Pieprz...nie słodki rudzik
O tym, że woski wpadły u mnie w takiej kolejności to prawdziwa zbieżność nazw. Może i nic dziwnego, że się powtórzyła, bo choć popularna, to ładna i dająca szerokie pole do popisu. Myślałam, że ten właśnie zostawiam sobie na koniec zimowych zapachów, jako że przeuroczy ptaszek, iskierka koloru mogą już sugerować właśnie raczej końcówkę tej pory roku, ale... potem trafiło się jeszcze jedno zamówienie. Nie wiem, dlaczego akurat rudzik wylądował na etykietce. Nie wszystkie odlatują do ciepłych krajów, a z kolei pierwsze wracające to oznaka wiosny. Bo ja wiem, czy pasują do tytułu? Do nut chyba też średnio, ale może miałam je uznać za równie zacne, co właśnie zacne są rudziki?
Woodbridge Winter Wonderland to zapach "oddający zimową aurę", u mnie jako wosk-kostka; opakowanie zawiera 68 gramów (8 kostek).
Opis producenta
Magiczna, zimowa aura: połączenie świeżej nuty sosny z aromatycznym cynamonem.
Nuty górne: aldehydy, eukaliptus, cynamon
Nuty środkowe: sosna, rozmaryn, piołun
Nuty dolne: wanilia, cedr
Recenzja
Sucha kostka pachniała wyraźnie zielonymi, iglastymi roślinami i ziołową goryczką, zestawionymi z orzeźwieniem i chłodem. Pomyślałam o śniegu, ale też rześkich męskich żelach pod prysznic. Zaplątała się mięta, może eukaliptus... Słodycz, ale obok przypraw aż gorzko-ciężkich wątków. Jakby wśród sosnowych igieł ukryły się też igiełki rozmarynu, pieprz, suszone, cierpkie zioła... złagodzone słodyczą aż ciastową? Ciastowo-waniliową i nieśmiało korzenną?
Z kominka pierwszy wyrwał się pieprz i goryczkowate drzewa. Podkreśliły je również goryczkowate zioła. Pomyślałam o ziołowym pieprzu zielonym i piołunie, które zaprosiły świeżość i rześkość. Pojawił się motyw powietrza... niby z drzewno-ziołową ciężkością, ale jednak rześki. Czułam też przyprawy korzenne, drzewa... Wrócił też po prostu pieprz - pieprz czarny - i odważnie rósł w siłę, puszczając obok wolno resztę nut. W tym znów więcej ziół.
W pewnym momencie odnotowałam słodycz, zdecydowanie rosnącą. Najpierw wpleciona w rześkość, skojarzyła mi się z miętą i zielonymi roślinami. Jakbym znalazła się w lesie mieszanym, pełnym ziół i różnych drzew, w tym kwaskawych iglastych. Raz po raz wyraźniej wyłaniała się sosna, choinkowość, czasem kompozycja chyliła się ku męskim perfumom. Im dłużej jednak wosk się podgrzewał, tym bardziej słodko-drzewnie, a w końcu waniliowo-korzennie się robiło. Za sprawą tych nut, wróciła ciężkość, a z wanilią pomieszał się pieprz.
Wosk suchy pachniał bardzo intensywnie, w kominku zaś średnio. Nie sprostał zapowiedzi, czego trochę mi żal. A jednak wydźwięk był dość ryzykowny. Naturalny, ale może mocniejszy by zmęczył?
Kompozycja wydała mi się niebanalna. Te ciężkie przyprawy i zioła, goryczka, ale też dużo drewna, w tym iglastego i powietrze, końcowa słodycz - interesujący splot, a jednak trochę mi tu za dużo skrajności było. I jakoś... choć to "trochę zimy, trochę wiosny", to jednak do etykietki, ani tytułu niezbyt mi pasuje.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz