poniedziałek, 4 września 2023

wosk Goose Creek Suit & Tie

Ugrzeczniony krawatem

Kocham męskie zapachy, męskie perfumy (oczywiście te dobre), ale jednocześnie nie przemawiają do mnie świece czy woski "dla mężczyzn", dedykowane dla nich. Na etykietach niektórych w dodatku pojawiają się wizerunki panów, które... w moim odczuciu raczej wzrok płci przeciwnej mogły by przyciągać. Dla kogo więc są woski z serii "dla mężczyzn" Goose Creek? Niezbyt mnie obchodziło, co założył sobie producent, miałam nadzieję, że dla mnie. I choć z panem z etykietki na żaden wieczorowy bal bym się nie wybrała, to zapach zapowiadał się... elegancko i kusząco.

Goose Creek Suit & Tie to zapach inspirowany wieczorowym strojem męskim, u mnie jako wosk (w opakowaniu 59g, czyli 6 kostek po ok. 10g).

Opis producenta
Za chwilę rozpocznie się wieczorny bal. To wymaga garnituru i krawata!
Nuty zapachowe: musująca bergamotka, kalifornijska cytryna, leśna szałwia, kwiat jaśminu, białe przyprawy, mech dębowy, białe drewno, czyste piżmo


Recenzja

Suchy wosk uderzał mnogością nut w męskim tonie. Mech i drewno mieszało się z ciepłem przypraw i soczystością. Ta była subtelna, ale ewidentnie kwaśna. Pomyślałam o mieszance cytryny, limonki i może grejpfruta, mieszających się z... kwaskawymi ziołami? Szałwią? Obok ziół odnotowałam słodkie kwiaty. Kwiaty zmieszały soczystość i rześkość z drewnem. To kojarzyło się z mięciutkim mchem, lasem... wyprawą po lesie jakiegoś ciepłego, pogodnego dnia, kiedy to ucieka się od słońca coraz głębiej w wilgotny, acz wciąż ciepły, las.

Z kominka pierwsza rozeszła się delikatna, słodka nuta jakby wilgotnego, kwitnącego jaśminu i innych drobnych kwiatów oraz równie wilgotnego mchu. Ten miał w sobie pewne ziołowe, roślinne ciepło. Pomyślałam o mięciutkim mchu w lesie, pełnym aromatycznych ziół i drobnych kwiatów. Konwalii, dzwonków? Przytuliły się do jaśminu.

W leśnym wątku znalazło się też drewno, drzewa. Oczami wyobraźni zobaczyłam masywne pnie, korę pokrytą mchem... Korę miejscami odpadającą, korę i drewno leżące na ziemi, wilgotniejące od roślin i pokryte mchem. Ziołowa goryczka przedstawiła się jako szałwia, a z czasem dołączyła do niej goryczka cytrusów. Te były niczym z dobrych, męskich perfum. Przodował grejpfrut, a tuż za nim słodsza pomarańcza i kwaśna cytryna. Zrobiło się po chwili jeszcze kwaśniej, goryczkowato - przemknęła limonka. Raz czy drugi do głowy przyszedł mi pot maskowany męskim dezodorantem, ale na szczęście to było przelotne i prawie nieuchwytne. Cytrusy przemieszawszy się ze słodkimi kwiatami i spokojnym, gorzkawym drewnem uspokoiły się i... jakby osiadły w mięciutkim, wilgotnym mchu.

Suchy wosk pachniał dość mocno, a w kominku też jedynie w miarę mocno. Niestety nie był siekierą, na jaką liczyłam. Niemniej wyraźnie go czuć w całym pokoju dość szybko. Rozchodził się równomiernie, a utrzymywał długo - pobrzmiewał jeszcze kolejnego dnia, mimo okna otwartego na noc.

Zapach był ładny, kwiatowo-leśny, dużo w nim drewna i mchu, cytrusów oraz ziół. Miał bardzo męski charakter. Nie za słodki, mimo słodyczy, przyjemnie poważny, a jednak czegoś mi brakowało. "Tego czegoś", aż trudno sprecyzować. Podobnie z intensywnością mogłoby być nieco lepiej. Wtedy mogłabym się zakochać. Tak to... zapach był za bardzo uładzony, wygłaskany - taki faktycznie wepchnięty pod krawat, "sztywny", gdyby była mowa o człowieku.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz