Zorza kwiatowa
Kocham motyw zorzy polarnej. Zjawisko to zapiera mi dech w piersiach, więc gdy tylko zobaczyłam wosk nawiązujący do niej i obiecujący cudne nuty, musiałam kupić. Wiedziałam, że to nie będzie nawet namiastka pokazu świateł, jaki potrafi zafundować przyroda, ale i tak mogło być bardzo przyjemnie.
Kringle Candle Northern Lights to zapach oddający klimat zorzy polarnej; u mnie jako wosk kostka ok. 10,7 g (w opakowaniu 6 kostek, łącznie 64 g).
Opis producenta
Zapach zainspirowany pachnącym i chłodnym powiewem z północnych jezior, świeżych lasów, rześkich ziół, zjednoczonych w kompozycji lśniącej jak zorza polarna.
Nuty górne: konwalia, szałwia, cytryna, ozon
Nuty środkowe: eukaliptus, mięta pieprzowa, lawenda, jaśmin
Nuty dolne: cyprys, lasy górskie, mięta, piżmo, bursztyn
Recenzja
Na sucho wosk uderzał słodkimi, białymi kwiatami, odrobiną słodkich przypraw, a dokładniej wanilii i zielonej, łagodnej mięty, z nieco cukrowo-pudrowym echem. Do głowy przyszły mi jakieś cukierki eukaliptusowo-miętowe, które zetknęły się z lekkimi ziołami i drewnem... Oczami wyobraźni widziałam korę, pozbawione liści krzaki i... może coś cytrusowego? Dzikiego, dość świeżego i z goryczką ziemi. Wydaje mi się, że też jakby szałwia (kwaskawa biała?) mi tam pomykała.
Z kominka najpierw rozeszła się słodko-orzeźwiająca mięta, której wtórowały pokryte poranną rosą drobne kwiaty. Pomyślałam o dzwonkach, konwaliach i innych... skrytych w trawie? Kompozycja przybrała na słodyczy, do mięty dołączyła wanilia, acz wciąż było rześko. Dosłownie czułam chłód poranka, choć... już jakby wychodziły pierwsze promienie słońca.
W słodyczy pojawiło się więcej kwiatów: lawendy, bzu, jaśminu. Odrobiny charakteru dodały im zioła - rześko-kwaskawa szałwia? Rozbudziła kwasek, z czasem wplatający odrobinę cytryny i lasu mieszanego. Wśród bogatej roślinności na pewno było więc coś iglastego, ale i wiele leśnych, dzikich i charakternych kwiatów. Nie brakowało wątków drewna i ziemi, jednak trzymały się w oddali, jedynie trochę charakterek podkręcając.
Po dłuższym czasie słodycz wydała mi się ciepła w nieco pudrowy sposób, trochę niepasująco... jak cukier puder wilgotniejący od ciepłego ciasta, które nim posypano? To bardzo ulotne skojarzenie, innym takim były cukierki eukaliptusowe. Na szczęście jednak mięta to w dużej mierze przykryła. Lawenda i jaśmin wywalczyły sobie miejsce na przodzie, a subtelny, cytrusowo-szałwiowy motyw nadał całości trochę męskiego wydźwięku. W pewnym momencie do głowy przyszła mi też jakaś kościelna procesja z rozrzucanymi płatkami kwiatów, nadająca zapachowi trochę mistycyzmu.
Zarówno suchy, jak i rozgrzany wosk był średnio intensywny, a według mnie spokojnie mógłby być mocniejszy. Mimo to, czuć go wyraźnie, szybko się rozchodzi. Utrzymuje jednak już średnio długo.
Zapach świetnie oddaje... biały kolor, ale choć rześki, to nie chłodny. Na pewno nie kolor śniegu, tylko kwiatów i powietrza. W zasadzie taki powietrzny zapach może się kojarzyć z terenami, nad którymi zorza mogłaby tańczyć, ale nie taka, jak na etykietce. Trochę przeszkadzały mi przesadnie słodkie zapędy oraz ta moc nie satysfakcjonowała, ale nie mogę powiedzieć, by było źle.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz