Mrrruczenie z zadowolenia?
Z tym woskiem specjalnie trochę poczekałam, ażeby adekwatnie wrzucić go do kominka dopiero w listopadzie. Coś mi mówiło, że będzie piękny. Etykietka zdradzała liście najrozmaitsze. Choć te jesienne, złote i szeleszczące bardzo lubię, akurat miałam ochotę na coś brudnego, wilgotnego... właśnie takiego listopadowego.
Kringle Candle Novembrrr Wax to zapach, oddający klimat listopada; u mnie jako wosk kostka ok. 10,7 g (w opakowaniu 6 kostek, łącznie 64 g).
Opis producenta
Wyrazisty, kolorowy bukiet jesiennych liści. Dzięki swoim aromatycznym, ziemistym nutom zapach w chłodne, mgliste poranki przywołuje pocieszenie i ciepło. Pełen aromatu jesieni z lawendą i białym bursztynem, orzeźwiony przez miętę i musującą cytrynę.
Nuty górne: schłodzone cytrusy
Nuty środkowe: niebieska lawenda, mięta zielona, mięta pieprzowa
Nuty dolne: biały bursztyn, biała brzoza
Recenzja
Suchy wosk w pierwszej chwili zapachniał mi męskimi perfumami, kwaskawym ogórkiem i wilgotnymi, zgniłymi liśćmi. Wyraźnie czułam coś podfermentowanego, kwaśnego i wilgotnego, ale... z odrobiną perfumeryjnego ciepła, jakby zakopanego w liściach i ogórku. Do tego doszły słodko-rześkie zioła (mięta?), daleko jednak w tle.
W paleniu wosk rozniósł zapach wilgotnych, zapleśniałych jesiennych liści (jako pewna siebie baza), nad którymi płynęły subtelne męskie perfumy. Liście przejawiały troszeczkę kwaśności, echa podfermentowano-podkiszonego, potem jednak wyprostowało się to na wilgotne, rześkie zioła i delikatne cytrusy.
Cytrusy zostały nieco wypchnięte przez męskie perfumy, które wydały mi się, podobnie jak liście, aż chłodno-ostrawe. Pojawiło się więcej słodkawych ziół. Dominowała mięta, acz pomyślałam też o jakiś eukaliptusach, aloesach niosących świeżość. A jednak całość, wraz z liśćmi w tle, była ciężkawa. Tu odnalazła się suszona lawenda.
Pod tym wszystkim tliło się leciutkie ciepło. Poważniejsze, nieco nostalgiczne... perfumeryjne i delikatne. Tonowało liście. Te jednak, jako sterty wilgotnych, ciemnych liści leżących na chłodnej, mokrej ziemi i tak miały się nieźle. Miętowa słodycz im wtórowała. Razem przełożyły się na rześką aurę. Lawenda (może wzmocniona ogólnie kwiatową nutą?) zaś... w końcu całość otuliła i ugłaskała.
Suchy wosk pachniał mocno, palony zaś średnio (mocno, ale nie aż tak, jak myślałam), ale w pełni satysfakcjonująco. Nie był męczący czy sztuczny. Utrzymywał się odpowiednio długo, tylko że i sporo czasu zajęło mu rozchodzenie się.
Całość podobała mi się. Nie szalenie, ale jednak. Rześka, acz ciężkawa. Mokre liście, nutka męskich perfum, a potem słodycz ziół i lawenda to zacna kompozycja, choć na sucho najpierw wystraszyły mnie ogórkowe sugestie. W kominku okazało się jednak ok. A jednak brakowało mi w tym "tego czegoś". Nie porwał mnie ten zapach. Może jako bardziej męska albo liściasta siekiera lepiej by się sprawdził? Gdybym była kotem, może bym lekko zamruczała na odczepnego.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz