wtorek, 19 listopada 2024

wosk / świeca Classic Candle Soft Cashmere

Za delikatna delikatność

Ten zapach u mnie to jeden z dowodów, że u mnie bycie kociarą przechodzi już w jakąś obsesję. Zobaczyłam etykietkę i przepadłam. Musiałam mieć! Przeczytawszy jednak opis, poczułam, że to niekoniecznie dla mnie. Słodko i delikatnie...? Choociaż jakby tak kwiaty i drewno się popisały... Byłam trochę rozdarta, więc by przetestować i mieć etykietkę do kolekcji, ale nie władować się w spory i drogawy wosk, kupiłam daylight z zamiarem używania go jako wosk do kominka (co często robię). Co ciekawe, kiedy sprawdzałam na stronie producenta nuty zapachowe, dowiedziałam się, że zapach występuje pod dwoma obrazkami (drugi to zdjęcie kłębków nici).

Classic Candle Soft Cashmere to świeczka oddająca zapach delikatnego kaszmiru, czyli kwiatów, pudru i piżma od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g); także potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta
Jaśmin, fiołek i róża, kaszmir, wanilia i nuty drzewne. Prawdziwa miłość kaszmiru, miękkie pudrowe piżmo, głębokie i złożone kwiaty ustępują miejsca delikatnemu i zachęcającemu słodkiemu piżmu.
do kominka wrzucałam po ok 11-12g.


Recenzja

Na sucho świeczka pachniała niedookreślonymi, delikatnymi kwiatkami-kwiatuszkami oraz słodką wanilią. Zapach miał bardzo przytulnie-sweterkowy wydźwięk. Było w nim coś kremowego, ale też pewna szlachetność drewna. Wydał mi się tulaśny, ale nie przesłodzony, a słodko-nostalgiczny.

Z kominka powoli rozszedł się delikatny zapach milusich, świeżutkich ręczników i wanilii. Pomyślałam o bawełnie, delikatnych tkaninach i lekkiej, acz jakby z ciężkawą naleciałością, słodyczy. Z czasem częściowo przechodziła w białe kwiaty i dosłownie kwiatuszki. 

W pewnym momencie do kwiatów doleciała nuta drewna. Nadała im trochę powagi, klimat zrobił się bardziej nostalgiczny, a tkaniny zmieniły się w eleganckie kobiece bluzki, kardigany i sweterki. Wszystkie były nasiąknięte lekko słodkimi, ciepło piżmowymi perfumami. Przy nich wśród kwiatów dało się wyróżnić wąchany za dnia (a więc delikatny) jaśmin i fiołki. Nawet jakby... coś słodko-soczystego i zarazem kwiatowego jak np. pitaja mi przemknęło? Wanilia pobrzmiewała w tle, wieńcząc słodko-szlachetny splot.

Zapach rozchodził się powoli, ale równomiernie. Był wyczuwalny delikatnie, tylko w pomieszczeniu z kominkiem. By rozbrzmiał mocniej, ale i tak nie mocno, a po prostu nie aż tak delikatniusio, potrzebował duuużo czasu. Za to znikał szybko.

Zapach był delikatny, zarówno jeśli chodzi o moc, jak i klimat. Nie chwycił mnie przez to. Słodycz oraz mięciutkie i zarazem eleganckie swetry, kardigany przesiąknięte dobrymi, ciepłymi perfumami, sporo wanilii i kwiaty to ładny splot, ale brakowało temu wszystkiemu pazurków albo czegoś zaskakującego. Odrobinka drewna i bawełny tonowały słodycz, ale tak... harmonijnie. To kompozycja... jakby trochę ospała. W sumie... niczym kot z etykietki. Jeszcze samemu zapachowi dałabym 7, ale moc mnie nie satysfakcjonowała.

6/10

środa, 13 listopada 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Kicking Leaves

Nieskopane liście

Ten wosk od Winter Bee wybrałam sama. Zobaczywszy tytuł od razu się zainteresowałam, a po przeczytaniu opisu już w ogóle byłam pewna, że to esencja tego, czego szukam w zapachach związanych z jesiennymi liśćmi. Uznałam, że wrzucę go do kominka niedługo po Country Candle Sanctuary, ot tak, by sobie porównać.

Winter Bee Candles Kicking Leaves to zapach suchych liści i drewna; u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 13g.

Opis producenta
Nostalgiczny zapach inspirowany rześkim, tęsknym uczuciem jesiennych spacerów po parku. Wdychaj ziemisty aromat suszonych liści mieszających się z jasnymi nutami pomarańczy, podczas gdy ciepłe drewno i miękkie piżmo wirują razem, tworząc kojący, ale lekko melancholijny zapach. "Kicking Leaves" oddaje piękno zmieniających się pór roku, przywołując wspomnienia spokojnych chwil na łonie natury, z nutą słodko-gorzkiej tęsknoty w powietrzu. Idealny do wprowadzenia przytulnego, refleksyjnego nastroju jesieni do Twojego domu.
Nuty zapachowe: suche liście, pomarańcza, drewno, piżmo


Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie jesiennymi, szeleszczącymi liśćmi o słodkim charakterze, który mieszał się z bardzo słodką i soczystą pomarańczą, może podkręconą mandarynkami. Czułam też drewno, wprowadzające do kompozycji trochę goryczkowatej powagi, ale też nieco szlachetnie słodkawe. Za zwykłym drewnem chyba chował się... sandałowiec? I kwaskawy świerk, zasugerowany cytrusami? Całość przywodziła na myśl jesienny dzień, w który może okazać się, ale nie musi, ciepły.

Z kominka pierwszy rozszedł się mocno drzewny wątek, osnuty słodyczą. Pomyślałam o lesie mieszanym, w których czuć drzewa liściaste i całkiem sporo kwaskawo-rześkich świerków. Było to rześkie i... soczyste? Przewinęła się pomarańcza. Wyszła dość dynamicznie, bo raz bardziej słodko-kwaskawa, a raz czysto słodka, że do głowy przychodziły mi też mandarynki.

W tym czasie mocno wzrosła też słodycz ściśle związana z drewnem. Pomyślałam o sandałowcu oraz o świerku, po którym cieknie trochę żywicy. Słodycz wydała mi się ciepła niczym... Jesienne, suche liście? Wemknęły się, zbadały grunt i rozbrzmiały bardzo wyraźnie. Pomyślałam o żółtych, żółtych i czerwonych liściach opadających wokół drzew, podczas gdy pojedyncze świerki wciąż cieszyły się świeżą zielenią. Liście przeplatały się z drewnem i drzewami, rządząc na pierwszym planie. Drewno już ścięte i opadłe liście czasem robiły małe wybiegi ku ziemistości, a czasem ku ciepłu słońca. Ciepło właśnie zawarło w sobie słodycz i przypominało o drewnie dawno już ściętym, podążającym za tym żywszym, świeższym.

Suchy wosk pachniał mocno, zaś rozgrzewany bardzo mocno. Rozszedł się dość szybko i równomiernie, nie tylko po pokoju z kominkiem. Utrzymywał się średnio długo. Listek (bo nie "kostka?") wystarczył spokojnie na dwa podgrzewania.

Wosk bardzo, bardzo mi się podobał. Gdy mowa o zapachach oddających jesienne liście, to moje jesienne liście idealne: szeleszczące złote, suche liście i dużo drewna, drzewa. Odrobinka iglastej świeżości, akcenty cytrusów i ziemi, a także słodycz wpisana w to wszystko, ale szlachetna i poważna. Idealny zapach na jesień, idealne oddanie tytułu i opisu. No, kawał dobrej roboty tu widzę - nie skopali tych liści!

Wystawiłam ocenę wyższą niż Country Candle Sanctuary, bo dzisiaj przedstawiany wosk ucieszyłby mnie zapachem każdego jesiennego dnia, natomiast podlinkowany był na tyle specyficzny, że trzeba mieć na niego ochotę.

10/10

sobota, 9 listopada 2024

wosk / świeca Country Candle Sanctuary

Jesienne schronienie

Gdy tylko zobaczyłam etykietkę wosku, zakochałam się. Aż bałam się kliknąć, by sprawdzić, jakie nuty obiecuje producent. Tak bardzo bałam się, że może to być coś nie w moim typie. I... obawy poniekąd się potwierdziły. Opis na stronie sklepu aromatowo.pl głosił, że poczuję m.in. masło, ciasto francuskie i cukier, co zupełnie mi nie pasowało do etykietki. A jednak... miałam przeczucie, że warto dać upust swemu chciejstwu i kupić wosk głównie ze względu na etykietkę. Jakież było moje zaskoczenie... Dopiero po napisaniu recenzji zadałam sobie trud, by znaleźć opis ze strony producenta (dokładnie na Izrael, bo tylko tam był jeszcze dostępny). Musieli coś pokręcić!

Country Candle Sanctuary to zapach słodko-ciepły zapach liści tytoniu; u mnie jako wosk (64 g, czyli 6 kostek po 10,7g).

Opis producenta
Ciemny, ciepły i zmysłowy zapach z mieszanką słodyczy i dymnych liści tytoniu, który nadaje mu egzotycznego charakteru.
Nuty górne: walencjańska pomarańcza, rozgrzewające przyprawy
Nuty środkowe: haitańska wetyweria, liście paczuli
Nuty dolne: ziarenka wanilii, kadzidło


Recenzja

Na sucho wosk pachniał szlachetną, głęboką, i ciężką słodyczą trochę ciastową, trochę kadzidlaną. Czułam wanilię i coś lekko czekoladowo-korzennego. Pomyślałam o ciastach dyniowych i marchewkowych, oblanych palono-dymną czekoladą i z cytrusową nutką... Pomarańczy? W słodycz wpisały się też jesienne, suche liście, acz one zapewniły też lekką cierpkość, goryczkę. Idealnie dopasowała się do kadzidła.

Z kominka pierwsza dobiegła mnie odrobinę ciastowa słodycz. Poczułam w niej wanilię i jasne krucho-maślane ciasto ze szczyptą ciepłych przypraw korzennych. Cynamon wprowadził goryczkowate kadzidło i czekoladę mleczną o wysokiej zawartości kakao. Miała nieco palony charakter. Nie było to jednak w żadnym stopniu przesłodzone. A wręcz trochę soczyste?

Soczystość rosła i rozwijała się jako słodka pomarańcza. Ciasto musiano nią nasączyć; możliwe, że wypełniała je kandyzowana, ale soczysta skórka. I wieńczyła je czekolada! Przy niej zaznaczyła się trochę ciepło-ziemista nutka i od niej właśnie odeszły nuty jesiennych, suchych liści. Nakręciły się ze szlachetną słodyczą kadzidła. Do głowy przyszły mi też jakieś palone liście - może i słodkawy tytoń? Jednocześnie cierpkość nieco wzrosła, acz ani myślała oddalić się od słodyczy. Pomyślałam o cieście / tarcie dyniowej i cieście marchewkowym. Cynamon, trochę... goździków? Przyprawy i liście, ziemia zasugerowały leciuteńką prawie pikanterię. Rozgrzana ziemia i suche liście kojarzyły się z ciepłym, jesiennym dniem. Pewna duszność, ciężkawość z czasem rosła, wysuwając na przód te pożółkłe, szeleszczące liście. Całe sterty liści!

Wosk zarówno na sucho jak i w kominku pachniał dość intensywnie. W kominku intensywniej, ale jego moc na sucho zdradzała, że w kominku będzie odważny. Rozchodził się błyskawicznie i równomiernie, nie tylko po pokoju z kominkiem. Utrzymywał zadowalająco długo.

Dawno nie trafiłam na wosk, który tak przedstawiłby dość wysoką, ciastową słodycz. Zupełnie nie kojarzyła się zbyt jedzeniowo, nie dusiła, nie zasłodziła! Przeplotło ją kadzidło, liście i odrobinka ziemi. Akcenty czekolady, soczystej pomarańczy i przypraw dodały jej niebanalnej głębi. Wąchając nie mogłam się nadziwić, jak autentycznie wyszły szeleszczące, jesienne liście! Nie wiem, czy najlepiej oddaje obrazek z etykietki, który sugeruje wodę - a tej nie było tu ani trochę, to jesienne ciepło i suchość, ale tytuł owszem. To takie... jesienne, niemal sakralne schronienie.

9/10

niedziela, 3 listopada 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Pink Pepper & Jasmine

 Dopieprzone kwiaty

Przeglądając, co wybrać z Winter Bee, zerknęłam na ten wosk, jednak o niego nie poprosiłam. Stało się jednak tak, że do mnie trafił - czegoś z tego, co chciałam nie było, więc wysłali ten. Ucieszyłam się w sumie, bo ostatnio pieprzne nuty jakoś wyjątkowo mi podchodzą. A czy akurat z jaśminem? A to się już miało niedługo okazać! Wystarczyło tylko wrzucić próbkę do kominka.

Winter Bee Candles Pink Pepper & Jasmine to zapach różowego pieprzu i jaśminu, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Harmonijne połączenie aromatycznego jaśminu z energetyzującym zapachem świeżo tłuczonego różowego pieprzu, znanego ze swojej zdolności do łagodzenia uczucia niepokoju i podnoszenia na duchu. Ten unikalny zapach tworzy atmosferę idealną do relaksu i odprężenia.
Nuta głowy, to zapach intensywnego różowego pieprzu, który łączy się z żywicą elemi i świeżością mandarynek. Nuty serca, zdominowane przez jaśmin, gałkę muszkatołową i imbir, nadają głębi i złożoności zapachowi, jednocześnie dodając mu nuty ciepła i egzotyki. Natomiast w nutach bazy odkryjesz mieszankę mchu dębowego, paczuli i drzewa cedrowego, które nadają zapachowi trwałości i stabilności.
Nuty górne: różowy pieprz, żywica elemi, mandarynka
Nuty środka: jaśmin, gałka muszkatołowa, imbir
Nuty bazy: mech dębowy, paczula, drzewo cedrowe


Recenzja

Suchy wosk pachniał intensywnie jasnymi, świeżymi kwiatami pod przewodnictwem jaśminu i... po prostu ciepłem. Na nie złożyły się przyprawy korzenne i kobiece perfumy idealne na jesień. Pomyślałam o pieprzu, acz bardziej świeżo-rześkim oraz imbirze... jako element ciastek imbirowych? W tle przewinęło się drewno z zaschniętą żywicą i odrobinka słodko-cytrusowej soczystości.

Z kominka pierwsze rozeszły się nieśmiałe, damskie perfumy o mocno kwiatowym i tuląco-ciepłym charakterze. Podkradły się pod nie słodko-ostre przyprawy i ciężkość pieprzu, a po chwili przemknęły bardzo słodkie mandarynki. Ewidentnie cytrusowe, ale w zasadzie bez cienia kwasku. Słodycz kwiatów wzrosła. Wyraźnie przewodził jaśmin, choć czułam też coś innego. Zaraz zrobiło się trochę za ciężko na niego. Wyłonił się pieprz i zaprosił drewno. Drewno i... las? Iglasty, w którym nie brakuje mchu?

Drewno zaś wpuściło żywiczno-goryczkowate i zarazem ciężkawo słodkie akcenty, a także gałkę muszkatołową. Grunt zaczęła badać ziemistość, a to wywołało sprzeciw kwiatów i mandarynek, które zdobyły się na nieco bardziej rześkawy ton. Las i mech szybko to wykorzystały, także od siebie dodając pewną roślinno-leśną, naturalną wilgoć. Pieprzy wydał mi się jakiś inny, rześkawy - różowy? cytrusowy? W przyprawach zaś zagościł korzeń imbiru. Wszystko to pod pieczą ciepłych, damskich perfum.

Wosk na sucho pachniał intensywnie, a w kominku bardzo intensywnie. Rozchodził się szybko i bezproblemowo, równomiernie po całym pokoju i nie tylko. Utrzymywał się średnio długo. Jedną kostkę-próbkę podgrzewałam 2 razy i 2 razy pachniała zacnie.

Kompozycja podobała mi się, bo choć bardzo słodka i kobieca, miała poważny charakter, a do tego pokazała pazurki. Pieprz i inne przyprawy, całkiem sporo drewna i las, nawet ziemia przyjemnie zgrały się ze słodkimi kwiatami. Głównie jaśmin i odrobinka mandarynek nie zasładzały. Całość wyszła i ciężkawo, i rześkawo. Ciekawie.

8/10

czwartek, 31 października 2024

świeca Kringle Candle 7 Days

7... Niebo?

Na tę świecę długo spoglądałam wręcz z bólem. Zapragnęłam, gdy tylko zobaczyłam etykietę i przeczytałam nuty, ale cena wraz z przesyłką zza granicy była zaporowa. Zrobiłam rozeznanie, czy pojawi się w Polsce. Nie. I zwlekałam, bojąc się, że wykupią, ale jednak w końcu moje chciejstwo wygrało i zamówiłam. Z bólem, ale jednak. Obiecywany zapach kusił, a The Ring to jeden z moich ulubionych horrorów, więc nie mogłam się oprzeć. Wszystko mi mówiło, że to świeca stworzona dla mnie. Pewien lęk jednak wciąż, aż do zapalenia, czułam. Czy sprosta oczekiwaniom? Poprzeczka zawisła bardzo wysoko!

Kringle Candle 7 Days to świeca o zapachu inspirowanym filmem The Ring, czyli zieleni, kwiatów i ziół, u mnie jako świeca w słoju 623 g, z dwoma knotami; zapach limitowany na Halloween.

Opis producenta
Zanurz się w nawiedzoną atmosferę, gdzie złowrogie serce zwiędłych kwiatów jabłoni przeplata się z mrożącymi krew w żyłach mgłami i nawiedzonymi szeptami lasów pełnych ziół. Przyjmij ciemność i pozwól swoim zmysłom dać się oczarować.
Nuty górne: zroszona zieleń, liście ziół
Nuty środkowe: kwiat jabłoni, jaśmin, liście mięty, tymianek
Nuty dolne: paczula, drewno cedrowe, paczula, geranium, piżmo


Recenzja

Sucha świeca uderzyła zapachem lasu sosnowego... Ogólnie iglastego, spowitego wilgotną, chłodną mgłą i pełnego słodko-goryczkowatych ziół. Kryły się w nich dzikie, wonne kwiaty. Leśność podkreśliły przyprawy - tymianek? rozmaryn? Drzewa czułam nie tylko jako kwaskawo iglaste, ale też jako leżące na ziemi gałęzie, porastające mchem. W nim doszukałam się jakby leśno-roślinnego ciepła i motywu brudnej, goryczkowato-ostrej ziemi. Z wdeptanymi w nią igiełkami, szyszkami. Odnotowałam coś gnilnego, a mimo też cieplejszych wątków całość wydała mi się raczej chłodna, chłodno-zawilgocona i ocierająca się o miętę pierzową.

Palona świeca najpierw uraczyła mnie wilgotnym, ciemnym lasem spowitym mgłą i... dymem? Czułam gorzkawość dymu, który wprowadził wytrawne przyprawy. Pomyślałam o tymianku, rozmarynie i kardamonie. Ich goryczka i pewien chłód ośmieliły czarną, wilgotną ziemię. Ta od początku była gdzieś w tle obecna, ale dopiero po pewnym czasie zaprezentowała się bardzo wyraziście. Pomyślałam o brudnej ziemi, przemieszanej z mnóstwem igiełek, opadłych gałązek, kory, szyszek i roślinami... Już nieco gnilnymi? Mieszały się z umacniającymi się drzewami iglastymi.

Z czasem ta gnilność roślin wydała mi się w pewien sposób ciężko-ciepława... Nie do końca "ciepła". Wraz z tymi aspektami wyłoniły się kwiaty. Żywe, acz kojarzące się z chłodną kwiaciarnią, ciemnym lasem... gdzie rosną dzikie i ostrawe kwiaty. Pomyślałam też o cmentarzu z aromatem wilgotnej ziemi, który otacza las iglasty. To jesienna, pochmurna i ciemna sceneria. W kwiatach odnotowałam róże i jakby wilgotny jaśmin. Przyprawy pod ich wpływem zaczęły jawić się bardziej słodko-chłodno ziołowo... Wymknęła się spośród nich goryczkowato-chłodna mięta pieprzowa. Mimo cieplejszych akcentów, całość wyszła bowiem dość chłodno. Goryczka lasu iglastego i ziemi, zawilgoconego drewna z czasem dopuściła do siebie więcej słodyczy i spowiła wszystko kwaskiem. Ten oddawał drzewa iglaste - całe mnóstwo! - i igiełki wdeptane w ziemię, błoto. A także... trochę żywicy? Wszystko mieszało się z zawilgoconym, wilgotnym wątkiem.

Zapach był bardzo intensywny i na sucho, i podczas palenia. Rozchodził się szybko i równomiernie, wyszedł zachwycająco realistycznie i obrazowo. Utrzymywał się średnio, w sumie satysfakcjonująco długo.

Bardzo obrazowy zapach, pasuje do etykiety i tytułu. Myślę, że upiorna studnia z The Ring, całe jej otoczenie, tak właśnie mogłoby pachnieć. Z tej całej mieszaniny wilgotnej ziemi, ziemi, lasu iglastego i kwiatów - w tym w cmentarnym wydaniu - ziół wytrawniejszych (tymianek, rozmaryn) i mięty mogłaby wyłonić się Samara / Sadako. Zawilgocony wydźwięk był rewelacyjny! Wolałabym to wąchać dłużej, niż tylko przez 7 dni... bo wąchając czuję, jakby była w 7. niebie. A jednak wydaje mi się, że las iglasty pchający się na pierwszy plan trochę aż rozbijał mroczny klimat - minimalnie jednak.

Świeca trochę skojarzyła mi się z Kringle Candle Lady in White, któa jednak była bardziej kwiatowa. Dzisiaj przedstawiana położyła nacisk przede wszystkim na las i wilgotną, niemal brudną ziemię.

9/10

wtorek, 29 października 2024

świeczka (Dealz) Creepy Town Orange

Nie takie Halloween straszne

W zasadzie trudno powiedzieć, dlaczego kupiłam tę świeczkę - jej zapach na sucho wcale nie wydał mi się szczególnie atrakcyjny. A jednak... była tania, w ładnym szkle i tak jakoś wyszło. Może po prostu korzystałam z okazji, bo pierwszy raz wybrałam się do Dealz i wątpiłam, bym prędko znowu miała tam zawitać? Przemknęła mi przez głowę mała wątpliwość - a jak to jakość jak z Action (Nature Senses Fresh Patchouli)? Cóż... bez kupienia i zapalenia miałam tylko gdybanie. Najpierw myślałam, że w ogóle nie ma etykietki, ale jakaś nędzna była na spodzie. Podtytuły odnosiły się chyba do kolorów, z tego co się zorientowałam, więc... no, profesjonalnie, nie ma co.

Creepy Town Orange to zapachowa świeczka wyprodukowana w Chinach, której importerem jest Dealz; waży 45g.

Opis producenta
brak


Recenzja

Sucha świeczka pachniała soczystymi jabłkami, mieszającymi się z pieczoną właśnie szarlotką. Zapach był słodki, trochę ciastowy, a w tle czuć sugestię jesiennych, szeleszczących liści.

Gdy zapaliłam świeczkę, najpierw rozeszła się słodycz, przełamana soczystością czerwonych, trochę kaszowatych, ale wciąż soczystych jabłek. Pomyślałam o miękkich jabłkach i... masie z jabłek? Kwaskawych, ale wpisanych w jakieś dość słodkie ciasto? Ciastowość trochę rozmyła się na rzecz kwasku. Kwaśność jabłek podkręciła cytryna... Może właśnie również szarlotka była z jakąś... sernikowo-cytrynową warstwą? W tle zaznaczyły się jeszcze słodkawo-cierpkie, szeleszczące liście. Z czasem podkreśliła je szczypta cynamonu. Zapewniła im też gładkie przejście do szarlotki.

Kiedy zaś wykroiłam wosk i wrzuciłam go do kominka (ok. 14 g), pierwsze dosłownie wyrwało się z niego słodkie, czerwone jabłko. Znowu było to jabłko już takie miękkawe, kaszowate jak z końca sezonu albo... słodka, trochę kwaskawa masa jabłkowa. Wyobraziłam sobie szarlotko-sernik, którego kwasek podkręciła cytryna. Ciasto to doprawiono lekko korzennie, może też wanilią. W korzenność i tu wkradły się liście. Suche, szeleszczące - wyraźnie jesiennie. Pomyślałam o ciepłym jesiennym dniu, kiedy to liście te porządnie ogrzewają promienie słońca. Skojarzenie ze słońcem podkręcił cynamon, a mi do głowy przyszedł bursztyn. Na pewno ciepły i słodki. Nasilała się też słodycz szarlotki. W pewnym momencie wydała mi się ciężka, mimo że i kwaśność nie dawała za wygraną. Do podkręcającej soczystość jabłek cytryny dołączyły nieco bardziej słodkawe, ze znikomą goryczką skórek, pomarańcze.

7/10

środa, 16 października 2024

wosk / świeca Winter Bee Candles Stranger in The Dark

Strach przed ciemnością?

Już sam tytuł zapachu przyciągnął mój wzrok. Kliknęłam, będąc w zasadzie pewna, że nuty utwierdzą mnie, że go chcę. I tak się stało. Miałam przeczucie graniczące z pewnością, że to coś dla mnie. Wosk ten był jednym z priorytetów na liście, którą sporządziłam, gdy mogłam wybrać 10 próbek z Winter Bee. Jestem firmie za te woski ogromnie wdzięczna, a losowi i wszechświatowi za to, że ten akurat był na stanie!

Winter Bee Candles Stranger in The Dark to zapach oddający mroczną tajemniczość, czyli drewna, kardamonu, bursztynu i paczuli, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 10g.

Opis producenta
Urzekający zapach tajemniczości i uroku. Zanurz swoje zmysły w bogatej mieszance egzotycznego drewna oud i palisandru, doprawionej ciepłem kardamonu. Ziemiste drzewo sandałowe i wetiweria dodają głębi, a słodka fasola tonka, zmysłowy bursztyn i piżmowa paczula utrzymują się, tworząc uwodzicielski, długotrwały zapach. Idealny dla tych, którzy szukają odważnego i czarującego zapachu, "Stranger in The Dark" przeniesie Cię do świata mrocznej elegancji i tajemniczości.
Nuty zapachowe: drewno oudowe, palisander, kardamon, drzewo sandałowe, wetiwer, bób tonka, bursztyn, paczula


Recenzja

Na sucho mocno pachnący wosk skojarzył mi się z męskimi perfumami unoszącymi się w zakrystii, w kościele. Te dwa bardzo specyficzne motywy łączyły się przez pewną słodkawą ciężkość i drewno. Ich splot zawiązał dodatkowo goryczkowato-ostrawy kardamon i ciepło-słodkie, niedoprecyzowane przyprawy.

Z kominka pierwsze rozeszły się ciężkie, odrobinę cytrusowe męskie perfumy i dużo poważnego, starego drewna. Pomyślałam o kredensach-antykach, staranie czyszczonych odpowiednimi specyfikami o niemal cytrusowo-cierpkawych zapędach , a także o... jakby nieco ciepłym, orientalnym drewnie? Na pewno przewinął się w nim sandałowiec. Mimo to, wyobraziłam sobie chłodny kościół z drewnianymi ławkami i innymi meblami, zakrystię. Kadzidło mieszało się z przyprawami i ciepłem... świec? Przemknęły mi przez myśl znicze. Też te dogasające. Ich ciepło zetknęło się z chłodem wieczora.

Otworzyły drogę lekkiej pikanterii. Nasilił się chłód wieczoru na przykościelnym cmentarzu, gdzie płonie mnóstwo zniczy. Miało to jesienny wydźwięk Święta Zmarłych, kiedy to na cmentarzu pojawiają się odświętnie wypachnieni, eleganccy ludzie. Pojawiło się sporo kardamonu i trochę kwiatów. Wprowadziły całkiem sporo słodyczy, mimo że i ziemiście-ziołowe tony miały się dobrze. Mieszały się z ogromem drewna. Zarówno w kościelnych wnętrzach (na zakrystii?), jak i na zewnątrz unosiły się te dobre, męskie perfumy z cytrusowym akordem.

Suchy wosk pachniał intensywnie, za to podgrzewany intensywnie i aż siekierowo. Rozszedł się błyskawicznie i był wyczuwalny równomiernie w całym pokoju i nie tylko. Utrzymywał się zadowalająco długo, ale bez wgryzania się w pomieszczenie. Porcja spokojnie wystarczyła na dwa podgrzewania.

Zapach rozkochał mnie w sobie od pierwszych sekund w kominku. Czułam, że będzie dobrze, ale nie aż tak. Mocarny, męsko-kościelny aromat, na który złożyło się drewno, kadzidła za sprawą kardamonu połączył pewne ciepło z chłodem, oddając tajemniczy, jesienno-mroczny nastrój. Idealnie oddaje to tytuł. Tak pachnącej ciemności na pewno się nie boję! A przeogromna moc zrobiła wrażenie - nic dodać, nic ująć. Zwieńczeniem był dla mnie kształt wosku - po prostu jak stworzony dla mnie.

10/10