Zamglona wolność
Gdy tylko dostrzegłam etykietkę tego wosku, zapragnęłam go i z lekką obawą kliknęłam, by przeczytać nuty. Jak bardzo mi zależało, by były w moim stylu! Okazało się, że jak najbardziej. Uf! Nie byłam jednak w pełni przekonana, czy tytuł, etykieta i obiecywane nuty tak naprawdę do siebie pasują, ale co tam. Motyw opuszczonych i zniszczonych - albo najlepiej w ogóle opuszczonych! - parków rozrywki kocham odkąd pokochałam grę Silent Hill 3 i choć ta Classic Candle nie była tak upiorna, budziła wspomnienia o wspomnianym tytule.
Classic Candle Freedom to zapach zapach kadzidła, klementynek i cedru od Classic Candle Company; u mnie jako wosk (w opakowaniu 60g, czyli 6 kostek po 12g).
Czarne kadzidło, soczysta klementynka i drewno cedrowe... trudno definiowalny, bardzo ciekawy...
Suchy wosk pachniał słodko-ciężko, trochę kadzidlano-kościelnie, ale zarazem bardzo rześko - powietrzem i chłodnym deszczem, który pada pochmurnego dnia. Pojawiły się tam też słodkawe, acz raczej suche mandarynki - takie jakieś mało soczyste i kwiaty, które właśnie chyba kościelny motyw podszepnęły.
Z kominka pierwsza rozeszła się słodycz, przepleciona wilgotną rześkością. Pomyślałam o jaśminie, ale... nie tyle samym jaśminie, co właśnie słodkiej rześkości, jaką niesie. Do głowy przyszła mi też poranna mżawka, mglisty i chłodnawy poranek. Mgła... osnuwająca jakiś stary kościół, z którego wychyla się aromat kadzideł? Kadzideł kwiatowo-żywicznych. Z czasem kwiaty raz po raz przybierały wydźwięk odświeżacza powietrza, jednak za każdym razem skutecznie stawało temu na drodze drewno. Drewno dopiero nabierało pewności siebie. Motyw suchej żywicy, kadzidła starał się mu trochę pomóc. Po dłuższym czasie rześkość zaczęła zdradzać słodko-cytrusowe skłonności. Pomyślałam o właśnie obieranych mandarynkach, acz te trzymały się tyłów... Do momentu, gdy polubiły się z drewnem. Wtedy niemal podkradły się do pierwszego planu. Nie podbiły go jednak. Ten od początku do końca należał do kwiatów i kadzidła, niestety z wciąż pomykającym odświeżaczem do toalety.
Wosk zarówno suchy, jak i podgrzewany pachniał średnio mocno. Suchy bardziej średnio, w kominku chwilami średnio, a chwilami wręcz słabo. Rozchodził się dość szybko, a wyczuwalny był równomiernie w pokoju z kominkiem. Po zgaszeniu podgrzewacza pobrzmiewał jeszcze nie za długi czas i znikał.
Zapach miał potencjał. Wilgoć, chłód oraz jaśmin, mieszające się z kadzidłem kościelnym i kadzidłem kwiatowym, drewno i mandarynki tworzyły przyjemną kompozycję, jednak motyw odświeżacza wprowadzał zgrzyty, lekką sztuczność i psuł wszystko. Nie chwyciła mnie też zbyt delikatna moc zapachu. Szkoda, bo gdyby zrobić z tego siekierę, gdyby nie odświeżacz, mogłabym się zachwycić. Tak to była taka... zamglona przyjemność.
Mam wrażenie, że woski tej marki są bardzo nierówne. Albo wychodzą świetnie, albo z potencjałem, ale w którymś aspekcie nie domagają...
6/10


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz