piątek, 31 października 2025

świeca Colonial Candle Grave Dust

Zakurzona świeca?

Nim ta świeca wreszcie trafiła do mnie, sporo musiało minąć. Otóż wypatrzyłam ją już 2 lata temu, ale spóźniłam się z zakupem i mi ją wykupili. Przebolałam. A gdy rok później na Halloween wróciła, obserwowałam ją bacznie. Czekałam jednak na promocje w listopadzie i... Udało mi się! Tak oto wreszcie mogłam się nawąchać czegoś, co z opisu brzmiało pięknie. Już na starciu żałowałam jednak, że wygląd, kolorystyka za nie pasują zbytnio do Halloween / Samhain i zwyczajnie do mnie nie przemawiają. Jedynie wieczko z pajęczyna uznałam za ładne. Całość wykonana w USA.

Colonial Candle Grave Dust to zapach przypraw, czarnej herbaty, róży, dymu i drewna, u mnie jako świeca 411g z 3 knotami, z kolekcji Haunted.

Opis producenta
Upiorne powitanie z głębi straszliwych cieni, kolekcja Haunted to mrożąca krew w żyłach gratka na Halloween.
Nuty górne: liść goździka, papryka, cynamon
Nuty środkowe: aromatyczna czarna herbata, delikatne płatki róży
Nuty dolne: dym, drzewo cedrowe, świeża sosna


Recenzja

Na sucho świeca pachnie słodkimi, suszonymi kwiatami i ciepłymi przyprawami przede wszystkim. Kwiatów czułam sporo różnych - drobnych, kolorowych goździków, może pojedyncze chryzantemy... Do głowy przyszły mi róże częściowo jako kwiaty, a częściowo wchodzące w skład dobrych, damskich perfum. Te otworzyły drogę ciężkości, którą podłapał dym i drewno. To jednak wniosło też świeżość, jakby powiew chłodniejszego powietrza i drzewa iglaste. Acz trzymały się tyłów. Przyprawy nie były zbyt jednoznaczne, ale na pewno korzenne - prawie na pewno cynamon. I... herbata? Gorzkawa, nadająca powagi wraz z drewnem. 

Po zapaleniu pierwsze rozeszły się delikatne, wilgotne kwiaty. Były słodkawe, trochę ciężkie. Pomyślałam o różach, raczej jasnych, ciężko-delikatnych wchodzących w skład... wiązanek i innych cmentarnych kwiatowych kompozycji. Odnotowałam też palony motyw, przywodzący na myśl cmentarz, rozświetlony mnóstwem zniczy - wyłapałam ten specyficzny motyw długo palących się knotów, tych dogasających... ogólną paloność, dym. 

Sporo dymu z czasem przytoczyło trochę drewna, a wilgoć... zawilgocone liście i drzewa ogólnie. W te wkradł się jakby jesienny podmuch, wilgoć. Czyżbym wyłapała jeszcze goryczkę czarnej, mocnej herbaty, podkreślające drewniane akcenty? Kwiaty przy nich wydały mi się jeszcze słodszo-ciężkie, wciąż w cmentarnym klimacie. Róże, goździki i pojedyncze chryzantemy? Z czasem kolorowe goździki i kwiaty zbliżone do nich zaczęły dominować nad różami. Aż lekko drapiąco-kręcące w nosie i pikantnawe? Wyłapałam trochę przypraw, w tym cynamon, może nawet ociupińka chili. Te zasugerowały też suszone płatki kwiatów i... suche liście herbaty? Wzbogacone kwiatami.

Sucha świeca pachniała średnio mocno. Palona początkowo przez dłuższy czas także, a dopiero po dłuższym pokazywała moc. I tak jednak nie siekierową.

Zapach w zasadzie bardzo ładny, ale nie do końca oddający to, co obiecał producent. To obraz wilgotnego drewna i mnóstwa rozmaitych kwiatów. Kojarzyły się z kwiatami cmentarnymi, podkreślił je wyrazisty dym i sugestia herbaty, jednak raczej spokojny, bez pikanterii i "mroczniejszych" nut. Mi trochę żal tej herbaty - okazała się znikomym akcentem. A jednak do jesienno-halloweenowej pory, to kompozycja adekwatna. Do świecy mam jeszcze drobny zarzut, że mimo 3 knotów potrzebuje sporo czasu, by porządnie rozbrzmieć z pełną mocą. Będę palić ją co jakiś czas, to pewne - nie pokryje się kurzem na półce.

9/10

piątek, 24 października 2025

świeczka / wosk Kringle Candle Autumn Road

Czekolada, która przestraszyła liście

Jesień to zdecydowanie moja najukochańsza pora roku, więc chyba nie powinno dziwić, że i kompozycje zapachowe z nią związane są moimi ulubionymi. Zwłaszcza te, oddające liście. Czy to złoto-czerwone, czy gnijące i ziemiste. A gdy jeszcze dochodzi piękna etykieta, przyciągająca wzrok... no cóż nawet nie próbuję się opierać. Na widok dzisiejszej od razu aż się chce ruszyć na spacer taką aleją albo... wrzucić wosk do kominka (bo świeczkę postanowiłam używać właśnie jako wosk, wykrajając i nakładając odpowiednią ilość do kominka).

Kringle Candle Autumn Road Daylight to świeczka o zapachu chłodnego powietrza, śniegu, eukaliptusa i bursztynowego drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku (wrzuciłam do niego ok. 10-11g).

Opis producenta
Przejażdżka krętymi uliczkami Nowej Anglii, wysadzanej drzewami, których jesień skąpana jest w głębokiej czerwieni – dokładnie to uczucie oddaje zapach Autumn Road. Kakao, gałka muszkatołowa i kawa w połączeniu z orientalnymi przyprawami i paczulą wyczarowują wyjątkowe, korzenne doznania.
Nuty górne: orientalne, kakao
Nuty bazowe: kawa, gałka muszkatołowa
Nuty dolne: paczula, drewno


Recenzja

Na sucho świeczka pachniała intensywną słodką wanilią i gorącym kakao na mleku, też chyba właśnie wanilią posłodzonym, z dodatkiem przypraw ciepłych, ale dalekich od ostrości. Za kakao pobrzmiewało plastikowo czekoladowe, sztuczne echo. Z ciepłem mieszał się zapach suchych liści i także suchego drewna. Z przypraw trudno było coś konkretnego uchwycić, a do głowy przyszła mi jeszcze łagodna kawa latte z przyprawami.

Z kominka najpierw wymknęła się wanilia. Dosadnie słodka, ale jeszcze nie jakoś naprawdę bardzo silna. W siłę dopiero rosła. Podkradł się do niej akcent szeleszczących, złotych liści tańczących w jesiennym słońcu oraz plastik, udający kakao.

Plastikowa nuta kakaowo-czekoladowa raz po raz przemykała w kompozycji, bez ogródek podczepiając się pod wanilię. Wyobraziłam sobie duszno słodkie od nadmiaru wanilii gorące kakao na mleku. Liście ledwo się przy tym utrzymały, acz starały się pobrzmiewać. Z czasem wychyliło się jeszcze drewno i szczypta ciepłych korzennych przypraw - gałki muszkatołowej? Mleko wraz z nią zasugerowało przesłodzone korzenne latte, które odciągało uwagę od plastikowości kakao, lecz niestety ono cały czas się w tej kompozycji plątało. Odrobina drewna siliła się na podkreślenie przypraw, ale kiepsko jej szło. Wanilia końcowo niestety też dołączyła do kakaowo-czekoladowej plastikowości.

Suchy wosk pachniał intensywnie, w kominku też. Potrzebował jednak chwili, by porządnie i równomiernie się rozejść. Gdy już to zrobił był wyczuwalny dobrze - jeszcze trochę i mógłby męczyć, dusić. Utrzymywał się porządnie i dość długo, ale nie miałam wrażenia, że wgryza się w pomieszczenie.

Wosk na szczęście nie był tak napastliwy jak większość czekoladowo-kakaowych zapachów, ale w zasadzie nie mam za co go pochwalić. Ani trochę nie oddaje etykietki czy tytułu, a nuty wyszły plastikowo. Wanilia i kakaowo-czekoladowe motywy z dodatkiem mleka zdominowały odrobinkę liści i drewna. Gdyby proporcje się odwróciły, mogłoby być nieźle a tak odkąd tylko wosk rozszedł się po pokoju, walczyłam ze sobą, by nie zgasić świeczki... I zaraz to zrobiłam i wzięłam się za wietrzenie. Cóż... ta plastikowa czekolada chyba do serca sobie wzięła, że październik to miesiąc straszenia i wystraszyła liściowy motyw.

2/10

czwartek, 2 października 2025

świeczka / wosk Country Candle Merlot Vines

Niewinna winnica

Obecnie wina nie piję, a jak dodaję jakieś do gotowania, psuje mi danie, jednak świeczka, obiecująca winnicę z tak pięknymi winogronami (niemal czarne, granatowe to moje ulubione), z łatwością przyciągnęła moją uwagę. Szkoda, że nie doczytałam opisu, w którym wyraźnie jest napisane, że chodzi o winogrona różowe (acz i te lubię, choć nie wszystkie odmiany). Pomyślałam, że być może wpisze się w klimaty Goose Creek Beautiful Creatures czy chociaż Yankee Candle Vineyard; że będzie do nich podobna. Wosk (wosk, bo potraktowałam to właśnie tak) ten jednak wydawał się być idealny dla mnie tej jesieni, bo jakoś nie mogłam trafić w tym sezonie na satysfakcjonujące winogrona.

Country Candle Merlot Vines to zapach oddający klimat zimowej drzemki; u mnie jako Daylight (42 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 10-11g).

Opis producenta
Delikatny biały dąb otulony, niczym lśniącymi klejnotami, nutami czerwonych winogron i bogatych gron Merlot, podkreślony delikatnymi akcentami czerwonej róży.
Nuty górne: porzeczka, winogrono
Nuty bazowe: róża, jagoda
Nuty dolne: drewno, piżmo


Recenzja

Na sucho świeczka zapachniała mi bardzo soczyście i świeżo mieszanką winogron, drobnych ciemnych owoców z malinami oraz kwiatów. Na pewno czułam róże, ale chyba też jaśmin. W tle zaznaczyło się poważniejsze drewno i motyw suchych, szeleszczących jesiennych liści. Może też, trochę z nimi związana, odrobinka syropu klonowego? Całość wydała mi się bardzo ciepła.

Z kominka pierwsze wyłoniły się słodkie, zahaczające o cukierki / landrynki maliny. Po chwili mieszały się z innymi drobnymi owocami. Do głowy przyszły mi jagody, porzeczki i... może i winogrona gdzieś wśród nich przemknęły. Zdecydowanie jednak dominowały owoce lasu w wydaniu coraz bardziej cukierkowym. Winogrona - ciemne i różowe - podchwyciły niemal cukrową słodycz i przedstawiły się jako dżem czy galaretka "jelly" winogronowe.

Do głowy przyszło mi też nadzienie z przesłodzonych, lukrowanych pączków, które ma różany charakter, a opiera się na mieszance czerwonych owoców. Takie coś słodziaśnego i marmoladowego. Pączki... w zasadzie też czułam jako takie. Świeże i jeszcze ciepłe, a do tego okrutnie przesłodzone. W tle bardzo nieśmiało, pod to pączkowe ciepło, podkradła się odrobinka jesiennych ni drzew, ni liści. Nie zagrzało jednak miejsca na długo, a cukierkowo-landrynkowe owoce leśne natarły z nową mocą. To właśnie one, z malinami na czele, zakończyły, jak i rozpoczęły występ. Winogrona - też cukierkowe - tylko jakoś tam sobie przy nich lekko pobrzmiewały.

Świeczka zarówno na sucho, jak i używana jako wosk, pachnie intensywnie. Z kominka zapach rozszedł się szybko i wyraziście, równomiernie. Wydał mi się trochę zbyt dusząco-wgryzający się w pomieszczenie. Utrzymywał się jednak średnio długo. Na drugi dzień nie było już po nim śladu.

Zapach mi nie podszedł i nie oddaje tytułu, etykietki. Zamiast winogron i winiarni, otrzymałam słodziakowate, przesłodzone cukierki, landrynki w wariancie owoców leśnych. Przewodziły maliny, a winogrona tylko się tam trochę plątały. Natłok tych przesłodzonych, "słodyczowych" owoców dopełniła wizja pączków z marmoladą różaną z czerwonych owoców. Drzew czułam ogromny niedosyt, można by je przeoczyć, a były jedynym, co mogłoby uratować kompozycję od przesłodzenia. Uwierzę, że może się podobać lubiącym takie owocowe słodziaki, bo jakościowo nie mam zarzutów, ale mnie ta kompozycja nie przekonała. Męczyła mnie landrynkowością.

6/10

środa, 10 września 2025

wosk / świeca Winter Bee Candles Gothic Cathedral

Słodziakowy gotyk

Po ten wosk sięgnęłam szarego, deszczowego letniego dnia. Nie spodziewałam się, że latem znajdzie się jakiś dzień odpowiedni klimatem... A jednak! I całe szczęście, bo już nie mogłam się doczekać powąchania tego wosku. Wydawał się bardzo obiecujący, bo wszelkie kompozycje odnoszące się do katedr, kościołów etc. w mrocznym, gotyckim wydaniu, przeważnie są bardzo w moim typie.

Winter Bee Apothecary Cabinet to oddający starą aptekę, czyli lawendy, mirry, bursztynu, wanilii i migdałów, u mnie jako wosk sojowy, próbka ok. 12g.

Opis producenta
Gothic Cathedral to wyjątkowy zapach. Czerpiąc inspirację z majestatu gotyckiej katedry, wosk oddaje tajemniczą i duchową energię swojego imiennika. Profil zapachowy obejmuje mieszankę białego grejpfruta, skórki limonki, ziołowego toniku, goździków, lawendy, lilii wodnej, geranium, kremowego drzewa sandałowego, białego cedru, mchu dębowego, bursztynu i piżma, tworząc prawdziwie czarujący aromat.
Nuty górne: biały grejpfrut, goździk
Nuty środka: lawenda, lilia wodna, geranium
Nuty bazy: drewno sandałowe, biały cedr, mech dębowy, bursztyn, piżmo


Recenzja

Suchy wosk pachniał bardzo słodko wanilią i kwiatami w kobiecym klimacie. Pomyślałam o drobnych goździkach, różach i liliach ogrodowych oraz wodnych... Całym mnóstwie kwiatów z rześko-wilgotnym elementem. Mieszały się z wątkiem drewna i naturalnego, żywicznego kadzidła. Drewno skojarzyło mi się z meblami, może z jakiejś kaplicy. Wydawało się mocno słodko-wonne i... właśnie nasiąknięte kwiatami i kadzidłem? Z kwiatów wymykał się lekko kwaskawy, cytrusowy akcent, który potem lekko pociągnął... słodki, bardziej "pomarańczowaty" grejpfrut? 

Z kominka pierwsza rozeszła się wanilia z nieco kadzidlanym, dymno-kościelnym echem, które szybko stworzyło mistyczny, trochę kościelno-sakralny klimat. Pomyślałam o chłodnym wnętrzu, w którym rozchodzi się ciężki, trochę duszny zapach kadzidła, palonych świec i kwiatów. Prowadziła goryczkowata lawenda, ale tuż za nią rozchodziły się słodsze lilie i trochę róż.

Odlegle przemknął niemal cytrusowy akcent - raczej jednak jako goryczkowata skórka, kwaskawego soku może doszukałam się dosłownie paru kropelek. Cytrusy kryły się w roślinnym wątku mchu. Ten wraz z kwiatami i kadzidłami trochę ocieplał chłodno-kościelny wątek. Dołączyło do tego drewno, a i kadzidło z czasem uległo i także poszło w cieplejszym kierunku. Zrobiło się przytulniej i wręcz trochę... milusio? Z czasem myśl o zadymionym, zastawionym kwiatami kościele zniknęła na rzecz lasu, przemierzanego w parny dzień, mchu i słodko-dusznawych kwiatów. Wszystko to zwieńczyła wanilia, która wróciła z nową siłą. Na końcówce zaczęła dominować i zajęła cały pierwszy plan, wyciszając resztę.

Suchy wosk pachniał intensywnie, a w kominku w sumie podobnie. Rozszedł się szybko i wyraźnie, porządnie, lecz nie utrzymywał się zbyt długo.

Zapach ładny, ale nie jestem pewna, czy aby na pewno adekwatny do nazwy i oddający obiecywane nuty. Owszem, ale tylko w połowie. Wanilia, kwiaty, kadzidło, a potem ogólne ciepło, wprowadzające drewno i mech, później więcej kwiatów i znów wanilia wyszły słodko i niemal przytulnie. Tylko początkowo dało się uchwycić nuty kojarzące się z kościelnym, kadzidlano-kwiatowym wnętrzem. Potem to jakoś poszło w duszno-słodziakowym kierunku. Nie było źle, ale tak zachwycająco, jak by mogło, też nie.

7/10

środa, 27 sierpnia 2025

wosk / świeca Johny Wick Okadzony Jaśmin

Tajemnica odymionych kwiatów

Wosk / świeca Johny Wick Włoska Skóra podobał mi się, więc uznałam, że z ogromną ochotą kupię jakieś inne woski. Padło na kompozycję, której tytuł wydał mi się tajemniczy i niespotykany. Uwielbiam zapach i jaśminu, i dymu, ale jakoś nie umiałam wyobrazić sobie tego w duecie. Wosk wrzuciłam do kominka latem, gdy pogoda przez jakiś czas (a może już na dobre?) dała odetchnąć od upałów i ochłodziło się, aż miło.

Johny Wick Okadzony Jaśmin to zapach kadzideł, różowego pieprzu, jaśminu, piżma i owoców, u mnie jako wosk sojowy, którego do kominka wrzuciłam raz 15g, raz 13g (ok. połowę) i podgrzewałam 2 razy każdą "połówkę" (cały to 28g).

Opis producenta
Mistyczne, tajemnicze nuty drzewa cedrowego oraz gwajaku złagodzone bursztynem i piżmem sprawią, że oczyma wyobraźni zobaczysz majestatyczną świątynię. Poczuj unoszący się zapach kadzideł i różowego pieprzu. Tę podróż urozmaici świeże powietrze z ogrodu przynoszące soczysty aromat śliwki, malin, lilii, paczuli oraz jaśminu. Na pewno czujesz już ten wszechobecny spokój i uświadamiasz sobie, że nigdzie nie musisz się spieszyć. Ważne jest tylko tu i teraz...
Nuty górne: śliwki, maliny, rabarbar, granat
Nuty środka: jaśmin, lilia, goździki, kadzidła, różowy pieprz
Nuty bazy: drzewo cedrowe, drzewo gwajak, paczula, bursztyn, piżmo


Recenzja

Suchy wosk pachniał kwiatami, trochę jaśminowo, ale w cięższy od jaśminu sposób. Przybrał trochę mydlany wydźwięk. Dość wysoką słodycz trochę stonowała wycofana nuta drewna i pewne ciepło. Kojarzyło się z kocykami i sweterkami. 

Z kominka pierwsza rozeszła się kwiatowa słodycz, podkreślona soczystymi, bardzo słodkimi i jednocześnie lekko kwaskawymi owocami. Pomyślałam o granacie i malinach, może też okrągłych, dużych śliwkach, z których sok aż się leje. Kwiaty i owoce przeplotło pewne ciepło... Przypraw i kadzidła? Wyobraziłam sobie dym z kadzidełek, którym nasiąkły jakieś mięciutkie, ciepłe sweterki i kocyki.

Z oddali przybył akcent drewna, owoce zaś zaczęły cichnąć, acz zupełnie nie zniknęły. Drewniany motyw powoli się nasilał. W nim też było coś ciepłego i z czasem trochę zlał się w jedno z kadzidłem. Przewinęła się tam jeszcze subtelna, ledwo uchwytna nuta ziemi. Odnotowałam przy nich lekką ostrość. Kojarzyła mi się trochę z jesiennymi liśćmi, ale to nie były wyraźnie, i na pewno nie tylko, liście. Powiedziałabym, że również ostrość pieprzu, ale niemal kwiatowo lekkiego... I właśnie żywe, wonne kwiaty uderzyły z nową mocą. Wyraźnie przewodził im rześki jaśmin, intensywnie pachnący wieczorami.  Towarzyszyły mu inne, dosadnie pachnące kolorowe kwiatki. Kwiaty, mimo że świeże w harmonii połączyły się z ogólnym ciepłem, budujący przytulny i milusi, choć lekko pieprzny klimat. Tylko echo malin i granatu trochę jakby się nie umiało do tego dopasować. Acz na szczęście nie było silne.

Suchy wosk pachniał średnio mocno, zaś w kominku mocno od pierwszych chwil. Rozchodził się szybko i wyraziście, równomiernie. Zapach utrzymywał się długo i nie dusił, mimo dosadnego charakteru.

Po powąchaniu suchego wosku bałam się, że pójdzie w mydlanym kierunku, jednak z kominka na szczęście rozeszły się żywe kwiaty, początkowo wsparte czerwonymi owocami, potem drewno i trochę liści, kadzidło, pieprz i jeszcze więcej kwiatów, tworząc milusi, tulaśny klimat, który jednak miał w sobie pewien pazur. Nie był nudny. Nie jestem jednak w pełni przekonana, czy aby na pewno te owoce tu pasowały, ale bardzo nie raziły.

8/10

sobota, 12 lipca 2025

wosk Bomb Cosmetics Mini Melts Shiny Happy Purple

Pachnący fiolet

Po tym, jak zachwycił mnie wosk.... postanowiłam zaopatrzyć się w kolejny tej marki. Nie chciałam jednak nic owocowego, a jakoś wiele kompozycji obracała się wokół owoców. Myślałam o czymś... Bardzo autorskim, że tak powiem. O czymś, co pokazałoby mi jakiś konkretny pomysł Bomb Cosmetics. I padło na fiolet, mój ulubiony kolor zaraz po czarnym. Fakt, raczej w tonacji ponurej, niż radosnej, ale nuty brzmiały obiecująco. A pomysł na skomponowanie zapachu kolorowi wydał mi się bardzo ciekawy. Wrzuciłam go do kominka, gdy lato trochę odpuściło i cały tydzień było szaro i pochmurno (jak lubię, ale kolor tylko w kominku dopuszczałam). 

Bomb Cosmetics Mini Melts Shiny Happy Purple to zapach lawendy i zielonych liści; u mnie jako wosk (35 g; wrzucałam po ok 11-12g).

Opis producenta (chyba; ze strony sklepu)
Delikatne nuty lawendy i zielonych liści.


Recenzja

Suchy wosk zapachniał męskim żelem pod prysznic w wariancie lawendowym. Dosłownie poczułam się, jakbym weszła do wilgotnej łazienki, w której tylko co brano prysznic/kąpiel, używano naturalnego mydła i kosmetyków, w efekcie czego cała pachnie słodkawo-goryczkowatą lawendą. Lawenda mieszała się z goryczką większego bukietu ziół, a także świeższym, ciepło-wilgotnym motywem lasu, przemierzanego ciepłą wiosną.

Z kominka bardzo szybko rozeszły się masywne, ciemnozielone liście, przeplecione goryczkowatą lawendą. Liście wiązały się z lekko chłodzącym motywem, kojarzącym się z aloesem. Lawenda nasilała się, pokazując swój ciężki charakter. Pomyślałam o ryzykownie mocnym naparze z lawendy. Zielone, świeżo-rześkie rośliny tak jednak nad nim pracowały, tak go urabiały, że po pewnym czasie poczułam się, jakbym przeniosła się na pole kwitnącej lawendy, nieopodal lasu. Obok ziołowo goryczkowatej lawendy zaznaczył się bowiem niemal leśna, trochę poważniejsza nuta drewna... Drzew w zasadzie, bo na pewno żywych.

Intensywna, ciężka lawenda trochę oddaliła się od zielonych roślin, zostawiając je w tyle. Weszła w sojusz z drewnem. Podkręcały się nawzajem, jawiąc się jako poważniejsze i dostojne. Za nimi zaś rześkość zaczęła robić drobne aluzje do wilgotnej łazienki, w której brano ziołową kąpiel. Łazienki kogoś, kto używa ziołowych specyfików... I... apteki? Łazienka zmieniła się w naturalną, pełną ziół aptekę. Wszystko to pod pieczą lawendy.

Po zgaszeniu świeczki kompozycja zaraz wyciszyła się, jednak... nuty łazienkowo-kosmetyczne, około lawendowe, ale bardziej mydlane ostały się do kolejnego dnia. I to (ta kosmetyczność) jedyna wada wosku.

Suchy wosk pachniał intensywnie, a w kominku choć chwilowo na początku zapowiadał się raczej łagodnie, też uderzył z pełną mocą. Rozszedł się po pokoju z kominkiem i nie tylko może nie błyskawicznie, ale dość prędko i z łatwością. Był wyczuwalny bardzo wyraźnie, ale nie szczególnie długo. Chociaż... to akurat kwestia złożona, bo pojedyncze nuty zostawały do dnia drugiego.

Lawenda cały czas dominowała, a jedynie jakby... trochę zmieniała towarzystwo? Najpierw prezentowała się w towarzystwie zielonych roślin i aloesu, potem drewna. Przewinęła się jeszcze ziołowa łazienka, która na szczęście końcowo zmieniła się w ziołową aptekę. Bardzo, bardzo mi się to podobało. Nie jestem pewna, czy zapach dobrze oddaje nazwę wosku, ale jest piękny.

9/10

piątek, 13 czerwca 2025

świeczka / wosk Kringle Candle Kittens & Cashmere

 Owocowy kotek

Nie byłabym sobą, gdybym nie skusiła się na świeczkę czy wosk z kociakiem na etykiecie. Mały rozmiar to czynnik sprzyjający zakupowi, ale obiecywane nuty... To już bardzo mocny argument optujący za kupnem. Zawsze cieszę się jak głupia, jak ładna etykieta zgrywa się z ładnymi nutami! Jako że ogólnie mam zaufanie do marki Kringle, świeczkę kupiłam w zasadzie jako pewniak. 

Kringle Candle Kittens & Cashmere Daylight to świeczka o zapachu chłodnego powietrza, śniegu, eukaliptusa i bursztynowego drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku.

Opis producenta
Świeży, mroźny zapach otula aromatyczną zielenią, żywymi igłami jodły i oprószonym lodem eukaliptusem, połączony z delikatnymi nutami bursztynowego drewna, przebłyskami mięty zielonej i śnieżnobiałym piżmem.
Nuty górne: ozon, zieleń, zioła
Nuty bazowe: igły jodły, eukaliptusowa mięta
Nuty dolne: zioła, bursztynowe piżmo


Recenzja

Sucha świeczka uderzyła cukierkowo-soczystym, słodko-kwaśnym zapachem, łączącym owoce leśne, maliny i kwiaty. Do głowy przyszła mi też bawełna, miękkie tkaniny wywieszone na balkon lub w ogrodzie, dodające przytulny element. Czułam też rześki... czerwony owocowy napój z miętą: wariant  malina&mięta, wiśnia&mięta czy coś takiego oraz specyficzny duet jagód leśnych z miętą. Coś jak guma Wrigley's Airwaves Cool Cassis. Ogólną słodycz wzmocniła też szlachetna wanilia, jeszcze uwypuklając wręcz karykaturalną landrynkowo-cukierkową owocowość. W tle zaś zaplątało się trochę drzew iglastych i niemal zimowy powiew, zaproszony do kompozycji przez miętę.

Z kominka najpierw zaczęły się rozchodzić bardzo soczyste ciemne leśne jagody i słodko-rześka mięta. Wyszła orzeźwiająco, wręcz chłodząco. Przez ten motyw wkradł się lasek iglasty w zimowej scenerii. Jagody, ogólnie owoce leśne zaczęły się nasilać. Łączyły rosnącą słodycz i kwaskawe przebłyski. Z czasem doszły do nich jeszcze maliny i czarne porzeczki. Maliny i porzeczki o lekko pudrowo-cukierkowych zapędach.

Mięta w tym czasie nie próżnowała. Dołączyło do niej trochę poważniejszych, cierpkawych ziół i eukaliptus. Wręcz mentolowość. Ochłodziło się, a słodycz dalej rosła już nie tylko w cukierkowym, ale i chłodniejszym tonie. Razem z miętą eukaliptus przemieszał się z owocami, przekładając się na myśl o jakiś napojach owoce leśne&mięta i malina&mięta oraz o gumach Wrigley's Airwaves Cool Cassis. W ostatnich ukryła się cukierkowość. Gumy te zaczęły z czasem dominować, a motyw owocowo-cukierkowy, landrynkowy za wszelką cenę starał się z nich wyrwać. Czuć zasładzająco-duszące zapędy tej cukierkowej słodyczy.
W oddali doszukałam się, może trochę na siłę, motywu prania tylko co zebranego z suszarki na ukwieconym balkonie lub ogrodzie. Prania bawełnianego. Pobrzmiewało mi bowiem coś przytulniejszego, teoretycznie w pewien sposób ciepłego, ciepło-dusznego, ale jednocześnie świeżego.

Co ciekawe, zapach utrzymujący się drugiego dnia, poszedł w mocno cukierkowym kierunku jak wąchany suchy wosk.

Świeczka zarówno na sucho jak i podgrzewana jako wosk pachniała bardzo intensywnie. Zapach rozchodził się błyskawicznie i utrzymywał długo, wyraźnie nawet do kolejnego dnia. Niestety jednak nie całościowo - najwytrzymalsze były te cukierkowe motywy.

Zapach na sucho sprawił, że aż bałam się wstawić podgrzewacz do kominka. W kominku jednak wszelkie jagody, porzeczki i maliny z miętą oraz eukaliptusem wyszły o wiele lepiej, bo nie aż tak strasznie cukierkowo. Tak, cukierkowość pobrzmiewała, ale podczas podgrzewania wosku znalazła się na dalszym planie. Wręcz zimowe tony, drzewa iglaste ciekawie się tu przewijały. Całość pomysłowa i w sumie częściowo przyjemna. Za nic jednak nie pasuje do tytułu i etykietki i nie oddaje nut z opisu - znaczy... chłód i mięta były, ale jako jeden z dwóch głównych wątków, mieszając się z owocami. Może chodziło o to, że będzie tak słodko, jak słodki jest kociak na etykietce? Pff. Obiecywane nuty też nie zapowiadały tego, co wyszło, ale na szczęście wyszła kompozycja ładna. Nie kupiłabym, gdybym wiedziała jak pachnie i jak utrzymuje się w pomieszczeniu, ale nie mogę powiedzieć, że bardzo żałuję zakupu. Gdyby nie ta długo utrzymująca się cukierkowość, zdobyłby znacznie wyższą ocenę.

6/10