Powód do zzielenienia?
Te kadzidełka kupiłam, bo chciałam poznać lepiej białą, magiczną linię Stamford. Akurat motyw "zielonej istoty / człowieka", czyli Green Mana jakoś mnie specjalnie nie kręci, nie znam folkloru z nim związanego, ale zapachy leśne - owszem, kręcą.
Stamford Green Man to kadzidełka o zapachu lasu, których w opakowaniu jest 20 szt.
Recenzja
Gdy tylko zbliżyłam się do suchych kadzidełek, w głowie pojawiły mi się słowa: "perfumowy mech". Zapach był bowiem bardzo słodki, jednoznacznie kojarzący się z mięciutkim, zielonym mchem. Tliło się tam pewne "tulące", przytulne ciepło. Na straży słodyczy stanęły jednak drzewa i drewno z lekką goryczką. Może nawet paloną nutką?
Palony patyczek roztoczył goryczkowato-drzewną woń, do której dopiero zaczęła dochodzić subtelna, bardzo niska słodycz. Skojarzyła mi się z miękkim mchem i nieco suchawymi porostami, pokrywającymi korę drzew. Zaplątał się wśród nich motyw ciężkich, kobiecych perfum i przemieszał z drewnem. Wówczas drewno przybrało na słodyczy. Ta ogółem wzrosła.
Słodycz należała do mchu - jakby mięciutkiego i takiego, w który człowiek aż chce się zapaść. Rósł na przytulnej, uroczej polance - i znów myśl o kobiecych perfumach, a dokładniej o miękkich swetrach nimi przesiąkniętymi. Trochę goryczki mieszało je z drzewami i korą - taką bardziej suchą, jak i podeschniętymi porostami.
Zapach na sucho wydawał się mocny, jednak podczas palenia zaskakująco nie. Był wyraźny, ale nie uderzający. Z kadzidełka szła średnia ilość rzadkiego dymu. Spalało się w umiarkowanie wolnym tempie, a zapach utrzymywał średnio długo.
Zapach kadzidełek jest ładny, ale niewyróżniający się. Brakowało mi mocnego motywu przewodniego, który by mnie porwał. Tak to... raczej delikatny zapaszek w tle, o wydźwięku raczej leniwym. Na pewno nie brzydki, nie zzieleniałam przy nim, acz taki... zwyczajny.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz