środa, 10 września 2025

wosk / świeca Winter Bee Candles Gothic Cathedral

Słodziakowy gotyk

Po ten wosk sięgnęłam szarego, deszczowego letniego dnia. Nie spodziewałam się, że latem znajdzie się jakiś dzień odpowiedni klimatem... A jednak! I całe szczęście, bo już nie mogłam się doczekać powąchania tego wosku. Wydawał się bardzo obiecujący, bo wszelkie kompozycje odnoszące się do katedr, kościołów etc. w mrocznym, gotyckim wydaniu, przeważnie są bardzo w moim typie.

Winter Bee Apothecary Cabinet to oddający starą aptekę, czyli lawendy, mirry, bursztynu, wanilii i migdałów, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 12g.

Opis producenta
Gothic Cathedral to wyjątkowy zapach. Czerpiąc inspirację z majestatu gotyckiej katedry, wosk oddaje tajemniczą i duchową energię swojego imiennika. Profil zapachowy obejmuje mieszankę białego grejpfruta, skórki limonki, ziołowego toniku, goździków, lawendy, lilii wodnej, geranium, kremowego drzewa sandałowego, białego cedru, mchu dębowego, bursztynu i piżma, tworząc prawdziwie czarujący aromat.
Nuty górne: biały grejpfrut, goździk
Nuty środka: lawenda, lilia wodna, geranium
Nuty bazy: drewno sandałowe, biały cedr, mech dębowy, bursztyn, piżmo


Recenzja

Suchy wosk pachniał bardzo słodko wanilią i kwiatami w kobiecym klimacie. Pomyślałam o drobnych goździkach, różach i liliach ogrodowych oraz wodnych... Całym mnóstwie kwiatów z rześko-wilgotnym elementem. Mieszały się z wątkiem drewna i naturalnego, żywicznego kadzidła. Drewno skojarzyło mi się z meblami, może z jakiejś kaplicy. Wydawało się mocno słodko-wonne i... właśnie nasiąknięte kwiatami i kadzidłem? Z kwiatów wymykał się lekko kwaskawy, cytrusowy akcent, który potem lekko pociągnął... słodki, bardziej "pomarańczowaty" grejpfrut? 

Z kominka pierwsza rozeszła się wanilia z nieco kadzidlanym, dymno-kościelnym echem, które szybko stworzyło mistyczny, trochę kościelno-sakralny klimat. Pomyślałam o chłodnym wnętrzu, w którym rozchodzi się ciężki, trochę duszny zapach kadzidła, palonych świec i kwiatów. Prowadziła goryczkowata lawenda, ale tuż za nią rozchodziły się słodsze lilie i trochę róż.

Odlegle przemknął niemal cytrusowy akcent - raczej jednak jako goryczkowata skórka, kwaskawego soku może doszukałam się dosłownie paru kropelek. Cytrusy kryły się w roślinnym wątku mchu. Ten wraz z kwiatami i kadzidłami trochę ocieplał chłodno-kościelny wątek. Dołączyło do tego drewno, a i kadzidło z czasem uległo i także poszło w cieplejszym kierunku. Zrobiło się przytulniej i wręcz trochę... milusio? Z czasem myśl o zadymionym, zastawionym kwiatami kościele zniknęła na rzecz lasu, przemierzanego w parny dzień, mchu i słodko-dusznawych kwiatów. Wszystko to zwieńczyła wanilia, która wróciła z nową siłą. Na końcówce zaczęła dominować i zajęła cały pierwszy plan, wyciszając resztę.

Suchy wosk pachniał intensywnie, a w kominku w sumie podobnie. Rozszedł się szybko i wyraźnie, porządnie, lecz nie utrzymywał się zbyt długo.

Zapach ładny, ale nie jestem pewna, czy aby na pewno adekwatny do nazwy i oddający obiecywane nuty. Owszem, ale tylko w połowie. Wanilia, kwiaty, kadzidło, a potem ogólne ciepło, wprowadzające drewno i mech, później więcej kwiatów i znów wanilia wyszły słodko i niemal przytulnie. Tylko początkowo dało się uchwycić nuty kojarzące się z kościelnym, kadzidlano-kwiatowym wnętrzem. Potem to jakoś poszło w duszno-słodziakowym kierunku. Nie było źle, ale tak zachwycająco, jak by mogło, też nie.

7/10

środa, 27 sierpnia 2025

wosk / świeca Johny Wick Okadzony Jaśmin

Tajemnica odymionych kwiatów

Wosk / świeca Johny Wick Włoska Skóra podobał mi się, więc uznałam, że z ogromną ochotą kupię jakieś inne woski. Padło na kompozycję, której tytuł wydał mi się tajemniczy i niespotykany. Uwielbiam zapach i jaśminu, i dymu, ale jakoś nie umiałam wyobrazić sobie tego w duecie. Wosk wrzuciłam do kominka latem, gdy pogoda przez jakiś czas (a może już na dobre?) dała odetchnąć od upałów i ochłodziło się, aż miło.

Johny Wick Okadzony Jaśmin to zapach kadzideł, różowego pieprzu, jaśminu, piżma i owoców, u mnie jako wosk sojowy, którego do kominka wrzuciłam raz 15g, raz 13g (ok. połowę) i podgrzewałam 2 razy każdą "połówkę" (cały to 28g).

Opis producenta
Mistyczne, tajemnicze nuty drzewa cedrowego oraz gwajaku złagodzone bursztynem i piżmem sprawią, że oczyma wyobraźni zobaczysz majestatyczną świątynię. Poczuj unoszący się zapach kadzideł i różowego pieprzu. Tę podróż urozmaici świeże powietrze z ogrodu przynoszące soczysty aromat śliwki, malin, lilii, paczuli oraz jaśminu. Na pewno czujesz już ten wszechobecny spokój i uświadamiasz sobie, że nigdzie nie musisz się spieszyć. Ważne jest tylko tu i teraz...
Nuty górne: śliwki, maliny, rabarbar, granat
Nuty środka: jaśmin, lilia, goździki, kadzidła, różowy pieprz
Nuty bazy: drzewo cedrowe, drzewo gwajak, paczula, bursztyn, piżmo


Recenzja

Suchy wosk pachniał kwiatami, trochę jaśminowo, ale w cięższy od jaśminu sposób. Przybrał trochę mydlany wydźwięk. Dość wysoką słodycz trochę stonowała wycofana nuta drewna i pewne ciepło. Kojarzyło się z kocykami i sweterkami. 

Z kominka pierwsza rozeszła się kwiatowa słodycz, podkreślona soczystymi, bardzo słodkimi i jednocześnie lekko kwaskawymi owocami. Pomyślałam o granacie i malinach, może też okrągłych, dużych śliwkach, z których sok aż się leje. Kwiaty i owoce przeplotło pewne ciepło... Przypraw i kadzidła? Wyobraziłam sobie dym z kadzidełek, którym nasiąkły jakieś mięciutkie, ciepłe sweterki i kocyki.

Z oddali przybył akcent drewna, owoce zaś zaczęły cichnąć, acz zupełnie nie zniknęły. Drewniany motyw powoli się nasilał. W nim też było coś ciepłego i z czasem trochę zlał się w jedno z kadzidłem. Przewinęła się tam jeszcze subtelna, ledwo uchwytna nuta ziemi. Odnotowałam przy nich lekką ostrość. Kojarzyła mi się trochę z jesiennymi liśćmi, ale to nie były wyraźnie, i na pewno nie tylko, liście. Powiedziałabym, że również ostrość pieprzu, ale niemal kwiatowo lekkiego... I właśnie żywe, wonne kwiaty uderzyły z nową mocą. Wyraźnie przewodził im rześki jaśmin, intensywnie pachnący wieczorami.  Towarzyszyły mu inne, dosadnie pachnące kolorowe kwiatki. Kwiaty, mimo że świeże w harmonii połączyły się z ogólnym ciepłem, budujący przytulny i milusi, choć lekko pieprzny klimat. Tylko echo malin i granatu trochę jakby się nie umiało do tego dopasować. Acz na szczęście nie było silne.

Suchy wosk pachniał średnio mocno, zaś w kominku mocno od pierwszych chwil. Rozchodził się szybko i wyraziście, równomiernie. Zapach utrzymywał się długo i nie dusił, mimo dosadnego charakteru.

Po powąchaniu suchego wosku bałam się, że pójdzie w mydlanym kierunku, jednak z kominka na szczęście rozeszły się żywe kwiaty, początkowo wsparte czerwonymi owocami, potem drewno i trochę liści, kadzidło, pieprz i jeszcze więcej kwiatów, tworząc milusi, tulaśny klimat, który jednak miał w sobie pewien pazur. Nie był nudny. Nie jestem jednak w pełni przekonana, czy aby na pewno te owoce tu pasowały, ale bardzo nie raziły.

8/10

sobota, 12 lipca 2025

wosk Bomb Cosmetics Mini Melts Shiny Happy Purple

Pachnący fiolet

Po tym, jak zachwycił mnie wosk.... postanowiłam zaopatrzyć się w kolejny tej marki. Nie chciałam jednak nic owocowego, a jakoś wiele kompozycji obracała się wokół owoców. Myślałam o czymś... Bardzo autorskim, że tak powiem. O czymś, co pokazałoby mi jakiś konkretny pomysł Bomb Cosmetics. I padło na fiolet, mój ulubiony kolor zaraz po czarnym. Fakt, raczej w tonacji ponurej, niż radosnej, ale nuty brzmiały obiecująco. A pomysł na skomponowanie zapachu kolorowi wydał mi się bardzo ciekawy. Wrzuciłam go do kominka, gdy lato trochę odpuściło i cały tydzień było szaro i pochmurno (jak lubię, ale kolor tylko w kominku dopuszczałam). 

Bomb Cosmetics Mini Melts Shiny Happy Purple to zapach lawendy i zielonych liści; u mnie jako wosk (35 g; wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta (chyba; ze strony sklepu)
Delikatne nuty lawendy i zielonych liści.


Recenzja

Suchy wosk zapachniał męskim żelem pod prysznic w wariancie lawendowym. Dosłownie poczułam się, jakbym weszła do wilgotnej łazienki, w której tylko co brano prysznic/kąpiel, używano naturalnego mydła i kosmetyków, w efekcie czego cała pachnie słodkawo-goryczkowatą lawendą. Lawenda mieszała się z goryczką większego bukietu ziół, a także świeższym, ciepło-wilgotnym motywem lasu, przemierzanego ciepłą wiosną.

Z kominka bardzo szybko rozeszły się masywne, ciemnozielone liście, przeplecione goryczkowatą lawendą. Liście wiązały się z lekko chłodzącym motywem, kojarzącym się z aloesem. Lawenda nasilała się, pokazując swój ciężki charakter. Pomyślałam o ryzykownie mocnym naparze z lawendy. Zielone, świeżo-rześkie rośliny tak jednak nad nim pracowały, tak go urabiały, że po pewnym czasie poczułam się, jakbym przeniosła się na pole kwitnącej lawendy, nieopodal lasu. Obok ziołowo goryczkowatej lawendy zaznaczył się bowiem niemal leśna, trochę poważniejsza nuta drewna... Drzew w zasadzie, bo na pewno żywych.

Intensywna, ciężka lawenda trochę oddaliła się od zielonych roślin, zostawiając je w tyle. Weszła w sojusz z drewnem. Podkręcały się nawzajem, jawiąc się jako poważniejsze i dostojne. Za nimi zaś rześkość zaczęła robić drobne aluzje do wilgotnej łazienki, w której brano ziołową kąpiel. Łazienki kogoś, kto używa ziołowych specyfików... I... apteki? Łazienka zmieniła się w naturalną, pełną ziół aptekę. Wszystko to pod pieczą lawendy.

Po zgaszeniu świeczki kompozycja zaraz wyciszyła się, jednak... nuty łazienkowo-kosmetyczne, około lawendowe, ale bardziej mydlane ostały się do kolejnego dnia. I to (ta kosmetyczność) jedyna wada wosku.

Suchy wosk pachniał intensywnie, a w kominku choć chwilowo na początku zapowiadał się raczej łagodnie, też uderzył z pełną mocą. Rozszedł się po pokoju z kominkiem i nie tylko może nie błyskawicznie, ale dość prędko i z łatwością. Był wyczuwalny bardzo wyraźnie, ale nie szczególnie długo. Chociaż... to akurat kwestia złożona, bo pojedyncze nuty zostawały do dnia drugiego.

Lawenda cały czas dominowała, a jedynie jakby... trochę zmieniała towarzystwo? Najpierw prezentowała się w towarzystwie zielonych roślin i aloesu, potem drewna. Przewinęła się jeszcze ziołowa łazienka, która na szczęście końcowo zmieniła się w ziołową aptekę. Bardzo, bardzo mi się to podobało. Nie jestem pewna, czy zapach dobrze oddaje nazwę wosku, ale jest piękny.

9/10

piątek, 13 czerwca 2025

świeczka / wosk Kittens & Cashmere

 Owocowy kotek

Nie byłabym sobą, gdybym nie skusiła się na świeczkę czy wosk z kociakiem na etykiecie. Mały rozmiar to czynnik sprzyjający zakupowi, ale obiecywane nuty... To już bardzo mocny argument optujący za kupnem. Zawsze cieszę się jak głupia, jak ładna etykieta zgrywa się z ładnymi nutami! Jako że ogólnie mam zaufanie do marki Kringle, świeczkę kupiłam w zasadzie jako pewniak. 

Kringle Candle Kittens & Cashmere  Daylight to świeczka o zapachu chłodnego powietrza, śniegu, eukaliptusa i bursztynowego drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku.

Opis producenta
Świeży, mroźny zapach otula aromatyczną zielenią, żywymi igłami jodły i oprószonym lodem eukaliptusem, połączony z delikatnymi nutami bursztynowego drewna, przebłyskami mięty zielonej i śnieżnobiałym piżmem.
Nuty górne: ozon, zieleń, zioła
Nuty bazowe: igły jodły, eukaliptusowa mięta
Nuty dolne: zioła, bursztynowe piżmo


Recenzja

Sucha świeczka uderzyła cukierkowo-soczystym, słodko-kwaśnym zapachem, łączącym owoce leśne, maliny i kwiaty. Do głowy przyszła mi też bawełna, miękkie tkaniny wywieszone na balkon lub w ogrodzie, dodające przytulny element. Czułam też rześki... czerwony owocowy napój z miętą: wariant  malina&mięta, wiśnia&mięta czy coś takiego oraz specyficzny duet jagód leśnych z miętą. Coś jak guma Wrigley's Airwaves Cool Cassis. Ogólną słodycz wzmocniła też szlachetna wanilia, jeszcze uwypuklając wręcz karykaturalną landrynkowo-cukierkową owocowość. W tle zaś zaplątało się trochę drzew iglastych i niemal zimowy powiew, zaproszony do kompozycji przez miętę.

Z kominka najpierw zaczęły się rozchodzić bardzo soczyste ciemne leśne jagody i słodko-rześka mięta. Wyszła orzeźwiająco, wręcz chłodząco. Przez ten motyw wkradł się lasek iglasty w zimowej scenerii. Jagody, ogólnie owoce leśne zaczęły się nasilać. Łączyły rosnącą słodycz i kwaskawe przebłyski. Z czasem doszły do nich jeszcze maliny i czarne porzeczki. Maliny i porzeczki o lekko pudrowo-cukierkowych zapędach.

Mięta w tym czasie nie próżnowała. Dołączyło do niej trochę poważniejszych, cierpkawych ziół i eukaliptus. Wręcz mentolowość. Ochłodziło się, a słodycz dalej rosła już nie tylko w cukierkowym, ale i chłodniejszym tonie. Razem z miętą eukaliptus przemieszał się z owocami, przekładając się na myśl o jakiś napojach owoce leśne&mięta i malina&mięta oraz o gumach Wrigley's Airwaves Cool Cassis. W ostatnich ukryła się cukierkowość. Gumy te zaczęły z czasem dominować, a motyw owocowo-cukierkowy, landrynkowy za wszelką cenę starał się z nich wyrwać. Czuć zasładzająco-duszące zapędy tej cukierkowej słodyczy.
W oddali doszukałam się, może trochę na siłę, motywu prania tylko co zebranego z suszarki na ukwieconym balkonie lub ogrodzie. Prania bawełnianego. Pobrzmiewało mi bowiem coś przytulniejszego, teoretycznie w pewien sposób ciepłego, ciepło-dusznego, ale jednocześnie świeżego.

Co ciekawe, zapach utrzymujący się drugiego dnia, poszedł w mocno cukierkowym kierunku jak wąchany suchy wosk.

Świeczka zarówno na sucho jak i podgrzewana jako wosk pachniała bardzo intensywnie. Zapach rozchodził się błyskawicznie i utrzymywał długo, wyraźnie nawet do kolejnego dnia. Niestety jednak nie całościowo - najwytrzymalsze były te cukierkowe motywy.

Zapach na sucho sprawił, że aż bałam się wstawić podgrzewacz do kominka. W kominku jednak wszelkie jagody, porzeczki i maliny z miętą oraz eukaliptusem wyszły o wiele lepiej, bo nie aż tak strasznie cukierkowo. Tak, cukierkowość pobrzmiewała, ale podczas podgrzewania wosku znalazła się na dalszym planie. Wręcz zimowe tony, drzewa iglaste ciekawie się tu przewijały. Całość pomysłowa i w sumie częściowo przyjemna. Za nic jednak nie pasuje do tytułu i etykietki i nie oddaje nut z opisu - znaczy... chłód i mięta były, ale jako jeden z dwóch głównych wątków, mieszając się z owocami. Może chodziło o to, że będzie tak słodko, jak słodki jest kociak na etykietce? Pff. Obiecywane nuty też nie zapowiadały tego, co wyszło, ale na szczęście wyszła kompozycja ładna. Nie kupiłabym, gdybym wiedziała jak pachnie i jak utrzymuje się w pomieszczeniu, ale nie mogę powiedzieć, że bardzo żałuję zakupu. Gdyby nie ta długo utrzymująca się cukierkowość, zdobyłby znacznie wyższą ocenę.

6/10

piątek, 30 maja 2025

wosk / świeca Classic Candle Patchouli Paradise

Raj na ziemi?

Magiczne motywy w woskach i świecach przyciągają mój wzrok, ale to jeszcze nie wszystko. W ich przypadku jeszcze etykieta nie wystarczy, bym kupiła. Acz fakt, że magiczny grzyb w tej kolorystyce naprawdę kusił. Piękny! Za to obietnica mocno paczulowego zapachu, który mógłby taką etykietkę oddawać, to już było coś. Nie wiem, czy reszta wypisanych nut pasowała mi do paczuli, ale do etykiety owszem. Musiałam więc sprawdzić, jak to wszystko zagra w kominku!

Classic Candle Patchouli Paradise to zapach paczuli, kwiatów, sandałowca i mirry od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta (chyba, bo powtarzał się na stronach sklepów)
Na szczycie piramidy zapachowej królują głębokie akordy paczuli, tuż za nią kroczy bergamotka, wetyweria, fiołek i drewno sandałowe. Całość kompozycji splata bursztyn piwonia i mirra. Piękny i tajemniczy zapach.


Recenzja

Na sucho świeczka pachniała dosadnie słodko, acz z wyraźnym, poważniejszym, goryczkowatym echem. Kwiaty ogrodowe oraz leśna drobnica (fiołki, konwalie) mieszały się z kadzidlano-żywiczną, ciepłą słodyczą i chyba wanilią, tworząc milutki, spokojny i przytulny wątek. Obok stanęło ciepło-orientalne drewno. Wszystko to przeplótł motyw ziemi i mchu, które przywodziły na myśl las jakiegoś parnego, ciepłego dnia. Odnotowałam jeszcze odrobinę słodko-goryczkowatej pomarańczy, a w oddali jeszcze dym, które nadały temu pewnej tajemniczości.

Z kominka pierwsza rozeszła się ciepła słodycz, budująca przytulny klimat. Wanilia - wyobraziłam sobie nie tylko laskę, ale i kwiaty wanilii - mieszała się z białymi kwiatami ogrodowymi i leśnymi. Dzwonki, konwalie i inne wniosły pewną wilgoć, świeżość. A jednak ta prawie zupełnie się zatracała. Rosło bowiem ogólne, nie tylko słodkie, ciepło. Do słodyczy doszło neutralniejsze, łączące drewno sandałowe i suche, żywiczne kadzidła.

Z czasem kadzidła okazały się kadzidłami palonymi, znad których unosiło się trochę dymu. Obudził goryczkę. Kompozycja zrobiła się poważniejsza. Pojawiła się ziemia. Nasiliła się, a leśne kwiaty pokierowała w stronę mchu i najniższej warstwy lasu. Wszelkie opadłe gałązki, kora, zalegające na chłodnej ziemi podtrzymały rześkawość kwiatów. Ta urozmaiciła cały czas głównie ciepłą kompozycję. Ciepłą do tego stopnia, że aż chciałoby się zdrzemnąć... w tym jakże przytulnym lesie, na mchu mięciutkim niczym puchowa kołdra. W rześkości i goryczce odnotowałam słodką wręcz soczystość - chyba pomarańczę. Przypomniała o słodkich kwiatach, do których już z całą pewnością dołączyła wanilia. Odważniejsza i spójna ze słodkim drewnem i żywicznymi kadzidłami. Tym razem rześkość udało się ciepłym nutom zagłuszyć zupełnie.

Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, w kominku mocniej. Zapach rozchodził się w średnim tempie, ale już jak się rozszedł, czuć go porządnie. Wydawało się, że wgryzie się w pomieszczenie, ale rozszedł się i zniknął jakiś nie za długi czas po zgaszeniu świeczki. 

Ogół mi się podobał, jednak nie chwycił tak, jak myślałam, że chwyci. Od słodyczy i ciepła wyszedł trochę zbyt ciężko-rozleniwiająco. Nuty wspaniałe, bo i kwiaty, i drewno, i ziemia, i las rozbrzmiały bardzo wyraźnie, a jednak coś tu nie wyszło, bym mogła zachwycić się na maksymalną, czy nawet 9/10, ocenę. Brakowało temu wszystkiemu... Pazura?

8/10

poniedziałek, 12 maja 2025

wosk / świeca Classic Candle Oak Moss And Mint

Zieleń nie tylko uspokaja

Jednym z aspektów górskich wędrówek, które kocham są zapachy. Zapachy lasu, który przeważnie najpierw się przemierza... Tych wszystkich roślin, mchu... Ach! Stąd i kompozycje nawiązujące do nich często u mnie goszczą. A jednak podczas zakupów "zapach mchu" nie jest priorytetem. Tu jednak przedstawiany, wydał mi się bardzo kuszący. Mech i mięta? Niezbyt oczywiste połączenie, ale czułam, że może być naprawdę piękne. 

Classic Candle Oak Moss And Mint to zapach mchu dębowego i mięty od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta
Mech dębowy to powszechnie stosowany składnik zapachowy w wielu wiodących perfumach i produktach zapachowych. W naszym Oak Moss And Mint tworzy bogatą i ziemistą bazę, którą wzmacnia dodatek świeżej mięty oraz nuty powietrzne.
Nuty górne: powietrze
Nuty środka: świeża mięta
Nuty bazy: mech dębowy


Recenzja

Suchy wosk pachniał goryczkowato-słodko splotem mięty, mchu i drewna. Wyobraziłam sobie dolną warstwę lasu, gdzie przebija się niewiele światła, a która cieszy oczy intensywnie zielonym kolorem. Czuć ewidentnie świeżą, łagodniejszą miętę zieloną, za którą niczym echo pobrzmiewają jeszcze inne zioła i zielone rośliny. Mimo ogromu świeżości, przewinęło się w tej kompozycji też pewne przytulne, leśne ciepełko.

Z kominka od razu wzleciał zapach słodkawych, bardzo rześkich roślin. Pomyślałam o młodej, soczyście zielonej trawce, pokrytej rosą. Wilgotny poranek mieszał się z orzeźwiającą, słodką miętą zieloną. Ta po chwili wyszła na prowadzenie. Nie zapomniała jednak o innych, zielonych nutach. Mięta splotła się w jedno ze zroszoną trawą, drobnymi roślinkami - może jakąś leśną polanką? Odnotowałam mech. Na polance tej musiały leżeć jakieś stare, powalone drzewa, które porządnie porósł mech. Motyw drzew wyszedł trochę jak poważniejsza przeciwwaga dla całej tej rześkości i świeżości. Wydał mi się lekko goryczkowaty, trochę... pikantny? Niczym leśna roślinność, zioła - nie jakoś mocno.

Poczułam się, jakbym szła przez dziki las z cudownie świeżym powietrzem, wśród drzew po mchu, który aż ugina się pod stopami i plaska. Drewno także podłapało zawilgocony klimat i przedstawiło się jako zbutwiałe, zawilgocone. Słodka, łagodna zielona mięta - jej świeże listeczki - czuwały nad tym wszystkim, utrzymując swą nadrzędną pozycję niemal cały czas. Mięta okazała się tu najistotniejszym graczem, ale takim, który wcale nie ma nazbyt władczych zapędów. Po dłuższym czasie do mięty wkradło się coś lekko... prysznicowego, nadto perfumowego, co trochę odstawało i było malutką skazą na wspaniałej, harmonijnej kompozycji.

Na sucho świeczka pachniała mocno, ale dopiero użyta jako wosk dała się poznać jako prawdziwa, mocarna siekiera. Rozchodzi się błyskawicznie i jest świetnie wyczuwalna w całym pokoju i nie tylko. Utrzymuje się długo.

Zachwycająco mocny zapach i prosta, a zarazem ciekawa, niespotykana kompozycja. Zieleń nie tylko uspokaja, ale i intryguje. Jestem pod wrażeniem tej świeżej, zielonej wilgoci. Zielona mięta i wilgotny mech, trawa pokryta poranną rosą, rześka, leśna polana i trochę zawilgoconego, omszałego drewna - rewelacja. 

9/10

środa, 30 kwietnia 2025

wosk / świeca Winter Bee Candles Apothecary Cabinet

Podręczna apteczka?

Kocham apteczne zapachy, a klimat starych aptek uważam za niesamowity. Zawsze, gdy mam okazję do jakiejś zabytkowej zajrzeć, robię to. Ten wosk nie tylko znalazł się na liście zapachów, które chciałam otrzymać od Winter Bee. On był w zasadzie jedną z głównych motywacji, by do firmy napisać. Pomyślałam też, że jak dostanę wiadomość odmowną, to go po prostu kupię. Musiałam mieć tę odrobinę apteki.

Winter Bee Apothecary Cabinet to oddający starą aptekę, czyli lawendy, mirry, bursztynu, wanilii i migdałów, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 12g.

Opis producenta
"Apothecary Cabinet" przenosi w podróż do starych, tajemniczych aptek, gdzie wypełnione półki nikną w półmroku, a z sufitu zwieszają się pęki suszonych ziół. Ta niepowtarzalna kompozycja zapachowa zawiera mieszankę lawendy, mirry Omumbiri, kamfory, bursztynu, wanilii, fasoli tonka i migdałów. To połączenie daje ciepły, lekko orientalny aromat, który doskonale sprawdzi się w chwilach stresu, otulając Cię delikatnością i spokojem. Nuty lawendy i mirry Omumbiri w nutach głowy wplatają się w subtelny taniec zapachowy, otwierając przestrzeń dla głębszych doznań. W sercu kompozycji, kamfora i bursztyn tworzą mistyczną aurę, która otula Cię spokojem i harmonią. Natomiast w nutach bazy wanilia, fasola tonka i migdały dają całej kompozycji słodką nutę, która unosząc się w powietrzu zachęca do odpoczynku i pozwala zapomnieć o troskach dnia codziennego. 
Nuty górne: lawenda
Nuty środka: Mirra z Namibii (omumbiri), kamfora, bursztyn
Nuty bazy: wanilia, fasola tonka, migdały


Recenzja

Suchy wosk pachniał słodko i poważnie. Przede wszystkim czułam kwiaty, zahaczające o trochę mydlane klimaty, ale jednak pod przewodnictwem charakterniejszej cierpkawej, bardziej ziołowej lawendy oraz żywiczne kadzidła. Kadzidła raczej suche i słodkie, mieszające się ze sporą ilością wanilii. W te zaznaczyły się subtelne migdały, może odrobinka drewna.

Z kominka pierwsze rozeszły się szlachetna wanilia i naturalnie słodkie migdały. Zaraz wzmocniły je kwiaty, odrobinka ziół i kadzidła o ciepłym charakterze. Zioła i kwiaty mieszały się w jedno, po chwili układając się w bardzo jednoznaczną lawendę. Pomyślałam o kwitnącym polu lawendy, o naparze z niej, pitym właśnie podczas wizyty na takim polu, a także suszonych wiązkach lawendy. Kwiaty przemykały przy lawendzie jednak jeszcze inne - ledwo uchwytne róże? Ogólnie pomyślałam o pomieszczeniu pełnym suszonych ziół i kwiatów (może właśnie dawnej aptece?).

Żywice splatały się z lekko drzewnymi, słodkawymi tonami. Były to żywiczne, suche kadzidła, w tym mirra. Tuż obok przemknęło coś bardziej poważnego, balsamicznego. Do głowy przyszły mi też nienachalne perfumy unisex o bursztynowej bazie. Słodycz wanilii otulała także je. W oddali raz po raz przemknęła mi jeszcze... jakby słodka, kwiatowa... prawie soczystość? Likieru kwiatowo-waniliowego? I chyba nawet subtelna maślaność. Czegoś słodkiego, maślano-waniliowego i migdałowego. Migdały bowiem i na koniec się wyłaniały, wraz z odrobiną wonnego drewna. 

Zapach bardzo szybko rozszedł się po pokoju dość równomiernie. Trochę nawet wymykał się poza pomieszczenie z kominkiem. Z czasem jednak pobrzmiewał coraz mniej równomiernie, raz mocniej (na pewno przy wejściu/wyjściu z pokoju), raz słabiej. Szybko się ulatniał i teoretycznie znikał. Teoretycznie, bo nawet do następnego ranka (podgrzewany wieczorem) zdarzyło mu się potem jeszcze jakoś przemknąć i się utrzymać, ale właśnie: zdarzyło się przemknąć, a nie, że był jawnie wyraźnie wyczuwalny.

Kompozycja piękna. Wanilia, migdały, lawenda przy asyście kwiatów i ziół, w harmonii mieszające się z kadzidłami i balsamem, odrobinka drzewnej powagi i wspaniała głębia. Wosk trochę kojarzył mi się z moimi ulubionymi perfumami (Francuskie Perfumy 744), a skojarzenie ze starą apteką pełną ziół też nie było nie na miejscu (taka mini wersja... więc może ziołowa apteczka?). Gdyby zapach był mocarniejszy, prawie na pewno miałby maksymalną ocenę. A tu właśnie tej siekierowatości mi trochę brakowało, przez co czułam, jakby zapach nie wykorzystał w pełni swojego potencjału.

8/10