Słodziakowy gotyk
Po ten wosk sięgnęłam szarego, deszczowego letniego dnia. Nie spodziewałam się, że latem znajdzie się jakiś dzień odpowiedni klimatem... A jednak! I całe szczęście, bo już nie mogłam się doczekać powąchania tego wosku. Wydawał się bardzo obiecujący, bo wszelkie kompozycje odnoszące się do katedr, kościołów etc. w mrocznym, gotyckim wydaniu, przeważnie są bardzo w moim typie.
Winter Bee Apothecary Cabinet to oddający starą aptekę, czyli lawendy, mirry, bursztynu, wanilii i migdałów, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 12g.
Gothic Cathedral to wyjątkowy zapach. Czerpiąc inspirację z majestatu gotyckiej katedry, wosk oddaje tajemniczą i duchową energię swojego imiennika. Profil zapachowy obejmuje mieszankę białego grejpfruta, skórki limonki, ziołowego toniku, goździków, lawendy, lilii wodnej, geranium, kremowego drzewa sandałowego, białego cedru, mchu dębowego, bursztynu i piżma, tworząc prawdziwie czarujący aromat.
Nuty górne: biały grejpfrut, goździk
Nuty środka: lawenda, lilia wodna, geranium
Nuty bazy: drewno sandałowe, biały cedr, mech dębowy, bursztyn, piżmo
Recenzja
Suchy wosk pachniał bardzo słodko wanilią i kwiatami w kobiecym klimacie. Pomyślałam o drobnych goździkach, różach i liliach ogrodowych oraz wodnych... Całym mnóstwie kwiatów z rześko-wilgotnym elementem. Mieszały się z wątkiem drewna i naturalnego, żywicznego kadzidła. Drewno skojarzyło mi się z meblami, może z jakiejś kaplicy. Wydawało się mocno słodko-wonne i... właśnie nasiąknięte kwiatami i kadzidłem? Z kwiatów wymykał się lekko kwaskawy, cytrusowy akcent, który potem lekko pociągnął... słodki, bardziej "pomarańczowaty" grejpfrut?
Z kominka pierwsza rozeszła się wanilia z nieco kadzidlanym, dymno-kościelnym echem, które szybko stworzyło mistyczny, trochę kościelno-sakralny klimat. Pomyślałam o chłodnym wnętrzu, w którym rozchodzi się ciężki, trochę duszny zapach kadzidła, palonych świec i kwiatów. Prowadziła goryczkowata lawenda, ale tuż za nią rozchodziły się słodsze lilie i trochę róż.
Odlegle przemknął niemal cytrusowy akcent - raczej jednak jako goryczkowata skórka, kwaskawego soku może doszukałam się dosłownie paru kropelek. Cytrusy kryły się w roślinnym wątku mchu. Ten wraz z kwiatami i kadzidłami trochę ocieplał chłodno-kościelny wątek. Dołączyło do tego drewno, a i kadzidło z czasem uległo i także poszło w cieplejszym kierunku. Zrobiło się przytulniej i wręcz trochę... milusio? Z czasem myśl o zadymionym, zastawionym kwiatami kościele zniknęła na rzecz lasu, przemierzanego w parny dzień, mchu i słodko-dusznawych kwiatów. Wszystko to zwieńczyła wanilia, która wróciła z nową siłą. Na końcówce zaczęła dominować i zajęła cały pierwszy plan, wyciszając resztę.
Suchy wosk pachniał intensywnie, a w kominku w sumie podobnie. Rozszedł się szybko i wyraźnie, porządnie, lecz nie utrzymywał się zbyt długo.
Zapach ładny, ale nie jestem pewna, czy aby na pewno adekwatny do nazwy i oddający obiecywane nuty. Owszem, ale tylko w połowie. Wanilia, kwiaty, kadzidło, a potem ogólne ciepło, wprowadzające drewno i mech, później więcej kwiatów i znów wanilia wyszły słodko i niemal przytulnie. Tylko początkowo dało się uchwycić nuty kojarzące się z kościelnym, kadzidlano-kwiatowym wnętrzem. Potem to jakoś poszło w duszno-słodziakowym kierunku. Nie było źle, ale tak zachwycająco, jak by mogło, też nie.
7/10