czwartek, 13 listopada 2025

wosk Lella Gra w kości

Co ma chleb do... kości?

Mimo pięknej etykiety i zabawnie brzmiącego przy niej tytułu wosku, za nic bym go nie kupiła ze względu na obiecywane nuty. Mam wrażenie, że jako jedna z nielicznych nie cierpię jedzeniowo-piekarniowych zapachów i mijając czy to piekarnię, czy nawet tylko dział z pieczywem w markecie, krzywię się. A jednak etykietka tego wosku wydała mi się jedną z najpiękniejszych z halloweenowej kolekcji marki Lella. Stąd bardzo się cieszę, że dostałam cały zestaw Halloween, w którego skład wchodzą małe woski, pojedyncze kostki. Idealnie, by jednak sprawdzić, jak to pachnie i zdobyć etykietkę do kolekcji.

Lella Halloween Gra w kości to zapach pieczonego chleba, ciasta z kminkiem i masła, u mnie jako mini wosk sojowy z zestawu Halloween, ok. 11g; edycja limitowana na jesień 2025, ale tę kompozycję zapachową znaleźć można też w świecy Dom nad jeziorem.

Opis producenta
Przekonaj się, że nawet w zaświatach można dobrze zjeść! Ci dystyngowani dżentelmeni w drogich smokingach wiedzą, że najlepsza gra w kości nie może się odbyć z pustym żołądkiem! Pyszny aromat świeżo pieczonego chleba z kminkiem i chrupiącą skórką, posmarowanego masłem, sprawia, że każde kasyno staje się bardziej gościnne. Ta pyszna kompozycja dowodzi, że dobry chleb to uniwersalny język przyjemności – nawet dla tych, którzy już nie żyją! I nawet gdy... gra toczy się o dusze!
Nuty górne: świeże ciasto, kminek
Nuty środkowe: świeżo pieczony chleb
Nuty dolne: kremowe masło


Recenzja

Suchy wosk pachniał wytrawnie, choć ze słodkim echem i spokojnie. Miał poważny wydźwięk za sprawą pieczonego chleba z kminkiem, choć w oddali doszukałam się słodkawej ciasto-tarty dyniowej na maślano-kruchym spodzie. Nutę pieczonego, raczej pszennego chleba wzmocnił akcent drożdżowo-zakalcowego, wilgotnego placko-chlebka, np. indyjskiego chlebka naan. W nim też osiadła pewna słodycz, mieszająca się z masłem, a także właśnie samo masło, topiące się na ciepłym pieczywie. Do głowy zawitała mi niejasna wizja przechodzenia rano obok piekarni. Dosadny, wyrazisty kminek chyba mieszał się z innymi przyprawami, możliwe że szczyptą pieprzu. Te zasugerowały skórę; skórzaną odzież i obicia.

Z kominka najpierw powiało piekarnią, w zasadzie piekarnio-cukiernią, wypiekającą głównie chleby i bułki, ale nie tylko. Poczułam się, jakbym wilgotnym, jesiennym porankiem przechodziła obok piekarni. Odnotowałam lekki akcent suchych liści, kryjących w sobie pikanterię oraz lekką ziemistość, a potem nasilił się motyw wypieków. Dominował piekący się właśnie, albo już wyjmowany z piekarnika chleb. Chleb pszenny i wytrawny. Niby łagodny, ale wzbogacony o trochę przypraw.

Po chwili z pszennego chleba wychylił się pikantnawy kminek. Do chleba dołączył drożdżowo-zakalcowy motyw oraz masło. Należało do maślano-drożdżowego chlebko-placka (np. indyjskiego naan lub czegoś podobnego), a także... słodkawej tarty na maślano-kruchym spodzie? Tarty dyniowej? Przyprawy przez chwilę zawahały się, czy nie przytoczyć trochę korzenności, ale jednak nie. Kminek w drożdżowym otoczeniu w zasadzie obronił swoją rolę... choć nie był jakoś nad wyraz jednoznaczny i intensywny. Dopuścił do siebie odrobinkę pieprzu. Razem wręcz wgryzły się w ogrom wypieków, głównie chleba pszennego i bardziej bułko-plackowatych chlebków z przyprawami oraz masłem. Masłem ciepłym, topiącym się... może dokładniej masłem palonym? Z czasem przypomniała o sobie jesienna nuta, ale już nie jako liście i ziemia, a skórzana odzież. Zupełnie jakby tak iść w skórzanym płaszczu i skórzanych butach... koło piekarni, a jakże.

Suchy wosk pachniał intensywnie, w kominku średnio-intensywnie. Tak, że myślałam, że będzie intensywniejszy, ale akurat przy tym - bardzo jedzeniowym - zapachu, taka średnia intensywność lepiej wyszła. Rozchodził się w tempie średnim, a jak się już rozszedł, był dobrze wyczuwalny nie tylko w pokoju z kominkiem. Po zgaszeniu podgrzewacza utrzymywał się jeszcze jakiś czas, ale bez wgryzania w pomieszczenie.

Kompozycja za nic mnie nie chwyciła. Nie cierpię zapachów piekarni, jedzeniowych, a także pieczywa pszennego. Chlebki naan i kminek lubię, więc tych się uczepiłam. Niestety, nie były dominujące, a tylko wzbogacające ciepły chleb, piekarnię oraz tartę na maślanym spodzie. Maślaność i wypieki na szczęście wzbogacił jesienny, liściasto-skórzany motyw. Trzeba więc przyznać, że kompozycja przedstawiła się jako złożona i w sumie ciekawa, ale nie moja i tak. Myślę jednak, że jak ktoś lubi zapach piekarni i jesienne klimaty, będzie zachwycony. Tylko że... zapach pieczywa ni jak mi nie pasuje do tej etykietki ze szkieletorami. Co ma piernik chleb do wiatraka kości? Pojęcia nie mam.
Wyjątkowo więc -jak w przypadku Jesiennego Zefirka - wystawiam dwie oceny, nie chcąc wosku skrzywdzić, ale też robić czegoś wbrew sobie. Pierwszą bardzo subiektywną, drugą patrząc obiektywnie.*

6-9/10*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz