Raj na ziemi?
Magiczne motywy w woskach i świecach przyciągają mój wzrok, ale to jeszcze nie wszystko. W ich przypadku jeszcze etykieta nie wystarczy, bym kupiła. Acz fakt, że magiczny grzyb w tej kolorystyce naprawdę kusił. Piękny! Za to obietnica mocno paczulowego zapachu, który mógłby taką etykietkę oddawać, to już było coś. Nie wiem, czy reszta wypisanych nut pasowała mi do paczuli, ale do etykiety owszem. Musiałam więc sprawdzić, jak to wszystko zagra w kominku!
Classic Candle Patchouli Paradise to zapach paczuli, kwiatów, sandałowca i mirry od Classic Candle Company; u mnie jako Daylight (43 g) potraktowany jako wosk - w kominku (wrzucałam po ok 11-12g).
Opis producenta (chyba, bo powtarzał się na stronach sklepów)
Na szczycie piramidy zapachowej królują głębokie akordy paczuli, tuż za nią kroczy bergamotka, wetyweria, fiołek i drewno sandałowe. Całość kompozycji splata bursztyn piwonia i mirra. Piękny i tajemniczy zapach.
Recenzja
Na sucho świeczka pachniała dosadnie słodko, acz z wyraźnym, poważniejszym, goryczkowatym echem. Kwiaty ogrodowe oraz leśna drobnica (fiołki, konwalie) mieszały się z kadzidlano-żywiczną, ciepłą słodyczą i chyba wanilią, tworząc milutki, spokojny i przytulny wątek. Obok stanęło ciepło-orientalne drewno. Wszystko to przeplótł motyw ziemi i mchu, które przywodziły na myśl las jakiegoś parnego, ciepłego dnia. Odnotowałam jeszcze odrobinę słodko-goryczkowatej pomarańczy, a w oddali jeszcze dym, które nadały temu pewnej tajemniczości.
Z kominka pierwsza rozeszła się ciepła słodycz, budująca przytulny klimat. Wanilia - wyobraziłam sobie nie tylko laskę, ale i kwiaty wanilii - mieszała się z białymi kwiatami ogrodowymi i leśnymi. Dzwonki, konwalie i inne wniosły pewną wilgoć, świeżość. A jednak ta prawie zupełnie się zatracała. Rosło bowiem ogólne, nie tylko słodkie, ciepło. Do słodyczy doszło neutralniejsze, łączące drewno sandałowe i suche, żywiczne kadzidła.
Z czasem kadzidła okazały się kadzidłami palonymi, znad których unosiło się trochę dymu. Obudził goryczkę. Kompozycja zrobiła się poważniejsza. Pojawiła się ziemia. Nasiliła się, a leśne kwiaty pokierowała w stronę mchu i najniższej warstwy lasu. Wszelkie opadłe gałązki, kora, zalegające na chłodnej ziemi podtrzymały rześkawość kwiatów. Ta urozmaiciła cały czas głównie ciepłą kompozycję. Ciepłą do tego stopnia, że aż chciałoby się zdrzemnąć... w tym jakże przytulnym lesie, na mchu mięciutkim niczym puchowa kołdra. W rześkości i goryczce odnotowałam słodką wręcz soczystość - chyba pomarańczę. Przypomniała o słodkich kwiatach, do których już z całą pewnością dołączyła wanilia. Odważniejsza i spójna ze słodkim drewnem i żywicznymi kadzidłami. Tym razem rześkość udało się ciepłym nutom zagłuszyć zupełnie.
Suchy wosk pachniał średnio intensywnie, w kominku mocniej. Zapach rozchodził się w średnim tempie, ale już jak się rozszedł, czuć go porządnie. Wydawało się, że wgryzie się w pomieszczenie, ale rozszedł się i zniknął jakiś nie za długi czas po zgaszeniu świeczki.
Ogół mi się podobał, jednak nie chwycił tak, jak myślałam, że chwyci. Od słodyczy i ciepła wyszedł trochę zbyt ciężko-rozleniwiająco. Nuty wspaniałe, bo i kwiaty, i drewno, i ziemia, i las rozbrzmiały bardzo wyraźnie, a jednak coś tu nie wyszło, bym mogła zachwycić się na maksymalną, czy nawet 9/10, ocenę. Brakowało temu wszystkiemu... Pazura?
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz