piątek, 13 czerwca 2025

świeczka / wosk Kittens & Cashmere

 Owocowy kotek

Nie byłabym sobą, gdybym nie skusiła się na świeczkę czy wosk z kociakiem na etykiecie. Mały rozmiar to czynnik sprzyjający zakupowi, ale obiecywane nuty... To już bardzo mocny argument optujący za kupnem. Zawsze cieszę się jak głupia, jak ładna etykieta zgrywa się z ładnymi nutami! Jako że ogólnie mam zaufanie do marki Kringle, świeczkę kupiłam w zasadzie jako pewniak. 

Kringle Candle Kittens & Cashmere  Daylight to świeczka o zapachu chłodnego powietrza, śniegu, eukaliptusa i bursztynowego drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku.

Opis producenta
Świeży, mroźny zapach otula aromatyczną zielenią, żywymi igłami jodły i oprószonym lodem eukaliptusem, połączony z delikatnymi nutami bursztynowego drewna, przebłyskami mięty zielonej i śnieżnobiałym piżmem.
Nuty górne: ozon, zieleń, zioła
Nuty bazowe: igły jodły, eukaliptusowa mięta
Nuty dolne: zioła, bursztynowe piżmo


Recenzja

Sucha świeczka uderzyła cukierkowo-soczystym, słodko-kwaśnym zapachem, łączącym owoce leśne, maliny i kwiaty. Do głowy przyszła mi też bawełna, miękkie tkaniny wywieszone na balkon lub w ogrodzie, dodające przytulny element. Czułam też rześki... czerwony owocowy napój z miętą: wariant  malina&mięta, wiśnia&mięta czy coś takiego oraz specyficzny duet jagód leśnych z miętą. Coś jak guma Wrigley's Airwaves Cool Cassis. Ogólną słodycz wzmocniła też szlachetna wanilia, jeszcze uwypuklając wręcz karykaturalną landrynkowo-cukierkową owocowość. W tle zaś zaplątało się trochę drzew iglastych i niemal zimowy powiew, zaproszony do kompozycji przez miętę.

Z kominka najpierw zaczęły się rozchodzić bardzo soczyste ciemne leśne jagody i słodko-rześka mięta. Wyszła orzeźwiająco, wręcz chłodząco. Przez ten motyw wkradł się lasek iglasty w zimowej scenerii. Jagody, ogólnie owoce leśne zaczęły się nasilać. Łączyły rosnącą słodycz i kwaskawe przebłyski. Z czasem doszły do nich jeszcze maliny i czarne porzeczki. Maliny i porzeczki o lekko pudrowo-cukierkowych zapędach.

Mięta w tym czasie nie próżnowała. Dołączyło do niej trochę poważniejszych, cierpkawych ziół i eukaliptus. Wręcz mentolowość. Ochłodziło się, a słodycz dalej rosła już nie tylko w cukierkowym, ale i chłodniejszym tonie. Razem z miętą eukaliptus przemieszał się z owocami, przekładając się na myśl o jakiś napojach owoce leśne&mięta i malina&mięta oraz o gumach Wrigley's Airwaves Cool Cassis. W ostatnich ukryła się cukierkowość. Gumy te zaczęły z czasem dominować, a motyw owocowo-cukierkowy, landrynkowy za wszelką cenę starał się z nich wyrwać. Czuć zasładzająco-duszące zapędy tej cukierkowej słodyczy.
W oddali doszukałam się, może trochę na siłę, motywu prania tylko co zebranego z suszarki na ukwieconym balkonie lub ogrodzie. Prania bawełnianego. Pobrzmiewało mi bowiem coś przytulniejszego, teoretycznie w pewien sposób ciepłego, ciepło-dusznego, ale jednocześnie świeżego.

Co ciekawe, zapach utrzymujący się drugiego dnia, poszedł w mocno cukierkowym kierunku jak wąchany suchy wosk.

Świeczka zarówno na sucho jak i podgrzewana jako wosk pachniała bardzo intensywnie. Zapach rozchodził się błyskawicznie i utrzymywał długo, wyraźnie nawet do kolejnego dnia. Niestety jednak nie całościowo - najwytrzymalsze były te cukierkowe motywy.

Zapach na sucho sprawił, że aż bałam się wstawić podgrzewacz do kominka. W kominku jednak wszelkie jagody, porzeczki i maliny z miętą oraz eukaliptusem wyszły o wiele lepiej, bo nie aż tak strasznie cukierkowo. Tak, cukierkowość pobrzmiewała, ale podczas podgrzewania wosku znalazła się na dalszym planie. Wręcz zimowe tony, drzewa iglaste ciekawie się tu przewijały. Całość pomysłowa i w sumie częściowo przyjemna. Za nic jednak nie pasuje do tytułu i etykietki i nie oddaje nut z opisu - znaczy... chłód i mięta były, ale jako jeden z dwóch głównych wątków, mieszając się z owocami. Może chodziło o to, że będzie tak słodko, jak słodki jest kociak na etykietce? Pff. Obiecywane nuty też nie zapowiadały tego, co wyszło, ale na szczęście wyszła kompozycja ładna. Nie kupiłabym, gdybym wiedziała jak pachnie i jak utrzymuje się w pomieszczeniu, ale nie mogę powiedzieć, że bardzo żałuję zakupu. Gdyby nie ta długo utrzymująca się cukierkowość, zdobyłby znacznie wyższą ocenę.

6/10

piątek, 30 maja 2025

wosk / świeca Classic Candle Patchouli Paradise

Raj na ziemi?

Magiczne motywy w woskach i świecach przyciągają mój wzrok, ale to jeszcze nie wszystko. W ich przypadku jeszcze etykieta nie wystarczy, bym kupiła. Acz fakt, że magiczny grzyb w tej kolorystyce naprawdę kusił. Piękny! Za to obietnica mocno paczulowego zapachu, który mógłby taką etykietkę oddawać, to już było coś. Nie wiem, czy reszta wypisanych nut pasowała mi do paczuli, ale do etykiety owszem. Musiałam więc sprawdzić, jak to wszystko zagra w kominku!

Classic Candle Patchouli Paradise to zapach paczuli, kwiatów, sandałowca i mirry od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta (chyba, bo powtarzał się na stronach sklepów)
Na szczycie piramidy zapachowej królują głębokie akordy paczuli, tuż za nią kroczy bergamotka, wetyweria, fiołek i drewno sandałowe. Całość kompozycji splata bursztyn piwonia i mirra. Piękny i tajemniczy zapach.


Recenzja

Na sucho świeczka pachniała dosadnie słodko, acz z wyraźnym, poważniejszym, goryczkowatym echem. Kwiaty ogrodowe oraz leśna drobnica (fiołki, konwalie) mieszały się z kadzidlano-żywiczną, ciepłą słodyczą i chyba wanilią, tworząc milutki, spokojny i przytulny wątek. Obok stanęło ciepło-orientalne drewno. Wszystko to przeplótł motyw ziemi i mchu, które przywodziły na myśl las jakiegoś parnego, ciepłego dnia. Odnotowałam jeszcze odrobinę słodko-goryczkowatej pomarańczy, a w oddali jeszcze dym, które nadały temu pewnej tajemniczości.

Z kominka pierwsza rozeszła się ciepła słodycz, budująca przytulny klimat. Wanilia - wyobraziłam sobie nie tylko laskę, ale i kwiaty wanilii - mieszała się z białymi kwiatami ogrodowymi i leśnymi. Dzwonki, konwalie i inne wniosły pewną wilgoć, świeżość. A jednak ta prawie zupełnie się zatracała. Rosło bowiem ogólne, nie tylko słodkie, ciepło. Do słodyczy doszło neutralniejsze, łączące drewno sandałowe i suche, żywiczne kadzidła.

Z czasem kadzidła okazały się kadzidłami palonymi, znad których unosiło się trochę dymu. Obudził goryczkę. Kompozycja zrobiła się poważniejsza. Pojawiła się ziemia. Nasiliła się, a leśne kwiaty pokierowała w stronę mchu i najniższej warstwy lasu. Wszelkie opadłe gałązki, kora, zalegające na chłodnej ziemi podtrzymały rześkawość kwiatów. Ta urozmaiciła cały czas głównie ciepłą kompozycję. Ciepłą do tego stopnia, że aż chciałoby się zdrzemnąć... w tym jakże przytulnym lesie, na mchu mięciutkim niczym puchowa kołdra. W rześkości i goryczce odnotowałam słodką wręcz soczystość - chyba pomarańczę. Przypomniała o słodkich kwiatach, do których już z całą pewnością dołączyła wanilia. Odważniejsza i spójna ze słodkim drewnem i żywicznymi kadzidłami. Tym razem rześkość udało się ciepłym nutom zagłuszyć zupełnie.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, w kominku mocniej. Zapach rozchodził się w średnim tempie, ale już jak się rozszedł, czuć go porządnie. Wydawało się, że wgryzie się w pomieszczenie, ale rozszedł się i zniknął jakiś nie za długi czas po zgaszeniu świeczki. 

Ogół mi się podobał, jednak nie chwycił tak, jak myślałam, że chwyci. Od słodyczy i ciepła wyszedł trochę zbyt ciężko-rozleniwiająco. Nuty wspaniałe, bo i kwiaty, i drewno, i ziemia, i las rozbrzmiały bardzo wyraźnie, a jednak coś tu nie wyszło, bym mogła zachwycić się na maksymalną, czy nawet 9/10, ocenę. Brakowało temu wszystkiemu... Pazura?

8/10

poniedziałek, 12 maja 2025

wosk / świeca Classic Candle Oak Moss And Mint

Zieleń nie tylko uspokaja

Jednym z aspektów górskich wędrówek, które kocham są zapachy. Zapachy lasu, który przeważnie najpierw się przemierza... Tych wszystkich roślin, mchu... Ach! Stąd i kompozycje nawiązujące do nich często u mnie goszczą. A jednak podczas zakupów "zapach mchu" nie jest priorytetem. Tu jednak przedstawiany, wydał mi się bardzo kuszący. Mech i mięta? Niezbyt oczywiste połączenie, ale czułam, że może być naprawdę piękne. 

Classic Candle Oak Moss And Mint to zapach mchu dębowego i mięty od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta
Mech dębowy to powszechnie stosowany składnik zapachowy w wielu wiodących perfumach i produktach zapachowych. W naszym Oak Moss And Mint tworzy bogatą i ziemistą bazę, którą wzmacnia dodatek świeżej mięty oraz nuty powietrzne.
Nuty górne: powietrze
Nuty środka: świeża mięta
Nuty bazy: mech dębowy


Recenzja

Suchy wosk pachniał goryczkowato-słodko splotem mięty, mchu i drewna. Wyobraziłam sobie dolną warstwę lasu, gdzie przebija się niewiele światła, a która cieszy oczy intensywnie zielonym kolorem. Czuć ewidentnie świeżą, łagodniejszą miętę zieloną, za którą niczym echo pobrzmiewają jeszcze inne zioła i zielone rośliny. Mimo ogromu świeżości, przewinęło się w tej kompozycji też pewne przytulne, leśne ciepełko.

Z kominka od razu wzleciał zapach słodkawych, bardzo rześkich roślin. Pomyślałam o młodej, soczyście zielonej trawce, pokrytej rosą. Wilgotny poranek mieszał się z orzeźwiającą, słodką miętą zieloną. Ta po chwili wyszła na prowadzenie. Nie zapomniała jednak o innych, zielonych nutach. Mięta splotła się w jedno ze zroszoną trawą, drobnymi roślinkami - może jakąś leśną polanką? Odnotowałam mech. Na polance tej musiały leżeć jakieś stare, powalone drzewa, które porządnie porósł mech. Motyw drzew wyszedł trochę jak poważniejsza przeciwwaga dla całej tej rześkości i świeżości. Wydał mi się lekko goryczkowaty, trochę... pikantny? Niczym leśna roślinność, zioła - nie jakoś mocno.

Poczułam się, jakbym szła przez dziki las z cudownie świeżym powietrzem, wśród drzew po mchu, który aż ugina się pod stopami i plaska. Drewno także podłapało zawilgocony klimat i przedstawiło się jako zbutwiałe, zawilgocone. Słodka, łagodna zielona mięta - jej świeże listeczki - czuwały nad tym wszystkim, utrzymując swą nadrzędną pozycję niemal cały czas. Mięta okazała się tu najistotniejszym graczem, ale takim, który wcale nie ma nazbyt władczych zapędów. Po dłuższym czasie do mięty wkradło się coś lekko... prysznicowego, nadto perfumowego, co trochę odstawało i było malutką skazą na wspaniałej, harmonijnej kompozycji.

Na sucho świeczka pachniała mocno, ale dopiero użyta jako wosk dała się poznać jako prawdziwa, mocarna siekiera. Rozchodzi się błyskawicznie i jest świetnie wyczuwalna w całym pokoju i nie tylko. Utrzymuje się długo.

Zachwycająco mocny zapach i prosta, a zarazem ciekawa, niespotykana kompozycja. Zieleń nie tylko uspokaja, ale i intryguje. Jestem pod wrażeniem tej świeżej, zielonej wilgoci. Zielona mięta i wilgotny mech, trawa pokryta poranną rosą, rześka, leśna polana i trochę zawilgoconego, omszałego drewna - rewelacja. 

9/10

środa, 30 kwietnia 2025

wosk / świeca Winter Bee Candles Apothecary Cabinet

Podręczna apteczka?

Kocham apteczne zapachy, a klimat starych aptek uważam za niesamowity. Zawsze, gdy mam okazję do jakiejś zabytkowej zajrzeć, robię to. Ten wosk nie tylko znalazł się na liście zapachów, które chciałam otrzymać od Winter Bee. On był w zasadzie jedną z głównych motywacji, by do firmy napisać. Pomyślałam też, że jak dostanę wiadomość odmowną, to go po prostu kupię. Musiałam mieć tę odrobinę apteki.

Winter Bee Apothecary Cabinet to oddający starą aptekę, czyli lawendy, mirry, bursztynu, wanilii i migdałów, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 12g.

Opis producenta
"Apothecary Cabinet" przenosi w podróż do starych, tajemniczych aptek, gdzie wypełnione półki nikną w półmroku, a z sufitu zwieszają się pęki suszonych ziół. Ta niepowtarzalna kompozycja zapachowa zawiera mieszankę lawendy, mirry Omumbiri, kamfory, bursztynu, wanilii, fasoli tonka i migdałów. To połączenie daje ciepły, lekko orientalny aromat, który doskonale sprawdzi się w chwilach stresu, otulając Cię delikatnością i spokojem. Nuty lawendy i mirry Omumbiri w nutach głowy wplatają się w subtelny taniec zapachowy, otwierając przestrzeń dla głębszych doznań. W sercu kompozycji, kamfora i bursztyn tworzą mistyczną aurę, która otula Cię spokojem i harmonią. Natomiast w nutach bazy wanilia, fasola tonka i migdały dają całej kompozycji słodką nutę, która unosząc się w powietrzu zachęca do odpoczynku i pozwala zapomnieć o troskach dnia codziennego. 
Nuty górne: lawenda
Nuty środka: Mirra z Namibii (omumbiri), kamfora, bursztyn
Nuty bazy: wanilia, fasola tonka, migdały


Recenzja

Suchy wosk pachniał słodko i poważnie. Przede wszystkim czułam kwiaty, zahaczające o trochę mydlane klimaty, ale jednak pod przewodnictwem charakterniejszej cierpkawej, bardziej ziołowej lawendy oraz żywiczne kadzidła. Kadzidła raczej suche i słodkie, mieszające się ze sporą ilością wanilii. W te zaznaczyły się subtelne migdały, może odrobinka drewna.

Z kominka pierwsze rozeszły się szlachetna wanilia i naturalnie słodkie migdały. Zaraz wzmocniły je kwiaty, odrobinka ziół i kadzidła o ciepłym charakterze. Zioła i kwiaty mieszały się w jedno, po chwili układając się w bardzo jednoznaczną lawendę. Pomyślałam o kwitnącym polu lawendy, o naparze z niej, pitym właśnie podczas wizyty na takim polu, a także suszonych wiązkach lawendy. Kwiaty przemykały przy lawendzie jednak jeszcze inne - ledwo uchwytne róże? Ogólnie pomyślałam o pomieszczeniu pełnym suszonych ziół i kwiatów (może właśnie dawnej aptece?).

Żywice splatały się z lekko drzewnymi, słodkawymi tonami. Były to żywiczne, suche kadzidła, w tym mirra. Tuż obok przemknęło coś bardziej poważnego, balsamicznego. Do głowy przyszły mi też nienachalne perfumy unisex o bursztynowej bazie. Słodycz wanilii otulała także je. W oddali raz po raz przemknęła mi jeszcze... jakby słodka, kwiatowa... prawie soczystość? Likieru kwiatowo-waniliowego? I chyba nawet subtelna maślaność. Czegoś słodkiego, maślano-waniliowego i migdałowego. Migdały bowiem i na koniec się wyłaniały, wraz z odrobiną wonnego drewna. 

Zapach bardzo szybko rozszedł się po pokoju dość równomiernie. Trochę nawet wymykał się poza pomieszczenie z kominkiem. Z czasem jednak pobrzmiewał coraz mniej równomiernie, raz mocniej (na pewno przy wejściu/wyjściu z pokoju), raz słabiej. Szybko się ulatniał i teoretycznie znikał. Teoretycznie, bo nawet do następnego ranka (podgrzewany wieczorem) zdarzyło mu się potem jeszcze jakoś przemknąć i się utrzymać, ale właśnie: zdarzyło się przemknąć, a nie, że był jawnie wyraźnie wyczuwalny.

Kompozycja piękna. Wanilia, migdały, lawenda przy asyście kwiatów i ziół, w harmonii mieszające się z kadzidłami i balsamem, odrobinka drzewnej powagi i wspaniała głębia. Wosk trochę kojarzył mi się z moimi ulubionymi perfumami (Francuskie Perfumy 744), a skojarzenie ze starą apteką pełną ziół też nie było nie na miejscu (taka mini wersja... więc może ziołowa apteczka?). Gdyby zapach był mocarniejszy, prawie na pewno miałby maksymalną ocenę. A tu właśnie tej siekierowatości mi trochę brakowało, przez co czułam, jakby zapach nie wykorzystał w pełni swojego potencjału.

8/10

czwartek, 27 marca 2025

wosk Bomb Cosmetics Raindrops on Roses

Różana bomba

Uwielbiam różne mroczne, ciężkie i męskie zapachy, ale pośród nich jest też... hm, róża w wazonie chryzantem, że tak to ujmę. Właśnie w przenośni i dosłownie róża. Do zapachów i smaków różanych mam bowiem ogromną słabość. Ogólnie kwiatowe kompozycje nie są moimi ulubionymi, ale róże... oj, róże są wysoko w rankingu. Ten wosk wyglądał bardzo niepozornie - pomyślałam, że musi w takim razie nadrabiać zapachem. Kupiłam na spróbowanie, zobaczyć, co ta angielska marka ma do zaoferowania.

Bomb Cosmetics Raindrops on Roses to zapach róż i deszczu; u mnie jako wosk (35 g; wrzucałam po ok 11,5g).

Opis producenta
Świeży, mokry od rosy, elegancki i kwiatowy zapach.


Recenzja

Suchy wosk pachniał bardzo słodko intensywnymi, wilgotnymi różami. Wyobraziłam sobie pojedyncze róże na długich łodyżkach, stojące w wysokich wazonach w kwiaciarni. Za różami stało więcej więcej, różnych kwiatów, a aspekt wody i jej rześkości, nawet pewnego chłodu był bardzo znaczący.

Z kominka pierwsza wypłynęła intensywna słodycz róż. Wiązała się z nimi wilgoć, natychmiast przywodząca na myśl zroszone, wilgotne kwiaty. Mowa o różach w najintensywniejszych odcieniach różu i czerwieni, ale też jakiś innych (liliach?) - tylko że niemal zupełnie zagubionych w różaności. Po chwili pomyślałam jeszcze o różach poustawianych w wiadrach i wazonach w zacienionej kwiaciarni, w której wilgoć i kwiaty przepełniają powietrze. Rosa i róże kwitnące w ogrodzie były skojarzeniem, które to nasilało się, to trochę oddalało. Przez moment dominowała kwiaciarnia ze względu na pewną duszność, ciężkość - jakby intensywne róże były gdzieś zamknięte, ściśnięte dosłownie. Słodycz miała właśnie ciężkawo-poważny wydźwięk, więc mimo ogromu wody, nie był to zbyt zwiewnie-lekki zapach. Jego rześkość zabawiała się z nieco dusznym, ale w takim uzależniającym, sensie aspektem.

Z czasem, w oddali przemykało mi raz po raz coś niemal dymnego, co jednak zmieniło się w wilgotną poranną mgłę i mżawkę. Z niej wyłonił się różany ogród - ogólnie i końcowo wilgotny od deszczu i mgły ogród wygrał z kwiaciarnią. Jego występ trwał znacznie dłużej niż kwiaciarni, choć w zasadzie oba wątki przeplatały się ze sobą.

Suchy wosk pachniał średnio mocno, lecz w kominku Siekierowo. Przez duże "S". Rozchodził się błyskawicznie i mało, że nie tylko w pokoju z kominkiem - czuć go wyraźnie w całym mieszkaniu! Utrzymywał się długo.

Suchy wosk pachniał po prostu ładnie różano, jednak w kominku pokazał, że nie jest byle zapachem róż. To wilgotna kwiaciarnia pełna najintensywniejszych kwiatów oraz ogród różany pełen wilgotnych od deszczu, wyłaniających się z mgły - coś pięknego. A ta intensywność - wow! Producent ma wyjątkowo adekwatną nazwę - zapach był bombowy!

10/10

wtorek, 18 marca 2025

wosk / świeca Classic Candle Harmony

Harmonia kocio-psiacza?
 
To jeden z tych zapachów, w związku z którymi dziękowałam Wszechświatowi, że... że miał ładne obiecywane nuty. Gdy tylko zobaczyłam etykietkę wosku, klikając w "szczegóły", powtarzałam mantrę, by był w moim stylu. Wiedziałam bowiem, że nie oprę się słodkim zwierzakom i będę chciała kupić. Gdy przeczytałam opis, zaczęłam rozglądać się za czymś możliwie najmniejszym i najtańszym, bo nie chciałam kupować całego wosku. Na szczęście był też daylight, który postanowiłam użyć jak wosk. A skąd u mnie taki sceptycyzm do drzewno-dymnych nut, które przecież lubię? Za bardzo kojarzyły mi się z nieporywającymi Yankee Candle Warm and CosyCracking Wood Fire.

Classic Candle Harmony to zapach palonego drewna od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta
Dymny, drzewny i relaksujący. Ciepły zapach palonego drewna.


Recenzja

Sucha świeczka pachniała słodkim, palonym drewnem. Pomyślałam o palo santo, ale nie tylko. Do głowy przyszło mi też ognisko, przy którym siedzi się w miliusim kocu i wdycha... nie tylko palone drewno, ale też... waniliowe pianki? Coś słodyczowego się zaplątało wśród mocno drzewnym, nie za mocno, ale wyraźnie palonym splocie. W oddali przemknął mi jeszcze lekko wędzony akcent.

Z kominka pierwsza rozeszła się głęboka i silna słodycz wanilii, a tuż za nią drewno. Pomyślałam o suchym, szarym drewnie, a po chwili o drewnie dokładanym do ogniska i powoli zaczynającym się palić. Z czasem palony motyw przybrał na sile. Palone drewno zajęło pierwszy plan, a jego dosadny, poważniejszy wydźwięk na zasadzie kontrastu podbił słodycz. Wanilia zmieniła się w pianki marshmallow, chyba pianki pieczone nad ogniem.

Palone drewno, ognisko i ogniskowy dym dominowały cały czas, ale wraz ze wzrostem słodyczy w piankowym kontekście, zrobiło się... trochę słodziaśnie-dusznie; mimo paloności, za słodko. Poczułam się, jakbym otuliła się i aż przydusiła grubym, cieplutkim kocem, siedząc przy ognisku. Do pianek raz po raz dolatywała wanilia, jakby nie mogąc się pogodzić, że jej podziękowano. Walczyła o szlachetność i z czasem z drewnianej toni wydobyła nieco wyróżniające się, słodkawe palo santo, a słodycz przeskoczyła na nie tak zasładzający tor. Paloność z czasem zaczęła w ognisku i dymie przemycać akcenty wędzenia i przypalenia.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, jednak w kominku okazał się bardzo, wręcz siekierowo mocny. Rozchodził się błyskawicznie i był równomiernie wyczuwalny nie tylko w pokoju z kominkiem. Jego intensywność, przy tym wydźwięku, aż trochę dusiła. Utrzymywał się dość długo.

Kompozycja była ciekawa, przytulna, ogniskowo-kocykowa i mocno palona. Dominujące palone drewno, dym czy tony podwędzone, trochę palo santo tworzyły zacną kompozycję, do której pasowała waniliowa słodycz, ale piankowa już nie. Ta wprowadziła ciężkie przesłodzenie i psuła efekt. Oprócz tego jednak wszystko wyszło faktycznie harmonijnie, no tylko te pianki z resztą gryzły się niczym wkurzony york próbujący kłapać na maine-coona. Niewątpliwie ten zapach miał już trochę pazurków i był silniejszy niż Classic Candle Soft Cashmere.

7/10

czwartek, 13 lutego 2025

wosk / świeca Classic Candle Darkness

Urok mroku

Gdy tylko zobaczyłam etykietę tego wosku, wiedziałam, że muszę go mieć. Mało tego! Byłam pewna, że zapach będzie cudowny. Nawiedziło mnie takie przeczucie. Bo w zasadzie, gdy zamawiałam ten i jeszcze parę wosków, z marką nie miałam za wiele do czynienia.

Classic Candle Darkness to zapach drewna, paczuli, geranium i kadzidła od Classic Candle Company; u mnie jako wosk (w opakowaniu 60g, czyli 6 kostek po 10g).

Opis producenta
Tajemniczy... drewno cedrowe i sandałowe, paczula, geranium, mirra idealnie współgrają z wyciszającymi nutami dębu, miękkim piżmem...


Recenzja

Suchy wosk pachniał mchem i ziołami, a ja poczułam się, jakbym szła późnym jesiennym wieczorem lub nawet nocą przez park, być może nieco skryty we mgle. Czułam drzewa, drewno, z wpisaną w nie wilgocią i chłodem. W tle przewinęła się wilgotna, chłodna ziemia. Było w tym coś wręcz pikantnawego i drzewnie-cierpkiego. Pomyślałam o grubych pniach wielkich drzew i masywnych korzeniach, wyłaniających się częściowo z ziemi. W oddali przewinęły się zaś ciężkawe, zawilgocone kwiaty.

Z kominka bardzo szybko jako pierwsze rozbrzmiały męskie perfumy o kwiatowo-poważnym, kwaskawo-goryczkowatym charakterze. Pomyślałam o ciężkich, jakby osnutych dymem różach, do których szybko podkradło się kadzidło. Zarówno jako dym, jak i goryczkowate, suche żywice. Zapewniły szlachetną, nie za wysoką, ale znaczącą słodycz. Dołączyło drewno. Wyobraziłam sobie szare, stare drewno ze specyficzną cierpkością oraz drewniane meble - może w kościele, bo przesiąknięte kadzidlanym dymem? - które zaraz urozmaiciło cieplejsze, orientalne drewno sandałowe. Nakręcało się nawzajem z kadzidłem.

Z czasem z męskich perfum wymknęło się sporo ziół. Wydały mi się cierpkawo-świeże z... łagodnie zaznaczonym echem lasu? Ziemistością? W tym momencie już tylko pojedyncze kwiaty osiadły w ziołach. Ich słodycz nabrała wręcz pewnej... pikanterii podkreślonej ziemią? Ta zaś zaprosiła jeszcze żywsze drzewa, być może jakieś powykręcane, nagie konary osnute mgłą. Kwiaty zdawały się chwilami ukrywać, a to znów wyłaniać. Wtedy też raz po raz przemknęła mi wśród nich lekka cytrusowość. Dym przemieszał się z wilgotną mgłą, zasnuwając ziołowo-kwiatowy, mroczny las mieszany.

Suchy wosk pachniał średnio mocno, a w kominku bardzo mocno, wręcz siekierowo. Rozchodził się błyskawicznie i równomiernie, a do tego był świetnie wyczuwalny nie tylko w pomieszczeniu z kominkiem. Utrzymywał się bardzo długo - pobrzmiewał jeszcze następnego dnia.

Rewelacyjny, nieoczywisty splot. Kwiaty, kadzidła wpisujące się w męskie perfumy oraz mnóstwo drewna, a z czasem las mieszany pełen ziół okazały się rewelacyjnym zestawieniem, a odrobina ziemi, dymu i mgły, przemykający kwasek stanowiły świetne zwieńczenie tego. Mroczny cmentarz we mgle, gdzieś w środku lasu z etykietki mógłby tak pachnieć!

10/10

środa, 29 stycznia 2025

wosk / świeca Winter Bee Toxic Masculinity

Damska męskość?

Gdy zobaczyłam samą nazwę dziś przedstawianego zapachu, od razu się zainteresowałam. Gdy przeczytałam nuty, pomyślałam, że nie zgadłabym ich - toksyczną męskość zupełnie inaczej bym sobie wyobrażała. Tak czy inaczej jednak, obiecywane nuty zapachowe brzmiały kusząco i bardzo w moim typie.

Winter Bee Toxic Masculinity to odważny zapach buntowniczego uroku, czyli imbiru, kwiatów i przypraw, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Odważny i prowokacyjny zapach, który rzuca wyzwanie konwencjom z ostrym, odważnym ostrzem. Uwolnij intensywność świeżego imbiru, słodycz wanilii i pikantność cytryny, podkreśloną zielonymi nutami liścia fiołka i aromatycznej bazylii. Kolendra i pieprz dodają pikanterii, a głęboka, dymna ambra, ziemista wetyweria i surowy mech dębowy dodają nieodpartej głębi. Toxic Masculinity przesuwa granice, tworząc odważny, złożony zapach, który utrzymuje się, uosabiając siłę i pewność siebie z odrobiną buntowniczego uroku.
Nuty zapachowe: imbir, cytryna, liść fiołka, bazylia, czarny pieprz, ambra, wanilia, kolendra


Recenzja

Suchy wosk zapachniał zaskakująco słodko. Przewodziła wanilia, ale czułam też kwiaty i pewne ciepło - piżmo? Pomyślałam o miękkich, zwiewnych kardiganach i aksamitnych bluzeczkach, mieszających się z cytryną. Jej soczystość podkreślił świeży imbir. Ułożyło się to w szlachetne, damskie perfumy, którymi mogła być przesiąknięta droga odzież. W oddali przemknęło trochę goryczki pieprzu i drewna, sugerujących nawet odrobinę ciepłej pikanterii.

Z kominka pierwsze rozeszły się subtelne, słodkie kwiaty i ciepło... Wydało mi się dosłownie sweterkowe, może właśnie trochę piżmowe. Kwiaty przedstawiły się jako fiołki i konwalie, ukryte wśród zieleni jakiejś leśnej polanki, na którą docierając pojedyncze promienie słońca.

Ciepło słońca nasiliło się wraz z piżmem. Dołączyła do nich mieszanka słodko-ciepłych przypraw. Pomyślałam o imbirze, pieprzu i czymś słodszym. Słodycz nagle wzrosła za sprawą wyrazistej wanilii. Sprawiła, że kwiaty wyszły o wiele odważniej. Wyobraziłam sobie szlachetne, mocno kwiatowe damskie perfumy i kwiatowe bukiety z żywych kwiatów, niosących świeżość. W ostrości zaplątała się soczystość. Imbir wzmocniła odrobinka cytryny, podkreślając, że chodzi o korzeń. Pieprz wmieszał się w motyw leśnej polany, wskazując na korę i pnie drzew niewątpliwie liściastych. W tym wszystkim znalazło się właśnie też trochę miejsca dla zielonej świeżości. Podszepnęła przyprawom trochę żywszych ziół - kolendry i bazylii? Znacząco otuliły je drobne, leśne kwiaty, wręcz kwiatuszki : fiołki, dzwonki, konwalie. Najdłużej to właśnie one rozbrzmiewały.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, lecz w kominku bardzo się rozkręcił i był silny. Rozchodził się szybko i równomiernie, porządnie i w dodatku nie tylko w pomieszczeniu z kominkiem. Utrzymywał się niezbyt długo.

Zapach bardzo, bardzo mi się spodobał. Niecodzienne zestawienie świeżutkich leśnych kwiatów, trochę polankowej zieleni z ciepłem słońca i przypraw, wysoka słodycz kwiatów i wanilii, mieszająca się z przyprawami i przyprawo-ziołami, podkreślone drewnem i piżmem, z naleciałością bukietów i damskich perfum to kompozycja bardzo, bardzo przytulna, ale nie nazbyt tulaśna. Szkoda tylko, że zapach nie utrzymywał się dłużej. Zapach nie wydał mi się jednak męski - ani trochę! Na myśl przychodziły raczej damskie perfumy.

10/10