piątek, 31 października 2025

świeca Colonial Candle Grave Dust

Zakurzona świeca?

Nim ta świeca wreszcie trafiła do mnie, sporo musiało minąć. Otóż wypatrzyłam ją już 2 lata temu, ale spóźniłam się z zakupem i mi ją wykupili. Przebolałam. A gdy rok później na Halloween wróciła, obserwowałam ją bacznie. Czekałam jednak na promocje w listopadzie i... Udało mi się! Tak oto wreszcie mogłam się nawąchać czegoś, co z opisu brzmiało pięknie. Już na starciu żałowałam jednak, że wygląd, kolorystyka za nie pasują zbytnio do Halloween / Samhain i zwyczajnie do mnie nie przemawiają. Jedynie wieczko z pajęczyna uznałam za ładne. Całość wykonana w USA.

Colonial Candle Grave Dust to zapach przypraw, czarnej herbaty, róży, dymu i drewna, u mnie jako świeca 411g z 3 knotami, z kolekcji Haunted.

Opis producenta
Upiorne powitanie z głębi straszliwych cieni, kolekcja Haunted to mrożąca krew w żyłach gratka na Halloween.
Nuty górne: liść goździka, papryka, cynamon
Nuty środkowe: aromatyczna czarna herbata, delikatne płatki róży
Nuty dolne: dym, drzewo cedrowe, świeża sosna


Recenzja

Na sucho świeca pachnie słodkimi, suszonymi kwiatami i ciepłymi przyprawami przede wszystkim. Kwiatów czułam sporo różnych - drobnych, kolorowych goździków, może pojedyncze chryzantemy... Do głowy przyszły mi róże częściowo jako kwiaty, a częściowo wchodzące w skład dobrych, damskich perfum. Te otworzyły drogę ciężkości, którą podłapał dym i drewno. To jednak wniosło też świeżość, jakby powiew chłodniejszego powietrza i drzewa iglaste. Acz trzymały się tyłów. Przyprawy nie były zbyt jednoznaczne, ale na pewno korzenne - prawie na pewno cynamon. I... herbata? Gorzkawa, nadająca powagi wraz z drewnem. 

Po zapaleniu pierwsze rozeszły się delikatne, wilgotne kwiaty. Były słodkawe, trochę ciężkie. Pomyślałam o różach, raczej jasnych, ciężko-delikatnych wchodzących w skład... wiązanek i innych cmentarnych kwiatowych kompozycji. Odnotowałam też palony motyw, przywodzący na myśl cmentarz, rozświetlony mnóstwem zniczy - wyłapałam ten specyficzny motyw długo palących się knotów, tych dogasających... ogólną paloność, dym. 

Sporo dymu z czasem przytoczyło trochę drewna, a wilgoć... zawilgocone liście i drzewa ogólnie. W te wkradł się jakby jesienny podmuch, wilgoć. Czyżbym wyłapała jeszcze goryczkę czarnej, mocnej herbaty, podkreślające drewniane akcenty? Kwiaty przy nich wydały mi się jeszcze słodszo-ciężkie, wciąż w cmentarnym klimacie. Róże, goździki i pojedyncze chryzantemy? Z czasem kolorowe goździki i kwiaty zbliżone do nich zaczęły dominować nad różami. Aż lekko drapiąco-kręcące w nosie i pikantnawe? Wyłapałam trochę przypraw, w tym cynamon, może nawet ociupińka chili. Te zasugerowały też suszone płatki kwiatów i... suche liście herbaty? Wzbogacone kwiatami.

Sucha świeca pachniała średnio mocno. Palona początkowo przez dłuższy czas także, a dopiero po dłuższym pokazywała moc. I tak jednak nie siekierową.

Zapach w zasadzie bardzo ładny, ale nie do końca oddający to, co obiecał producent. To obraz wilgotnego drewna i mnóstwa rozmaitych kwiatów. Kojarzyły się z kwiatami cmentarnymi, podkreślił je wyrazisty dym i sugestia herbaty, jednak raczej spokojny, bez pikanterii i "mroczniejszych" nut. Mi trochę żal tej herbaty - okazała się znikomym akcentem. A jednak do jesienno-halloweenowej pory, to kompozycja adekwatna. Do świecy mam jeszcze drobny zarzut, że mimo 3 knotów potrzebuje sporo czasu, by porządnie rozbrzmieć z pełną mocą. Będę palić ją co jakiś czas, to pewne - nie pokryje się kurzem na półce.

9/10

piątek, 24 października 2025

świeczka / wosk Kringle Candle Autumn Road

Czekolada, która przestraszyła liście

Jesień to zdecydowanie moja najukochańsza pora roku, więc chyba nie powinno dziwić, że i kompozycje zapachowe z nią związane są moimi ulubionymi. Zwłaszcza te, oddające liście. Czy to złoto-czerwone, czy gnijące i ziemiste. A gdy jeszcze dochodzi piękna etykieta, przyciągająca wzrok... no cóż nawet nie próbuję się opierać. Na widok dzisiejszej od razu aż się chce ruszyć na spacer taką aleją albo... wrzucić wosk do kominka (bo świeczkę postanowiłam używać właśnie jako wosk, wykrajając i nakładając odpowiednią ilość do kominka).

Kringle Candle Autumn Road Daylight to świeczka o zapachu chłodnego powietrza, śniegu, eukaliptusa i bursztynowego drewna od Kringle Candle Company; u mnie jako Daylight (42 g); potraktowany jako wosk - w kominku (wrzuciłam do niego ok. 10-11g).

Opis producenta
Przejażdżka krętymi uliczkami Nowej Anglii, wysadzanej drzewami, których jesień skąpana jest w głębokiej czerwieni – dokładnie to uczucie oddaje zapach Autumn Road. Kakao, gałka muszkatołowa i kawa w połączeniu z orientalnymi przyprawami i paczulą wyczarowują wyjątkowe, korzenne doznania.
Nuty górne: orientalne, kakao
Nuty bazowe: kawa, gałka muszkatołowa
Nuty dolne: paczula, drewno


Recenzja

Na sucho świeczka pachniała intensywną słodką wanilią i gorącym kakao na mleku, też chyba właśnie wanilią posłodzonym, z dodatkiem przypraw ciepłych, ale dalekich od ostrości. Za kakao pobrzmiewało plastikowo czekoladowe, sztuczne echo. Z ciepłem mieszał się zapach suchych liści i także suchego drewna. Z przypraw trudno było coś konkretnego uchwycić, a do głowy przyszła mi jeszcze łagodna kawa latte z przyprawami.

Z kominka najpierw wymknęła się wanilia. Dosadnie słodka, ale jeszcze nie jakoś naprawdę bardzo silna. W siłę dopiero rosła. Podkradł się do niej akcent szeleszczących, złotych liści tańczących w jesiennym słońcu oraz plastik, udający kakao.

Plastikowa nuta kakaowo-czekoladowa raz po raz przemykała w kompozycji, bez ogródek podczepiając się pod wanilię. Wyobraziłam sobie duszno słodkie od nadmiaru wanilii gorące kakao na mleku. Liście ledwo się przy tym utrzymały, acz starały się pobrzmiewać. Z czasem wychyliło się jeszcze drewno i szczypta ciepłych korzennych przypraw - gałki muszkatołowej? Mleko wraz z nią zasugerowało przesłodzone korzenne latte, które odciągało uwagę od plastikowości kakao, lecz niestety ono cały czas się w tej kompozycji plątało. Odrobina drewna siliła się na podkreślenie przypraw, ale kiepsko jej szło. Wanilia końcowo niestety też dołączyła do kakaowo-czekoladowej plastikowości.

Suchy wosk pachniał intensywnie, w kominku też. Potrzebował jednak chwili, by porządnie i równomiernie się rozejść. Gdy już to zrobił był wyczuwalny dobrze - jeszcze trochę i mógłby męczyć, dusić. Utrzymywał się porządnie i dość długo, ale nie miałam wrażenia, że wgryza się w pomieszczenie.

Wosk na szczęście nie był tak napastliwy jak większość czekoladowo-kakaowych zapachów, ale w zasadzie nie mam za co go pochwalić. Ani trochę nie oddaje etykietki czy tytułu, a nuty wyszły plastikowo. Wanilia i kakaowo-czekoladowe motywy z dodatkiem mleka zdominowały odrobinkę liści i drewna. Gdyby proporcje się odwróciły, mogłoby być nieźle a tak odkąd tylko wosk rozszedł się po pokoju, walczyłam ze sobą, by nie zgasić świeczki... I zaraz to zrobiłam i wzięłam się za wietrzenie. Cóż... ta plastikowa czekolada chyba do serca sobie wzięła, że październik to miesiąc straszenia i wystraszyła liściowy motyw.

2/10

czwartek, 2 października 2025

świeczka / wosk Country Candle Merlot Vines

Niewinna winnica

Obecnie wina nie piję, a jak dodaję jakieś do gotowania, psuje mi danie, jednak świeczka, obiecująca winnicę z tak pięknymi winogronami (niemal czarne, granatowe to moje ulubione), z łatwością przyciągnęła moją uwagę. Szkoda, że nie doczytałam opisu, w którym wyraźnie jest napisane, że chodzi o winogrona różowe (acz i te lubię, choć nie wszystkie odmiany). Pomyślałam, że być może wpisze się w klimaty Goose Creek Beautiful Creatures czy chociaż Yankee Candle Vineyard; że będzie do nich podobna. Wosk (wosk, bo potraktowałam to właśnie tak) ten jednak wydawał się być idealny dla mnie tej jesieni, bo jakoś nie mogłam trafić w tym sezonie na satysfakcjonujące winogrona.

Country Candle Merlot Vines to zapach oddający klimat zimowej drzemki; u mnie jako Daylight (42 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 10-11g).

Opis producenta
Delikatny biały dąb otulony, niczym lśniącymi klejnotami, nutami czerwonych winogron i bogatych gron Merlot, podkreślony delikatnymi akcentami czerwonej róży.
Nuty górne: porzeczka, winogrono
Nuty bazowe: róża, jagoda
Nuty dolne: drewno, piżmo


Recenzja

Na sucho świeczka zapachniała mi bardzo soczyście i świeżo mieszanką winogron, drobnych ciemnych owoców z malinami oraz kwiatów. Na pewno czułam róże, ale chyba też jaśmin. W tle zaznaczyło się poważniejsze drewno i motyw suchych, szeleszczących jesiennych liści. Może też, trochę z nimi związana, odrobinka syropu klonowego? Całość wydała mi się bardzo ciepła.

Z kominka pierwsze wyłoniły się słodkie, zahaczające o cukierki / landrynki maliny. Po chwili mieszały się z innymi drobnymi owocami. Do głowy przyszły mi jagody, porzeczki i... może i winogrona gdzieś wśród nich przemknęły. Zdecydowanie jednak dominowały owoce lasu w wydaniu coraz bardziej cukierkowym. Winogrona - ciemne i różowe - podchwyciły niemal cukrową słodycz i przedstawiły się jako dżem czy galaretka "jelly" winogronowe.

Do głowy przyszło mi też nadzienie z przesłodzonych, lukrowanych pączków, które ma różany charakter, a opiera się na mieszance czerwonych owoców. Takie coś słodziaśnego i marmoladowego. Pączki... w zasadzie też czułam jako takie. Świeże i jeszcze ciepłe, a do tego okrutnie przesłodzone. W tle bardzo nieśmiało, pod to pączkowe ciepło, podkradła się odrobinka jesiennych ni drzew, ni liści. Nie zagrzało jednak miejsca na długo, a cukierkowo-landrynkowe owoce leśne natarły z nową mocą. To właśnie one, z malinami na czele, zakończyły, jak i rozpoczęły występ. Winogrona - też cukierkowe - tylko jakoś tam sobie przy nich lekko pobrzmiewały.

Świeczka zarówno na sucho, jak i używana jako wosk, pachnie intensywnie. Z kominka zapach rozszedł się szybko i wyraziście, równomiernie. Wydał mi się trochę zbyt dusząco-wgryzający się w pomieszczenie. Utrzymywał się jednak średnio długo. Na drugi dzień nie było już po nim śladu.

Zapach mi nie podszedł i nie oddaje tytułu, etykietki. Zamiast winogron i winiarni, otrzymałam słodziakowate, przesłodzone cukierki, landrynki w wariancie owoców leśnych. Przewodziły maliny, a winogrona tylko się tam trochę plątały. Natłok tych przesłodzonych, "słodyczowych" owoców dopełniła wizja pączków z marmoladą różaną z czerwonych owoców. Drzew czułam ogromny niedosyt, można by je przeoczyć, a były jedynym, co mogłoby uratować kompozycję od przesłodzenia. Uwierzę, że może się podobać lubiącym takie owocowe słodziaki, bo jakościowo nie mam zarzutów, ale mnie ta kompozycja nie przekonała. Męczyła mnie landrynkowością.

6/10