Magia etykietki
To nic, że dostrzegłam ten wosk późną wiosną... Gdy tylko zobaczyłam etykietę i obiecywane nuty, wiedziałam, że go chcę. Uznałam, że poczeka na odpowiednią chwilę, a dokładniej na Yule. Kocham góry, ale zazwyczaj zimą robiłam od nich przerwę przez za ekstremalne warunki. Dopiero w tym roku zaczęłam chodzić też w grudniu - acz na bezpieczniejsze trasy niż chodzę latem. Wosk, jakoś oddający klimat gór zimą, wydał mi się obiecującym substytutem. Oj, i tu zadziałała magia etykietki - nie mogłam się oprzeć. Ciekawe, czy tak samo by mnie ten zapach zainteresował, gdyby etykieta była inna. Cóż... Pozostawało mieć nadzieję, że nos dostanie coś podobnego do tego, co dostały oczy.
Classic Candle Magic Winter to zapach oszronionych drzew iglastych od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).
Opis producenta
Idealny zapach na zimowy, mroźny czas... aromat pełen zmrożonych igieł oszronionych drzew... eukaliptusa, drewna, cedru…
Recenzja
Suchy wosk pachniał wyrazistymi drzewami iglastymi. Nie wiem, czy cedrem; m.in. pewnie też. Ja poczułam się, jakbym znalazła się w lasku małych drzewek żywych, rosnących w łagodnie zimowej scenerii. Pomyślałam o początkach zimy i pierwszym śniegu, który zaraz się stopi, bo jest jeszcze stosunkowo ciepło. Motyw śniegu napędzała rześkość eukaliptusa i mięty, które niosły ze sobą też słodycz. Tę podkręciła wanilia, sprawiając, że kompozycja wydała mi się milusia. A jednak mimo tego wszystkiego w oddali czaiło się tło jakby... iglasto-leśnej kostki toaletowej?
Z kominka pierwszy najwyraźniej rozszedł się motyw drewna. Drewna raczej iglastego. Do głowy przyszedł mi przede wszystkim cedr o charakterze spokojnym, dość poważnym, nawet z lekką goryczką i... czymś. W oddali przemykał trudny do nazwania, niezbyt przyjemny akcent. Dopiero za samą drewnianością pojawił się jednoznacznie iglasty motyw, a więc trochę kwaskawy, trochę rześki. Powoli zaczął się tworzyć obraz lasku, w którym rosną malutkie drzewka iglaste. Przemykał między nimi słodkawy chłód - powiedziałabym, że eukaliptus, może trochę mięty. Podpowiedziały zielonym igiełkom lekkie przemrożenie. Wyobraziłam sobie też lekko prószący śnieżek, który zaraz się stopi.
Słodycz rosła i rosła. Leniwie, ale konsekwentnie i z czasem trochę odłączyła się od chłodu, serwując trochę wanilii. Wanilia podkreśliła drewno, samo drewno bez iglastej otoczki i końcowo drewno cedrowe znów zdecydowanie dominowało. Iglastość robiła mu za tło.
Z wanilią drewno cedrowe ułożył utworzyło milusi, przytulny, tulaśny klimat. Choć bardzo w oddali czaiła się jakby... "leśna" kostka toaletowa, ewentualnie zapach samochodowy "choinka" - coś naperfumowanego, nienaturalnego. Wreszcie udało mi się uchwycić to nieprzyjemne coś! Im dłużej wosk się ogrzewał, tym coraz silniejsze było skojarzenie z kostką toaletową.
Suchy wosk pachniał dość intensywnie, ogrzewany bardzo intensywnie. Jeszcze nie siekierowo, ale chwilami już prawie dosadnie. Rozchodzi się szybko i jest wyczuwalny mniej więcej równomiernie, w całym pokoju z kominkiem. Po zgaszeniu podgrzewacza utrzymuje się jeszcze jakiś czas, ale w końcu znika w średnim czasie.
Kompozycja byłaby ładna, gdyby nie zmierzała w kierunku kostki toaletowej. Dużo drewna, iglastość, eukaliptus i poczucie przemrożenia, przytulna, waniliowa słodycz - ileż w tym potencjału! Niestety, sztucznawa kostka toaletowa cały czas się czaiła, a z czasem w ogóle się narzucała.
5/10


















