minutą blasku. Ponadczasowy wybór bergamotki, skóry i liści tytoniu przywołuje wspomnienia z czasów, kiedy istniały kluby dla dżentelmenów, w których palono cygara i sączono whisky przy wtórze ściszonych głosów i spokojnej muzyki.
Nuty górne: grejpfrut, bergamotka
Nuty środka: tytoń, drewno cedrowe, balsam peruwiański
Nuty bazy: ambra, skóra, paczuli


Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie wanilią i słodkim tytoniem - jego suszonymi, szeleszczącymi liśćmi, dymem i kawą. Kawa mieszała się z drewnem i słodyczą skóry. W niej kryła się też drobna, ciężkawa soczystość. Zapach wydał mi się bardzo ciężki w pozytywnym sensie.

Z kominka pierwsza rozeszła się słodycz, przywodząca na myśl szeleszczące, złote liście, liście tytoniu i laski wanilii. Wyobraziłam sobie też suszone kwiaty wanilii, podkreślone... czymś alkoholowo-karmelowo-balsamicznym? Słodycz dobrała sobie z oddali ciepło i... lekką cierpkość? Przechodziła w poważniejszy klimat... skóry? Zamszu?

Pojawiło się drewno i suche żywice. Zgrały się z liśćmi i tytoniem, a wtedy pojawiła się lekka goryczka cytrusów. Pomyślałam o świeżo obieranych grejpfrutach i startej świeżej skórce pomarańczy... które jednak zaraz jakby się speszyły obecnością motywu skóry i słodyczy. Nagle wpisały się w wizję drewnianej szafy ze skórzanymi i zamszowymi ubraniami, w których porozkładano suszone skórki cytrusów. Owoce jednak jakby bały się wychylić przed ciężkawą słodycz... z czasem deklarującą się jako jakby whisky pozbawiona alkoholu, ale z jej mocą i rozgrzewaniem. Było to trochę dusznawo-ciężkie, ale też ciepłe i przyjemne.

Gdy zapach zaczął się rozchodzić, wydał mi się delikatny. Rozchodził się, rozchodził i nagle uderzył z pełną mocą. Wydostał się z pokoju z kominkiem i czuć go w połowie mieszkania. Wyrazisty, siekierowy, ale nieprzytłaczający. Utrzymywał się dość długo. Kostka spokojnie starczyła mi na 2 rozgrzewania.

Interesujący, głęboki i ciężkawy zapach pasował do tytułu. Jakoś mniej więcej tak klub dla gentlemanów w sumie mógłby pachnieć... acz czy ja wiem, czy czułam się, jakbym tak stała pod drzwiami klubu i zaglądała do niego przez dziurkę od klucza, podwąchiwała, cóż się tam wyrabia? Nie wiem, ale wiem, że podobały mi się nuty szeleszczących liści, tytoniu i skóry. Odrobinka cytrusów pozbawionych kwaśności i słodycz wpisane w ciężkość. Szafy ze skórzanymi ubraniami zacnie pasowały, lecz słodyczy chwilami było mi tu nieco za dużo. Balsamiczność i wanilia mogłyby być słabszymi elementami. A jednak ogół i tak bardzo mi się podobał - to drobny minusik.

9/10

poniedziałek, 16 września 2024

wosk / świeca Johny Wick Włoska Skóra

Skórzane zakochanie?

Podobały mi się filmy z Johnem Wickiem, acz... najbardziej to sam John Wick. Choć kolejne części wyszły naciągane, liczyłam, że ten wosk tanim naciągaczem się nie okaże. Na markę dziś prezentowanego wosku zwróciłam uwagę ze względu na nazwę (choć taak, Johny to niekoniecznie John), ale i kompozycje wydały mi się obiecujące. Na próbę kupiłam jeden wosk (na dobry początek?). Wybrałam skórę, bo... no jak nic kojarzy mi się z odtwórcą głównej roli, Keanu Reevesem - acz akurat z innego filmu (Matrix).

Johny Wick Włoska Skóra to zapach oddający skórę, czyli pieprzu, bergamotki i imbiru, u mnie jako wosk sojowy, którego do kominka wrzucałam po 15g (połowę) i podgrzewałam 2 razy każdą połówkę (cały to 30g).

Opis producenta
Unikalna kompozycja, która poprowadzi Cię przez aromatyczny świat, gdzie bergamotka, imbir, czarny i różowy pieprz otworzą przed Tobą drzwi do luksusowej podróży. Głębokie tony gardenii, ylang-ylang, magnolii i drzewa cedrowego uzupełniają kompozycję, nadając jej mocnego charakteru. Unoszące się nuty drzewa sandałowego, kaszmeranu, bobu tonka i bursztynu, wprowadzają świeżość. Pozwól, aby Włoska skóra wypełniła Twoje otoczenie elegancją i luksusem.
Nuty górne: bergamotka, imbir, czarny pieprz, różowy pieprz
Nuty środka: gardenia, ylang ylang, magnolia, drzewo cedrowe
Nuty bazy: drzewo sandałowe, kaszmeran, bób tonka, bursztyn


Recenzja

Suchy wosk pachniał słodko i trochę ostrawo, faktycznie trochę kojarząc się ze skórzanymi ubraniami. Pomyślałam o drogich, skórzanych płaszczach i kurtkach, którym charakteru dodał pieprz i pewna rześkość, niemal soczystość. Zapach wydał mi się niby ciężki, ale nie zupełnie i nie negatywnie.

Z kominka najpierw rozeszła się słodycz. Skojarzyła mi się z kwiatami, których płatki pokrywa mięciutki pyłek niczym skrzydła motyli oraz z wanilią. Słodycz nasilała się i wzbogacała o odważniejszy, nieco pikantny akord. Pomyślałam o pieprzu - czarnym, ale i bardziej egzotycznym, a więc bardziej rześkim, łagodniejszym, wyłaniającym się z kwiatów. W tle przemknęło coś soczystego, a kwiaty dodały... rześkość wody? Czyżby chodziło o jakieś wodne kwiaty?

Z czasem pomyślałam o skórzanej odzieży - damskich, jasnych kurtkach i płaszczykach. Myślałam o skórze beżowej, jasnobrązowej... W tle przewinęły się dobre, damskie ciężkawe perfumy. Zmieszały się z pikantnymi pieprzami, a soczystość wzrosła. Do głowy przyszły mi cytrusy i świeży imbir, ale wszystko to obracało się wokół skóry. Szlachetnej, dobrej jakości i bardzo aromatycznej.

Suchy wosk pachniał intensywnie, a w kominku bardzo intensywnie. Rozchodził się szybko i równomiernie, bezproblemowo. Niby prosty, a bardzo głęboki i intensywny. Czuć go średnio długo po zgaszeniu podgrzewacza.

Zapach bardzo mi się podobał i dobrze oddawał skórę. Mocny, szybko się rozchodził i nie dusił. Czego chcieć więcej? Może samego Johna Wicka? Naprawdę niewiele brakowało, do zakochania było blisko, no ale coś mnie powstrzymało przed wystawieniem maksymalnej oceny.

9/10

piątek, 23 sierpnia 2024

świeca lawendowa Ogród Pełen Lawendy

Lawendowe pranie

Pole lawendy znajdujące się pod Krakowem kusiło mnie już od paru lat, a gdy wreszcie się tam wybrałam, po prostu nie mogłam sobie odmówić małych zakupów. Co prawda trochę się rozczarowałam, że lawendowych rzeczy było tam w sumie nie tak dużo, jak można by się spodziewać, ale przynajmniej dla finansów lepiej. Ze świec i wosków tylko kilka figurek było w wariancie "lawenda". Na szczęście kot był właśnie lawendowy - nie byłabym sobą, gdybym będąc na plantacji lawendy nie kupiła czegoś właśnie lawendowego.

Ogród Pełen Lawendy Świeca "Kot" o zapachu lawendy to świeca o zapachu lawendy, kupiona w  w Ostrowie, u mnie używana jako wosk; do kominka wrzucałam po około 14-15g.



Recenzja

Świeca na sucho pachniała bardzo mocno lawendą tak do tygodnia po zakupie. Z czasem lekko zwietrzała, acz wciąż pachniała wyraźnie. Była to naturalna, kwitnąca lawenda, acz wpisana w słodkawe, nieco piżmowo-mydlane realia. Odlegle przemknęła mi też myśl o praniu, kryjącym się w kosmetycznej słodyczy. Wszystko to jednak pod przywództwem lawendy.

Z kominka pierwsza rozeszła się słodycz, przywodząca na myśl wilgotne jeszcze pranie, roztaczające wszędzie zapach kwiatowego, chyba m.in. lawendowego płynu do prania. Lawenda przybrała postać szafy z futrami, w której zaznaczył się piżmowy akcent i w której wiszą zapachowe saszetki lawendowe. Czułam jej coraz więcej, ale wciąż właśnie jako coś lawendowego, lawendowo-kwiatowego.

Z czasem w słodyczy pojawiła się lekka goryczka i dopiero lawenda zaskoczyła na tor kwitnącej lawendy. Pomyślałam o malutkim polu lawendy, gdzie tuż obok ktoś rozwiesza pranie. Ta nuta, jakby bawełniana słodycz, mydlaność i echo ledwo uchwytnego już piżma, wciąż były obecna, acz po paru chwilach już za lawendą i kwiatami różnymi. Nawet nie starała się utrzymać nadrzędnej pozycji.

Zapach rozchodził się średnio szybko, czuć go średnio wyraźnie, a trwał krótko.

Całość wygląda na pewno ładnie, ale co do zapachu... Wyszło to średnio. Świeca na sucho pachniała mocno i tak, że mogła palona pójść w dobrym kierunku. Czuć bowiem naturalną lawendę z mydlano-praniowymi nutami. Niestety podczas palenia to właśnie te wszelkie mydlaności, pranie i "o zapachu lawendy" za bardzo się panoszyły. Sama lawenda nie miała charakteru. A i zapach ogólnie nie był tak intensywny, jak po lawendzie można by się spodziewać. Chwilami był bardziej lawendowo-kwiatowy.

4/10

czwartek, 25 lipca 2024

wosk Enoia Zaklęcia

Perfumowe czary

Przy tym wosku tknęło mnie, że w zasadzie nie umiałabym powiedzieć, który przedmiot w Hogwarcie byłby dla mnie najbardziej ekscytujący. Z łatwością jednak do każdego mogę przypisać jakąś konkretną scenę. Z Zaklęciami, kojarzy mi się - oprócz małego Flitwicka stojącego na stosie książek - to, jak zamiast skłonić do lewitacji, Seamus wysadził pióro, osmalając sobie twarz. Zaklęcia jednak wydają się bardzo kolorowym przedmiotem, stąd na widok, jak ten wosk wygląda, uznałam, że bardzo adekwatnie. A jak powinien pachnieć? Sama miałam pewne wyobrażenia, może nieco inne, niż obiecywał producent tego wosku, ale i to do mnie przemawiało.

Enoia Zaklęcia to zapach cytrusów, ziół i drzew, z linii Magicznej, u mnie jako sojowy wosk serduszko ok. 5g (a właściwie dwa serduszka, czyli 10g). 

 Opis producenta
To połączenie cytrusowych nut z delikatnymi ziołami oraz mocnym akcentem drzewnych, męskich aromatów.


Recenzja

Suchy wosk pachniał cytryną, lekko osłodzoną kwiatami i ziołami. Zioła kontynuowały cytrusową kwaśność, ale wplotły też lekką goryczkę, choć nie brakowało im także rześkości. Pomyślałam o szałwii, listkach kolendry i mięcie, podkreślonych drzewami, które podyktowały poważny wydźwięk.

Z kominka pierwszy rozszedł się subtelny kwasek łączący cytrynę wraz ze skórką z ziołową rześkością... Jakby jakiś szamponów i kosmetyków oddających zioła. Pomyślałam o szałwii i mięcie, ale też pomykającej za nimi świeżej kolendrze.

Do tego wszystkiego podpływała ciepła, delikatna słodycz. Mięta połączyła się z wanilią. W oddali przemknęła jakby... morska bryza? Świeżość na pewno. Osiadła jednak w poważniejszych, ziołowo-drzewnych klimatach. Te końcowo pozbyły się kosmetycznych zapędów.

Suchy wosk pachniał dość mocno, a w kominku średnio mocno. Rozchodził się średnio szybko, a utrzymywał krótko. Zapach rozszedł się w miarę równomiernie.

Wosk miał ogromny potencjał, bo w kominku pachniał ładnie. Wadą jednak jak dla mnie jest nie za wysoka intensywność - do tej kompozycji pasowałaby siekiera. Zioła i cytrusy z morską bryzą, drzewami i słodyczą ułożyły się w kompozycję... niczym damskie perfumy, które udają męskie (męskie zaklęte w damskie?). Fajny klimat - w sumie klasa Flitwicka z Pottera mogłaby tak pachnieć.

7/10

czwartek, 11 lipca 2024

wosk / świeca BaoBath Porto Tobacco

Upita wiśnia

W zasadzie nie zachodzę do sklepów z pachnącymi różnościami, a galerii handlowych bardzo nie lubię. Tak się jednak stało, że coś mnie podkusiło do jednego takiego miejsca zajść. Najpierw poprzewalałam kosz z wyprzedawanymi woskami Goose Creek, ale wszystko było jakieś słodziaśne albo już z tych nowych, nieinteresujących mnie linii. Potem jednak mój wzrok zatrzymał się na półkach z nieznaną mi marką i ciemnymi, szlachetnie wyglądającymi etykietkami. Na próbę wybrałam jeden zapach, najbardziej w moim typie - niestety sugerowałam się tylko tytułami i etykietkami, bo nie miałam czasu na wyjęcie telefonu i googlać nut. No i trochę bałam się otworzyć, bo ekspedientka pilnie mnie obserwowała. O marce poczytałam dopiero po zakupie i powrocie do domu. BaoBath to polska marka, produkująca naturalne, ręcznie robione głównie świece, acz mają też woski i mgiełki (i może coś jeszcze, o czym nie wiem). 

BaoBath Porto Tobacco to zapach wiśni, rumu i tabaki; u mnie jako wosk (w opakowaniu 50g, czyli 6 kostek po ok. 8g).

Opis producenta
Gęsty klimat Porto spowija się alkoholowymi nutami rumu i whisky. W powietrzu unosi się woń wilgotnej tabaki, przez którą przezierają akordy słodkiej wiśni i ziemistej paczuli zapewniając intensywną atmosferę.
Nuty górne: słodka wiśnia
Nuty bazowe: rum, whisky
Nuty dolne: paczula, tytoń


Recenzja

Suchy wosk uraczył mnie zapachem bardzo słodkiej, wręcz cukierkowej wiśni, mieszającej się z tabaką i papierosami. Czy raczej odzieżą przesiąkniętą ich dymem. Do głowy przyszedł mi zamsz, a za wiśnią doszukałam się słodkiego alkoholu - nieco zbyt słodkiej whisky i czekoladek typu wiśnia w likierze? I chyba przemknęła mi śmietanka oraz palone ziarna kawy.

Z kominka pierwsza rozeszła się bardzo słodka w likierowy sposób wiśnia. Zahaczyła o słodką śmietankę, śmietankowy krem... Przez co oczami wyobraźni zobaczyłam czekoladki "wiśnie w likierze". Czekoladowość podkreśliła trochę ledwo uchwytna nutka kawy. Zapach zaczął nabierać trochę powagi... karmelowo słodkiej whisky? I czerwonego wina? Wiśniach upitych rumem?

Z czasem pojawiła się lekka cierpkość i goryczka, które przywodziły na myśl tytoń, zioła i odzież nasiąkniętą ich dymem. Wiśnia przemieszała się z... sokiem z winogron? Słodkim, jednocześnie trochę cierpkawym. Słodycz owoców była soczysta w cięższy, dosłodzony sposób. Rum i wino przewijały się w tle, jakby nieco obdarte z alkoholowości. Cały czas było słodko, ale nie muląco.

Suchy wosk pachniał intensywnie, lecz w kominku natężenie wyszło średnio mocno. Rozszedł się szybko, wydawało się, że będzie bardzo mocny, ale jakoś się nie rozkręcił, a spokojnie pobrzmiewał. Potem nasilił się gdy już zagasiłam podgrzewacz. Utrzymywał się średnio długo.

Zapach w zasadzie ładny, ale nie oddawał najlepiej etykietki czy tytułu. Ryzykownie słodki, ale na szczęście nie duszący, miał poważny klimat. Niealkoholowe alkohole, wiśnie w czekoladkowo-likierowym wydaniu, sok z winogron, rum, trochę zamszu i tytonowo-ziołowych akcentów mogły jednak zagrać lepiej. I jest to kompozycja, po której spodziewałabym się siekierowości, a nie delikatności. Ocenę wystawiłam łaskawie, może nieco ją naciągając, bo potencjał był. Marki jednak testować bardziej nie zamierzam.

6/10