Czekolada, która przestraszyła liście
Jesień to zdecydowanie moja najukochańsza pora roku, więc chyba nie powinno dziwić, że i kompozycje zapachowe z nią związane są moimi ulubionymi. Zwłaszcza te, oddające liście. Czy to złoto-czerwone, czy gnijące i ziemiste. A gdy jeszcze dochodzi piękna etykieta, przyciągająca wzrok... no cóż nawet nie próbuję się opierać. Na widok dzisiejszej od razu aż się chce ruszyć na spacer taką aleją albo... wrzucić wosk do kominka (bo świeczkę postanowiłam używać właśnie jako wosk, wykrajając i nakładając odpowiednią ilość do kominka).
Kringle Candle Autumn Road Daylight to świeczka o zapachu chłodnego powietrza, śniegu, eukaliptusa i bursztynowego drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku (wrzuciłam do niego ok. 10-11g).
Przejażdżka krętymi uliczkami Nowej Anglii, wysadzanej drzewami, których jesień skąpana jest w głębokiej czerwieni – dokładnie to uczucie oddaje zapach Autumn Road. Kakao, gałka muszkatołowa i kawa w połączeniu z orientalnymi przyprawami i paczulą wyczarowują wyjątkowe, korzenne doznania.
Nuty górne: orientalne, kakao
Nuty bazowe: kawa, gałka muszkatołowa
Nuty dolne: paczula, drewno
Na sucho świeczka pachniała intensywną słodką wanilią i gorącym kakao na mleku, też chyba właśnie wanilią posłodzonym, z dodatkiem przypraw ciepłych, ale dalekich od ostrości. Za kakao pobrzmiewało plastikowo czekoladowe, sztuczne echo. Z ciepłem mieszał się zapach suchych liści i także suchego drewna. Z przypraw trudno było coś konkretnego uchwycić, a do głowy przyszła mi jeszcze łagodna kawa latte z przyprawami.
Z kominka najpierw wymknęła się wanilia. Dosadnie słodka, ale jeszcze nie jakoś naprawdę bardzo silna. W siłę dopiero rosła. Podkradł się do niej akcent szeleszczących, złotych liści tańczących w jesiennym słońcu oraz plastik, udający kakao.
Plastikowa nuta kakaowo-czekoladowa raz po raz przemykała w kompozycji, bez ogródek podczepiając się pod wanilię. Wyobraziłam sobie duszno słodkie od nadmiaru wanilii gorące kakao na mleku. Liście ledwo się przy tym utrzymały, acz starały się pobrzmiewać. Z czasem wychyliło się jeszcze drewno i szczypta ciepłych korzennych przypraw - gałki muszkatołowej? Mleko wraz z nią zasugerowało przesłodzone korzenne latte, które odciągało uwagę od plastikowości kakao, lecz niestety ono cały czas się w tej kompozycji plątało. Odrobina drewna siliła się na podkreślenie przypraw, ale kiepsko jej szło. Wanilia końcowo niestety też dołączyła do kakaowo-czekoladowej plastikowości.
Suchy wosk pachniał intensywnie, w kominku też. Potrzebował jednak chwili, by porządnie i równomiernie się rozejść. Gdy już to zrobił był wyczuwalny dobrze - jeszcze trochę i mógłby męczyć, dusić. Utrzymywał się porządnie i dość długo, ale nie miałam wrażenia, że wgryza się w pomieszczenie.
Wosk na szczęście nie był tak napastliwy jak większość czekoladowo-kakaowych zapachów, ale w zasadzie nie mam za co go pochwalić. Ani trochę nie oddaje etykietki czy tytułu, a nuty wyszły plastikowo. Wanilia i kakaowo-czekoladowe motywy z dodatkiem mleka zdominowały odrobinkę liści i drewna. Gdyby proporcje się odwróciły, mogłoby być nieźle a tak odkąd tylko wosk rozszedł się po pokoju, walczyłam ze sobą, by nie zgasić świeczki... I zaraz to zrobiłam i wzięłam się za wietrzenie. Cóż... ta plastikowa czekolada chyba do serca sobie wzięła, że październik to miesiąc straszenia i wystraszyła liściowy motyw.
2/10


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz