Zmierzch marki?
Po ten wosk sięgnęłam prawie zupełnie pewna, że będzie zacny, bo kupiłam go rok temu, nim marka zaczęła wprowadzać zmiany w moim odczuciu na gorsze. Obiecywane nuty brzmiały zacnie, a etykieta przedstawiała zachód słońca taki, że z ochotą zobaczyłabym go na żywo. Gdy jednak zaczęłam się nad nią bardziej zastanawiać, już sprawdzając recenzję, pomyślałam sobie, że może zdjęcie przedstawia zbyt wyrównaną, uładzoną jak dla mnie scenerię... Co się jednak dziwić, że zaczęłam tak rozmyślać, skoro jesienna pora sprzyja refleksjom?
Goose Creek Autumn Sunset to zapach oddający jesienny zachód słońca, u mnie jako wosk (w opakowaniu 59g, czyli 6 kostek po ok. 10g).
Opis producenta
Żywe kolory jesieni zarysowują niebo, a przytulną atmosferę wieczorem tworzy zachód słońca.
Nuty zapachowe: jodła, cytrusy, las, bursztyn i promienie słońca
Suchy wosk pachniał intensywnie drewnem. Od razu przeniosłam się na skraj lasu, gdzie leży dużo starych gałęzi i drzew powalonych, ale rosną też młodsze i wonne. To raczej las mieszany, ale z dominacją iglastych. Ich kwasek podkreśliła cytryna. Mimo rześkości, charakter wosku wydał mi się ciepły, zupełnie, jakby był to ciepły, jesienny dzień, kiedy to wracają wspomnienia lata, a drzewa ogrzewa słońce. Zaplątał się w tym wątek męskich perfum, a w cytrynie czuć też wyraźną goryczkę jej skórki.
Z kominka pierwsze rozeszło się drewno z palonym echem, które zaraz zmieniło się po prostu w suche drewno. Wyobraziłam sobie stare drzewa z nielicznymi pozostałymi na nich liśćmi, ogrzewane jesiennym słońcem. W jego promieniach czuć ciepło i lekką słodycz. Słodycz ta otworzyła drogę leśnym tonom, w tym liściom i gałązkom opadłym. Suchym, a wilgotniejącym? To las mieszany, w którym wzbierał się kwasek. Zupełnie, jakbym szła w las, poczynając od słonecznego skraju, przechodząc w kwaskawo-świeży iglasty. Wraz z kolejnymi krokami coraz więcej było bowiem drzew iglastych z drobnym kwaskiem.
Słodycz zrobiła się nieco poważniejsza i tak zmieszała się z drzewami, że pomyślałam o żywicy. Ta wplotła akcent słodkawo-goryczkowatych męskich perfum. Ciepło ze słonecznego zmieniło się częściowo w ciepło-słodkie przyprawy, acz nie dało mi się uchwycić, w jakie. Do kwasku drzew iglastych dołączyła kwaskawo-soczysta cytryna. Drzewa podkreśliły jej goryczkowatą skórkę.
Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, w kominku nieco intensywniej, na pewno w pełni satysfakcjonująco. Nie pozostawił niedosytu. Utrzymywał się niezbyt długo.
Bardzo ładna, leśna kompozycja pełna drzew liściastych i iglastych, a także kwasku cytryny, z echem męskich perfum i ciepłem słońca. A jednak nic niezwykłego. Można powąchać z przyjemnością i dość szybko zapomnieć. Pomyślałam ze smutkiem, że to jeden z ostatnich wosków z kartonową etykietką, nie naklejką, a być może już też etap, gdy producentowi zaczęło brakować pomysłów na woski - wszak to jeden z ostatnich takich, jakie miałam.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz